Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-11-2010, 16:25   #111
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Kress:


Dowódca najemników chytrze się uśmiechnął, pokręcił głową z rozbawieniem. W końcu odparł.


- Ty się szturmami nie turbuj. W zamku mamy ludzi, w stosownej chwili bramy nam rozewrą. Załoga ma jakiegoś młodzika za wodza, więc wyrżniemy ich bez problemu. Już sam Mistrz o to zadbał. A w mieście własnie będzie nam ludzi najbardziej trzeba, bo będziem musieli całą straż rozbić. Jej podobno przekupić się nie dało. Więc jak?


Pytanie dotyczyło zapewne przystąpienia Kressa z ludźmi do planowanej zdrady. Czyli dla tej rozmowy sprawy fundamentalnej...


.
 

Ostatnio edytowane przez Bielon : 10-11-2010 o 16:41.
Bielon jest offline  
Stary 10-11-2010, 17:45   #112
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Na plaży:


Może krzyki miały by szanse przemówić do rozsądku marynarzy, gdyby nie szum fal rozbijających się o skały klifu. Brodzący z orężem w dłoni ujrzeli zaś naprzeciw siebie krzyczących, uzbrojonych ludzi. Ludzi, co do których intencji wątpliwości być nie mogło. Zdrożeni, sponiewierani zsuwaniem się po stromym zboczu klifu, wyglądali bardziej na zbójów niż zbrojnych. Jednak, co najbardziej wymowne, uzbrojeni byli wszyscy. Zaś ci, którzy dzierżyli lekkie kusze, prawie połowa zbrojnych, mierzyło w kierunku brodzących marynarzy. A z min poznać było, że zamiarów nie mieli przyjacielskich…

- Słuchajcie słów maga, bo tylko tak łby swoje uniesiecie! – ryknął elf mierząc z łuku ku jednemu z napastników. Ten spojrzał nań nic nie rozumiejąc. W końcu zaś, widząc wymierzoną weń pierzastą strzałę, uniósł w górę ręce. I ryknął przekrzykując szum fal.

- A co łun pedzioł? I coście za jedni? I czego chceta? My złota nijakiego nie mamy…


Yavandir mógł wdać się w polemikę. Mógł również tłumaczyć zamysł Petera, lub zostawić jemu samemu wyjaśnienie marynarzom o co mu chodziło. Jednak czas naglił. Kolejna fala uniosła w górę to, co zostało z roztrzaskanej łodzi i z hukiem uderzyła tym o skałę mokrą od fal. Skałę, która zakończyła los łodzi du Ponte. Peter stał nieco z tyłu, na zboczu stoku. z góry miał doskonały pogląd na sytuację a sam skryty był w cieniu skały. Widział wypełzające z wody, przemoczone ludzkie szmaty. I czuł wiszącą w powietrzu nienawiść, jedną z silniejszych mocy, którymi żywiły się wiatry magii.


Wyłażących z wody marynarzy na całym brzegu przybywało. Wychodzili zmęczeni, przemoknięci i wściekli. I było już ich bodaj tylu, ile sztuk liczył oddział d’Arvill. I też mieli coś do dodania bowiem zewsząd posypały się pytania.

- Coście kurwa za jedni?

- Cego kceta?

- My tu w służbie Pana! Wynocha psiajuchy!


 
Bielon jest offline  
Stary 10-11-2010, 17:46   #113
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Morda uśmiechnęła się Zygfrydowi od ucha do ucha, gdy żołdacy opowiedzieli mu o mogilniku. Musiał tylko teraz to odpowiednio rozegrać. Skurwiel Richelieu to cwany lis i tylko odpowiednia gadka sprowokuje go do podjęcia wyzwania jakie zaplanował rzucić mu de Leve. To jednak czekało go rano, a teraz trzeba było przepytać kowala. Najważniejsze czy ktoś tam da radę trafić, bo Yavandira nie było w zamku.

- Dobra -rzucił do strażników - Pilnujcie ciała, ja za chwilę wracam.

Przemierzając korytarze zamku w kierunku kuźni, zdołał jeszcze wysłać jakiegoś sługę do miasta po kapłana Morra. Nie zapominał przecież o swych powinnościach względem swego boga i zakonu.
 
Komtur jest offline  
Stary 10-11-2010, 23:18   #114
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Yavandir
Yavandir na dyplomacji znal się dobrze, jako bywały w świecie elf wiedział jak podejść niechętnego negocjatora.
- Nie brać jeńców - warknął.
Brzękneła cięciwa, strzał jeszcze leciał a już drugą nakładał na cięciwę. Kosma jak prawdziwy kłusow... woj Darvilów przy celował i posłał strzałę. Pozostali dwaj także niepotrzebnie nie zwlekali. Teraz miała się zweryfikować skuteczność strzeleckich treningów zarządzonych przez Kressa.
Strzeliwszy z kusz zbrojni dobyli broni, Kosma poprawił kolejną strzałą i także sięgnął po miecz, stając tak by przejąć napastników zmierżeniach do maga. Yavandir zaś z nieprawdopodobną szybkością posyłał pociski we wrogów.
 
Mike jest offline  
Stary 11-11-2010, 00:07   #115
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik wysłuchał lamentów służki i ucieszył się z tego iż nie będzie musiał dostarczać jej katu. Była to jednak jedyna rzecz z której się cieszył , cała reszta wieści napawała go trwogą.
"Pod samym nosem... przez tyle lat i pomyśleć , żem był gotów pozostawić Malcolma na łaskę bandyty... oj Otto niech no tylko kat w swe ręce cię dorwie to pożałujesz zdrady a i innym słuszny przykład dasz"
Wieści o zapędach młodzieńca były również ciekawe i przy okazji podsunęły Tupikowi świetny pomysł, na lepsze sterowanie lordem niż do tej pory " Muszę tylko znaleźć mu młódkę , piękniejszą od przybyłej laydy... z jakimś hakiem lub dwoma , co by się zbyt bezczelna w przyszłości nie zrobiła... no ale na to czas jest jeszcze teraz trzeba sprawdzić co też tam Otto planuje w przystani. Gołębie źle wróżą sprawie."
- pomyślał po czym zaopatrzywszy się w siekierkę ruszył zbadać tajemnice przystani. Nie rozczarował się, a znaleziony list mówił wiele... bardzo wiele.
"Znam tylko jedną osobę którą się tak tytułuje... i jednocześnie jedyną która w takiej akcji mogła mieszać swoje brudne palce - Cecile ty stary draniu, już nie żyjesz!"
Łatwiej było pomyśleć niż zrobić, ale przewaga jaką dawało zaskoczenie była już dobrym początkiem. Teraz należało wyciągnąć wszystko z Otta i zmusić go do współpracy. W tym celu zabrał ze sobą inkaust i pergamin - co by zachować wszelkie pozory.
Klucze zabrał i za pazuchę wrzucił. Co prawda sam miał podobny pęk, ale nie był pewny czy kompletny - patrząc po pęku kluczy Otta. "Szubrawiec pewnie miał wejście do komnat wszelakich, oj skończy się to łażenie po zamku..."
Tupik nawet nie wiedział jak był blisko. Nie domyślał się, jeszcze co go czeka, tym bardziej więc pędem ruszył do cel, aby przesłuchać psubrata i zmusić go do napisania kolejnego listu.
Nie zdążył...

