Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-11-2010, 11:01   #81
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Interwencja, przynajmniej w wykonaniu Bareda, okazała się niepotrzebna. Potraktowany solidnym ciosem w łeb półork zwalił się z łomotem na podłogę.
Bared z pewnym uznaniem spojrzał na Cerra, która w taki mało dyplomatyczny acz skuteczny sposób przerwała bójkę. Nim jednak zdążył coś powiedzieć na scenę wkroczył kolejny uczestnik rozgrywającego się na oczach gości przedstawienia.
Tego nam było jeszcze potrzeba do szczęścia, pomyślał Bared, spoglądając z pewnym brakiem sympatii na paladyna. Nie da się ukryć, że przedstawiciele zawodów, których obaj byli reprezentantami, nie przepadały za sobą, ze względów oczywistych. Jako że Bared nie miał na czole wypisanego słowa "łotrzyk", zatem sługa Torma, teoretycznie przynajmniej, nie powinien mieć do niego żadnych pretensji. Ale kto tam mógł wiedzieć, co wpadnie do zakutego łba paladyna.
Na pytanie przybysza dość trudno było odpowiedzieć. Bared już się wahał między pełnym dumy "Właśnie dokonaliśmy obywatelskiego aresztowania" a pełnym zaskoczenia "Skąd mieliśmy wiedzieć, że uciekł z aresztu?", gdy na pytanie paladyna odpowiedziała Cerre.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-11-2010, 23:16   #82
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Nie tylko ona posiadała talent do przyciągania zarówno idiotów, jak i kłopotów. Została na tym polu zdeklasyfikowana przez imć Takshora, któremu niedawno robiła poskromienie złośnika, a teraz musiała odgrywać Hamleta (Być albo nie być na szubienicy, oto jest pytanie). Z tym że w przeciwieństwie do niego Cerre potrafiła sobie z nimi zdecydowanie lepiej radzić. Prześladowania na tle rasowym nie należały wcale do rzadkości i diablę doskonale o tym wiedziało, tyle że nie musiało od razu z takiego powodu rzucać się na kogoś z kułakami i przy okazji zamieniać połowę jadalni w pobojowisko, a w dodatku na końcu walki odsłaniać swój sekrecik na plecach w postaci czarnego, złowieszczego tatuażu z czaszką Cyrica.

Ale wpakowanie okazji drużyny i potencjalne zdemaskowanie ich działalności nie było tym samym, co zostanie niegdyś na jakiś czas zakładnikiem satyra (Cerre do dnia ówczesnego krew po prostu zalewała, gdy tylko sobie o tym wspominała). Przynajmniej tylko jej groziła wówczas śmierć. I nie musieli akurat wtedy jako ferajna ewentualnie narażać się kółku rycerskiemu spod patronatu Torma.

Cerre widziała, jak jeden przedstawiciel owych zakutych pał razem ze swoimi dwoma sekundantami wszedł do karczmy. Pewnie potrzebowałby instrukcji, jak dojść do stołu, żeby się nie zgubił pośród tego motłochu, ale okazało się wtem, że jednak jego główka była dostatecznie poukładana, że chodzić potrafił i w kierunku niewiasty podszedł w towarzystwie swojej obstawy. Mniszka pogardzała palladynami z innego powodu niż miało to miejse w przypadku Bareda, jednak i teraz należało trzymać nerwy na stalowej wodzy, żeby dodatkowo nie wkopać gangu w to zaśmierdziałe bagno. I przede wszystkim pobudzić mózg do blefowania, co w tej sytuacji nie było proste ze względu na karczmarza i osiłka, który wyraźnie szukał zwady oraz słabego punktu, w który mógłby uderzyć prawdopodobnie Cerre, oraz niezbyt ciekawą sytuację, która lada moment zaczęła się rozgrywać na scenie...

- Zbiegły półork? - zdziwiła się Cerre, przypatrując się dokładniej półćwokowi "wyproszonemu" z karczmy. Ciągnęła dalej spokojniejszym głosem, zerkając bacznie na palladyna. - Najwyraźniej musiał pan kogoś tutaj pomylić.
Paladyn skrzyżował ręce na piersi.
- Twierdzisz, że z nim nie podróżujecie, czy że to nie jest zbiegły półork? - spytał.

I tutaj zaczęły się schody. Bardzo kręte schody. Bo zakuta pała okazała się zakutą pałą, a karczemne chamidło i jego piwodawca po drugiej stronie barykady wraz z rycerzem stało praktycznie naprzeciw diabelstwu.
- Problem w tym, że nie przypominam sobie, żeby ten siedział w areszcie. To nie jest ten ork, którego szukacie, panie.
Przymrużył oczy, przypatrując się Cerre. Pewnie patrzysz, czy mam na czole napisane, że kłamię, wpadło jej do głowy. - Uważaj, żeby ci teraz te gały nie wypadły, zjebie jeden - i zostało uwieńczone złorzeczeniem.

- Ale ja pamiętam. - odparł chłodno. - Z tego prostego powodu, że rozmawiałem z nim wczoraj. Dzieliły nas więzienne kraty, a wedle kapitana Greive miał tam spędzić nie mniej niż kilka tygodni.
Diablę pokręciło na to głową.
- Tylko pytanie czy aby na pewno z nim - wskazała wzrokiem wyjście z karczmy. - pan rozmawiał? - w odpowiedzi Cerre powiało sceptycyzmem. - Obawiam się, że więzienne kraty i rozmowa jeszcze za mało świadczą o tej pewności. Tak się składa, że kamrat, któregoście odprowadzili, cały czas z nami w podróżował. Tak apropos - jak wyglądał ten półork, którego szukacie? Miał na plecach taki tatuaż? Za co tamten jest poszukiwany?

Paladyn spojrzał na diablę zdezorientowany taką ilością pytań. Widocznie jego "mózg" nie mógł znieść ich zbyt dużo naraz...
- Zabieramy tego półorka. - stwierdził wreszcie. - A wy róbcie co chcecie, jednak będę miał na was oko. Jeśli kiedyś pokażecie się w Gistrzycach, możecie być pewni że się spotkamy. - po tych słowach odwrócił się i zaczął odchodzić.

Gdzie leziesz, ty popieprzony blaszaku?! - Cerre, nawet dość spokojna jak na przedstawicielkę swojej rasy, zaczęła tracić cierpliwość. Ruszyła z miejsca i postanowiła go zatrzymać. Zakuta pała zakutą pałą, ale jeśli ktoś kogoś o coś pyta, to wypadało odpowiedzieć. - Wracaj mi tu!
Z pogardą w oczach Cerre zatrzymała rycerzyka. Już tym razem nie zamierzała nikogo tak łatwo puścić jak poprzednim razem. Pamiętała, jak wielki błąd popełniła, uwalniając trójkę ludzi Hagareta; wspomnienia już wynurzyły się z otchłani pamięci.
Problem polegał na tym, że waćpan nie miał ochoty na dłużej zostawać.
- Już sobie idziesz? Nie odpowiesz mi na pytania, hę? - padło szydercze pytanie ze strony obrońcy ściganego. - Może już sam nie wiesz, kogo i za co ścigasz? Jeśli tak jest, to dlaczego jego bierzecie?

Mężczyzna skinął głową na jednego ze swoich giermków, który puścił chwilowo Takshora i wyszedł z karczmy. Później paladyn odtrącił rękę mniszki i z nienawiścią w oczach powiedział:
- Podważasz autorytet władz? Śmiesz mi grozić? Masz dokładnie pięć sekund, żeby się cofnąć, bo jeśli nie... spotka cię niemiła niespodzianka. - spojrzał na pozostałych. - I was również!

Diablę cofnęło się. Nie o jedną czwartą, nie o jedną drugą kroku, ale nawet o jeden cały krok odsunęła się od mężczyzny. Cerre naprawdę nie miała szczęścia, nawet jeśli chodziło o tą "władzę", którą trochę inaczej sobie wyobrażała. Owy funkcjonariusz niewiele różnił się od demonów, które poprzedniego dnia spotkała Cerre poprzedniego dnia razem z kamratami. Ta sama agresja, ta sama wściekłość - jedyne, czym się różnili, to tylko ciałem. Ale tamte istoty reprezentowały ciemną stronę mocy, a ten stróż podobno tą jaśniejszą... Stworzenie oskalpowało go zimnym spojrzeniem i raz na zawsze dzięki niemu zwątpiło w sens istnienia organów sprawiedliwości.

