Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2010, 23:16   #82
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Nie tylko ona posiadała talent do przyciągania zarówno idiotów, jak i kłopotów. Została na tym polu zdeklasyfikowana przez imć Takshora, któremu niedawno robiła poskromienie złośnika, a teraz musiała odgrywać Hamleta (Być albo nie być na szubienicy, oto jest pytanie). Z tym że w przeciwieństwie do niego Cerre potrafiła sobie z nimi zdecydowanie lepiej radzić. Prześladowania na tle rasowym nie należały wcale do rzadkości i diablę doskonale o tym wiedziało, tyle że nie musiało od razu z takiego powodu rzucać się na kogoś z kułakami i przy okazji zamieniać połowę jadalni w pobojowisko, a w dodatku na końcu walki odsłaniać swój sekrecik na plecach w postaci czarnego, złowieszczego tatuażu z czaszką Cyrica.

Ale wpakowanie okazji drużyny i potencjalne zdemaskowanie ich działalności nie było tym samym, co zostanie niegdyś na jakiś czas zakładnikiem satyra (Cerre do dnia ówczesnego krew po prostu zalewała, gdy tylko sobie o tym wspominała). Przynajmniej tylko jej groziła wówczas śmierć. I nie musieli akurat wtedy jako ferajna ewentualnie narażać się kółku rycerskiemu spod patronatu Torma.

Cerre widziała, jak jeden przedstawiciel owych zakutych pał razem ze swoimi dwoma sekundantami wszedł do karczmy. Pewnie potrzebowałby instrukcji, jak dojść do stołu, żeby się nie zgubił pośród tego motłochu, ale okazało się wtem, że jednak jego główka była dostatecznie poukładana, że chodzić potrafił i w kierunku niewiasty podszedł w towarzystwie swojej obstawy. Mniszka pogardzała palladynami z innego powodu niż miało to miejse w przypadku Bareda, jednak i teraz należało trzymać nerwy na stalowej wodzy, żeby dodatkowo nie wkopać gangu w to zaśmierdziałe bagno. I przede wszystkim pobudzić mózg do blefowania, co w tej sytuacji nie było proste ze względu na karczmarza i osiłka, który wyraźnie szukał zwady oraz słabego punktu, w który mógłby uderzyć prawdopodobnie Cerre, oraz niezbyt ciekawą sytuację, która lada moment zaczęła się rozgrywać na scenie...

- Zbiegły półork? - zdziwiła się Cerre, przypatrując się dokładniej półćwokowi "wyproszonemu" z karczmy. Ciągnęła dalej spokojniejszym głosem, zerkając bacznie na palladyna. - Najwyraźniej musiał pan kogoś tutaj pomylić.
Paladyn skrzyżował ręce na piersi.
- Twierdzisz, że z nim nie podróżujecie, czy że to nie jest zbiegły półork? - spytał.

I tutaj zaczęły się schody. Bardzo kręte schody. Bo zakuta pała okazała się zakutą pałą, a karczemne chamidło i jego piwodawca po drugiej stronie barykady wraz z rycerzem stało praktycznie naprzeciw diabelstwu.
- Problem w tym, że nie przypominam sobie, żeby ten siedział w areszcie. To nie jest ten ork, którego szukacie, panie.
Przymrużył oczy, przypatrując się Cerre. Pewnie patrzysz, czy mam na czole napisane, że kłamię, wpadło jej do głowy. - Uważaj, żeby ci teraz te gały nie wypadły, zjebie jeden - i zostało uwieńczone złorzeczeniem.

- Ale ja pamiętam. - odparł chłodno. - Z tego prostego powodu, że rozmawiałem z nim wczoraj. Dzieliły nas więzienne kraty, a wedle kapitana Greive miał tam spędzić nie mniej niż kilka tygodni.
Diablę pokręciło na to głową.
- Tylko pytanie czy aby na pewno z nim - wskazała wzrokiem wyjście z karczmy. - pan rozmawiał? - w odpowiedzi Cerre powiało sceptycyzmem. - Obawiam się, że więzienne kraty i rozmowa jeszcze za mało świadczą o tej pewności. Tak się składa, że kamrat, któregoście odprowadzili, cały czas z nami w podróżował. Tak apropos - jak wyglądał ten półork, którego szukacie? Miał na plecach taki tatuaż? Za co tamten jest poszukiwany?

Paladyn spojrzał na diablę zdezorientowany taką ilością pytań. Widocznie jego "mózg" nie mógł znieść ich zbyt dużo naraz...
- Zabieramy tego półorka. - stwierdził wreszcie. - A wy róbcie co chcecie, jednak będę miał na was oko. Jeśli kiedyś pokażecie się w Gistrzycach, możecie być pewni że się spotkamy. - po tych słowach odwrócił się i zaczął odchodzić.