Nim jednak wyżył się na strażnikach, ze stoickim spokojem zapytał współwięźniów.
- Mówcie no kto to zrobił, sam czy ktoś mu dopomógł? Za prawdę będziecie mieli złagodzoną karę.

Dopiero na ostatnią obietnicę kmioty zareagowały pośpiesznym zapewnieniem, że on sam się powiesił .
Halfling szybko przywołał okolicznych strażników , którzy zdążyli już odciąć trupa i stali ze spuszczonymi łbami.
- Szlag !! Którzy to na warcie byli i nie upilnowali?!!!
- No my panie
- odezwało się przestraszonych dwóch strażników
- Za co wy żołd pobieracie? Mieliście pilnować więźniów czyż nie?
- Tak panie majordomusie, ale...
- Jakie kurwa ale? Czy ten więzień wygląda na upilnowanego? Czy powie nam cokolwiek na torturach? Nie!Tym tam więźniom za karę wyczyścić celę na błysk, to może nie podpowiem Kresowi jak bardzo ma was ukarać.
Halfling zostawił wystraszonych strażników, realizując jednocześnie obietnicę wobec kmiotów. Czysta cela z pewnością łagodziła karę. Ale nie to mu chodziło po głowie. Wiedział, że Cecile przyśpieszy akcję nie dostając wiadomości, za dużo planów mogło się sypnąć , Otto mógł powiedzieć wszystko...
Halfling rozważał dwie możliwości, podszycie się pod Otta lub własne negocjacje... Obie nie wyglądały najlepiej, ale w tej chwili i tak niewiele miał do stracenia. Przy przypuszczalnym ataku zginałby i on.
Halfling po chwili wpadł na pewien pomysł który miał szanse zadziałać. Wiedział, że Cecile z łatwością rozpozna charakter pisma swojego sługi, ale... intryga wymierzona przeciwko niemu samemu, to było z pewnością coś z czym dawno już nie miał do czynienia.

Najpierw jednak musiał postawić straż na nogi, jeśli atak mógł nastąpić jutro, to równie dobrze mógł nastąpić i dziś - szczególnie przy braku wiadomości od Otta. Którego zresztą przeszukał przed opuszczeniem więzienia. Zebrał możliwie wielu strażników, po czym przemówił :
- Dziś jeszcze może nastąpić atak na zamek , zarówno zewnętrzny jak i zewnętrzny . Nie spuszczać oczu z mostu, podwoić straże przy bramie i potroić przy Malcolmie. Po chwili widząc poruszenie wśród strazżników kontynuował.
-Panicz Malcolm kazał mi się zająć sprawą i właśnie to robię, jeśli ktoś chce podważać moje rozkazy może iść wprost do panicza. Jeśli nie ma chętnych to radze od razu brać się do roboty a ewentualne skargi złożyć Kressowi jak tylko powróci.
Wasza dwójka
- wskazał na losowych strażników - ma się natychmiast udać do garnizonu straży miejskiej i ściągnąć posiłki na zamek w liczbie połowy tamtejszego garnizonu. Pędem!

- Reszta do obowiązków i jeśli zobaczę lub usłyszę że ktoś się obija i nie jest czujny doradzę Kresowi co by ich batogami wynagrodził.

Strażnicy mieli już tego dość a i halfling zdał sobie sprawę, że jest ledwie majordomusem a nie dowódcą.
Gdy jedne ze strażników próbował zakpić
- Straszyć to ty nas możesz...
Halfling natychmiastowo zmroził go wzrokiem, wyjmując dwa obecnie pęki kluczy
- Myślisz, że panicz powierzyłby mi wszystkie klucze do zamku gdyby mi nie ufał? Myślisz, że jak mu powiem, że umyślnie zaniedbujesz obowiązki pragnąc jego śmierci, nie uwierzy?

Podziałało i jak z zadowoleniem zauważył, że nie tylko na jednego strażnika. Większość jakby przełknęła ślinę zdając sobie sprawę, że ten dotychczas nieszkodliwy i pogodny halfling zmienił się w krwawego barona... rodem z Rosenbergu - o którym wszak nie wiedzieli.

Musiał wykupić czas... czas potrzebny na ściągnięcie nie tyle straży miejskiej , o której lojalność się obawiał, lecz rozpuszczonych przez Kressa oddziałów, które oddał rycerzowi - przybłędzie, a których obecnie brakowało jak wody, na zamku.
- Ty pojedziesz w te pędy za rycerzem Jeanem , informując aby jak najszybciej powrócił na zamek wraz z żołnierzami.
Tupik wiedział, że żadna spalona wieś nie poczyni większych szkód niż zdobyty zamek - to byłaby prawdziwa katastrofa.

Najgorsza myśl jaka mu przyszła do głowy - prócz tego, że wśród zamkowych strażników są zdrajcy, to obawa, że właśnie wpuścili przebierańców, podających się jedynie za ród szlachecki. "Skoro mundury Du'Pontów tak łatwo i szybko załatwiono... może Cecile szykował różne warianty ... no i kobieta na ożenek, Lord z pewnością tak szybko nie ożeniłby Malcolma - zbyt wcześnie na to, zbyt ryzykownie... " - myślał intensywnie ruszając dalej w drogę.