Diablę odeszło od panicza. Jednak nie udało się uratować tego półćwoka. Powodem tego był ten durny paladyn, który stanął jej na przeszkodzie. To ona, Cerre, mogła, nie! - chciała porządnie ukarać jego, Takshora, za taką bezmyślność w działaniu, a teraz nie będzie miała okazji tego uczynić przez tego pajaca od Torma. Diabeł wychynął się ze skóry Cerre - kiedy się wkurzała, była zła jak diabli. Wiedziała, że już wszystko jest stracone - dalsza rozmowa z przybyszem stała się zwyczajną stratą czasu, cierpliwości, nerwów i... powietrza.

Paladyn zablokował jej drogę ręką, kiedy "rozmówczyni" zrezygnowała z dalszej praktyki dyplomacji.
- Dokąd?! - zawarczał. - Ten więzień idzie z nami!
- Spieprzaj, zakuta pało, daj przejść! - wrzasnęła i odepchnęła jego rękę.
[media]http://sounddogs.com/previews/2225/mp3/442270_SOUNDDOGS__kn.mp3[/media]
- Panienko! Zwykle nie biję kobiet, ale... - chwycił ją za ramię. Jednak nie dokończył, bo do karczmy wrócił ten, który chwile wcześniej wyszedł. Z dodatkowymi trzema osobami, z których jedna się wyróżniała czerwonym krojem zbroi. Wszystko w nim mówiło, że był dowódcą - zwłaszcza sposób... bycia.
http://images2.wikia.nocookie.net/__...fried_full.png

- Co się tutaj dzieje? - spytał łagodnie. - Czemu trzymacie, żołnierzu, tą kobietę za ramię?
Paladyn momentalnie puścił Cerre i zasalutował.
- Ponieważ usiłuje przeszkodzić nam w pojmaniu zbiegłego więźnia, którym jest ten nieprzytomny półork.
- Ach tak? A czemuż to, panienko, przeszkadzanie organowi władzy w wykonywaniu jego obowiązków? - zwrócił się do Cerre.
- Ależ nie przeszkadzamy - mruknęła, odsuwając się od 'żołnierzyka'. - Tylko nie słyszałam, że za czyjąś prowokację można iść za kraty.

Panienko! Pf, co ten popierdoleniec sobie myśli? - w myślach syknęła jak rozjuszona kotka, która nie dość, że dostała fałszowaną śmietanę, to jeszcze ktoś próbował jej tą śmietanę wciskać przed nos i zmusić ją do jej chłeptania.

- Chociaż jeżeli niewinnych można wsadzać za kraty, to mnie wolno przeszkadzać w wykonywaniu obowiązków - skwitowała na koniec.
Paladyn, wciąż oburzony, próbował coś powiedzieć, jednak ten w czerwonej zbroi mu przerwał:
- To doskonale się składa, że nie przeszkadzacie. - powiedział, ignorując drugą część wypowiedzi diablęcia. - Możemy zatem bez przeszkód zabrać tego osobnika i zamknąć go w więzieniu, nieprawdaż? - zakończył sarkastycznie.
Wydał kilka poleceń obecnym żołnierzom i wyszli z karczmy.
Rogata jejmość o miedzianych włosach także opuściła tawernę, zaraz po tamtych z półorkiem barbarzyńcą. Nie spojrzała na towarzyszów, nie zakrzyknęła z charakterystycznym tumiwisizmem "Chłopaki, opuszczamy lokal!", nie pożegnała karczmarza-szui, ani nawet nie posłała obelg pod adresem osiłka - jeszcze większej szui.
Gdyby udało się uwolnić półorka, miałaby na kim wyładować to rozgoryczenie, przysypać go gromami typu: "Twoja matka faktycznie była kurwą - musiała chędożyć się z jakimś łośkiem, i przez to powstał taki półłosiek jak ty!" albo wykrzyczeć mu, jak bardzo go teraz nienawidzi i że to wszystko to jego wina, że o mały włos ich nie wsypał w poważniejsze tarapaty, uderzyć go w twarz, żeby go jak najbardziej bolało.

Rozwścieczona jak nigdy ostatnio kobieta została sama z tą porażką. Kamraci nagle jakby odeszli na dalszy plan, prawie że zapomniała, że oni właśnie już wychodzą z karczmy i wcześniej obserwowali całe zajście z żołnierzami. Zwykła hańba, bo i ona mogła ich niechcący wkopać nieźle, w podobnym zresztą stopniu jak tamta inwalida umysłowa, tyle że na szczęście interweniował zwierznik tego skurkowańca w uzbrojeniu.

Autorytet władz? - Cerre zerknęła z jeszcze większym politowaniem na dwóch członków kółka rycerskiego, których minęła po drodze do stajni i prychnęła pogardliwie - Nie rozśmieszajcie mnie - tutaj nie rozbrzmiały szczere przeprosiny. - w jakim poważaniu mam mieć taką władzę, która nie wie, kogo wsadza za kratki, a kogo z nich wypuszcza?

W ten sposób zaczęło się powoli kształtować Życzenie Cerre. Bardzo niedobre Życzenie...
Reszta ferajny zebrała się w stajni i wybierała swoich wierzchowców. Pani mnich wybrała czarnego konia z białym pyskiem (bo tego całkiem czarnego "przywłaszczył" sobie Bared), a gdy tylko spotkała się z Cristin, to po prostu odebrała część prowiantu, nie wymieniając z nikim ani słowa. Nie chciała słyszeć od niczyich ust słów żadnego współczucia czy irytujących pytań typu "Jak się czujesz". Ona sama także nie chciała nikogo przepraszać. Jej wzrok wymijał się ze spojrzeniami kompanów i to umyślnie. Przestało jej zależeć na tym, czy kompania będzie ją chciała czy też nie - pomysł odgrywania obrońcy Takshora okazał się niewypałem przez duże "N".
W końcu dupek zasłużył na to - skwitowała w myślach.

Była tak zła, że jej własną wenę twórczą szlag trafił i Cerre nie ochrzciła swego rumaka żadnym imieniem, jak to wypadałoby w takich sytuacjach uczynić.
Bo prostu będziesz koniem. Po co ci imię, jak i tak ludzkiej mowy nie rozumiesz? - burczała w myślach.

Rudowłosa pani sponsor, po rozdzieleniu ekwipunku wyjaśniała jeszcze parę innych spraw, jednak tego Cerre już nie usłuchała dokładniej. W ciągu krótkiej chwli wszystko stało się dla niej obojętne. Mogła nocować nawet pod mostem - tam przecież też dałoby się spać, gdyby ktoś się upierał.
Po odbębnieniu całej reszty wesołego cyrku drużyna rozpoczęła wędrówkę przez las, który Cristin opisywała jako dość spokojny.
Jednak jak później się okazało, do idylli brakowało mu znacznie więcej niż rudowłosa przewidziała, bo Bared przekazał im pewne ciekawe informacje.
- Coś tu jednak nie jest tak spokojnie - zbyła łotrzyka takim zdaniem. Od czasu awantury w karczmie Cerre do nikogo się nie odezwała nawet półsłówkiem. Bawiła się sztyletem, który podebrała dziwnemu adoratorowi.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 10-11-2010 o 23:29.
Ryo jest offline  
Stary 11-11-2010, 07:19   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jakimś cudem nie doszło do ogólnej bijatyki. Pewnie trzeba było to przypisać bardziej dobremu humorowi któregoś z bogów, niż zdolnościom dyplomatycznym Cerre, ale Bared narzekać nie miał zamiaru. Strata towarzysza podróży, w takim momencie, nie stanowiła zbyt dobrej prognozy na przyszłość, ale nic na to poradzić nie mogli. O przekupieniu paladyna nawet nie warto było myśleć, zaś próba odbicia Takshora siłą nie miała szans powodzenia. Trzeba było pogodzić się z losem i cieszyć się, że oczy paladyna i innych gości gospody są ślepe na widniejący na plecach półorka tatuaż.

