Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2010, 19:04   #18
Lynka
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
W drodze do Twierdzy, gdy już na nowo zanurzyli się w monotonię podróży, nie musząc na razie niczym sie poważnie martwic, Tua zapytała Madraga:
- Mistrzu... Mówiłeś, że tamta próba miała wskazać do jakich czarów mam talent, czy też w ogóle go nie mam. I... i co wyszło?
- A jak Ci się wydaje? - uśmiechnął się duch. - Miałaś jakieś problemy z czarami, które wybrałaś?
- Noo tak. Nie mogłam odczytać magii zapisanej na zwoju, ale myślałam, że może coś pomyliłam... - odpowiedziała nieco zawstydzona dziewczyna. Była przecież czarodziejką, a nie mogła użyć tak prostego zaklęcia.
- Na próbie, pytam! - fuknął mag.
- Aaaa - Tua się zarumieniła - Tylko hipnozy nie mogłam rzucić na te potwory.
- No więc sama sobie odpowiedziałaś - odparł Madrag. - A hipnoza w czasie walki... ciężko przekonać do siebie kogoś, kto cię chce zabić, nie uważasz? Zresztą magiczne stwory często są odporne na różne rodzaje magii, nigdy nie wiesz co ci się trafi.
- Czyli, że do wszystkiego tak samo się nadaje? - spytała chcąc się jeszcze upewnić.
- Że w ogóle się do magii nadajesz - burknął na odczepnego Madrag, po czym westchnął. - Słuchaj, Kwiatuszku. Samo to, jakie czary wybierasz i jakie ci lepiej, a jakie gorzej do głowy wchodzą jest wyznacznikiem tego, do czego masz talent. Mi na przykład ni w ząb iluzje nie idą. Z tych czarów co mam w księdze to z trudem rzucam najprostsze, a i to nie zawsze... e... to sumie mogą być w nich błędy, więc uważaj. A skoro w największej potrzebie sięgasz po takie a nie inne zaklęcia - i do tego bezbłędnie wyplatasz je ze Splotu - to znaczy, że one są twoim powołaniem i tyle.
Tua się zamyśliła. A co jest jej powołaniem? Tak trudno jest się zdecydować na coś konkretnego. Magia jest tak wspaniała, daje tylko możliwości... W którą stronę powinna się bardziej zwrócić? Z czego zrezygnować? Dziewczynę to nękało. Nigdy nie miała podobnych problemów. Wiedziała tylko, że chce zostać czarodziejką i żeby to osiągnąć powinna opuścić rodzinny dom. Tego była pewna i tak zrobiła. Ale dalszych planów nie miała. Wydawały jej się tak odległe, że się nad tym nie zastanawiała. Z resztą nawet nie wiedziała jak działa magia i czym się różnią jedne zaklęcia od drugich. No a teraz... teraz jest już prawdziwą czarodziejką, ma swój medalion, własną księgę... Jej marzenie się spełniło. Teraz tylko trzeba iść dalej. Tylko w którą stronę?

- A jak wyglądała twoja próba mistrzu?
- Eee... to było tak dawno... - zmieszał się mag. - Nawet nie do końca pamiętam...
- Na pewno pamiętasz! Nie wyobrażam sobie by ktokolwiek zapomniał o czymś takim! Mistrzu, opowiedz, proszę...
- Khem... No tak... - duch przysiadł na jakimś pniaku i przygarbił się nieco. Najwyraźniej wspomnienie nie było zbyt przyjemne. - Moja próba była w zimie... W jedną z tych ciężkich zim, gdy mróz trzaska mury, a z gór schodzi wszelkie tałatajstwo. Było nas wtedy kilkunastu - chodziły plotki, że niektórym przyśpieszono próby, ale ja na szczęście byłem już gotów... Tak mi się wtedy przynajmniej zdawało. Kazano nam przygotować czary bojowe, stanęliśmy w kręgu i wysłano nas do jednej z północnych wiosek... Tam... potem w zasadzie już niewiele z niej pozostało. Orki szły falą, która tam się zatrzymała, rycerstwo nie dawało już rady, a my wylądowaliśmy w samym środku - piętnastu nieopierzonych czaromiotów przeciw hordzie potworów i ich doświadczonych szamanów - potrząsnął głową. - Szczerze mówiąc niewiele z tego pamiętam. W panice ciskałem pewnie czar za czarem... pierwsze moje wspomnienie to to, że wokół leżało pełno porozrywanych i spalonych magią ciał, a ja rzygałem jak kot. Nieliczni mieszkańcy, którzy jeszcze żyli, latali z wiadrami gasząc płonące strzechy, rycerze ścigali niedobitków... Przeżyło nas chyba z sześciu, a ja poprzysiągłem sobie, że nigdy nie zostanę wojennym magiem. Podczas nauki zdawało nam się, że możemy wszystko... a jedyne co mogliśmy to zabijać lub być zabitym. Tylko tyle...

