Boston
6 lipca 1921 roku
Popołudnie Wszyscy poza Leonardem Lynchem
Zaprzyjaźniony hotel na uboczu, o którym wspominał Vincent, był małym pensjonatem prowadzonym przez wdowę Julię Sunsberg – leciwą już damę o miłym, życzliwym usposobieniu. Pokoje w nim były przestronne, kuchnia smaczna, a co więcej gospodyni dawała każdemu gościowi klucz do pokoju, do którego dostać się można było bezpośrednio z korytarza. Domownicy nie przeszkadzali sobie wzajemnie i – poza posiłkami w kuchni – mogli w ogóle się nie widywać.
Pokój wynajęty dla Hieronima był spory i gustownie umeblowany i widać było, że Niemiec czuje się w nim dobrze. Co bystrzejszy obserwator ludzkiej natury mógł bez trudu zauważyć manierę starszego człowieka skłaniającą go do oglądnięcia dosłownie każdego kąta pokoju i każdej ozdoby,. Szczególną uwagę poświęcił zawartości oszklonej biblioteczki stojącej w pobliżu okna.
- Ładnie tutaj – stwierdził Hieronim po wstępnej prezentacji przybyłych.
Niemiecki uczony był znany z nazwiska Amandzie Gordon, szczególnie, kiedy okazało się, ze jest antropologiem. Studiując tą dziedzinę wiedzy, trafiła bowiem na książkę „Korzenie tabu” jego autorstwa. Pozycja ta, z tego co pamiętasz, napisana była mądrze i przystępnie przez osobę, która zdawała się pomieszkiwać z większością prymitywnych ludów na Bliskim Wschodzie – potomków Berberów, sunnitów, szyitów i tym podobnych. A teraz autor tej książki całował jej dłoń z europejską niewystudiowaną elegancją. .
Przy kawie i herbacie oraz wspaniałych wypiekach wdowy Sunsberg mieliście okazję porozmawiać z człowiekiem, którego Victor Prood nazywał zarówno przyjacielem, jak też pokładał wielkie nadzieje w wiedzy przez niego posiadanej. I bynajmniej nie chodziło mu o wiedzę akademicką.
Bez wątpienia niemiecki naukowiec robi wrażenie. Wydaje się być otwarty i wesoły, lecz za tą charyzmatyczna postawą kryje się bystry umysł i wiedza.
Zachęceni zaczęliście opowiadać to, co do tej pory udało się wam ustalić. Hieronim słuchał uważnie, czasami dopytał o jakiś interesujący go fragment lub poprosił o powtórzenie. Kiedy mówiliście o wyglądzie Victora, najwyraźniej wstrząsnęło to jednonogim mężczyzną. Szybko jednak zapanował nad gniewnym grymasem, który pojawił się na jego twarzy i już do końca waszej relacji jego twarz przypominała kamienną maskę.
Trwało to dość długo. Za oknem zapadał wczesny wieczór. Hieronim nabił fajkę, zapalił a potem poprawił się w fotelu i spojrzał na was z życzliwością i pewnego rodzaju podziwem. Widać było, że wasza opowieść zaintrygowała Niemca. Że zrobiliście na nim dobre wrażenie.
- Wszystko to brzmi bardzo ponuro – mruknął z zamyśleniem. – Dobrze więc. Ja wysłuchałem was, a teraz zapewne wy chcecie dowiedzieć się czegoś ode mnie. Pytajcie, proszę. Leonard Lynch
Knajpka znajdowała się w pobliżu Duvarro Sprocket. Brudna, zadymiona, z kiepskim jadłospisem i podłym żarciem. Na umówiony sygnał barman podawał cienkie piwko, więc robotnicy z twojej zmiany popijali „herbatkę” zajadając się kanapkami z czymś tłustym w środku.
Trafiłeś na dwóch znajomych z brygady z którą współpracowałeś: Billa i Johna. O dziwo, kiedy postawiłeś im pierwsze piwko, zrobili się dość przyjemni i koleżeńscy. W naturalny sposób pokierowałeś rozmowę na temat wybuchu w fabryce, a stamtąd poszło w stronę Rosjan pracujących w fabryce. I okazało się, że akurat John miał scysję z jednym z nich. Niejakim Iwanem, na którego inni Rosjanie wołali „Paszka”. Więc John był na niego cięty i dawał upust swojemu gniewowi niewybrednym słownictwem.
Fabryczne syreny wezwały was do pracy i okazało się, że dzisiejszego wieczoru czeka was ciężki załadunek, do którego zagoniono wszystkich niewykwalifikowanych – w tym ciebie.
Ładowaliście ciężkie skrzynie oznaczone znakami, które spowodowały, że mocniej zabiło ci serce. Na każdej z przenoszonych do podstawionego na torach pociągu widać było namalowany napis KUTURB.
Pomiędzy pracującymi ludźmi kręcił się mężczyzna o szerokiej i nieprzyjemnej twarzy i ponurym spojrzeniu. Jak szybko się dowiedziałeś – człowiek zleceniodawcy strategicznego – który pilnował załadunku.
Jeździłeś z taczką w tę i z powrotem podając się coraz bardziej nerwowej atmosferze. Nie było mowy o „urwaniu się w bok” bez narażania się na oper.
Powoli robiło się ciemno. Pracownik KUTURBA, wraz z samym Figginsem, zapieczętował jeden z trzech wagonów na bocznicy i zaczęliście nosić skrzynie do kolejnego wagonu. Zapowiadał się naprawdę pracowity wieczór .... KUTURB coś wywoził z terenu Duvarro Sprocket.
Pytanie - dokąd i co? |