Pozostawiając w dłoniach Cristin sprawę pokrycia rachunku za nocleg Bared udał się do stajni, gdzie - według słów dziewczyny - czekać miały na nich wierzchowce. Czarny jak noc ogier natychmiast przypadł Baredowi do gustu. Mały prezent w postaci marchewki sprawił, że spojrzenie wierzchowca złagodniało i stało się bardziej przyjazne. Dark, bo tak miał zamiar zwać go Bared (całkiem zwyczajnie i bez udziwnień), dał się bez problemu osiodłać i nie protestował, gdy nowy właściciel przytroczył do siodła juki i wpakował mu się na grzbiet. Wprost przeciwnie - wydawał się być zadowolony z tego, że opuszcza duszną stajnie i może wyruszyć w drogę.
A droga jako taka wcale nie była zła.
Leśny dukt wił się co prawda, jak przystało drodze prowadzącej przez las, ale sama nawierzchnia nie była zła, zaś śpiew ptaków idealnie pasował do otoczenia, podobnie jak szum poruszanych lekkim wiatrem liści. Jedyny dysonans stanowiła muzyka w wykonaniu jakiegoś dętego instrumentu, jednak była na tyle cicha i odległa, że po pewnym czasie Baredowi udało się nie zwracać na nią uwagi.

Wóz, jaki pojawił się nagle przed nimi, a raczej - jaki nagle dogonili - stanowił oczywisty dowód na to, że droga jest używana i to, że nie rośnie tu trawa ani nie włażą na trakt liczne gałęzie drzew i krzewów nie stanowi jakiegoś wybryku natury.
Woźnica najwyraźniej nie był zachwycony ich towarzystwem. Strzelił z bata popędzając konie i zaczął się szybko oddalać.
- Pewnie wziął nas za bandytów - stwierdził Bared.
Pod pewnymi względami woźnica pewnie miał i rację, ale raczej nie planowali napadu i w ich towarzystwie nic mu nie groziło.

Rozmyślania Bareda na temat niektórych mało inteligentnych zachowań niektórych ponoć inteligentnych istot przerwał krzyk i odgłosy w oczywisty sposób informujące o tym, że ktoś ma kłopoty, i to duże.
Bared zeskoczył z siodła, rzucił wodze Cristin, która złapała je odruchowo, a potem ruszył w stronę źródła hałasów, z gotową do strzału kuszą.
Po krótkiej chwili był z powrotem.
- Jakieś trzy ogry, w tym jeden zdecydowanie przerośnięty, zabiły woźnicę i konie. Są chyba owocożerne, bo jak głupie cieszą się ze zdobycia kilku koszy owoców.
- Atakujemy, czy obejdziemy to miejsce bokiem?
Słysząc słowa Bareda, Cristin wytrzeszczyła na niego oczy.
- Ale... atakować? - usta jej drżały. - Oszalałeś? Jak ty chcesz zabić takie trzy monstra?! W tym jedno "przerośnięte"? - zakończyła sarkastycznie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-11-2010 o 10:32. Powód: Słowa wypowiedziane przez Cristin.
Kerm jest offline  
Stary 15-11-2010, 01:58   #84
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Użycie inkantacji okazało się niekonieczne. Walka dość szybko zakończyła się, a półork został wyprowadzony z karczmy niedługo później. Elf miał pewne zastrzeżenia do tego, jak to się odbyło, ale nie warto było wchodzić w drogę młodocianemu paladynowi. Prędzej trafiłoby się do więzienia, niż cokolwiek wynegocjowało. Sprawę niewtrącania się ułatwiał dodatkowo fakt, że prawie nikt nie zauważył elfa siedzącego w rogu. Mógł on zatem spokojnie pokontemplować resztki kwaśnego mleka i wiedzę o tym, jak półork spędził część poprzedniego dnia. Raczej nieprzyjemną część.

Aranon jako ostatni dotarł do stajni, gdyż wyszedł nieco później, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Nie zapomniał też zapłacić karczmarzowi za pobyt. W stajni zaś wybrał sobie konia białej maści, którego sprawnie przygotował do drogi, kończąc niewiele później, niż pozostali. Wkrótce też spakował prowiant, który wręczyła mu Cristin i był gotowy do drogi. Gładził konia po szyi, aby go uspokoić.

Na początku podróż przebiegała bez zakłóceń. Elf wsłuchiwał się w muzykę lasu, która działała na niego kojąco. Do czasu. Nagłe pojawienie się jeźdźca było zaskakujące i niepokojące. Szczególnie biorąc pod uwagę jego wygląd. To był on… tylko, że sprzed setek lat. Jak to możliwe? Jeździec uśmiechnął się przelotnie do Aranona, po czym jechał patrząc przed siebie i pogwizdując melodię, która budziła w elfie pewne wspomnienia. Elf odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę swej poprzedniej formy. Jeździec spojrzał na niego pytająco.

-Kim jesteś? Wspomnieniem?
- Żeś wymyślił. - Jeździec roześmiał się. - Jestem kapłanem Corellona.
-Jak się nazywasz?
- Przecież wiesz. - Odparł tajemniczo.
-Tak. - Elf zamyślił się. - Nie rozumiem. Czemu tu jesteś?
- Lubię wędrować po lasach. - Odparł rozglądając się dookoła. - Są takie... uspokajające.
- Elfie, z kim ty rozmawiasz? - Padło pytanie od Cristin zza pleców Aranona. Gdy się odwrócił, spostrzegł że wszyscy się na niego dziwnie patrzą.
-Można powiedzieć, że... z cieniem przeszłości. Nie jestem pewien.
- A...ha. - Odparła kobieta. - Wszystko w porządku?
-Nie ma żadnego powodu do obaw. - Odwrócił się w kierunku widma. - Nie pytam, czemu jesteś w lesie. Pytam, co tu robisz, skoro jesteś... martwy? Tak, jak i ja.
- Jestem martwy? Naprawdę? - Jeździec spojrzał na siebie, potem na Aranona. Po jego twarzy widać było, że kpi sobie z Aranona.
-Znasz mnie. Nie lubię długich dyskusji. O co tak naprawdę chodzi?
- Jak wolisz. - wzruszył ramionami. - Jako część twojej przeszłości, nie mogę ci tego powiedzieć. Ale mogę ci doradzać... w różnych sprawach. Jeśli chcesz, rzecz jasna.
-Nadal nie rozumiem, dlaczego tu jesteś.
- To jest nas dwóch. - uśmiechnął się. - Może czas pokaże.
-Ten miecz, po który zostaliśmy wysłani... wiesz coś o nim?
- Moja wiedza ogranicza się do twojej wiedzy. - odparł znów misternie. - To czego ty nie wiesz, ja również nie wiem.
-Rozumiem... w takim razie zobaczymy, co się wydarzy.

Po tej krótkiej wymianie zdań jeździec powrócił do gwizdania, a Aranon jechał dalej myśląc i przypatrując się swemu… towarzyszowi, którego nikt inny nie mógł zobaczyć. Nie rozumiał tego. To była jego przeszłość. Dlaczego teraz? W dodatku wyglądało na to, że postać pochodziła z fragmentu duszy, który wciąż miał w sobie. Śmierć i odrodzenie. Przerażający cykl. Szare ściany Miasta Sądy. Szpony i kły demonów. Światło. Szafir błyszczący, niczym gwiazda. Najjaśniejsza, jaką kiedykolwiek przyszło Aranonowi zobaczyć.

Nie zwrócił uwagi na wóz. Nie miał powodu. Obecność nowego towarzysza nieco skomplikowała sprawy. Jakkolwiek by o tym nie myślał, nie potrafił zrozumieć. To była jego przeszłość, której większa część była zamknięta w zimnym wnętrzu gwieździstego klejnotu. Miał ją odzyskać… kiedyś. Wtedy, gdy będzie mógł połączyć się w całość i ponownie unieść miecz swoich przodków. Przypomniał sobie jego klingę lśniącą we wschodzącym słońcu i zapłakał. Nawet z tak potężnym sprzymierzeńcem nie potrafił zapobiec własnej zgubie. Teraz nosił tą cielesną powłokę obdarzony mocami, których naturę nie do końca rozumiał. Nie pochodziły bowiem wprost od Corellona. Ich źródło było niższe. Demony.

Dopiero wieści przyniesione przez Bareda otrzeźwiły nieco elfa. Ogry. Można je było zaatakować. Nie wiadomo z jakim skutkiem. Przy odrobinie szczęścia elf zdołałby zabić jednego, zanim ten dotarłby na odległość pozwalającą na atak wręcz. Ale co z resztą? Odezwał się zatem:
-Myślę, że możemy położyć co najmniej jednego, zanim tutaj dotrą. Pozostałe to pewien problem. Obejście może być rozsądnym wyjściem, chociaż nie wiemy, co czycha w lesie.
 

