Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2010, 16:53   #117
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Frank Kress

Człowiek, które wie mniej ma jednocześnie mniej zmartwień, ten którego los obdarzy szczodrze informacjami, czasem przeklina zdobytą wiedzę, z której nie potrafi zrobić odpowiedniego użytku a która jedynie przysparza mu kolejnych zmartwień. W Gospodzie Rene Frank dowiedział się właśnie znakomicie więcej niż chciałby wiedzieć, lub może trafniej powiedzieć dużo więcej niż chciałby żeby było prawdą. W jednej chwili Mistrz Cecile objawił się największym zawodem jaki mógł go spotkać, okazało się, że człowiek, do którego chciał się udać w obliczu podejrzenia zdrady niziołka Tupika sam okazał się zdrajcą. Potężny sojusznik, któremu Kress chciał powierzyć los rodu przeistoczył się we wroga, i od razu wysunął się na pierwsze miejsce w wyścigu o uwagę kapitana i tych którzy jeszcze trwali przy D`Arvill. Teraz trzeba było pomyśleć co z nowo zdobytą wiedzą począć.
- Wchodzę w to - odparł nim zdążył się jeszcze dobrze zastanowić - idę przygotować moich ludzi, jeśli spiją się przez najbliższą godzinę, do czego są zdolni, nic nam po nich.
Najemnik przytaknął uśmiechając się do nowo pozyskanego sojusznika - Oczekuj wieści żołnierzyku, jak wspomniałem, rozkazy mogą paść w każdej chwili, a wtedy kto nie zorientuje się na czas, może wypaść z gry.
- Nie obawiaj się, będziesz musiał szybko biec za moimi chłopakami żeby mieć cokolwiek do roboty. Szukajcie mnie w tawernie w dokach, zdecydowanie bardziej lubię tamto miejsce niż ta żałosną karczmę z gównianym żarciem.

Wstał kłaniając się towarzystwu i z bijącym sercem ruszył do swoich ludzi. Musiał działać szybko, śląc wieści w każdą stronę, choć całość ułatwiał fakt, że osób którym nadal ufał, z każdą chwilą pozostawało coraz mniej - niczym wody w dziurawym cebrzyku, z którego musiał nabrać dość wody by ugasić pożar, który wkrótce miał ogarnąć ich ziemie.

Opadł ciężko na ławę pomiędzy swoimi ludźmi, wpatrzony w stare już i kiepsko zakonserwowane deski przez dłuższa chwile nie wiedział co powiedzieć. Czuł na sobie spojrzenia sześciu par oczu spragnionych czegokolwiek, co oznaczałoby, że dowodzący nimi człowiek panuje nad sytuacją, sześciu żołnierzy spragnionych rozkazów. Prawda była jednak taka, że młody kapitan czuł się zagubiony bardziej niż gdy na początku swej kariery, podczas bitwy po stracie dowódcy cały oddział czekał na jego rozkazy. Nigdy nie był jednak urodzonym strategiem, planowanie było dobre, ale w ograniczonym zakresie, sprawę mogło i tak rozwiązać jedynie działanie, a to oznaczało chwycenie żelaza w dłoń...

