To co Wagonow zrobił Porterowi przekroczyło wszelkie dopuszczalne granice ryzyka Amandy. Była na niego wściekła. Najwyraźniej trafiła w bardzo czuły punkt pana Rosjanina, skoro tak ubódł go ten artykuł, ale to że nasłał na niego zbirów i to jeszcze tych o różnokolorowych tęczówkach… ten, ten podły, zimny DRAŃ.
Najbardziej złościła ją jednak własna bezsilność. Najchętniej nawrzucałaby Wagonowowi i kopnęła go w klejnoty rodzinne, ale po prostu się bała. Albo gdyby chociaż była profesjonalistką jak Garrett czy narwana jak Chopp, pewnie złapałaby Wagonowa za kołnierz, zaciągnęła w jakiś ciemny kąt i siłą wycisnęła cała prawdę. Tylko czy wtedy nie zniżyłaby się do jego poziomu? Wstyd palił jej policzki, kiedy rozmawiała z kolegą w redakcji.
Na szczęście Porter nie czuł do niej urazy i nawet przydzielił spokojne, przyjemne zlecenie.
Pomyślała, że musi mu jakoś wynagrodzić poniesione straty fizyczne i moralne.
Spokojne popołudnie spędzone wśród ludzi, którym obce były ghule, mroczne tajemnice czy inne strachy dobrze jej zrobił. Delektowała się pięknymi plenerami, pogodą i całą NORMALNĄ atmosferą i utrwalała ją okiem aparatu fotograficznego.
Odprężona i w dość dobrym humorze powróciła do domu.
Niestety rzeczywistość po raz kolejny dała o sobie znać. W salonie czekał na nią olbrzymi bukiet róż, który natychmiast przywołał złe skojarzenia i obraz fałszywej owieczki w wilczej skórze.
Nie mogła dopuścić do następnego spotkania z tym typem. Z determinacją usiadła do pisania artykułu o zwykłej, nudnej (jak kiedyś uważała) rzeczywistości i do wywoływania zdjęć. Musiała ponownie oderwać myśli. Zamknięta w ciemni, rozwieszając zdjęcia do wysuszenia, rozmyślała o tym jak bardzo zmieniło się jej życie.
Potem, ciągle jeszcze pełna energii dopilnowała, aby Wegener otrzymał jutro wygodny, przestronny pokój. Była ciekawa tego człowieka. Victor bardzo mu ufał i mimo, że nie znała profesora, to ogromnie liczyła na jego pomoc.
Z nową nadzieją w sercu na szybkie wyjaśnienie sprawy położyła się spać.
***
Poranek przywitał ją zapachem świeżo parzonej kawy, którą pokojówka postawiła na stoliku. Zdziwiona przez chwilę nie wiedziała dlaczego została obudzona, ale przypomniała sobie, że sama o to prosiła. Profesor przyjeżdżał dzisiaj z obstawą z Bostonu.
Zerwała się z łóżka i poszła do łazienki napełnić wannę wodą. Potem wypiła filiżankę kawy, zagryzając świeżutkim rogalikiem z dżemem i postanowiła w międzyczasie sprawdzić jak wyszły zdjęcia.
Zdjęła fotografie i zaczęła je przeglądać. Kilka od razu odrzuciła. Były nijakie i rodzina Fairbanksów nie byłaby szczęśliwa z takiej prezentacji. Na szczęście wypstrykała kilka klisz i było z czego wybierać.
I wtedy TO zobaczyła. Jak to możliwe? Na jednym ze zdjęć, z boku, nieopodal gości stał jej kuzyn Victor! Amanda zbladła, a jej serce na chwilę zamarło. Przecież nie mogłaby go nie zauważyć?! Poza tym Victor siedzi w więzieniu. Wyciągnęła lupę żeby przyjrzeć się fotografii. Tak, nie było wątpliwości, to był Victor Prood, tylko dlaczego wyglądał na tym zdjęciu jak zjawa?
O Boże!!!! Czarne myśli opadły Amandę. Czyżby Victor….?
Pędem pognała do telefonu. Wybrała numer do prawnika Victora i drżącym głosem przedstawiła się tłumacząc, że pilnie musi widzieć się z kuzynem.
- Panno Gordon, nie wiem czy uda mi się w tak krótkim czasie uzyskać pozwolenie na widzenie - odpowiedział adwokat – Czy coś się stało?
Amanda nie mogła przecież powiedzieć, że widziała zjawę Victora na zrobionym przez siebie zdjęciu. Odpowiedziała więc trochę lakonicznie
- Obawiam się o życie kuzyna i muszę koniecznie go zobaczyć. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale proszę aby mi pan zaufał.
- Achhh… – głos adwokata trochę się rozluźnił.- Jeśli tylko o to chodzi, to zapewniam panią, że z Victorem nic złego się nie dzieje. Widziałem się z nim dzisiaj rano i jego stan jest dość dobry zważywszy na sytuację, w jakiej się znajduje.
Amanda odetchnęła z ulgą.
- Mimo to proszę, żeby pan zdobył to pozwolenie. Jeśli nie dziś, to w najbliższym czasie.
- Dobrze, jeśli to panią uspokoi, zobaczę co da się zrobić.
- Dziękuję panu.
Mimo zapewnień prawnika, Amanda nie umiała się uspokoić. Kolejna wręcz nieprawdopodobna rzecz, która miała związek z jej kuzynem. Musiała z kimś o tym porozmawiać, ale dopiero po demonstracji zdjęcia. Ktoś musiał jej potwierdzić, że nie zwariowała.
Parę minut potem telefon w domu Amandy zadźwięczał. Pokojówka odebrała i przekazała, że dzwoni pan Lafayette.
Vincent chciał dopracować szczegóły dzisiejszego spotkania. Zwrócił jej uwagę na to, że spotkanie w jej domu nie jest najlepszym pomysłem zważywszy na ewentualny ogon Wagonowa. Amanda przyznała mu rację. Vincent zaproponował spotkanie w hotelu, na neutralnym gruncie. Chciał nawet odciążyć Amandę i ulokować w nim Wegenera, ale Amanda zaoponowała. Gość w domu mógłby być dobrą wymówką dla tego by nie musieć przez jakiś czas spotykać Rosjanina.
Umówili się więc, że Vincent odbierze gościa, Choppa i Garretta z dworca swoją tajemniczą taksówką i że potem, razem z Herbertem, którego powiadomi, spotkają się w owym hotelu.
Amanda spisała adres i zakończyła rozmowę. Nadal nie mogła się pozbierać. Widok Victora utrwalony na fotografii kompletnie ją rozbił.
Wyszykowała się jednak jak należy i o umówionej godzinie wyruszyła na spotkanie ściskając w dłoniach kopertę ze zdjęciem.