Halfling nie miał wyjścia, musiał dopilnować aby gwardia przyboczna Richelieu pozostała poważnie ograniczona w swobodzie działania. Do pełnej obstawy brakowało mu ludzi... ale od czego jest dyplomacja?
Tymczasem postanowił napisać list, blef choć trudny do wykrycia - nie bez informacji jaką dotychczas przekazywał Otto.
Cytat:
Drogi "Mistrzu" , jeśli spełnisz moją prośbę wypuszczę Otta i pozwolę mu dalej spokojnie pracować dla Ciebie. Żądam jednak 200 ZK i gwarancji bezpieczeństwa , wówczas nie stanę się przeszkodą w twych planach. Ponieważ jednak oboje uraziliście mnie swą ignorancją w załączeniu listu przesyłam palec twego sługi jako ostatnie ostrzeżenie. Yavandirowi i zamkowemu magowi wyprawa udała się ponad wszelkie przypuszczenia, jak więc zapewne rozumiesz twoje plany i tak spełzły na niczym. Jeśli jednak chcesz zachować swoją tożsamość w tajemnicy a i mieć oddanego szpiega i zachowanego przy życiu sługę Otta, mniemam, że z radością przyjmiesz moją propozycję.
Moja cierpliwość została już jednak nadwyrężona, rankiem oczekuję od Ciebie posłańca z pieniędzmi - najlepiej aby suma ta była zebrana w klejnotach, ale na solidne Karle się nie obrażę.
Jeśli przyśpieszysz swe plany o których z bólem wspominał Otto nie okupiwszy się wcześniej przede mną, wówczas możesz być pewny, że dopilnujemy aby Lord zdołał odpowiednio sprostać zagrożeniu zewnętrznemu i wewnętrznemu, któreś sprytnie tu ulokował.
Jeśli nie zobaczę pieniędzy twój plan pójdzie na dno , a ty wkrótce wraz z nim.

Z nadzieją na owocną i szczodrą współpracę
Tupik
"Tak... to może na jakiś czas wprowadzić zamieszanie w jego planach, niezależnie czy wyśle sumę czy też nie, przynajmniej będzie nieźle skołowany a może i wystraszony. Mag i elf na wyprawie, to napiszemy na odwrót. Kressa w ogóle wywalę z opisu, co by Cecile przejrzawszy me plany nie przyjął wiadomości na opak. Niech się głowi skurczybyk jeden, albo niech posyła kasę dla uzyskania dalszych wieści. Pewnie teraz zacznie się bać ... i dobrze niech ma stracha, wówczas popełni dalsze błędy, no bo jeśli uznał Otta za lepszego sojusznika niż mnie..." - Tupik nie dokończył, czuł urażoną dumę, choć z drugiej strony zastanawiał się czy nie odebrać to jako pochlebstwa - iż miał opinię lojalnego sługi D'Arvilów.

Pognał do przystani skąd nadał czekającego tam gołębia, uprzednio odcinając i dołączając - całkiem świeży jeszcze palec Otta. Mógł co prawda rozegrać to tak jak opisał w liście, zachowując tajemnicę... no ale któż w przyszłości wynająłby tak zdradzieckiego majordomusa? Tupik musiał liczyć się z przyszłą opinią, choćby i ryzykował życiem narażając się i okłamując mistrza. Musiał jeszcze zabezpieczyć się w kolejny sposób, tak aby list nie został wykorzystany przeciwko niemu. Malcolm musiał się dowiedzieć. po powrocie z przystani i posłaniem gołębia z nadzieja na dodatkowe pomnożenie swej fortuny ruszył w te pędy na przyjęcie, będąc już nieźle zmęczony całą ta bieganiną. Wraz z nim do komnaty wkroczyło dodatkowych czterech strażników - niosących duże półmiski z deserami. Służba która miała to zrobić została odesłana a strażnicy po postawieniu półmisków na stołach dyskretnie przyłączyli się do pozostałej straży wartującej w komnacie.
"No trochę zmniejszyliśmy proporcję" - halfling z niepokojem ocenił, że gdyby przybysze chcieli już teraz dokonać przewrotu, mieliby całkiem spore szanse na jego powodzenie. Kilku strażników wewnątrz komnaty i kilku dodatkowych na zewnątrz - oraz stały powiększony przydział ochronny dla Malcolma, miał mu gwarantować bezpieczeństwo... przynajmniej przez jakiś czas.

Nie mógł.. a raczej nie chciał przerywać Malcolmowi i co prawda zastanawiał się kilkukrotnie czy nie wtajemniczyć w sedno sprawy Zygfryda, ale halflingowi urażona duma nie pozwalała tak szybko zapomnieć o sposobie w jaki potraktował go rycerz. Czekał spokojnie na zakończenie kolacji nie spuszczając z oka żadnego z przybyszy, mając też na uwadze laydy - z którą Malcolm, mógł chcieć przedwcześnie skonsumować związek, a która mogła go ubić podczas owej konsumpcji równie łatwo jak zabija się królika w klatce. Wiedział też, że na noc żołnierze Richelieu będą musieli zostać rozbrojeni i zamknięci w jednym pomieszczeniu ... lub przynajmniej to drugie w razie wielkich oporów. Dla zachowania zasad bezpieczeństwa , zastanawiał się jednak jak przyjmą to goście. No ale cóż - zerknął na Malcolma, to w końcu jego głos, tu, będzie się liczył najbardziej... A potencjalną obrazę Richelieu - choćby i udawaną można było skontrować obrazą pana na zamku i sugestią, że on sam nie dopilnuje bezpieczeństwa gości... tak czy inaczej Tupik nie zamierzał już spuszczać malca z oczu. Podpytał się przy okazji służby co się działo w czasie jego nieobecności i zagryzł wargi z wściekłości na wieść iż malec przyjął oświadczyny. gdyby Richelieu jednak był prawdziwym wysłannikiem z rodowymi korzeniami, wówczas całe zabiegi Lorda mogłyby pójść na marne , wraz z ręką szlachetnej lady... "Tak czy siak niedobrze" - pomyślał zastanawiając się przez moment, czy jednak nie zrobiłby najlepiej dogadując się Cecile...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 11-11-2010 o 00:18.
Eliasz jest offline  
Stary 11-11-2010, 08:36   #116
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wojacy du Ponte'a byli nad wyraz tępi. Zarozumiali. Pewni siebie. A przynajmniej do tego ostatniego nie mieli najmniejszych podstaw. Najwyraźniej nigdy w życiu nie spotkali kogoś, kto stawiłby im czoła i rozzuchwalili się nad podziw. I teraz ktoś musiał za to zapłacić.
Czuł, jak wokół niego tańczą wiatry magii. Jak rosną w siłę, sycąc się nienawiścią, którą przesycone było powietrze.
- Głupcy... - powiedział z częściowym żalem.
Po co kogoś zabijać, gdy nie jest to koniecznością? Ale gdy jest, to nie można się wahać.

Stał z tyłu, oddzielony od wrogów linią utworzoną przez żołnierzy służących lordowi d'Arvill. Oni, przynajmniej przez jakiś czas, mogli mu zapewnić bezpieczeństwo, spokój potrzebny podczas rzucania czarów. A potem przyjdzie czas na bezpośrednie działanie...

