Morda uśmiechnęła się Zygfrydowi od ucha do ucha, gdy żołdacy opowiedzieli mu o mogilniku. Musiał tylko teraz to odpowiednio rozegrać. Skurwiel Richelieu to cwany lis i tylko odpowiednia gadka sprowokuje go do podjęcia wyzwania jakie zaplanował rzucić mu de Leve. To jednak czekało go rano, a teraz trzeba było przepytać kowala. Najważniejsze czy ktoś tam da radę trafić, bo Yavandira nie było w zamku. - Dobra -rzucił do strażników - Pilnujcie ciała, ja za chwilę wracam.
Przemierzając korytarze zamku w kierunku kuźni, zdołał jeszcze wysłać jakiegoś sługę do miasta po kapłana Morra. Nie zapominał przecież o swych powinnościach względem swego boga i zakonu. |