Ostatnio edytowane przez Aegon : 15-11-2010 o 13:25.
Aegon jest offline  
Stary 15-11-2010, 15:37   #85
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Las był spokojny – jedyne co zakłócało ciszę to lekki szum liści na gałęziach, radosny śpiew ptaków i fletnia, na której grał jakiś satyr.

Tak było, dopóki z przeciwnej strony lasu nie przywędrowało kilku ogrów. Zaś jakiś czas później drogą przybył wóz, a za nim sześciu jeźdźców. Ten pierwszy zniknął zaraz za zakrętem, a ci drudzy zatrzymali się i zaczęli dyskutować w ohydnym, ludzkim języku.
Jednak elf o złotych włosach i ubrany w zieloną zbroję stwierdził, że póki co nie ma się czym przejmować. Poprawił tylko łuk na plecach, upewnił się że kołczan jest na swoim miejscu i… obserwował dalej.


- Co się dzieje, bracie? – spytał nagle jego towarzysz, który właśnie do niego dołączył.
- Ludzie. – odparł bez wahania, przygryzając listek brzozy. – Kilka ogrów i jeden elf… wysokiego rodu.
- Bres’tho. – przeklął. – Co z nimi zrobimy?
- Nic. Dopóki nie wejdą do lasu niech robią co chcą. Chętnie popatrzę jak wyżynają się nawzajem.
- Prawda, musimy być ostrożniejsi po tamtym wypadku… - zaczął, jednak ostry wzrok drugiego elfa kazał mu przerwać.
- To się stało, nic na to nie poradzimy. Nie będziemy więcej o tym rozmawiać. – zakończył, po czym powrócił do obserwowania jeźdźców.

Chwilę później jednemu z nich wielki ptak, zwany przez ludzi orłem, usiadł na wyciągniętej ręce.
- Ciekawe o czym rozmawiają... Ten jest chyba druidem. – stwierdził jeden z elfów, zaskoczony.
- Zobaczymy. Nie wolno nam zabijać druidów… Może nie będziemy musieli zabijać żadnego z nich, jeśli nie wejdą do lasu. – zamyślił się na chwilę. – Idź do Terehiana, niech ostrzeże pozostałych.

Leśny elf skinął głową i odszedł.

* * *

Drużyna nie mogła się zdecydować. Zabicie ogrów wydawało się rozwiązaniem nieco radykalnym, a obejście ich przez las – pewniejszym. Jednak skąd mieli wiedzieć co tak naprawdę może ich czekać między tymi drzewami?
Poza tym ściółka leśna mogła okazać się nieodpowiednia dla końskich podków.

Cristin była zdecydowanie przeciwna zabijaniu ogrów, zaś Turion, któremu orzeł wylądował właśnie na ramieniu, wręcz przeciwnie. Uważał, że oddaliby naturze przysługę, gdyby pozbyli się tych bestii.

Jednak nikt nie chciał nic zrobić, dopóki nie podejmą wspólnej decyzji.
 
Gettor jest offline  
Stary 15-11-2010, 19:08   #86
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Cristin - Bared odebrał od dziewczyny wodze swego wierzchowca. Za jego plecami trwała dyskusja na temat "Co zrobić z ogrami?" - Czym ty się w zasadzie zajmujesz? Oprócz tego, oczywiście, że się włóczysz po lesie w towarzystwie podejrzanych osobników? Jesteś kapłanką. bardką, paladynem w przebraniu?
Dziewczyna wyraźnie się zmieszała: wytrzeszczyła oczy na Bareda, otworzyła usta by coś powiedzieć, lecz milczała jeszcze przez dłuższą chwilę, marszcząc brwi.
- Ja... - wyjąkała. - Chyba kimś w rodzaju kapłanki. Ale nie do końca... i właściwie to już nie, bo straciłam swoje moce... - znów chwila ciszy. - Byłam, jak to mówią ludzie, wybranką Pelora. Jednak od tego incydentu z demonami utraciłam swoje moce i jestem... w zasadzie... niczym. - Spuściła głowę. Jednak przedtem Bared dostrzegł w jej oczach łzy.
- Przepraszam... - Powiedział cicho Bared. - Jak się skończy ta cała sprawa z demonami, spróbujemy coś poradzić - zapewnił.
Można by to nazwać pechem... Ledwo w drużynie pojawił się ktoś, kto mógłby ich podleczyć, to od razu się okazało, że ten ktoś stracił swe umiejętności. Nie da się jednak ukryć, że to Cristin miała o wiele większego pecha.
- Słodki jesteś, Baredzie. - Uśmiechnęła się po chwili dziewczyna. - Ale trochę naiwny. W tej kwestii nie da się nic zrobić. Tylko dostosować.
- Nigdy nie mów nigdy - Bared zacytował znane powiedzenie. - Pożyjemy, to zobaczymy, co da się zrobić. nie takie cuda oglądał już ten świat.
- Może... kto wie. - Przetarła oczy rękawem. - Ale to nie czas ani miejsce na takie gdybanie. Powinniśmy się wreszcie zdecydować, co robić dalej.

- Nie będziemy wszak tu stać i debatować całą wieczność - powiedział Bared odrobinę głosniej. Ale nie tak głośno, by usłyszały go ogry. - Te ogry akurat w niczym mi się nie naraziły, a ja nie czuję się zobowiązany naprawiać wszystkie krzywdy, jakie kto komuś gdzieś, kiedyś wyrządził, czy też zwalczać całe zło tego świata. Cristin jest przeciwna atakowaniu, Cerre również. Ja się do nich dołączam - oznajmił.
- Jeśli ktoś z was ma zamiar pomścić na tych ograch śmierć woźnicy, który w gruncie rzeczy sam jest sobie winien, bo nie musiał przed nami uciekać - mówił dalej - to powinien poczekać, aż będziemy wracać po załatwieniu naszej misji.

Rozejrzał się dokoła.
Drzewa rosły na tyle rzadko, że konno można było przejechać bez problemu. Krzewy również nie stanowiły żadnej poważnej przeszkody, z jednego prostego powodu - w najbliższej okolicy nie można było uświadczyć niczego, co można by było nazwać krzewem. Nie było zatem żadnych przeciwwskazań, by zjechać z drogi i, wykonując niewielki łuk, objechać ogry.

- Proponowałbym w lewo - powiedział.
Propozycja propozycją, ale na kontrpropozycje nie zamierzał czekać. Dosiadł wierzchowca i, realizując własne słowa, skręcił z drogi ww wskazanym przez siebie kierunku.
Poprzednio z prawej strony dobiegała denerwująca muzyka. Wóz był przewrócony na lewą stronę, co mogło sugerować, że ogry przyszły z prawej. I może tam zechcą wrócić.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-11-2010, 21:29   #87
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Jakieś trzy ogry, w tym jeden zdecydowanie przerośnięty, zabiły woźnicę i konie. Są chyba owocożerne, bo jak głupie cieszą się ze zdobycia kilku koszy owoców.
Atakujemy, czy obejdziemy to miejsce bokiem?
Owo pytanie łotrzyka dotarło do uszu rogatej pani mnich. Odpowiedź z jej strony padła oczywista:
- Obejdziemy - mruknęła diablica, bawiąc się zdobytym nożem. - Chyba że wolisz na to coś tracić czas.

Bared wzruszył ramionami. Do niego też najwyraźniej dotarła odpowiedź ze strony pomarańczowookiej kobiety, która coś kombinowała przy skradzionej broni. Na szczęście jej wierzchowiec nie przestraszył się ostrza, ponieważ nóż był trzymany poza zasięgiem wzroku konia.
- Nie zależy mi - powiedział. - Obejście zajmie nam mniej czasu. I będzie dużo szybsze.
Jednak ujście cierpliwości z Cerre zajęło jeszcze mniej czasu, a okazało się i równie szybkie. Z wyraźnym znudzeniem diablę obserwowało resztę drużyny, która rozważała dylemat, czy zabić ogry czy je zostawić w spokoju.
- To w takim razie na co tu czekamy? Nie uważasz, że mamy co innego na głowie poza jakimiś tam spaślakami czy może przemyślasz pomysł do nich wprosić się na śniadanie i zawierać sojusz? - palnęła pytanie do Bareda.
Dyplomacja to było to, co Bared jeśli nie lubił najbardziej, to na pewno znał się na tym lepiej. Szkoda, że w tym przypadku nabyta usterka Cerre, zwana niekontrolowaną kpiną ze wszystkiego, co żyje i się rusza, również poczyniła swoje, a w połączeniu ze złym humorem i rozgoryczeniem z powodu niepowodzenia w odbiciu towarzysza Takshora wytworzyła wybuchową mieszankę.