Wichry tym razem okazały się nadzwyczaj posłuszne. Peter poczuł, jak rośnie w nim moc. W końcu uwolnił ją.
Zbudowany z magicznej energii pocisk pomknął w stronę stojącego po kolana w wodzie wroga i trafił go w pierś.
Peter ponownie zaczął splatać wiatry magii by móc rzucić kolejne zaklęcie.

_______________
Splatanie (k100=13) powodzenie czaru (k10=10) obrażenia (k10=6+3) lokacja (k100=77)
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-11-2010 o 20:54.
Kerm jest offline  
Stary 11-11-2010, 16:53   #117
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Frank Kress

Człowiek, które wie mniej ma jednocześnie mniej zmartwień, ten którego los obdarzy szczodrze informacjami, czasem przeklina zdobytą wiedzę, z której nie potrafi zrobić odpowiedniego użytku a która jedynie przysparza mu kolejnych zmartwień. W Gospodzie Rene Frank dowiedział się właśnie znakomicie więcej niż chciałby wiedzieć, lub może trafniej powiedzieć dużo więcej niż chciałby żeby było prawdą. W jednej chwili Mistrz Cecile objawił się największym zawodem jaki mógł go spotkać, okazało się, że człowiek, do którego chciał się udać w obliczu podejrzenia zdrady niziołka Tupika sam okazał się zdrajcą. Potężny sojusznik, któremu Kress chciał powierzyć los rodu przeistoczył się we wroga, i od razu wysunął się na pierwsze miejsce w wyścigu o uwagę kapitana i tych którzy jeszcze trwali przy D`Arvill. Teraz trzeba było pomyśleć co z nowo zdobytą wiedzą począć.
- Wchodzę w to - odparł nim zdążył się jeszcze dobrze zastanowić - idę przygotować moich ludzi, jeśli spiją się przez najbliższą godzinę, do czego są zdolni, nic nam po nich.
Najemnik przytaknął uśmiechając się do nowo pozyskanego sojusznika - Oczekuj wieści żołnierzyku, jak wspomniałem, rozkazy mogą paść w każdej chwili, a wtedy kto nie zorientuje się na czas, może wypaść z gry.
- Nie obawiaj się, będziesz musiał szybko biec za moimi chłopakami żeby mieć cokolwiek do roboty. Szukajcie mnie w tawernie w dokach, zdecydowanie bardziej lubię tamto miejsce niż ta żałosną karczmę z gównianym żarciem.

Wstał kłaniając się towarzystwu i z bijącym sercem ruszył do swoich ludzi. Musiał działać szybko, śląc wieści w każdą stronę, choć całość ułatwiał fakt, że osób którym nadal ufał, z każdą chwilą pozostawało coraz mniej - niczym wody w dziurawym cebrzyku, z którego musiał nabrać dość wody by ugasić pożar, który wkrótce miał ogarnąć ich ziemie.

Opadł ciężko na ławę pomiędzy swoimi ludźmi, wpatrzony w stare już i kiepsko zakonserwowane deski przez dłuższa chwile nie wiedział co powiedzieć. Czuł na sobie spojrzenia sześciu par oczu spragnionych czegokolwiek, co oznaczałoby, że dowodzący nimi człowiek panuje nad sytuacją, sześciu żołnierzy spragnionych rozkazów. Prawda była jednak taka, że młody kapitan czuł się zagubiony bardziej niż gdy na początku swej kariery, podczas bitwy po stracie dowódcy cały oddział czekał na jego rozkazy. Nigdy nie był jednak urodzonym strategiem, planowanie było dobre, ale w ograniczonym zakresie, sprawę mogło i tak rozwiązać jedynie działanie, a to oznaczało chwycenie żelaza w dłoń...

***

Kilka grubych świec dawała dokładnie tyle światła, by widzieli się wzajemnie i mogli po raz kolejny wodzić wzrokiem po przechwyconym liście. Z każdą chwilą sytuacja wyglądała coraz gorzej a obawy o zdradę kolejnych sojuszników przestawały być wyłącznie obawami. Zbyt wiele mechanizmów poszło już jednak w ruch, by teraz mogli się ze sprawy wycofać. Najważniejszy z aktów dzisiejszej nocy miał się zaś odegrać już za godzinę, sprawa tylko czy główni aktorzy przyjdą zgodnie z zaproszeniami.
- Czemu dopiero o północy?
- Bo chcę dać mu czas na działanie.
- Spodziewasz się, że się pospieszy i zrobi jakiś błąd?
- Może -
odpowiedział myśląc już o czym innym.
- Cecile jest dla ciebie zbyt wytrawnym graczem - mężczyzna starał się ochłodzić swojego młodszego towarzysza - połknie twój mały podstęp na kolację pomiędzy przepiórczymi jajkami z ikrą.
- Więc co! -
odparł wzburzony - Mamy załamać ręce i nic nie robić? Stwierdzić, że zdrajcy już wygrali, że żadne starania nie mają sensu.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi...
- Nie? -
przerwał wzburzony - a może o to, że się boisz?!
Ostatnie słowa były niemal jawną obrazą, lecz doświadczony mężczyzna tylko pokiwał dobrotliwie głową.
- Przepraszam - odparł po chwili Kress - zaczyna mnie ponosić.
- Owszem. Powinieneś przeprosić -
mężczyzna nadal potakiwał ze zrozumieniem - Choć nie pokazałeś mi żadnych dowodów zgodziłem się odmówić posłańcowi z zamku i nie oddelegowałem nawet jednego człowieka. Zakładam też, choć nadal bez stosownych dowodów, że za sprawą może stać jeden z nobliwych obywateli miasta Mistrz Cecile...
- Jakich dowodów Ci brak - F
rank przerwał komendantowi - mój człowiek śledził tego najemnika od karczmy aż do drzwi domu Mistrza! Kazałem wtedy obstawić dom i śledzić każdego kogo Cecile stamtąd wyśle, gdy moi ludzie wrócą będziesz miał więcej dowodów niż zmarszczek na czole.
Serafin przytaknął, nadal nie miał pewności, ale to co wiedział do tej pory od swoich informatorów w połączeniu z wieściami jakie w środku nocy przyniósł mu Frank wyglądało dość składnie i niosło duże znamię prawdopodobieństwa.
- Ile czasu masz do spotkania?
- Muszę już chyba wychodzić -
powiedział spoglądając na jasno świecący księżyc. - Pilnuj swoich ludzi, tylko ty stoisz teraz na straży tego miasta. Moi ludzie mają rozkaz słuchać twoich rozkazów, na wypadek gdybym... - zaczął łamać mu się głos - ...gdybym, gdyby coś poszło nie tak.
- Bądź spokojny Kress, Panienka czuwa nad prawymi ludźmi.