Tua byłą wstrząśnięta. Jej wyobraźnia działała i doskonale widziała całą sytuację.
- Ale jak oni tak mogli?! - wybuchnęła żywiołowo - Przecież... przecież... musieli być świadomi, że część z was na pewno nie wróci! - potrząsnęła głową będąc pod wrażeniem złów ducha - Miałam szczęście, że mnie spotkały tylko te potwory. I że dobrze mnie przygotowałeś.
- To nie była... Nie rozumiesz - mag potrząsnął głową i spojrzał na Tuę. - Wraz z dużą mocą idzie duża odpowiedzialność. Nie można... - chwilę szukał słowa - zaszyć się w domu i cieszyć się z tego jakim się jest. Wbrew pozorom czarodziej nie uczy się jedynie dla własnej satysfakcji i właśnie po to są gildie - by nam o tym przypominać; by wysyłać nas tam, gdzie jesteśmy potrzebni. By przypominać nam, że musimy odpracować to, czym obdarowali nas bogowie. A wtedy... nie było już kogo posłać.
- No ale przecież sam mówiłeś, że wielu z was jeszcze nie było na to gotowych! Czemu nie poszli ratować tej wioski wasi nauczyciele? Czemu pozwolili umrzeć tym, którzy, gdyby dano im tylko szansę na naukę, mogli uratować o wiele więcej ludzi?! - czarodziejka nie mogła się pogodzić z tym, że ktoś świadomie wysłał młodych uczniów na śmierć. A do tego duch starał się ich usprawiedliwiać!
- A kto wtedy wyuczyłby wtedy nowe pokolenia magów, które broniłyby takich wiosek jak ta? - odpowiedział pytaniem na pytanie duch. - Wiem, że brzmi to okrutnie, ale taka jest cena władzy: wybieranie mniejszego zła w imię lepszej przyszłości. Czasami w imię przyszłości w ogóle.
"Tacy magowie by pewnie przeżyli" pomyślała Tua, ale nie odpowiedziała nic duchowi. i tak do niczego nie prowadziła ta rozmowa.

***

Następnego dnia podróży - i podczas kolejnych - Tua przyuważyła, że gdy tylko się oddali, Madrag zaczyna kręcić się wokół smoczka i coś do niego mruczy. Za każdym razem jednak znikał nim wróciła, a gdy w końcu przyłapała go na gorącym uczynku zaczął się mętnie wykręcać. W końcu jednak wydukał, że uczy pseudosmoka... smoczego!
- No bo jak to tak! Potem biedak spotka swoich krewniaków i ani me, ani be. Telepatia telepatią, ale po ichniemu też musi się umieć dogadać - burczał duch. Smoczątko patrzyło na niego błędnym wzrokiem, najwyraźniej odporne na starania swojego nowego Mistrza.
- No oczywiście! Tylko czemu się tak z tym chowałeś? I jak mu idzie? - Tua była zadowolona z tego, że Madrag wreszcie przejął się smokiem. Zauważyła, że wcześniej raczej od niego stronił
- Nijak. Chyba jest jeszcze za mały - skrzywił się mag. - Ale przynajmniej osłucha się z językiem... a sio! - machnął ręką, bo mały podskoczył mu do brody.
Dziewczyna ze śmiechem odsunęła rozrabiającego smoczka od ducha - To czemu mi o tym nie powiedziałeś? Jednocześnie możesz uczyć i mnie, a jak ja też czasem będę mówić do niego w smoczym to może szybciej się nauczy.
- Nie pytałaś - wzruszył ramionami duch. - Ale to niezły pomysł, choć wymowa mi pewnie trochę już zaśniedziała.