- Ale ci humorek dopisuje od samego rana - stwierdził ironicznie Bared. - Ugryzło cię coś, czy może jakaś inna przypadłość? - spytał.
- Nie twoja sprawa. Bacz na to, żeby ciebie coś ("albo ktoś" - dodała w myślach) na ząb nie wrzuciło... - zwęziła oczy jejmość, skalpując łotrzyka spojrzeniem.
Brakowało tamtego "półośka", czuła potrzebę wyładowania się na kimś, zanim zdenerwuje się jeszcze bardziej i zasępi się do tego stopnia, że byle błahostka mogłaby wytrącić ją zupełnie z równowagi.
Usiłująca go zabić wzrokiem Cerre wydała się Baredowi co najmniej zabawna.
Bared natomiast ze swoją ironią i paroma 'wadami' wydał się Cerre co najmniej irytujący.

- Mam za was wszystkich decydować, co będziemy robić w takiej czy innej sytuacji? - kontynuował wypytywanie, nie reagując na jej "złe oczy". - Żebyś przy pierwszej z brzegu okazji zaczęła pytać, dlaczego mamy iść tam, a nie gdzie indziej? Albo się oburzyć, że ktoś ci mówi, co masz robić?
Bez wątpienia Cerre mogłaby wreszcie zacząć trochę myśleć, zanim coś powie, przyszło mu na myśl.
Bez wątpienia Bared mógłby zamknąć tą swoją śliczną mordę, zanim ktoś mu ją obije, wtargnęło się jej na myśl i to z siłą półorka w berserku.

- A ja po raz drugi ci sugeruję, że moglibyśmy dalej jechać! - odgryzła się diablica, prawie warcząc. Przy okazji podkreśliła słowo "sugeruję", ale nie dlatego, żeby ładnie brzmiało. - Ale to czyń jak chcesz, to twoje życie. I nie, nie musisz za nikogo decydować.
- Jaka to żeś się zgryźliwa zrobiła - powiedział niewzruszony Bared. - Nie zapominaj, że swoje zdanie już powiedziałaś i nie musisz powtarzać. Czekam po prostu, aż się wypowiedzą inni. Aż dziw, że nie potrafisz tego pojąć. Zaś ty, skoroś taka samodzielna i samorządna, możesz sobie jechać nie czekając na opinię pozostałych.

Cerre na to wzruszyła po prostu ramionami i coś szepnęła do Danta, nie zwracając uwagi na przemowę łotrzyka. Bared stłumił uśmiech. "Najwyraźniej Cerre poszła po rozum do głowy i postanowiła zawracać głowę komu innemu", pomyślał.
Nie przypuszczał jednak, jak niewiele brakowało, by Cerre podeszła do niego i przywaliła mu w twarz. Dłoń zwinięta w pięść wyraźnie zadrżała, jakby była gotowa do zadania ciosu łotrzykowi.
I jeszcze mniej do tego, by białogłowa potraktowała dosłownie propozycję Bareda odnośnie pojechania własną drogą i rzucenia mu stosu obelg. Tyle że wiedziała, że ani jedno ani drugie jakoś niespecjalnie wpłynie na ciemnowłosego "kradziejaszka".

- Ależ rozumiem lepiej niż ci się zdaje - mniszka skwitowała kolejną poradę ze strony "dyplomaty" od siedmiu boleści.

Musiała się pohamować. Wiadomo, że Takshor nie zachował się najmądrzej wdając się w bójkę z napakowanym przychlastem, ale ona sama wolała tej sytuacji nie powielić w stosunku nawet do denerwującego ją w tym momencie kieszonkowca. Zresztą poza nim pozostali jeszcze Aranon, Cristin, Dant, Turion...

Z całej reszty towarzystwa całkiem nieźle dogadywała się z zaklinaczem.
- Przypomnij mi, żebym mu później łeb ukręciła - szepnęła do niego. Wyglądało na to, że zły humor udzielił się diabelstwu. Cerre zmiotła łotrzyka nieprzyjaznym wzrokiem, po czym palnęła:
- Ja już swoje zdanie wtrąciłam. A co ty na ten temat sądzisz?
Jednak Dant nad czymś się zamyślił...

Cóż, integracja integracją, jednak problem z ogrami wciąż nie został jeszcze rozwiązany.
Na propozycję odnośnie skrętu w lewo diablica zgodziła się nawet bez dogłębnego zastanowienia się nad tym - i to nie dlatego, że była zagorzałym lewicowcem. Część drużyny jednak okazała się prawicowcami i chciała koniecznie dobić ogry. Część drużyny (Bared, Cerre, Cristin) sprzeciwiała się pomysłowi anihilacji ogrów. Aranon tak jakby dołączył do "opozycji", by problemu zielonej głodomorry się do cna pozbyć. Nawet Turion opowiedział się za poświęceniem śmierci tych stworów w imię natury.
Cerre nie zawsze była prawa i sprawiedliwa, ale stwierdziła, że rycerze Torma, pojmanie "półdupka" i bardzo spasłe ogry zastawiające im wygodną drogę to o trzy kłopoty za dużo jak na jeden poranek.
W ostatniej chwili łotrzyk zamienił kilka słów z rudowłosą niewiastą i okazało się wtenczas, że... Cristin straciła swoje uzdrowicielskie moce - o jeden kłopot więcej. Jeeeszcze lepiej, pomyślała Cerre, podziwiając wyjątkowo bogate złoża pecha, w które pewne wyższe siły wyjątkowo hojnie zasiliły tą dziwną drużynę.

Cóż - druid mądrą personą był. Należało go tylko przekonać, że tamten "kolor zielony" nie podziałałby na gang uspokajająco, a raczej boleśnie, czy nawet też śmiercionośnie. Cerre zbyt twardo stąpała po ziemi, żeby widzieć epickość w bezsensownym tłuczeniu się z "bandytami", którzy nic ciekawego nie mieli do zaoferowania zarówno diablęciu, jak i (prawdopodobnie) reszcie drużyny.
- ...Może dla dobra natury, ale raczej nie naszego - oceniła pomysł anihilacji potworów. - Czemu sądzisz, że to byłby pomysł, nie wliczając w to kwestii religijnych? - spytała Turiona.
- Jestem druidem. - odparł odkrywczo. - Jakie inne kwestie powinny mną kierować, jeśli nie religijne?

Odkrywcze pytanie, doprawdy. Jednak jak dla miedzianowłosej pani mnich nieco... dziwne. Cerre pokręciła na to głową i westchnęła. Pogłaskała grzbiet swego wierzchowca, którego jeszcze rano dość chłodno potraktowała. W rekompensacie za swoje zachowanie będzie musiała go później naprawdę czymś dobrym nakarmić. Acz później - dopiero wtenczas, kiedy uporają się z drogą, która pod wieloma względami stawiała znaki zapytania.

- W tej sytuacji raczej bardziej przyziemne, bynajmniej tak sądzę. Wybaczyć, jeśli coś narzucam - ostatecznie przestała bawić się tym ostrym narzędziem; wkrótce Cerre schowała go za pas. - Bez tamtych trolli i tak mamy wystarczająco dużo kłopotów.
- I raczej o kolejne nie chce mi się dopraszać - dodała po chwili.

Druid wzruszył ramionami.
- Nic nikomu nie narzucam, wyrażałem tylko swoje zdanie. - odparł. - I rozumiem, że reszta jest przeciwna takiemu rozwiązaniu... sam się przecież nie rzucę na te ogry.
- Z tego co wiem, to połowa drużyny nie ma ochoty na kolejne tarapaty. Ja także.
- Smutno mi to słyszeć. Wielu złym rzeczom moglibyśmy zapobiec zabijając tamtych brutali. To prawda, że nie są częścią naszego "zadania", ale czy powinniśmy im pozwolić na sianie jeszcze większego zamętu w okolicy?

Hmmm, tamtych brutali? Rozmyślając nad zdaniem wypowiedzianym przez druida, odnośnie tych brutali, złych istot... To mogło również tyczyć się Cerre. Na diabły i inne tego typu pomioty nie patrzano zazwyczaj przychylnym wzrokiem. Diabelstwa traktowano jak zło wcielone - przecież ona doświadczyła tego nieraz, nawet na własnej skórze i to gwoli boleśnie. Albo Takshora - półorki też widziano często jako brutali...
Dobrze wiesz, kim jestem, a z tego co mówisz wynika, że i ja , czy też... Takshor... nie powinniśmy istnieć.