Frank bez przekonania pokiwał głową. Po czym po raz ostatni podszedł do okna. Z trzech wysłanych ludzi, miał nadzieję, że przed wyznaczonym terminem powróci choć ten od Kedgarda zdąży wrócić z jakąkolwiek odpowiedzią. Wszystko wskazywało jednak na to, że przyjdzie mu stawić czoło Cecilowi w pojedynkę.
- A jeśli Mistrz Cecile zje ten podstęp - Serafin spojrzał na druha nawiązując do swej wcześniejszej wypowiedzi- to miejmy nadzieję, że się udławi.
Przytaknęli sobie na pożegnanie.

***

Kilka splątanych alejek wijących się pomiędzy gęstymi krzakami otaczającymi z każdej strony młode dęby i buki ciężko było uznać za park, czy ogród, lecz właśnie tak zwyczajowo nazywano skwer w rogu pozostałości pierwszych miejskich murów. Do zaułka prowadziły jedynie dwie ścieżki, w dużej mierze zastawione nowymi wysokimi kamienicami. Ten jeden z niewielu kawałków zieleni w mieście był zapewne pozostałością po ogrodzie jakiegoś bogatego dworku, który podobno stał tu przez powstaniem owych kamienic, było to jednak na długo przed sprowadzeniem się Kressa w te strony i młody kapitan nigdy nie zgłębiał za specjalnie owej sprawy. Tak na prawdę dopiero drugi raz w swojej karierze przyszło mu odwiedzać owe miejsce, a będąc tu po raz pierwsze, podobnie jak dziesiątki innych kochanków szukających tu dyskretnego miejsca na schadzkę skupiony był zupełnie na czym innym. Skryty w cieniu muru uważnie wypatrywał jakiegokolwiek ruchu, prócz jednej dość dobrze widocznej pary i drugiej o której obecności świadczyły jedynie miarowo poruszające się liście międzydrzewia nie widział jednak nikogo. Do północy nie mogło jednak pozostać więcej niż kilka minut i Frank denerwował się coraz bardziej z każdą chwilą mocniej przeklinając zaproponowanie spotkania Cecilowi w tym miejscu. Znalazł już kilka doskonałych miejsc z których wprawny kuszniki mógł pozostać niezauważony i posłać w jego stronę bełt nim kapitan D`Arvillów zdołałby choć wyszarpnąć swój rapier z pochwy.

Blask księżyca odbijał się w zielonkawej wodzie zalegającej w od lat nie działającej fontannie, gdzieś za murami morze szumiało jednostajnie, prócz kolejnej pary, której obecność zdradziły jedynie uniesione dźwięki ciszę przerywały jedynie walki kotów które kilka pięter nad nimi kłóciły się zapewne o zdobycz.

W końcu cierpliwość Kressa została nagrodzona i z alejki wyłoniła się zakapturzona sylwetka. To, że była sama zdecydowanie świadczyło, że nie przyszła tu tak jak pozostałe w wiadomych celach. Zgodnie z zaproszeniem osobnik stanął przy fontannie, a Frank nie ryzykował choć jednego uderzenia serca aby dać jej okazję do rozmyślenia się wychodząc z cienia.
- Wybacz Mistrzu - zaczął od razu bez zbędnych ceremonii - Nie mogłem ryzykować spotkania w twym domu, by nie wskazywać naszym wrogom ludzi, na których mogę jeszcze polegać.
Postać w kapturze skłoniła się jedynie i gestem dłoni nakazała kapitanowi kontynuowanie.
- Zdrada zamkowego majordomusa jest dla mnie bardziej niż oczywista, najpierw mundury o których Ci wspominałem, teraz próba wyciągnięcia miejskiego garnizonu w obliczu przybycia do miasta tej nowej kompani Rodis, to już jawny akt knucia. Potrzebujemy twojego wsparcia mistrzu, doradztwa, a może i przejęcia dowodzenia. Nie mam pojęcia na ile mogę ufać Merze i jego strażnikom, nie wiem czy prócz parszywego niziołka na zamku nie ma innych zdrajców.
Zrobił kilka kroków dając sobie czas do namysłu, lub okazję aby Cecile wreszcie się odezwał, jego rozmówca nie raczył jednak nawet zrzucić kaptura.
- Mam na zamku jedynie trzydziestkę ludzi, resztę posłałem na ziemie Du`Ponte. W szturmie wróg nie ma szans póki nie stanie w przeważającej sile, lecz jeśli brać pod uwagę zdradę nasi ludzie mogą nie ustać. W mieście zaś jest już więcej zbirów niż naszych i o to obawiam się najbardziej. Co radzisz?

***

Kusznik siedział w ukryciu od dobrych kilku godzin przeklinając rozkaz, lecz zbyt długo służył by mieć choć pomysł sprzeciwienia się poleceniu. Wyznaczone stanowisko opuścił jedynie dwa razy - za potrzebą, oraz aby mieć lepszy widok na spółkującą pod murem parkę. Widok ostro poczynających sobie młodziaków był dla niego jedyną rozrywką przez całą ciemną noc. Oni, oraz przyjaciółka gorzałka, zawsze trafiająca do wojskowego serca.

Kapitan Frank Kress, dowódca Hufca D`Arvill wszedł do ogrodu jako pierwszy, lecz klucząc pomiędzy krzakami wydawał się specjalnie wybierać sobie najtrudniejszą drogę, lub też obierać możliwie najmniej eksponowaną pozycje dla strzelca. Niem Zimmer zorientował się obserwowany mężczyzna skrył się pomiędzy załomami muru będąc ukrytym niemal z każdej strony - pozostawało czekać na dalszy rozwój sytuacji. Nie minęło więcej jak kwadrans gdy w ogrodzie pojawiła się kolejna osoba, skryta pod szerokim i ciężkim płaszczem, Zimmer podrzucił kuszę do policzka wiedząc, że za chwilę przy fontannie pojawi się i kapitan. Spokojnie opuścił błyszczący w świetle księżyca grot w stronę rozmawiających, z których jeden stał niemal nieruchomo pozostawiając całą dostępną przestrzeń drugiemu, który krążył nerwowo wokół tego pierwszego. Sytuacja wyglądała spokojnie, lecz nie za to kusznikowi płacono by delektował się pozornym spokojem. Porzucił więc rozmawiającą dwójkę i zgodnie z poleceniem Kressa powrócił do systematycznego przeczesywania wzrokiem innych rumowisk poszukując snajperów nasłanych przez Cecile...
 
