Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2010, 12:53   #20
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_____________________________________
__________


Święto Księżyca, Nightal
.
Królestwo Pięciu Miast

Gdzieś na trakcie do Pyłów



Podróż przez zimowy krajobraz była żmudna i monotonna; zwłaszcza w pierwsze dni, gdy ciągle sypało. Jeszcze przez wyjazdem z Twierdzy
Iulus uparł się, by zakupić duże sanie, do których zaprzągł pozostałe po zmarłych najemnikach konie - objuczone do granic możliwości zwierzęta z trudem brnęły w zaspach, więc ujęcie części bagażu znacznie przyśpieszyło ich krok. Mimo to im dłużej jechaliście tym częściej byliście zmuszeni robić postoje by odwalić leżące na trakcie drzewa czy przeczekać zawieję. Helfdan często wyjeżdżał na przód sprawdzając drogę i równie często zbaczał ze szlaku w pogoni za świeżym mięsem, słusznie uważając iż należy korzystać z okazji. W końcu czas przejazdu do Pyłów był tylko orientacyjny i to mierzony jeszcze za czasu gdy trakt był w pełni przejezdny.

Im dłużej jechaliście tym atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. W leśnej głuszy miejskie zbiry czuły się bardziej niż niepewnie. Pokryty śniegiem gęsty las przyprawiał ich o dreszcze, a głucha cisza działała na nerwy. Po dekadniu jazdy zachowywali się tak, jakby Pyły były tuż-tuż, a za każdym krzakiem czaił się potwór, więc ani w głowie były im spiski czy zdrada. Wirujące wokół pni płatki śniegu i zrywające się znienacka ptaki czy zające jeszcze potęgowały ich lęk. Na szczęście dla pracodawcy - nie mieli dokąd uciekać, a jadło i obrok przezornie zapakowano na osobne konie.





Jadący pośrodku szyku
Laure spędzał większość czasu na nauce i rozmyślaniach. Gdy w końcu przestało sypać i pogoda się poprawiła mógł nawet - choć ze sporym ryzykiem - czytać w siodle. Najlepiej jednak pożytkował postoje, studiując posiadane mapy. Na mapie Królestwa naniósł okoliczne siedziby elfów, o których położeniu dowiedział się w Siole i Twierdzy. Wszystkie jednak znajdowały się minimum 2-3 dni drogi od traktu i nie prowadziły do nich żadne przesieki. Widać elfy radziły sobie na własne sposoby. O wiele ciekawsza była jednak mapa Levelionu, która szybko rozwiała obawy Laurego co do swojej autentyczności. Levelion przypominał Aesdilowi legendarne Evermeet - zamknięte z jednej strony górami i pustkowiem, a z drugiej Północnym Lasem składało się z pojedynczych posiadłości, otoczonych rozległymi ogrodami, parkami i jeziorami. Każda z posiadłości oznaczony była na mapie herbem rodu - w jednym z nich bard rozpoznał symbol widniejący na skradzionym mieczu. Nic dziwnego, że elfy miały problem z obroną tak rozległego terenu.
Centrum tego niby-miasta stanowił kompleks bibliotek, sklepów, teatrów i magicznych wież, otaczających rozległy plac. Główny budynek oznaczony był jako pałac, pełnił jednak zapewne i funkcję świątyni Corellona, gdyż widniał na nim znak elfiego boga. Po mapie rozrzucone były również symbole świątyń pomniejszych bóstw. Trakt, którym jechaliście prowadził prosto do centrum Levelionu.

Użytkowanie zdobycznych butów szło Lauremu z różnym skutkiem, czasem jednak się udawało. Póki co zdobyte informacje nie należały do interesujących. Wokół Was był zwykły las, o nieco kamienistym podłożu, zaś najgroźniejszymi przeciwnikami na dzień dzisiejszy były żmije - o tej porze roku śpiące w swych norkach. Ku uldze elfa pod stopami nie mieli podziemnych korytarzy - przynajmniej na tej głębokości, na którą sięgał czar. Niebezpieczeństwo spotkania drowów zdawało się odległe.


***

Od kilku dni Helfdana coś dręczyło. “Coś” miało zarówno bardzo konkretny kierunek świata, jak i miejsce w ciele półelfa. Magiczna pałeczka przeczucia bezbłędnie wskazywała kierunek powrotny, gdy tymczasem jej właściciel uparcie przemierzał odludną dzicz. Ona swoje - on swoje. Doszło do tego, że tropiciel zaczął mieć omamy - słyszał słodki świergot apetycznych sikoreczek, podczas gdy wokół same chłopy! Mimo to nie dawał wiary przeczuciom i przed kolejnym popasem jak zwykle wybrał się na objazd terenu i polowanie. Dlatego też przegapił chwilę, gdy obiekty jego przyszłych karesów pojawiły się w polu widzenia oddziału. Nie przegapił ich jednak zupełnie, toteż następne minuty spędził na sprawdzaniu okolicy i... czajeniu się w krzakach.

Tymczasem po lesie rozniosło się echo podniesionych kobiecych głosów. Ku swemu zdumieniu reszta drużyny ujrzała na szlaku kilkoro obcych, którzy zbili się w krąg debatując żywo. Paladyn machnął na jednego z najemników, pozostali również skoczyli do koni i dopiero stanowcze rozkazy Raydgasta usadziły ich na miejscu.
Aesdil też zaczął siodłać swojego wierzchowca i tylko pomny przeszłych doświadczeń Iulus zdecydował się zostać w obozie.

W końcu opanowaliście zamieszanie i komitet powitalny ruszył w stronę nieznajomych. Z tamtej strony stępa wyjechały dwie postacie; trzecia została przy koniach i saniach. O obecności czwartej świadczył tylko samotny, osiodłany koń.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 13-11-2010 o 21:33.
Sayane jest offline