- Więc co powiesz o mnie? - jejmość nie dowierzała posiadaczowi orła w to, co mówił.
- Powiem, że toniemy po uszy we wspólnym gównie. - spojrzał Cerre prosto w oczy. - I że raczej nie napadasz na ludzi przy drogach mordując ich bezlitośnie.
Mniszka wzięła głębszy oddech i nad czymś się wyraźnie zamyśliła.
- Nie napadam, bo nie mam po co i za co - odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Jeżeli ktoś bardzo prosi o śmierć, to tą prośbę mu spełniam. Niestety, mam takiego pecha, że tych spotykam znacznie częściej niż tych rozważniejszych - lekko uśmiechnęła się do Turiona.
- Czyli walczysz o przetrwanie w tym świecie. - podsumował. Przez chwilę pomilczał, szepnął coś do swojego orła i puścił go, by ten poszybował wysoko. - Nie poczuwasz się do bycia ani dobrą, ani złą. Jak mój Nasterel. - zakończył, wskazując lecącego drapieżnika.
- Nasterel?... Można byłoby tak rzec...
Druid uśmiechnął się, obserwując lot ptaka.



Odziana na czarno pani mnich też obserwowała wyczyny orła. Po chwili coś przyszło jej do głowy. Może i należało to ówcześnie do następnego rozdziału zamkniętego w jej życiu, ale to coś ją interesowało.
- Turionie - zaczęła powoli po paru minutach milczenia i obserwowania drapieżnika. - Co cię skłoniło do szukania tamtych ludzi z Dybów, którzy zaginęli? - spytała z zainteresowaniem.
- Szczerze? - druid wyszczerzył zęby. - Brakowało mi pieniędzy, a to była jedyne zajęcie jakie mogłem znaleźć.
W pewnym stopniu ta odpowiedź rozbawiła Cerre: No tak, w końcu trzeba mieć jakąś postawę bytowania, stwierdziła w myślach i słowach.

Turion nie odpowiedział na tą kwestię, zatem Cerre wróciła do rzeczy:
- Zamierzasz walczyć z tymi trolami?
- O ile nie ma w okolicy trubadura, który mógłby nieść legendy o moim bohaterskim wyczynie to... nie.
Lekkie skrzywienie połączone z uśmieszkiem zawitało na twarzy "diablicy".
- Nie chcę nic mówić, ale takiego spotkania jeszcze mniej sobie życzę.
- A czemuż to? Masz jakiś uraz do grajków? - spytał druid z uśmiechem.
- Mam i to niemały... - zaczęła po chwili wahania opowiadać. - Natknęłam się niegdyś na paru takich, i na tym mój gówniany fart się skończył. Jeden - zaakcentowała to prychnięciem. - Dobitnie obrzydza mi życie, rozpowiadając o mnie głupoty w swoich pieśniach, bo dawno, dawno temu, jakieś dziesięć lat temu ten dupek się do mnie przyczepił po tym, jak niechcący oberwał ode mnie obuchem - machnęła lekko ręką na swego kijaszka. - podczas burdy w karczmie. Domyślasz się zapewnie, że poszło znowu o konkrety rasowe i takie tam - w międzyczasie trochę gestykulowała, próbując opanować postrzępione nerwy. - Paru wtedy takich zjebów się do mnie przyczepiło, zażłopali się jakiegoś kiepskiego piwa, to w ryj im przyłożyłam. No, niestety, tamten dureń też mi przypadkiem naszedł pod rękę, później zrobiła się kolejna awantura, tym razem z jego udziałem. Od tamtej pory obchodzę bardów szerokim łukiem. Już nie wspomnę o tym... że w ogóle nie lubię śpiewaków. - tu lekko się uśmiechnęła.
I dodała zanadto:
- I śpiewania też.

Druid po chwili otworzył usta, lecz szybko je zamknął. Wyraźnie nie wiedział co powiedzieć.
- Widzisz, Turionie, lepiej się nie bij, bo jeszcze taki jeden ci najdzie i rozpowie o tobie bzdury, ze lazisz po lasach i tluczesz, kogo popadnie - Cerre przyprawiła swoją wypowiedź szelmowskim uśmieszkiem. - Albo dajmy na to, ze zjadasz dzieci na podwieczorek. A trolli możemy zostawić, żeby i nam krzywdy nie zrobiły.
- Trochę wiary w ludzi. - poklepał mniszkę w ramię. - Na tym świecie jest tyle samo dobra, co i zła. Ot nieszczęście, że ostatnio więcej zła niż dobra widujemy. Ale to nie znaczy, że ten świat tak działa.
Nieswojo poczuła się pani mnich, gdy druid ją poklepał po ramieniu. Nikt tak jej nie czynił nigdy. Przygasła przy tym Cerre, niczym ogień zduszony, i zamilkła na pewien czas. Wtenczas, gdy doszła do siebie, odparła:
- Gdybyś chociaż miał rację co do jednego i drugiego - rozbrzmiało tu zwątpienie, a ton stał się oschlejszy. - Jednak czas nagli, a nie wiadomo, kto nas tu przyłapie. Proponuję iść dalej, tak jak Bared proponuje.
- Słusznie.
- Innym razem wytluczemy jakiegos trolla. Znając moje szczęście to wcześniej czy później pojawią się tumany tego zielonego ścierstwa. - puściła oko do druida. - Póki jest okazja, to trzeba z niej skorzystać.
Druid tylko uśmiechnął się słabo i ruszył w las, za Baredem.

- No, siwku - rzekła cicho do swego konika pani mnich. - Trzeba się niestety stąd ruszyć... - może i konie nie rozumiały ludzkiej mowy, ale może rozpoznawały głos swojego pana. Nie wartało psuć relacji już na początku znajomości.
Cóż, ten rumak będzie jej służył pewnie przeż dłuższy czas. Musiał też w końcu dostać swoje imię. Nie mógł przecież nazywać się "koń". Może był niedostatecznie czarny, by dostał jakieś imię w języku otchłannym. Choć zasadniczo... ten nie musiał się nawet do czegoś tutaj przydawać. Acz i był też zbyt czarny, by mógł otrzymać imię brzmiące łagodnie.
No, że na łebku coś białym ci chlasnęło... - i wtenczas przyszło jej na myśl, że wierzchowiec mógłby zostać ochrzczony jako Blade. Że też pomysły lubiły przychodzić same do głowy. Blade także nie należał do cudacznych imion, a mimo to też brzmiał całkiem ładnie.

- No, dobra, Blade. To chyba trzeba się stąd ruszyć - dosiadła rumaka i spytała się przy okazji Aranona i Danta. - Państwo zostają czy jak? Jakby co uprzedzam, nie biorę odpowiedzialności za napaść ze strony zielonych.

Po tym ruszyła za Baredem i Turionem. W końcu tutaj każdego trzeba było mieć na oku, niemalże jak na smyczy...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 18-11-2010 o 21:38.
Ryo jest offline  
Stary 21-11-2010, 14:57   #88
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Interweniowanie w bójkę nie wyszło Dantowi najlepiej. Po rzuceniu czaru przez zaklinacza, Takshor ‘nadział się’ na Cerre, co, w mniemaniu Danta, mogło nieco rozzłościć mniszkę, i tak już w gorącej wodzie kąpaną. Czasu na reakcję było jednak niewiele, bo szybko z małej draki wyszła draka duża, z udziałem kilku nadgorliwie broniących dobra rycerzyków. Dant postanowił dyplomację pozostawić półludzkiej towarzyszce – nie dość, że był w tych stronach ścigany, dziwnie wyglądał, to jeszcze parał się magią, a to czasami wystarczyło, żeby spędzić przynajmniej noc w areszcie.

Zaklinacz nie drgnął, kiedy wynosili Takshora. Zdawało się, że liczebność ich drużyny sukcesywnie się zmniejszała, niestety ich wartość bojowa także- zarówno Kane, jak i półork byli potężnymi, silnymi maszynami do zabijania. Teraz najprawdopodobniej w pierwszej linii będzie musiała walczyć mniszka, co, z całym szacunkiem Danta dla towarzyszki, nie wydawało się zaklinaczowi najlepszym rozwiązaniem.