***

Kilka grubych świec dawała dokładnie tyle światła, by widzieli się wzajemnie i mogli po raz kolejny wodzić wzrokiem po przechwyconym liście. Z każdą chwilą sytuacja wyglądała coraz gorzej a obawy o zdradę kolejnych sojuszników przestawały być wyłącznie obawami. Zbyt wiele mechanizmów poszło już jednak w ruch, by teraz mogli się ze sprawy wycofać. Najważniejszy z aktów dzisiejszej nocy miał się zaś odegrać już za godzinę, sprawa tylko czy główni aktorzy przyjdą zgodnie z zaproszeniami.
- Czemu dopiero o północy?
- Bo chcę dać mu czas na działanie.
- Spodziewasz się, że się pospieszy i zrobi jakiś błąd?
- Może -
odpowiedział myśląc już o czym innym.
- Cecile jest dla ciebie zbyt wytrawnym graczem - mężczyzna starał się ochłodzić swojego młodszego towarzysza - połknie twój mały podstęp na kolację pomiędzy przepiórczymi jajkami z ikrą.
- Więc co! -
odparł wzburzony - Mamy załamać ręce i nic nie robić? Stwierdzić, że zdrajcy już wygrali, że żadne starania nie mają sensu.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi...
- Nie? -
przerwał wzburzony - a może o to, że się boisz?!
Ostatnie słowa były niemal jawną obrazą, lecz doświadczony mężczyzna tylko pokiwał dobrotliwie głową.
- Przepraszam - odparł po chwili Kress - zaczyna mnie ponosić.
- Owszem. Powinieneś przeprosić -
mężczyzna nadal potakiwał ze zrozumieniem - Choć nie pokazałeś mi żadnych dowodów zgodziłem się odmówić posłańcowi z zamku i nie oddelegowałem nawet jednego człowieka. Zakładam też, choć nadal bez stosownych dowodów, że za sprawą może stać jeden z nobliwych obywateli miasta Mistrz Cecile...
- Jakich dowodów Ci brak - F
rank przerwał komendantowi - mój człowiek śledził tego najemnika od karczmy aż do drzwi domu Mistrza! Kazałem wtedy obstawić dom i śledzić każdego kogo Cecile stamtąd wyśle, gdy moi ludzie wrócą będziesz miał więcej dowodów niż zmarszczek na czole.
Serafin przytaknął, nadal nie miał pewności, ale to co wiedział do tej pory od swoich informatorów w połączeniu z wieściami jakie w środku nocy przyniósł mu Frank wyglądało dość składnie i niosło duże znamię prawdopodobieństwa.
- Ile czasu masz do spotkania?
- Muszę już chyba wychodzić -
powiedział spoglądając na jasno świecący księżyc. - Pilnuj swoich ludzi, tylko ty stoisz teraz na straży tego miasta. Moi ludzie mają rozkaz słuchać twoich rozkazów, na wypadek gdybym... - zaczął łamać mu się głos - ...gdybym, gdyby coś poszło nie tak.
- Bądź spokojny Kress, Panienka czuwa nad prawymi ludźmi.

Frank bez przekonania pokiwał głową. Po czym po raz ostatni podszedł do okna. Z trzech wysłanych ludzi, miał nadzieję, że przed wyznaczonym terminem powróci choć ten od Kedgarda zdąży wrócić z jakąkolwiek odpowiedzią. Wszystko wskazywało jednak na to, że przyjdzie mu stawić czoło Cecilowi w pojedynkę.
- A jeśli Mistrz Cecile zje ten podstęp - Serafin spojrzał na druha nawiązując do swej wcześniejszej wypowiedzi- to miejmy nadzieję, że się udławi.
Przytaknęli sobie na pożegnanie.

***

Kilka splątanych alejek wijących się pomiędzy gęstymi krzakami otaczającymi z każdej strony młode dęby i buki ciężko było uznać za park, czy ogród, lecz właśnie tak zwyczajowo nazywano skwer w rogu pozostałości pierwszych miejskich murów. Do zaułka prowadziły jedynie dwie ścieżki, w dużej mierze zastawione nowymi wysokimi kamienicami. Ten jeden z niewielu kawałków zieleni w mieście był zapewne pozostałością po ogrodzie jakiegoś bogatego dworku, który podobno stał tu przez powstaniem owych kamienic, było to jednak na długo przed sprowadzeniem się Kressa w te strony i młody kapitan nigdy nie zgłębiał za specjalnie owej sprawy. Tak na prawdę dopiero drugi raz w swojej karierze przyszło mu odwiedzać owe miejsce, a będąc tu po raz pierwsze, podobnie jak dziesiątki innych kochanków szukających tu dyskretnego miejsca na schadzkę skupiony był zupełnie na czym innym. Skryty w cieniu muru uważnie wypatrywał jakiegokolwiek ruchu, prócz jednej dość dobrze widocznej pary i drugiej o której obecności świadczyły jedynie miarowo poruszające się liście międzydrzewia nie widział jednak nikogo. Do północy nie mogło jednak pozostać więcej niż kilka minut i Frank denerwował się coraz bardziej z każdą chwilą mocniej przeklinając zaproponowanie spotkania Cecilowi w tym miejscu. Znalazł już kilka doskonałych miejsc z których wprawny kuszniki mógł pozostać niezauważony i posłać w jego stronę bełt nim kapitan D`Arvillów zdołałby choć wyszarpnąć swój rapier z pochwy.