Gdzie leziesz, ty popieprzony blaszaku?! - Cerre, nawet dość spokojna jak na przedstawicielkę swojej rasy, zaczęła tracić cierpliwość. Ruszyła z miejsca i postanowiła go zatrzymać. Zakuta pała zakutą pałą, ale jeśli ktoś kogoś o coś pyta, to wypadało odpowiedzieć. - Wracaj mi tu!
Z pogardą w oczach Cerre zatrzymała rycerzyka. Już tym razem nie zamierzała nikogo tak łatwo puścić jak poprzednim razem. Pamiętała, jak wielki błąd popełniła, uwalniając trójkę ludzi Hagareta; wspomnienia już wynurzyły się z otchłani pamięci.
Problem polegał na tym, że waćpan nie miał ochoty na dłużej zostawać.
- Już sobie idziesz? Nie odpowiesz mi na pytania, hę? - padło szydercze pytanie ze strony obrońcy ściganego. - Może już sam nie wiesz, kogo i za co ścigasz? Jeśli tak jest, to dlaczego jego bierzecie?

Mężczyzna skinął głową na jednego ze swoich giermków, który puścił chwilowo Takshora i wyszedł z karczmy. Później paladyn odtrącił rękę mniszki i z nienawiścią w oczach powiedział:
- Podważasz autorytet władz? Śmiesz mi grozić? Masz dokładnie pięć sekund, żeby się cofnąć, bo jeśli nie... spotka cię niemiła niespodzianka. - spojrzał na pozostałych. - I was również!

Diablę cofnęło się. Nie o jedną czwartą, nie o jedną drugą kroku, ale nawet o jeden cały krok odsunęła się od mężczyzny. Cerre naprawdę nie miała szczęścia, nawet jeśli chodziło o tą "władzę", którą trochę inaczej sobie wyobrażała. Owy funkcjonariusz niewiele różnił się od demonów, które poprzedniego dnia spotkała Cerre poprzedniego dnia razem z kamratami. Ta sama agresja, ta sama wściekłość - jedyne, czym się różnili, to tylko ciałem. Ale tamte istoty reprezentowały ciemną stronę mocy, a ten stróż podobno tą jaśniejszą... Stworzenie oskalpowało go zimnym spojrzeniem i raz na zawsze dzięki niemu zwątpiło w sens istnienia organów sprawiedliwości.

Diablę odeszło od panicza. Jednak nie udało się uratować tego półćwoka. Powodem tego był ten durny paladyn, który stanął jej na przeszkodzie. To ona, Cerre, mogła, nie! - chciała porządnie ukarać jego, Takshora, za taką bezmyślność w działaniu, a teraz nie będzie miała okazji tego uczynić przez tego pajaca od Torma. Diabeł wychynął się ze skóry Cerre - kiedy się wkurzała, była zła jak diabli. Wiedziała, że już wszystko jest stracone - dalsza rozmowa z przybyszem stała się zwyczajną stratą czasu, cierpliwości, nerwów i... powietrza.

Paladyn zablokował jej drogę ręką, kiedy "rozmówczyni" zrezygnowała z dalszej praktyki dyplomacji.
- Dokąd?! - zawarczał. - Ten więzień idzie z nami!
- Spieprzaj, zakuta pało, daj przejść! - wrzasnęła i odepchnęła jego rękę.
[media]http://sounddogs.com/previews/2225/mp3/442270_SOUNDDOGS__kn.mp3[/media]
- Panienko! Zwykle nie biję kobiet, ale... - chwycił ją za ramię. Jednak nie dokończył, bo do karczmy wrócił ten, który chwile wcześniej wyszedł. Z dodatkowymi trzema osobami, z których jedna się wyróżniała czerwonym krojem zbroi. Wszystko w nim mówiło, że był dowódcą - zwłaszcza sposób... bycia.
http://images2.wikia.nocookie.net/__...fried_full.png

- Co się tutaj dzieje? - spytał łagodnie. - Czemu trzymacie, żołnierzu, tą kobietę za ramię?
Paladyn momentalnie puścił Cerre i zasalutował.
- Ponieważ usiłuje przeszkodzić nam w pojmaniu zbiegłego więźnia, którym jest ten nieprzytomny półork.
- Ach tak? A czemuż to, panienko, przeszkadzanie organowi władzy w wykonywaniu jego obowiązków? - zwrócił się do Cerre.
- Ależ nie przeszkadzamy - mruknęła, odsuwając się od 'żołnierzyka'. - Tylko nie słyszałam, że za czyjąś prowokację można iść za kraty.

Panienko! Pf, co ten popierdoleniec sobie myśli? - w myślach syknęła jak rozjuszona kotka, która nie dość, że dostała fałszowaną śmietanę, to jeszcze ktoś próbował jej tą śmietanę wciskać przed nos i zmusić ją do jej chłeptania.