Kiedy wychodzili za poleceniem Cristin po nowe konie, Dant nadal rozmyślał nad wróżbą. Słowa wróżki były bardzo ogólne, ale dość sensowne, no i uspokoiły trochę zaklinacza w sprawie Cristin… W końcu ona była jedna sama, w przypadku walki musiałaby się zmierzyć z całą drużyną…

Tak rozmyślając, Dant nie zauważył, że wszyscy wzięli już wybrane konie. Zrezygnowany, podszedł do ostatniego, poklepał go po boku i zaglądnął do juków… I tutaj spotkało go największe zdziwienie – wszystkie jego rzeczy, które zostały w Dybach, były tutaj! Przypadek? Dant nerwowo spojrzał na Cristin, ale ta na niego nie patrzyła, zajęta oporządzaniem własnego wierzchowca… Jak wiele rzeczy tutaj pozostało jeszcze niewyjaśnionych. Widocznie demony mialy wielką moc, skoro mogły przenosić, albo odtwarzać rzeczy w taki sposób… Powoli przyzwyczajał się, żeby nie brać tutaj niczego na logikę, ale po prostu akceptować rzeczywistość, która czasami przedstawiała się nie tak źle.

I znowu w podróży… Przez jakiś czas jechali za wozem, który, gdy zobaczył, że zbliża się dziwna zgraja, oddalił się szybko. I to był jego błąd. Jak się za moment okazało, wpadł on w zasadzkę, przygotowaną przez ogry. Trzy wielkie, spasione, i piekielnie silne ogry.

Drużyna natychmiast zatrzymała konie. Bared i Cerre, która dzisiaj naprawdę nie miała najlepszego dnia, zaczęli się sprzeczać, co do możliwych wyjść. Zdania były podzielone, lecz Dant nie przysłuchiwał się rozmowie. Obserwował cały czas Cristin. Powziął sobie postanowienie, że będzie się miał na baczności w związku z jej osobą. Nawet wróżka za dużą sumę złota mogła się mylić. Z tego powodu nie zauważył nawet, gdy Cerre go o coś zagadnęła.

Wreszcie, po chwili deliberowania, postanowili ominąć stworzenia. W tym momencie Dant zauważył, że Aranon miał… ‘gościa’? Jakiś tajemniczy jeździeć pojawił się koło elfa i rozmawiał z nim, dość cicho. Zaklinacz postanowił nie być wścibski, ale zapisał sobie w głowie, żeby później zagadnąć o to towarzysza.

Kiedy między towarzyszami nieco się uspokoiło, Dant postanowił wybadać nieco nastrój mniszki i przerwać milczenie w grupce, które czasami stawało się denerwujące. Nie wiedział, od czego zacząć rozmowę, więc wszedł na temat, który najbardziej go nurtował. Rudowłosej towarzyszki.

- Naprawdę bardziej interesują was trzy śmierdzące stworzenia, niż to, z kim podróżujemy?- zaczął dość niefrasobliwie - Nie zastanawiałaś się w ogóle, co z Cristin? Nie męczy Cię to?
- Mnie nie interesuje ani nabycie połamanych kości ani wyszukiwanie sobie miejsca na własny grób - padła kwestia ze strony Cerre. - A problemów tym bardziej, dlatego nie jadę do nich. Poza mnie nie interesują, a ja się nie zamierzam dać im zjeść...
Po chwilowym zastanowieniu dodała:
- Jak chodzi o Cristine... to też mnie zastanawia, ale nie jestem w stanie jednoznacznie określić, czy mnie to męczy czy nie...

- Wiesz, zeszłego wieczora zapłaciłem kobiecie przy stole za wróżenie- zaklinacz zebrał się na chwilę szczerości -
- Powiedziała, że Cristin jest po naszej stronie, że nie powinniśmy się jej obawiać... Ale jednak nadal czuję niepokój. Bared... za bardzo jej ufa. Takie jest moje zdanie.

Cerre uniosła jedną brew.
- Poszedłeś do jakiejś oszustki, żeby ci powróżyła, czy dzisiejszego dnia wstaniesz czy nie? – Zaraz potem dodała, komentując ostatnie zdanie wypowiedzi zaklinacza- Najwyraźniej ma swoje powody, Myślisz, że zaufałby komuś, kto ma coś z demonami czy diabłami wspólnego? Zresztą - rozejrzała się bacznie na około. - mnie też zastanawia, dlaczego akurat ją diabli wzięli.

- Nie kpij, jej wróżby były dość sensowne. Takie rzeczy mogą ratować dupę nie mniej niż Twój kijaszek. – Zaklinacz lekko się zdenerwował, może zresztą dlatego, że to, co mówiła Cerre, miało w sobie ziarnko prawdy.

- A co ona ci wywróżyła? - spytała z zaciekawieniem. Co mogła ta stara oszustka takiego wywróżyć, że to "ratuje rzyć nie mniej niż jej kijaszek"?
- Jesteś bardzo sarkastyczna. Uważaj, nie goń tak do przodu... – parsknął Dant niezbyt przyjemnie - Wywróżyła mi między innymi, że nie powinnniśmy się bać Cristin. I jeszcze kilka bardziej ogólnych rzeczy co do mojej przyszłości…

- Może i jestem sarkastyczna, ale to niczego nie zmieni, bo i tak toniemy w tym demonim gównie po uszy i nie sądzę, że znajdzie się z tego inne wyjście jak takie, że trzeba po prostu przynieść ten mieczyk...
- Widzisz, to mnie właśnie zastanawia... Jeżeli ten miecz jest taki potężny, to może sami bylibyśmy w stanie go użyć. Na własną rękę w sensie... Nie marzyłaś nigdy o potędze? – oczy Danta zaświeciły, kiedy mówił te słowa.

- ...Nigdy o niczym nie marzyłam.
- Chociaż...

- No? – Dant starał się zachęcić mniszkę do zwierzeń.

- Potęga nie może być takim złym życzeniem... – skonstatowała Cerre

- Sama w sobie nigdy... Tylko takie czy inne jej użycie określa, kim jesteśmy. Ale potęga to także wiedza o sobie. Wiedza, do czego chcemy dążyć, jakie mamy cele, jaką przyszłość... i przeszłość. – Dant wpatrzył się w przestrzeń przed nimi, wyraźnie pozostając w sferze własnych rozważań…

Po chwili jazdy w milczeniu mniszka postanowiła zmienić temat:
- Jeśli chodzi o miejsce, gdzie znajduje się ten miecz... - urwała i zaczęła się zastanawiać - To pamiętasz, co ten Balor jeszcze powiedział?

- Właśnie teraz wyleciało mi to z głowy... – Dant jakoś nie miał ochoty na zmianę tematu, podróż wyzwalała w nim refleksje -Widzę, że koncentrujesz się bardzo na celu - nie lubisz rozmyślać?

- Odparł, że demony i [chyba] diabły nie mają tam wstępu. Rozmyślać zawsze jest dobrze, ale nie za dużo, bo inaczej wszystko zaczyna dobijać. – ucięła temat mniszka. - - A głowę wolę mieć na karku. - dodała po chwili.

- Prawidłowo... Dobrze wiedzieć, że w drużynie jest przynajmniej jedna osoba, która ma głowę na karku, bo doprawdy, dziwna z nas zbieranina. Dyskutujemy o wszystkim, debatujemy i przekomarzamy się, zamiast działać i uważać na własne tyłki. – odpowiedział mężczyzna, patrząc na Cerre.

- E tam - odparła na to z rozbawieniem. - Wszystko się robi.

- Może masz rację. Tak mnie jakoś wzięło na narzekanie i rozmyślanie, mam nadzieję że ci nie przeszkodziłem.

- Czemu miałoby mi to przeszkadzać?

- Bo jesteś typem działania, a nie gadulstwa. Chyba, że się mylę... – Dant spojrzał głęboko w oczy mniszce, jakby starając się ją rozszyfrować.

- Nie zastanawiam się nad tym, wiesz? Po prostu jak trzeba coś zrobić, to trzeba zrobić, a nie czekać na jakieś zbawienie.

- I tu się z Tobą zgodzę. Ale to działanie musi być rozważne... Dobrze w sumie, że nie zaatakowaliśmy tych ogrów. Czy gigantów. Chociaz owoców mielibyśmy do końca wyprawy... – mężczyzna pokusił się na ironię.

- Racja, tylko jakim kosztem? I czy wyszlibyśmy z tego cało? – spytała mniszka, nadal myśląc trzeźwo i pozostając wyraźnie na ziemi.