Akwus jest offline  
Stary 14-11-2010, 08:19   #118
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Na plaży:

Wszystko rozstrzygnęło się błyskawicznie. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jeszcze ułamek chwili wcześniej na plaży stały dwie wrogie grupy mierzące się złymi spojrzeniami a w tle huczały rozbijające się o skały sztormowe fale. Jeszcze ważyło się życie lub śmierć. Jeszcze niektórzy mogli żyć…

Elf krzyknął coś i rozpętało się piekło. Brzęknęły zwalniane spusty kusz, bełty pomknęły ku wyznaczonym celom a mrok nocy rozświetlił dziwaczny, skrzący się płomień pocisku utkanego przez Petera. Było za blisko by chybić. Trzech spośród sześciu stojących na brzegu marynarzy runęło w morskie odmęty zmiecionych salwą. Trzech pozostałych było już w połowie drogi brodząc w coraz to płytszej wodzie. Peter, korzystając z okazji że inkantacja wyszła mu tak pomyślnie a formuła wciąż skrzyła się w jego głowie szybko rozpoczął tkanie kolejnego zaklęcia. Tym bardziej, że to właśnie czar posłał jednego z marynarzy pod wodę ze spaloną do kości połową twarzy…

- Nie brać jeńców! – ryknął elf a jego ludzie już zwierali się z trójką marynarzy, którym udało się wydostać na plażę. Kosma skoczył pierwszy, dobytym kordem ściął się z rosłym brodaczem. Zgrzytnęła stal, lecz mokre ostrza nie krzesały iskier. Pierś w pierś, jak na mężów przystało. Świsnęła strzała przechodząc prosto nad ramieniem Kosmy. W chodząc w rozdziawione w krzyku usta marynarza. Zamarł na ułamek chwili, i choć już nie żył, wciąż jeszcze chciał walczyć. Tylko jakoś tak wolniej. Kosma przejechał mu kordem po brzuchu wypruwając wnętrzności, lecz było to już zbędne…

Tkanie zaklęcia w chwili, kiedy formuła wciąż jest w głowie było znacznie prostsze. Adept magii, Peter d’Orr sam się zdziwił z jaką łatwością posłał kolejny pocisk energii w kolejnego przeciwnika. Tego, który na widok znacznej przewagi ludzi z d’Arvill cisnął nóż na brzeg, jak i jego towarzysz. Dwójka marynarzy stała bezbronna tylko ułamek chwili. Zaklęcie eksplodowało na piersi nieszczęśnika w chwili, kiedy ciśnięty przezeń koziołkujący nóż znikał w odmętach. Przez chwilkę zdało się, że na plaży zapanowała cisza. A zaraz po niej dał się słyszeć krzyk ostatniego, żyjącego marynarza.

- Błagam! Nie zabijajcie mnie. Mam dzieci…

Może i miał. Ludzie z d’Arvill mieli rozkazy elfa. I decyzję, którą podjęli wcześniej. Dwa miecze uniosły się i spadły uderzając na osłaniającego się rękoma, bezbronnego marynarza. Yavandir nie zdążył nawet krzyknąć. Później zaś krzyczał tylko zabijany. I też czynił to krótko. W ledwie pacierz na brzegu pozostali wyłącznie ludzie d’Arvill. Oraz ciała sześciu marynarzy du Ponte.



- Sześciu to chyba mało? – krzyknął Kosma spoglądając we wzburzone morskie odmęty. I resztki roztrzaskanej łodzi unoszące się wśród fal. Miał rację. Łódź miała pięć rzędów wioseł, więc najpewniej napędzać ją musiało co najmniej dziesięciu ludzi. Do tego ci, których łodziom przewożono. Chyba, że poszli na dno?

Wraz z Berengerem…


***

Na zamku:

Zamieszanie związane z ucztą gasło wraz z każdym podanym dzbanem wina. Wina, którego wcześniej Malcolm nie próbował tak obficie i które teraz mocno uderzało mu do głowy. Szczęściem Tupik i Zygfryd byli nieobecnymi, kiedy panicz składał na ręce Yolande swe gorące, dyktowane czerwonym winem deklaracje, bo mogli by przypłacić to zawałem serca. Inna sprawa, że powodów do niepokoju też mieli co niemiara. Zwłaszcza Tupik, bo Zygfryd żył teraz wyłącznie Namiestnikiem Richelieu. I obrazą na honorze, którą uczyniono mu publicznie. Tyle, że dosyć szybko okazało się, że rzecz musi poczekać do rana. Goście udali się do wyznaczonych im izb, udając się na spoczynek. A Malkolma, Lorda Malcolma, służba wyniosła i ułożyła spać. Pijanego w trupa. Ale żywego, czego nie omieszkał sprawdzić Tupik…


Była północ. Tupik i Zygfryd, obaj zmęczeni jak diabli, mieli świadomość, że wydarzenia nabierają coraz szybszego tempa. I nie mogli pozbyć się wrażenia, że gdzieś jest ktoś, kto pociąga za sznurki a oni są wyłącznie kukiełkami tańczącymi na wyinscenizowanej dla nich scenie. Byli jednak członkami Bractwa i nie zamierzali poddać się bez walki. Nawet, jeśli walczyli w imieniu smarkacza, który zachłysnąwszy się władzą, dawał im żywotny dowód na to, że ich wybranie przez Berengera było na równi okazaniem zaufania, co karą. Wnet z zamku wyruszyli rozesłani jeźdźcy. Z poleceniami dla Kresa, Jean Pierra i kapitana straży miejskiej. Bo zamek był sercem d’Arvill. A wszystko wskazywało na to, że upaść może jeszcze tej nocy…


***

W ogrodzie:

- Mam na zamku jedynie trzydziestkę ludzi, resztę posłałem na ziemie Du`Ponte. W szturmie wróg nie ma szans póki nie stanie w przeważającej sile, lecz jeśli brać pod uwagę zdradę nasi ludzie mogą nie ustać. W mieście zaś jest już więcej zbirów niż naszych i o to obawiam się najbardziej. Co radzisz?

Mistrz milczał od początku rozmowy, lecz z czasem kapitan coraz bardziej skupiał się na tym co chce powiedzieć. Milczenie, oszczędny ruch wiotkiej dłoni, drobna postura przybysza obudziły czujność Kressa znacznie później. A powinno być inaczej. Jednak w końcu to dostrzegł. Zamilkł a cisza zdała się bardziej niż namacalna. Cisza, którą w końcu przerwał „Mistrz”.



