- Witaj Leo...nie wiedziałem, że zejdziesz tak głęboko...- mężczyzna wyciągnął dłoń do uścisku - ...nareszcie się spotykamy... *
- Już, już otwieram - wcisnął na siebie spodnie i nacisnął klamkę, na klatce stał zadyszany dozorca - coś się stało? - zapytał zakładając koszulę.
- Schody...- wydyszał zziajany po czym zaproszony gestem Lyncha wszedł do mieszkania.
- Dzwonił do panicza, niejaki Hiddink - Douglas wbił wzrok w mężczyznę
- Zostawił jakąś wiadomość?
- A i owszem, powiedział, że jedzie do Artura czy kogoś takiego, do San Francisco i pytał czy przypadkiem, nie chciałby panicz odwiedzić przyjaciela - Lynch z kamienną twarzą kiwną głową, po czym "odprowadził" gościa do wyjścia.
Chciał...bardzo chciał znaleźć Artura i dowiedzieć się o tej "kolorowej" części ich "śledztwa". Chciał się dowiedzieć więcej o sztylecie, rytuałach, kle i cholernych badaniach jego i Prooda. Chciał, ale nie mógł...w głowie zalęgła się zarazem śmieszna, jak i całkowicie racjonalna myśl.
"Jedna noc powinna wystarczyć"
Wyciągnął spod łózka torbę...
Przed wyjściem zerknął na kalendarz - 6 lipca...
Ulica, tramwaj, knajpa roboli fabryki Duvarro Spocket...