Blask księżyca odbijał się w zielonkawej wodzie zalegającej w od lat nie działającej fontannie, gdzieś za murami morze szumiało jednostajnie, prócz kolejnej pary, której obecność zdradziły jedynie uniesione dźwięki ciszę przerywały jedynie walki kotów które kilka pięter nad nimi kłóciły się zapewne o zdobycz.

W końcu cierpliwość Kressa została nagrodzona i z alejki wyłoniła się zakapturzona sylwetka. To, że była sama zdecydowanie świadczyło, że nie przyszła tu tak jak pozostałe w wiadomych celach. Zgodnie z zaproszeniem osobnik stanął przy fontannie, a Frank nie ryzykował choć jednego uderzenia serca aby dać jej okazję do rozmyślenia się wychodząc z cienia.
- Wybacz Mistrzu - zaczął od razu bez zbędnych ceremonii - Nie mogłem ryzykować spotkania w twym domu, by nie wskazywać naszym wrogom ludzi, na których mogę jeszcze polegać.
Postać w kapturze skłoniła się jedynie i gestem dłoni nakazała kapitanowi kontynuowanie.
- Zdrada zamkowego majordomusa jest dla mnie bardziej niż oczywista, najpierw mundury o których Ci wspominałem, teraz próba wyciągnięcia miejskiego garnizonu w obliczu przybycia do miasta tej nowej kompani Rodis, to już jawny akt knucia. Potrzebujemy twojego wsparcia mistrzu, doradztwa, a może i przejęcia dowodzenia. Nie mam pojęcia na ile mogę ufać Merze i jego strażnikom, nie wiem czy prócz parszywego niziołka na zamku nie ma innych zdrajców.
Zrobił kilka kroków dając sobie czas do namysłu, lub okazję aby Cecile wreszcie się odezwał, jego rozmówca nie raczył jednak nawet zrzucić kaptura.
- Mam na zamku jedynie trzydziestkę ludzi, resztę posłałem na ziemie Du`Ponte. W szturmie wróg nie ma szans póki nie stanie w przeważającej sile, lecz jeśli brać pod uwagę zdradę nasi ludzie mogą nie ustać. W mieście zaś jest już więcej zbirów niż naszych i o to obawiam się najbardziej. Co radzisz?

***

Kusznik siedział w ukryciu od dobrych kilku godzin przeklinając rozkaz, lecz zbyt długo służył by mieć choć pomysł sprzeciwienia się poleceniu. Wyznaczone stanowisko opuścił jedynie dwa razy - za potrzebą, oraz aby mieć lepszy widok na spółkującą pod murem parkę. Widok ostro poczynających sobie młodziaków był dla niego jedyną rozrywką przez całą ciemną noc. Oni, oraz przyjaciółka gorzałka, zawsze trafiająca do wojskowego serca.

Kapitan Frank Kress, dowódca Hufca D`Arvill wszedł do ogrodu jako pierwszy, lecz klucząc pomiędzy krzakami wydawał się specjalnie wybierać sobie najtrudniejszą drogę, lub też obierać możliwie najmniej eksponowaną pozycje dla strzelca. Niem Zimmer zorientował się obserwowany mężczyzna skrył się pomiędzy załomami muru będąc ukrytym niemal z każdej strony - pozostawało czekać na dalszy rozwój sytuacji. Nie minęło więcej jak kwadrans gdy w ogrodzie pojawiła się kolejna osoba, skryta pod szerokim i ciężkim płaszczem, Zimmer podrzucił kuszę do policzka wiedząc, że za chwilę przy fontannie pojawi się i kapitan. Spokojnie opuścił błyszczący w świetle księżyca grot w stronę rozmawiających, z których jeden stał niemal nieruchomo pozostawiając całą dostępną przestrzeń drugiemu, który krążył nerwowo wokół tego pierwszego. Sytuacja wyglądała spokojnie, lecz nie za to kusznikowi płacono by delektował się pozornym spokojem. Porzucił więc rozmawiającą dwójkę i zgodnie z poleceniem Kressa powrócił do systematycznego przeczesywania wzrokiem innych rumowisk poszukując snajperów nasłanych przez Cecile...
 
Akwus jest offline