- Jeśli prawdą jest Panie to wszystko co mówisz, to i ja dodam coś od siebie. – niewieści głos z całą pewnością nie należał do Mistrza. Frank chciał zerwać kaptur ukazując twarz swej rozmówczyni, ale ta uczyniła to pierwsza odsłaniając z lekka swe piękne oblicze. Gładkość jej skóry była wręcz nieziemska, podobnie jak cudowny wykrój ust, ale nic nie było w stanie równać się z głębią oczu, które niczym dwa bezdenne jeziora pochłonęły Franka. – Jesteśmy więźniami we własnym domu. Ja, mój wuj Mistrz Cecile, oraz dwójka jego służby. Czterech oprawców weszło do domu mego wuja dwa dni temu, wieczorem po tym, jak otwierał on jakiś testament. Wuj kazał mi powiedzieć to, mówiąc że Ty Panie będziesz wiedział. Twe zaproszenie na spotkanie wywołało poruszenie wśród tych, którzy przetrzymują nas w domu. Kazali mi iść i zwabić cię do domu Mistrza, grożąc śmiercią mego wuja. Wiem do czego są zdolni, bo już zabili Meridona i Evannę. Ich ciała gniją w piwnicy. Wciąż ktoś do nich przychodzi, czy też jakieś listy gołębie przynoszą. A co najgorsze, zagrozili, że jeśli nie przyprowadzę Cię ze sobą za pół godziny, to zabiją i wuja i mnie. Błagam cię Panie, pomóż nam…

Frank spodziewał się zasadzki, spodziewał się nocy noży i mieczy, ale w życiu nie spodziewał się, że jego „przeciwnikiem” będzie tak słodka niewiasta. Ona zaś ujęła jego dłoń nieświadoma tego, że mierzy do niej ukryty kusznik, który gest ten zrozumieć może opatrznie. Nim jednak kapitan zdążył ją przestrzec, złożyła na dłoni rycerza gorący, pełen wiary i prośby pocałunek. A z jej smutnych oczu popłynęły łzy.

Miała szczęście. Kusznik wytrzymał…


.
 

Ostatnio edytowane przez Bielon : 14-11-2010 o 08:23.
Bielon jest offline  
Stary 14-11-2010, 14:06   #119
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Zaraz po spotkaniu w karczmie Rene

Najważniejszy z listów musiał trafić na zamek i Frank żałował każdej chwili którą musiał poświęcić na jego spisanie. Serce rozrywało mu pragnienie być jednocześnie z załogą i zadbać o odpowiednie poprowadzenie obrony, oraz tu w mieście dokończyć sprawy ze zdrajcą. Wybrał jednak druga drogę obawiając się powierzenia sprawy komukolwiek innemu.
"Przygotujcie się do obrony jeszcze tej nocy. Wróg będzie starał się dostać na zamek wprowadzony przez Tupika, lub może też innych z podległej mu służby. Pilnujcie niziołka, pod pozorem zapewnienia mu ochrony, pojmijcie przy jakiejkolwiek próbie ucieczki z zamku, lub kontaktu z wrogiem. Miejcie tez baczenie na wszystkich którzy nie noszą mundurów, KAŻDY stanowi zagrożenie! Atakujący spodziewają się że ktoś ze służby wprowadzi ich niestrzeżoną drogą, zaaranżujcie to wiec tak by skierować ich furta przy głównej bramie na pierwszy dziedziniec, odcięci z obu stron będą mogli poddać się lub dać się naszpikować strzałami w Studni.""

Oddał list żołnierzowi z rozkazem jak najszybszego dostarczenia go Anammowi i pod razu usiadł do tego kierowanego do Młokosa.

"Potrzebuję twej pomocy w mieście, zdrajcy wprowadzili już na jego teren swoich ludzi, sam nie dam rady, czekam w siedzibie straży miejskiej. Możesz ugrać na tej sprawie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Frank"

Ostatnia notka kierowana do Jean Pierra nigdy miała nie dotrzeć do rycerza, który dość luźno zinterpretował wcześniejsze rozkazy, lecz o tym Kress jeszcze nie wiedział.
"W nocy traktem podążać będzie do zamku zbrojny oddział z zamiarem jego zdobycia. Zasadzka byłaby dobrym pomysłem na ich powstrzymanie nim dotrą celu."

Żałował, że wszystkich tych słów nie może przekazać zainteresowanym osobiście, słowo pisane w dodatku tak naprędce pozostawiało zbyt dużo miejsca na niedomówienia, musiał jednak mieć nadzieję, że cała trójka adresatów nie zawiedzie jego nadziei.
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 14-11-2010 o 19:10.
Akwus jest offline  
Stary 14-11-2010, 20:19   #120
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik ledwo trzymał się na nogach... na szczęście nie z upicia - jak Malcolm, ale ze zwykłego zmęczenia i nerwów nadszarpniętych zachowaniem panicza i Zygfryda. nerwów związanych z porannymi targami mundurowymi, wyciąganiem więźniów ze straży a co najgorsze... jedną wielka nieobecnością posłańców.

- Czy wrócił już ktokolwiek z osób jakie wysłałem?
- zapytał strażnika mając nadzieję, że zwyczajnie przeoczył powrót posłańców.
- Nie panie majordomusie - odpowiedział strażnik, wpędzając haflinga w jeszcze większa ponurość.
Nie wrócił żaden z posłańców - co oznaczało, że albo zginęli albo nie zdołali znaleźć adresatów, o ile Kressa, Pierra, czy Młokosa można rzeczywiście było szukać niczym igły w stogu siana... o tyle posłańcy do strażnicy winni już pokonać tą drogę czterokrotnie.
W głowie Tupika kołatała się już tylko jedna myśl, jedno podejrzenia, jedyna racjonalna odpowiedź "ZDRADA"
Co gorsza Malcolm , który mógł mu przekazać władztwo nad strażnikami spał spity w trupa, częściowo ku uldze Tupika, bo z wypitym paniczem miał jeszcze mniejszą ochotę na rozmowę niż z trzeźwym.
Tupik już sam nie wiedział kto gorszy - miejscowi strażnicy czy ci którzy przybyli. Gdyby był pewny choć jednych lub drugich mógłby przeprowadzić jakieś konkretne rozwiązania... a tak nadeszła noc - ni wiedział czy nie ostatnia dla dworu D'Arvill, dworu który bez panicza nie mógł już dalej istnieć, mógł co najwyżej zmienić właściciela, ale nie byłby wówczas to ten sam dwór.

Większość straży Richelieu umiejscowiona była w dużym pokoju do którego pośpiesznie zniesiono prycze z pokojów nieobecnych na zamku strazników. Tupik nie chciał by jedni spali obok drugich - to stwarzało zdrajcom okazję do wymordowania posłusznych rodowi żołnierzy. Nocny atak... był jednak zbyt niebezpieczny aby Tupik mógł się zadowolić samym rozdzieleniem wojska. Co prawda Malcolm miał zamknięte solidnie drzwi i czwórkę losowo dobranych strażników przed drzwiami, ale wiedział, że dla zdrajców, żadna to osłona. Na szczęście dla pijanego szczyla przysięgę traktował poważnie i nie zamierzał na tym spocząć, a nie ufając już nikomu postanowił zaufać samemu sobie.

