Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2010, 14:39   #298
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.


Kwatery chui

Hida-chui gromko zawołał "służba!" i po chwili do komnaty wpadło dwu ashigaru, lekko opancerzonych i przepasanych jakimś - jak zauważył Akito z pewnym zdziwieniem - łańcuchem.

Bez słowa uprzątnęli resztki stolika, przynieśli następny. Spieszyli się, ale i tak kobiety, które wniosły posiłek musiały poczekać. W międzyczasie Hiruma-san zagaiła rozmowę:

- Hida-san, gratuluję awansu! Który sensei gotów jest podjąć się Twoich nauk?

Cóż, awans wśród Krabów nie był tak znowu odmienny od awansu u innych klanów. Zasadniczo musiało się zasłużyć, opowieści o uczynkach bushi musiały dotrzeć do uszu jego sensei, ten zaś, lub ktoś o równej mu randze z tej samej szkoły - musiał wyrazić chęć nauki. To zdarzało się u innych klanów nieczęsto, choć Akito tutaj polegał głównie na opowieściach matki i siostry dotyczących Klanu Żurawia. Podobno wśród innych klanów sensei bardzo rzadko zapraszali kogokolwiek. Często zatem uczeń czujący potrzebę dalszej nauki, udawał się do szkoły i prosił sensei o ocenę umiejętności. Jeśli prośba była umiejętna, a uczeń faktycznie gotów do nauki, nauczyciel mógł dalszą naukę zaproponować. W przeciwnym razie oferował parę wskazówek, zlecał parę rzeczy, których w jego ocenie brakowało studentowi.

U Krabów sprawy wyglądały - jak zwykle - prościej. Klan w stanie nieustającej od tysiąclecia wojny nie miał czasu, by jego wojownicy odbywali podróże do szkół, tylko po to, by wrócić z kwitkiem wskutek 'niegotowości' albo, co gorsza, nieuprzejmości wobec urażonego 'nie taką jakiej oczekiwał' prośbą sensei. Bushi mieli obowiązki na Murze, pod Murem, za Murem i wszędzie indziej, gdzie nieprzyjaciel akurat się znajdował. Obowiązki pilne, nie cierpiące zwłoki i często jeszcze brakowało im ludzi do dobrego ich wykonania.

Kraby zatem, zostawiły to sensei. To oni zapraszali kogoś na nauki, i było to równoznaczne z tym, że te nauki się dostanie. Bez proszenia. Bez spełniania próśb czy 'doszkalania się' w czymkolwiek, a już na pewno nie w manierach czy sposobie siadania lub mówienia omownie tego, co można było powiedzieć prosto i zwięźle. W imię zasług a nie ładnej gadki, lub oddania szesnastu przysług sensei, który potem 'łaskawie' zmieniał zdanie i stwierdzał, że kandydat jednak może uczyć się dalej. Że 'jednak' jest gotowy.

A jak sensei nie przysyłali zaproszenia... To cóż, pierwszym dojo Klanu Kraba był, jest i będzie Mur. I tu bushi tego klanu uczyli się każdego dnia. A jak się nie nauczyli, to umierali. I żadne zaproszenia nie miały wtedy znaczenia.

Ale, aby odpowiedzieć Hiruma-san, Akito musiałby przeczytać zwój. A ten, wskutek niespodziewanie intensywnej rozmowy z dowódcą Strażnicy, wciąż nieotwarty spoczywał w jego dłoniach.


Miasteczko wokół Strażnicy

Smok gniewu wcale nie chciał zasnąć. Bynajmniej. Jątrzył, podsuwając obrazy chwiejącego się na nogach dziecka, jego liczne rany, wybite i połamane zęby, pokiereszowaną twarz. Podsuwał okrutny wyrok zielarza, czy chłodne pytanie "obudził Twój gniew" shugenja.

- Gra wciąż trwa - syczał, kiedy plecy idącego z tyłu Kazuo rozprostowywały się, kiedy chłopak zdał sobie sprawę, że uniknie kary - będą następne cele, będą kolejne pobite i zaszczute dzieci.

Wściekłe i pełne pogardy spojrzenie, jakie dzieciakowi posłał Mirumoto spowodowało, że Kazuo oblał się potem i zbielałymi wargami wyszeptał cicho 'przepraszam', by skulić się i wbić wzrok w ziemię. Zadowolony bushi z satysfakcją odnotował, że rumieniec, jaki pokrył policzki heimina nie pochodził ze strachu, lecz ze wstydu.

- To ledwie jeden gracz, może jeden ze starszych, ale co z tego, że przy następnym pobiciu go nie będzie? - syk nieustawał, był tak sugestywny, że Mirumoto bez trudu odmalował tą scenę, kiedy kilkanaścioro dzieci i już przecież dorosłych kopało małą, zwiniętą w kłębek postać. Obrzydzenie zalało Smoka, cóż znaczył jeden mniej czy jeden więcej przy takiej ich liczbie!


Strażnica, parter, kwatery trzech przyjaciół

Kiedy wreszcie doszli do Strażnicy i mógł posłać chłopaka precz z namiotem, ledwo zapanował nad odruchem spoliczkowania go, w odpowiedzi na jego służalcze ukłony. Na szczęście heimin widział, że samuraj jest wściekły, zatem uwinął się błyskawicznie, by biegiem pomknąć ku bezpieczeństwu.

- Sprawiedliwość! On biega, wolny, bezkarny, tamten ledwie dyszy! Masz bronić słabszych! - syk smoka nabrzmiał gorącem, furią, Fukurou czuł jak gorąc rozlewa się na jego twarz i członki. Zrzucił płaszcz, cisnął go na posłanie, z chęcią powitał zimne powietrze nieogrzanego pomieszczenia. Potrzebował ochłonąć. Rozładować te myśli, rozbroić gniew, uśpić go, by nie szarpał kajdan co chwila, tak mocno, tak dotkliwie.