***

Podczas zabawy ze smoczątkiem Tuę nagle coś tknęło i... po prostu zajrzała mu pod ogon. Malec zajęty nawet nie zauważył tego. Chwilę potem czarodziejka zaczepiła bardkę:
- Sorg, jeszcze ci się nie odwdzięczyłam za pomoc w czasie próby... Ale za to, że gdyby nie ty, to by pewnie nie przeżył - wskazała na smoczka - może chciałabyś mu nadać imię? To chłopiec.
Sorg uśmiechnęła się promiennie do młodej czarodziejki i spytała:
- Naprawdę... ja? To może... może Sherin. Jak Ci się podoba?

- Wspaniale! Dziękuję ci - Tui bardzo spodobało się to imię, miała rację czując, że bardka nada smoku odpowiednie imię.

***

Każdego dnia Tua z troską opiekowała się małym smoczątkiem. Dzięki nosidełku miała go cały czas przy sobie co najwyraźniej przypadło mu do gustu, bo na zewnątrz było dla niego za zimno. Co parę godzin dziewczyna podsuwała mu trochę pożywienia i wody. Zafascynowana obserwowała jak Sherin zajada i coraz bardziej przywiązuje się do swojej karmicielki. Czuła się za niego odpowiedzialna. W końcu był sierotą i to po części przez nią. Gdyby inaczej rozpoczęła walkę pewnie byłaby w stanie uratować jego rodziców...

W Twierdzy czarodziejka kupowała zapasy dla wszystkich na całą podróż do Pyłów. Nim mogła zamówić w karczmie odpowiednią ilośc prowiantu musiała wszystko wyliczyć. Jak długo będą w drodze, ile każdy z nich zje, ile zjedzą konie, ile to wszystko waży, jak to transportować... Nigdy wcześniej nie przygotowywała się na taką wyprawę, ale o dziwo poszło jej całkiem nieźle i nawet wspólnych pieniędzy im starczyło!

Z miasta Tua wyjechała z ciężkim sercem. Przed nimi nieznane. Najwcześniej wrócą tam na wiosnę, a i to nie jest w ogóle pewne. Czeka ich trudna podróż i ciężkie zmagania z... niewiadomo dokładnie czym.

Wieczorem, znaleźli się już na tyle daleko, ze nie spodziewali się spotkac żadnego człowieka. Gdy znaleźli miejsce odpowiednie na rozbicie obozu, Tua powstrzymała przed tym swoich przyjaciół. Sięgnęła ręką do swojego medalionu, zawieszonego na szyi. Otworzyła go i dotknęła umieszczonego w środku rubinu. Przez chwilę nie wiedziała co zrobic dalej, ale zdała się na swoją intuicję. Potarła palcem delikatnie kamień jednocześnie ręką wskazując przestrzeń, w której chciała by znalazł się domek. Po chwili czar zadziałał i znikąd, nagle przed grupą przyjaciół pojawiła się chatka. Z zewnątrz widzieli jej drzwi, dwa okna i komin. W środku stały cztery piętrowe prycze, stół z ośmioma stołkami. W jednym koncie było biurko, a w drugim pusty kominek. Tua z uśmiechem rozglądała się po pomieszczeniu:
- Będzie nam tu wygodnie, prawda? Trzeba tylko przynieść trochę drewna i napalić w kominku.
Nagle otworzyły się drzwi do domku i zaraz zamknęły. Nie było widac niczego co mogłoby to spowodować. Przestraszeni towarzysze sięgnęli o broń i po krótkiej chwili, w której nic się nie działo, ostrożnie uchylili drzwi wypatrując agresorów. Zaraz potem Sorg wydała z siebie zduszony okrzyk wskazując ręką na... unoszącą się i sunącą ku nim kupkę chrustu! Dziewczęta i Kalel odsunęli się ustępując jej. Drewno wleciało do domku, jego część poukładała się w kominku i po chwili... buchnął z nich płomień.
Przyjaciele patrzyli na to z rozdziawionymi ustami. Najwyraźniej w domku znajdowało się coś w rodzaju służącego, o którym duch zapomniał im wspomnieć.
 

Ostatnio edytowane przez Lynka : 10-11-2010 o 19:07.
Lynka jest offline