Wiedział, że kilku punktów nie obroni - brama, warownia, pokój lorda, własny pokój... zbyt wiele punktów do obstawienia a halfling rozdwoić się nie był w stanie. Otto który mógłby mu pomóc zginął, ale list niepokoił go bardziej - sugerował, że przeciwnicy byli bardzo pewni siebie, co mogło oznaczać , że i wśród żołnierzy Malcolma mogli kryć się zdrajcy... "No tak przecież sam bym poukrywał szpiegów - można wśród służących, to i tym bardziej wśród strażników dobieranych - jak leciało z ochotników zgłaszających się z miasta... z miasta w którym rządził mistrz Cecile, miasta które nie przysłało wsparcia do zamku.
Tupik miał realne obawy o jednych i drugich a na Zygfryda... nie miał specjalnie co liczyć, choć postanowił spróbować, w końcu ten miał dość czelności by majordomusowi proponować otrucie gości to i on mógł go przynajmniej ostrzec.

- Panie Zygfrydzie - zagaił idącego korytarzem, zapewne do swych komnat rycerza - na zamku prawdopodobnie dojdzie dziś w nocy do zamachu. Nie wiem na ile udało mi się powstrzymać spiskującego, dowiemy się tego w nocy - jeśli zaatakuje lub rankiem jeśli chwyci przynętę. Co gorsza do tej pory nie przybyły posiłki z miasta... obawiam się o zdradę - nawet naszych miejscowych strażników, a przybysze... wcale nie muszą być tymi za kogo się podają. Przybyli tu w bardzo dziwnym czasie, nietypowo nie szykując jakiejkolwiek zapowiedzi - co jest co najmniej naganne w stosunkach między rodami, aby nie wspomnieć jak kłopotliwe do przyjęcia owych gości. Rycerz którego masz zamiar wyzwać, może być zabijaką w zbroi i z pierścieniem na reku ściągniętym z trupa prawdziwego Richelieu. Nie ma sensu teraz dociekać i narażać się na ośmieszenie mojej teorii, ale jeśli mam rację, do ranka to co ma się wydarzyć, wydarzy się. Wówczas pewnie pojedynku toczyć nie będzie trzeba, jeśli są zdrajcami - wraz z przekupioną załoga zamku spróbują przejąć fortyfikację, jeśli faktycznie są z obcego rodu, pójdą na pierwszy ogień, gdyż zamkowy zdrajca jest, czy raczej był całkiem pewny siebie.
Miałem o tym powiedzieć Malcolmowi, ale ten schlał się w trupa i choć żyje, to żadnego pożytku tej nocy z niego nie będzie.

No ale do rzeczy. Sam się nie rozdwoję, trzeba pilnować i bram zamku przed zdradzieckim otwarciem i komnat Malcolma i przybyszy. Frank pozostawił Ci dowództwo więc zrób proszę z niego użytek, ja strażników rozstawiłem, ale zdrajcy muszą być w liczebnej sile, więc nie wiem czy na jednego uczciwego nie przypada dwóch zdrajców, a posiłki z miasta nie nadchodzą i już zapewne nie nadejdą. Ja postaram się uszykować obronę na swój sposób... z tymi co mam pod komendą.



Tupik pozostał jeszcze aby usłyszeć odpowiedź rycerza i ewentualnie uściślić plany, po czym ruszył po dwóch kuchcików każąc im gotować się do boju. Sam ich wybrał z miasta nie z zamku, wybrał ich zanim potencjalnie mogli zwrócić uwagę Mistrza Cecila - a tego interesował pewnie każdy kto dostawał się do znaku. Przynajmniej z oficjalnego zaproszenia czy powołania. W momencie w którym Tupik przybył na dwór roiło się już od sług... więc postanowił dobrać kilku własnych - szczególnie wśród kuchcików.

Wystawił ich przed swoim pokojem na straży mając nadzieję, ze nie będzie ich musiał straszyć zwolnieniem, sam zaś zamknął się od środka po czym ruszył sekretnym korytarzem wprost do komnaty panicza. Zanim jednak udał się w tajemne korytarze, do pilnowania przybyszy, wrót i pokoju panicza - choć z odległości oddelegował po dwie służki, kazać im nie spać cała noc i wrzeszczeć w niebogłosy gdyby działo się coś podejrzanego. Wiedział, że nie jest to skuteczna forma obrony, ale najlepsza jaką miał do dyspozycji.

W końcu ruszył przez sekretne przejścia do pokoju Malcolma ( zamkniętego uprzednio z zewnątrz kluczem) wiedząc, że sam jest najlepszym strażnikiem na którego Panicz może liczyć - w przeciwieństwie do reszty Bractwa które albo się rozlazło albo zdradziło, albo już zwyczajnie nie żyło.
Zgodnie z tym co się spodziewał malec spał twardo , zasuwa nie miała być przez kogo zasunięta a strażnicy stojący na zewnątrz - jeśli byli zdrajcami mogliby bez problemów wejść w każdej chwili. Halfling na paluszkach zasunął zasuwę, zamknął sekretne przejście po czym położył się spać na przytarganym z pokoju śpiworze i kocu. Co prawda odkąd skończył awanturnicze życie myślał, że nie będzie musiał uciekać się do tak dramatycznych działań - jakim było wbicie się w zbroję przed snem, no ale czego się nie robi dla dotrzymania słowa i uratowania panicza wraz z kawałkiem własnej dupy.
Co prawda malec nad rankiem mógł być zdziwiony a nawet wściekły... ale lepsze to niż martwy a wieści jakie zdobył halfling nie nastrajały go do pozytywnego myślenia, a brak strażników z miasta tym bardziej. Na jego szczęście zbroja z wywerny nie była typowo metalową zbroją. Mieczyk i proca zresztą raczej nie uchroniły by malca przed zabiciem, a i tak nie wiedział kogo jeszcze może dobrać do jego obrony. Pewny był tylko siebie oraz swej niepełnej znajomości korytarzy. " Od biedy schowamy się w łodzi... grunt, żeby malec przeżył, za nim stanie całe miasto , nawet jeśli zamek zostanie przejęty..." - pomyślał rzeczowo układając się do snu, był zbyt wycieńczony by przez całą noc stróżować... nie był rycerzem a po0 tak ciężkim dniu powieki same mu się zamykały. Co gorsza musiał powstrzymać swój nałóg, nie chcąc zdradzac swej obecności w komnatach panicza, domyślając się jak zareagowałaby na to straż... zdradziecka straż.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 14-11-2010 o 20:34.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172