Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2010, 09:54   #24
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Skurwysyństwo, jak to zwykle pośród ludzi, pleniło się niczym kąkol. Zieleniło się, korzenie zapuszczało coraz głębiej i kwitło. Kwitło tak pięknie, że wielu brało je za zupełnie inny kwiat. Jak jego współtowarzysze, dla których ciepły dach nad głową i szansa na zjedzenie strawy okazywały się wystarczającą łapówką by na skurwysyństwo się godzić, akceptować je i przymykać na nie oko. To był pierwszy krok do gnuśności, do milczącej zgody na wszelkie nieprawości. To był krok ku złu. I… jak się by nad tym głębiej zastanowić, to było zło.

- Rycerz? Może i faktycznie nie wyglądacie na wieśniaków. A niech będzie. Właźcie do środka. Na zimnie nie będziemy gadać! – słowa gospodarza od razu zmotywowały współtowarzyszy Jeana do działania. Do akceptacji skurwysyństwa, kupionej dosyć tanim sumptem. Ciepła strawa i dach nad głową.

Jean Pierre nie miał im tego za złe. Byli jak większość ludzi. Nawet krasnolud. „Nie wtrącajmy się w ich kłótnie, to nie nasze sprawy” – mawiali zwykle ludzie nie chcący wychylać się poza nawias społeczeństwa. To tłumaczyło zachowanie współtowarzyszy Jeana. Oraz ponaglające spojrzenia jakie mu słali. Jean ciężko westchnął spoglądając im w oczy. Wiedzieli. „Ciepła strawa… Dach nad głową… Bezpieczne spanie…”. Jean Pierre Dubois de Crecy, syn Bretonii podjął decyzję…

- Jesteś gospodarzem, lecz muszę odmówić twej szczodrej propozycji. Nie godzi się bowiem nocować w domu pijanej kreatury jaką bydlaku jesteś. – Jean podszedł do gospodarza a widząc jego krzywy, złośliwy uśmiech i butę w oczach nie wytrzymał i wyrżnął go krótkim sierpem pod żebra poprawiając hakiem od spodu. Pijanicę cisnęło na futrynę po której spłynął otumanionym wzrokiem spoglądając na stojącego przed nim rycerza. Ręka bydlaka sięgnęła noża, który wisiał u jego pasa, lecz Jean wymownie położył dłoń na głowicy miecza. Gospodarz się uspokoił i puściwszy nóż starł płynącą z rozbitego nosa krew. Jean Pierre zaś mówił dalej, powoli i wyraźnie. Tak, by do zapijaczonego łba dotarło. Obserwując gospodarza miał jednak świadomość, że nie jest aż tak pijanym, by trzeba było mu to wszystko powtarzać na trzeźwo. – skoro się już poznaliśmy to słuchaj uważnie. Wybacz obrazę tych wszystkich kreatur, które stoją ponad tobą a tym porównaniem zostały z tobą zrównane. Jednak nie pochodzę stąd i brak mi słów dla opisania czegoś takiego jak ty. Jednak pod ten dach zaprosiła mnie niewiasta, którą podle obraziłeś a której ja, Jean, obiecałem ochronę. Pamiętaj o tym, kiedy znów weźmie cię ochota nazwać ją jakimś nieprzyzwoitym określeniem. Tym razem ci daruję. Ale tylko tym razem. Dla mnie bowiem jesteś niczym gad jaki i nie jestem pewien czy czynię właściwie darowując ci karę. Nie jestem jednak mężobójcą.

To mówiąc Jean ukłonił się zdawkowo dziewce i współtowarzyszom i ruszył ku stodole. Gospodarz podnosił się kurwując pod nosem. Jean odwrócił się i zmierzył go wzrokiem chłodnym. Taksującym.

- Ale mogę nim zostać. Jeśli masz odmienne zdanie, czekam. Teraz lub o świcie, gdy wytrzeźwiejesz. Zatem? – pytanie w próżni wisiało tylko chwilę. Kmiot splunął siarczyście za Jeanem, po czym z hukiem zatrzasnął odrzwia. Jean, który w końcu poczuł trud wędrówki, nie miał mu tego za złe. Stodoła zaś nie wyglądała tak źle w porównaniu do wielu innych miejsc w których dane mu było sypiać…

.
 
Bielon jest offline