Rezydencja Doji Yasuhiko, Kosaten Shiro, terytorium Klanu Żurawia; 14 dzień miesiąca Togashi, rok 1113
Przez chwilę dyplomata milczał, zwężonymi oczyma obserwując gościa, nim odrzekł:
- Cóż, nasz młody, stawiający pierwsze kroki na krętej ścieżce złośliwości wobec starych ludzi, Feniks - kose spojrzenie z nutką triumfu powędrowało do Hiroshiego, ale zrzędliwy ton przeszedł w ton aprobaty już w następnych słowach - ma zaskakująco dobry pomysł. Czegoś podobnego spodziewałbym się po Tobie, moja droga - spojrzawszy na córkę z rozbawieniem mężczyzna odchylił się do tyłu i rzekł, obejmując wzrokiem oboje młodych - Macie w sobie oboje tę rzadką cechę, jaką jest dyskretne zrozumienie innych ludzi. Ale to nie jedyna rzecz, w której jesteście podobni, nieprawdaż, Naritoki-san?
- Hai - odrzekł w milczeniu starszy z Feniksów, na co Ameiko delikatnie zesztywniała i skłoniła głowę. Czy ukrywała rumieniec? Ciężko było rzec.
- Jeśli dobrze znam moją córkę, przez ostatnie dni często przebywała przy krosnach. Na pewno była tam całą poprzednią noc, stąd ta niezdrowa bladość cery - droczył się dalej dyplomata, a Hiroshi widząc, jak uparcie jego córka trzyma głowę nisko, zesztywniawszy w pełnej szacunku postawie, zaczął nabierać pewności co do tego rumieńca. Do tego niespodziewanym uzyskaniem potwierdzenia u Naritokiego, Yasuhiko - zdawało się - zmienił układ sił przy stole. Naritoki przestał być neutralny, był z nim 'sprzymierzony'.
* * *
Posłaniec pana twierdzy pojawił się godzinę po posiłku, kiedy przygotowania do kolacji już trwały. Ameiko - będąc wprawną i wdzięczną gospodynią - wydała odpowiednie dyspozycje jeszcze pod koniec posiłku, Hiroshi i Naritoki mieli zatem wystąpić w nowych komigatari, które dziś jeszcze miały być dostarczone, a dodatkowo miały być z "jedwabiu z Jili", o którym Hiroshi słyszał, że jest droższy od każdego innego.
Przez moment napłynęło inne wspomnienie. Kiedyś nosił stroje z tego jedwabiu. Kiedyś, pewien człowiek w zamian za te stroje dał im jedzenie, dzięki któremu przez miesiąc nie czuli głodu. Wszyscy.
Poza komigatari, zadbano również o każdy szczegół garderoby, a nawet montsuki dla każdego z Feniksów, choć tu Naritoki rzekł jedynie, że nie ma potrzeby.
Do domu przybywali różni ludzie. Krawcowe, dwu mieczników, ciągnący ze sobą czeladników, których robotą miało być polerowanie mieczy i naprawa wszelkiej innej broni, przybyła też grupka dzieci, która za zeni i trochę słodyczy pracowicie naprawiała wszelkie sandały, jakie wystawiono na werandzie, ciekawie rozglądając się po samurajskim ogrodzie i - kiedy nikt nie patrzył - płosząc karpie w stawie.
Dom ożył, jak nigdy dotąd. Yasuhiko zamknął się w swoich pokojach, mrucząc coś o jakimś tomiku, Ameiko po wydaniu poleceń wróciła do krosien, zaś Naritoki - jakby zmobilizowany jej przykładem - ruszył wydać dyspozycje swoim uczniom na czas kolacji i jego nieobecności, poprosiwszy jedynie gospodynię o biwę, którą mógłby zabrać ze sobą na kolację. Hiroshi w tym całym rozgardiaszu pozostawiony był samemu sobie, a przynajmniej tak było aż do przybycia pani Daidoji Meiwaku Suzu, drobnej budowy kobiety o szerokim, nieco żabim uśmiechu, w randze gunso. Pani Daidoji przybyła w pełnej zbroi, trzymając swe kabuto* w dłoniach, z sashimono** sterczącym zza jej pleców identyfikującym jej oddział i ród. Dostrzegłszy zamieszanie, poprosiła jedynie o to, by móc porozmawiać przez chwilę z Shiba Hiroshi-sama, co służba błyskawicznie doniosła młodemu Feniksowi, w postaci zziajanego chłopca, który u Doji Yasuhiko-dono często robił za gońca. On to niemal wpadł na spacerującego po ogrodzie Feniksa, by głośno i z jeszcze słyszalnym śladem biegu w oddechu rzec:
- Panie Feniksie, panie Feniksie, przybyła gunso Daidoji od pana Twierdzy na Rozdrożu. Czy życzy pan sobie ją przyjąć u siebie, czy przygotować inne pomieszczenie?
Najwyraźniej także wśród służby wzrósł status Hiroshiego, skoro dano mu możliwość podjęcia gunso jak gospodarzowi lub jak gościowi.
----------------
* kabuto - zabudowany hełm, często intensywnie zdobiony, właściwie nieodłączny przy pełnej zbroi
** sashimono - niewielka (zwykle prostokątna) flaga przymocowana do pleców, identyfikująca ród lub oddział, często mająca też mon dowódcy