- Pewnie nie do końca, dlatego mówię, że to dość rozważna decyzja. Wiesz, jeżeli demony sobie same nie mogą przynieść tego miecza, to oznacza, że musimy oszczędzić siły, bo czeka nas jakieś srogie starcie... A mogę cię o coś spytać? Co byłoby twoim życzeniem? – Być może to pytanie było bardzo osobiste, ale Dant postanowił zaryzykować. Ciekawiła go ta kwestia.

- Moim?...
- Nie wiem właśnie, bo dotąd niczego nie chciałam...

- Coś materialnego? Pieniądze? – podpytywał dalej Dant

- Chyba nie bardzo. Jakbym chciała, mogłabym kogoś obrabować. Raczej nie pieniądze.

- Warto się nad tym zastanowić, bo ten czar jest potężny i daje dużo możliwości. Chociaż ja nie ryzykowałbym na przykład proszenia o 'władzę’.

- Hmm, czemu? – spytała Cerre.

- Bo siły, które tym sterują, mogą cię... opacznie zrozumieć. W przypadku takiego pytania, możesz na przykład dostać królewskie berło, symbol władzy. Kiedyś o tym czytałem – pochwalił się zaklinacz.

Mniszka parsknęła śmiechem, Dant również się uśmiechnął, co po chwili zrobiła także towarzyszka, tym razem życzliwie.
- No to też nie za bardzo...
- Z tym wymyśleniem życzenia będzie chyba gorzej niż sądziłam...

- Zastanów się dobrze, bo to rzecz zaprawdę potężna... O ile te potwory dotrzymają obietnicy. – zaklinacz poważnie spojrzał na kobietę. Ta już nie odpowiedziała, lecz minę miała również poważną. Dant wbił wzrok w ziemię, dalszą drogę jechali obok siebie w milczeniu…
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 22-11-2010, 00:45   #89
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Aranon nieco się zirytował. Dość długo dyskutowali na temat przeszkody, aż w końcu stwierdzili, że obejdą ogry bokiem. To nie było normalne. Zwłaszcza, że ogry nie powinny były stanowić większego zagrożenia. Kilka ataków z dystansu i wręcz wystarczyłoby, aby rozwiązać sprawę, a tymczasem… reszta drużyny wkroczyła już do lasu.

Elf rozumiał chęć uniknięcia zagrożenia, jednak według niego o wiele prościej było iść traktem. Zwłaszcza, że w lesie mogły się czaić gorsze potwory, niż ogry. Cóż, teraz już nic nie mógł na to poradzić. Spojrzał jedynie na swojego dziwnego towarzysza, po czym zsiadł z konia, którego pogładził lekko po szyi. Jechanie na zwierzęciu w lesie nie było zbyt rozsądne. Ciężko było określić podłoże, na jakim przyjdzie stanąć, a wystające gałęzie przeszkadzały w jeździe.

Aranon poprowadził wierzchowca w kierunku lasu, za resztą drużyny. Oby tylko nie wpakowali się w jakieś większe tarapaty. Nie było gwarancji, że w pobliżu nie ma ogrów w jeszcze większej ilości.
 

Ostatnio edytowane przez Aegon : 22-11-2010 o 00:49.
Aegon jest offline  
Stary 22-11-2010, 02:27   #90
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Plan, by nie brudzić sobie rąk i ominąć zagrażające im ogry był dobry. Któż by chciał się narażać na takie niebezpieczeństwo, kiedy wystarczy wejść w las?

Ano nikt… jednak były istoty, które nie chciały by ktokolwiek szedł między drzewa. Te stworzenia miały łuki ze strzałami i wiedziały jak z nich korzystać.


Pierwszy pocisk świsnął obok ucha zamykającej pochód Cristin. Zaraz po nim rozległo się przekleństwo nieznanego strzelca, który niechybnie ładował już drugą strzałę.
Na ich szczęście, był z drugiej strony drogi.
- W cwał! – krzyknęła rudowłosa nieco za głośno. Reakcją na to, oprócz oczywistego poderwania koni do biegu, były ryki i wrzaski pobliskich ogrów, którzy właśnie się o nich dowiedzieli.

Jednak nie było czasu. W cwał!
Nie oglądać się za siebie, czy przypadkiem strzała nie leci właśnie w plecy któregoś w nich. Lub czy olbrzymy-bandyci nie są przypadkiem szybsi od pędzących między drzewami koni.
Nie powinny.
Teoretycznie.

Wybiegli z lasu równie szybko, co do niego wbiegli – tyle, że z drugiej strony. Dopiero wtedy odważyli się odwrócić głowy na chwilę. Ujrzeli elfa siedzącego na gałęzi drzewa u podnóża którego stał zniszczony wóz wraz ze zmasakrowanymi końmi i zapewne woźnicą.
No i z owocami.

Elf mocno się wychylał, celując jednocześnie w towarzyszy z łuku. Oddał strzał, jednak chwilę potem gwałtownie spadł z gałęzi, bowiem drzewo zaczęło się trząść.
No tak – po co ogry miałyby gonić uciekające cele, skoro mają inny, siedzący na drzewie jak kaczka do odstrzału.
Dało się słyszeć krótki, jednak bardzo przerażający krzyk przerażenia i bólu.
Jednak nie było czasu. W cwał!
Jeszcze trochę – tak dla pewności.

Nieco później mogli wreszcie zwolnić – byli już tak daleko, że prawie opuścili las.
A to z kolei oznaczało, że są niemal w połowie drogi między karczmą, a nieznanym miastem do którego zmierzali.

Minus jednak był taki, że nieco za bardzo zajechali konie – zwierzęta chrypiały i ledwo stawiały kroki, kiedy jeźdźcy wreszcie pozwolili im zwolnić.
Najważniejsze jednak było to, że…
Cristin, jadąca na końcu, spadła z konia. Wszyscy, jak na komendę, odwrócili się i zobaczyli, że z jej łydki wystaje strzała.

Zsiedli z koni, by jej pomóc – zwłaszcza Turion, który jako jedyny z nich miał choć cień szansy jej pomóc.
Dziewczyna była nieprzytomna, miała gorączkę i trzęsła się. Zaś rana na nodze miała nieprzyjemny, fioletowo-czarny kolor. Drzewiec strzały miał jakiś podejrzanie zielony kolor…

Odpowiedź była oczywista – trucizna. Po krótkiej debacie wyjęli strzałę, zaś Turion przy pomocy zwoju zatrzymał krwawienie.
Jednak wobec toksyny był bezsilny.
- Potrzeba jej uzdrowiciela z prawdziwego zdarzenia. – wyjaśnił. – Albo jakiejś antytoksyny. Względnie zwoju neutralizacji trucizny, którego mógłbym użyć…

Po kolejnych kilku chwilach dyskusji stało się jasne, że na środku drogi nic nie wskórają. Trzeba było jak najszybciej dostać się do miasta. Wspólnymi siłami usadzili rudowłosą na wierzchowcu Bareda. Ten zaś usiadł tuż za nią, by nie spadła ponownie.

Jednak mimo takiego rozwiązania i objuczenia Narcyza pakunkami łotrzyka, nie dało to wielkiego efektu. Cristin ciężko było utrzymać w siodle – bardzo uparcie nie odzyskiwała przytomności.
No i konie były zajechane…

Tak więc niewielka polanka, na którą w niedługim czasie się natknęli, była dla nich niejako zbawienna. Miała na sobie ślady obozu sprzed góra kilku dni – niedopalone kawałki drewna i pniaki z kamieniami dookoła nich były najlepszym dowodem na to, że ktoś tu był przed nimi. Pod znakiem zapytania pozostawały różne inne… przedmioty, które leżały dookoła: kawałek sznura, zbite lusterko, grzebień, złamany pręt, nawet fragment tarczy z niezidentyfikowanym herbem…

Takie coś w bliskości wielkich obrońców natury, którzy tak potraktowali Cristin? Coś zdecydowanie było na rzeczy… jednak towarzysze potrzebowali odpoczynku.
Szybko więc rozbili własny obóz – nazbierali chrustu, rozpalili ogień, przygotowali posiłek…

I usłyszeli dziwny dźwięk. Jakby ktoś energicznie odbijał piłkę o twardą powierzchnię… choć nie do końca.
Rozejrzeli się dookoła i ujrzeli „go”, choć tylko przez chwilę. Bo później zniknął, przeniesiony na plan eteryczny.


Eteryczny złodziej. Świetnie. Wypadałoby się nim jakoś zająć, bo w przeciwnym razie mieli pewność, że rankiem nie będą mieć żadnego wyposażenia.
 
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172