Domagać się sprawiedliwości było łatwo, ale od kogo? Ściąć kilkunastu heiminów?

Młody samuraj sięgnął po wierne no-dachi, o sczerniałym od krwi Wroga ostrzu. Dobył broni z nawyku, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Było, jak niemal zawsze. Sprawdził dodatkowo tsubę, jak to czynił czasem, od chwili gdy kwatermistrz podarował mu upominek.

Już chował broń kiedy coś w nim mściwie szepnęło:
- Patrzysz na ostrze, które skaziła krew pomiotu z piekieł. Zbrukana stal, która nigdy już nie zalśni. Czemu się wahasz przed wymierzeniem sprawiedliwości? Ściąć kilkunastu heiminów - jeśli tak cię to brzydzi, czemu nie zetniesz prowodyrów? Starszych? Dorosłych już? Takich jak Kazuo? Czy nie miałeś czegoś pokazać? Czy nie powinni ponieść kary? Skakali po nim, aż przestał się ruszać. Kopali dziecko, które od jednego ich kopnięcia nie miało siły na oddech. Są gorsi od wroga. Są gorsi od wroga. Są gorsi od zwierząt. Są zdeprawowani. Są zepsuci. Są skażeni. Ty masz miecz. Masz powód. Nigdy potem nie będzie już plotek. Wybierz trzech. Wybierz nawet jednego. Spraw go tak, by pozostali widzieli.

Fukurou zesztywniał. Niechciane myśli, pełne gniewu, zimnej kalkulacji. Wspomnienie ojca chłodnym i spokojnym głosem skazującego jednego ze swoich wasali na seppuku. Pozostali doskonale zapamiętali lekcję. On sam doskonale zapamiętał szok.

Skalkulowana decyzja. Wyrachowana. Zimna. Praktycyzm Mirumoto. I cytat z Sun Tao jaki w ramach odpowiedzi na jego 'dlaczego' dał mu ojciec. I list ojcowski.

Zabij jednego człowieka, by zastraszyć stu innych. Pokaż im, jak jesteśmy straszni.

O, doprawdy, smok gniewu wcale nie miał zamiaru kłaść się spać. Gniew gasiła krew. A nie litość.


Strażnica, pierwsze dojo

Wciąż wzburzony i rozgniewany Mirumoto wyszedł szybszym niż zwykle krokiem z kwater oddanych do dyspozycji ich trójki. Złapawszy pierwszego lepszego heimina kazał mu wskazać drogę do dojo. Tamten, zaskoczony, wpierw wyszarpnął się z uchwytu ale potem skłonił się przepraszająco. Początkowe nieposłuszeństwo oczywiście można było łatwo wytłumaczyć, zaskoczenie na ziemiach Kraba zwykle równało się śmierci, ale w obecnej chwili jedynie dolało to oliwy do ognia i Fukurou czuł, że wargi układają mu się w grymas chętniej niż zwykle, że spojrzenie jest ostrzejsze, a on sam bardzo skory do gniewu.

To jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że wysiłek i trening są konieczne dla odzyskania pełnej samokontroli, ruszył więc do dojo. Znalazł je na pierwszym piętrze, wedle wskazań półczłowieka, puste, podobnie jak korytarze. Ledwie rozbrzmiał gong obiadowy, większość samurajów udała się na posiłek. Fukurou dziwił jedynie brak wartowników przy wielkich schodach i tej platformie na sznurach, której działanie kiedyś pokazał mu jego szwagier, Kaiu-san. Ba, nawet sama platforma wyglądała na zapuszczoną.

Nie myślał nad tym jednak szczególnie długo, przeskakując po dwa stopnie szybko dostał się na pierwsze piętro, skąd już tylko kilkadziesiąt kroków dzieliło go od dojo. Oddawszy szacunek miejscu, rozpoczął krótką rozgrzewkę, by po chwili przejść do kata. Splamione ostrze rozpoczęło przecinanie powietrza, ale nawet kiedy smok gniewu milczał, jad jaki już wsączył nie czekał, aż monotonia ruchów kogokolwiek uśpi. Mimowolnie zatem Mirumoto myślał o tych słowach. O tym, że faktycznie ma splamione ostrze. Ostrze, którego stal nigdy nie zalśni. Że umiałby sprawić jednego z katów tak, żeby pozostali przerazili się naprawdę. Że może Kazuo nie przekaże opowieści, jeśli się go odpowiednio nie postraszy. Albo, że lepszym straszakiem mógłby być jego trup...

Żądza krwi, miał ochotę oddalić te myśli. Ale przecież czy nie istniał też gniew sprawiedliwego? Czy dla monety rzuconej przez kogokolwiek, Fukurou rzuciłby się bić towarzyszy? Albo innych samurajów? Czy jeśliby ktoś wpływowy ofiarowałby mu natychmiastowe rozwiązanie rodzinnych problemów spowodowanych czynami stryja, czy to miałoby go tak upodlić? Nie, heimini zasługiwali na karę za bestialstwo. A samuraje - za podjudzanie ich do tego. Czy nie tak było? Czy palący gniew, jaki czuł, nie brał się stąd? I - jeśli tak - czy miał to zostawić?

Kata nie szły. Nie mogły, nie przy takiej nawale myśli, nie pozwalającej skupić się na wykonywanych ruchach.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 11-11-2010 o 16:40. Powód: rozszerzony fragment dla Fukurou
Tammo jest offline