- Chociaż jeżeli niewinnych można wsadzać za kraty, to mnie wolno przeszkadzać w wykonywaniu obowiązków - skwitowała na koniec.
Paladyn, wciąż oburzony, próbował coś powiedzieć, jednak ten w czerwonej zbroi mu przerwał:
- To doskonale się składa, że nie przeszkadzacie. - powiedział, ignorując drugą część wypowiedzi diablęcia. - Możemy zatem bez przeszkód zabrać tego osobnika i zamknąć go w więzieniu, nieprawdaż? - zakończył sarkastycznie.
Wydał kilka poleceń obecnym żołnierzom i wyszli z karczmy.
Rogata jejmość o miedzianych włosach także opuściła tawernę, zaraz po tamtych z półorkiem barbarzyńcą. Nie spojrzała na towarzyszów, nie zakrzyknęła z charakterystycznym tumiwisizmem "Chłopaki, opuszczamy lokal!", nie pożegnała karczmarza-szui, ani nawet nie posłała obelg pod adresem osiłka - jeszcze większej szui.
Gdyby udało się uwolnić półorka, miałaby na kim wyładować to rozgoryczenie, przysypać go gromami typu: "Twoja matka faktycznie była kurwą - musiała chędożyć się z jakimś łośkiem, i przez to powstał taki półłosiek jak ty!" albo wykrzyczeć mu, jak bardzo go teraz nienawidzi i że to wszystko to jego wina, że o mały włos ich nie wsypał w poważniejsze tarapaty, uderzyć go w twarz, żeby go jak najbardziej bolało.

Rozwścieczona jak nigdy ostatnio kobieta została sama z tą porażką. Kamraci nagle jakby odeszli na dalszy plan, prawie że zapomniała, że oni właśnie już wychodzą z karczmy i wcześniej obserwowali całe zajście z żołnierzami. Zwykła hańba, bo i ona mogła ich niechcący wkopać nieźle, w podobnym zresztą stopniu jak tamta inwalida umysłowa, tyle że na szczęście interweniował zwierznik tego skurkowańca w uzbrojeniu.

Autorytet władz? - Cerre zerknęła z jeszcze większym politowaniem na dwóch członków kółka rycerskiego, których minęła po drodze do stajni i prychnęła pogardliwie - Nie rozśmieszajcie mnie - tutaj nie rozbrzmiały szczere przeprosiny. - w jakim poważaniu mam mieć taką władzę, która nie wie, kogo wsadza za kratki, a kogo z nich wypuszcza?

W ten sposób zaczęło się powoli kształtować Życzenie Cerre. Bardzo niedobre Życzenie...
Reszta ferajny zebrała się w stajni i wybierała swoich wierzchowców. Pani mnich wybrała czarnego konia z białym pyskiem (bo tego całkiem czarnego "przywłaszczył" sobie Bared), a gdy tylko spotkała się z Cristin, to po prostu odebrała część prowiantu, nie wymieniając z nikim ani słowa. Nie chciała słyszeć od niczyich ust słów żadnego współczucia czy irytujących pytań typu "Jak się czujesz". Ona sama także nie chciała nikogo przepraszać. Jej wzrok wymijał się ze spojrzeniami kompanów i to umyślnie. Przestało jej zależeć na tym, czy kompania będzie ją chciała czy też nie - pomysł odgrywania obrońcy Takshora okazał się niewypałem przez duże "N".
W końcu dupek zasłużył na to - skwitowała w myślach.

Była tak zła, że jej własną wenę twórczą szlag trafił i Cerre nie ochrzciła swego rumaka żadnym imieniem, jak to wypadałoby w takich sytuacjach uczynić.
Bo prostu będziesz koniem. Po co ci imię, jak i tak ludzkiej mowy nie rozumiesz? - burczała w myślach.

Rudowłosa pani sponsor, po rozdzieleniu ekwipunku wyjaśniała jeszcze parę innych spraw, jednak tego Cerre już nie usłuchała dokładniej. W ciągu krótkiej chwli wszystko stało się dla niej obojętne. Mogła nocować nawet pod mostem - tam przecież też dałoby się spać, gdyby ktoś się upierał.
Po odbębnieniu całej reszty wesołego cyrku drużyna rozpoczęła wędrówkę przez las, który Cristin opisywała jako dość spokojny.
Jednak jak później się okazało, do idylli brakowało mu znacznie więcej niż rudowłosa przewidziała, bo Bared przekazał im pewne ciekawe informacje.
- Coś tu jednak nie jest tak spokojnie - zbyła łotrzyka takim zdaniem. Od czasu awantury w karczmie Cerre do nikogo się nie odezwała nawet półsłówkiem. Bawiła się sztyletem, który podebrała dziwnemu adoratorowi.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 10-11-2010 o 23:29.
Ryo jest offline