Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2010, 12:26   #61
Fiannr
 
Fiannr's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiannr nie jest za bardzo znanyFiannr nie jest za bardzo znany

Wędrówka dostarczała mu takiej samej ilości wynikającej z podróży satysfakcji, wciskającej się irracjonalnie do głowy, co zapomnianych dawno wspomnień i wątpliwości. Wątpliwość dotyczyła najbardziej zawodnego czynnika całej tej wyprawy. Czynnika ludzkiego. Nie potrzeba było specjalisty, żeby zauważyć dystans dzielący ich wszystkich – pomijając więź między wędrowcem, a jego uczennicą. Była to zbieranina niewiele mających ze sobą osób, których wzajemne więzi sprowadzały się do bycia towarzyszem niedoli. Zdani na łaskę pustyni mogli przetrwać tylko jako jedność. Może poza Dangiem, który jako jedyny stanowił jednostkę nawykłą do tego rodzaju wypraw. Reszta pomimo jakiejś wiedzy, nadal szanse na przetrwanie miała niewielkie.

On sam posiadał skąpą wiedze na temat pustkowi, która dopiero teraz wracała do niego. Echa wyprawy jaką odbył ponad 10 lat temu były teraz zdecydowanie głośniejsze, niż wtedy gdy podróżowali w dziesiątkę. Przypominał sobie powoli. Wszystko czego się nauczył. Nie było tego za wiele, ale kilka dni spędzonych samotnie daje o wiele więcej niż całe tygodnie spędzone na słuchaniu opowiadań. O ile tego rodzaju szkołę życia uda się przeżyć. Jemu się raz udało. Nie wiedział co by było, gdyby został wystawiony na próbę po raz kolejny. Na szczęście nie miał powodów by przypuszczać, by ta sztucznie stworzona grupa miała się rozłożyć na części pierwsze. Do czasu.


Rozmyślenia nie przeszkadzały prowadzeniu obserwacji. Po ostatniej nauczce z dzieciakiem, którego imienia nawet nie pamiętał, przyrzekł sobie, że taka druga sytuacja nie będzie miała miejsca. Tym bardziej, że tym razem nieuwadze mogło umknąć coś bardziej niebezpiecznego niż tylko dziecko. No i nie dał się zaskoczyć. Zaobserwowana daleko postać była zbyt mała by ocenić szczegóły, ale z dużym prawdopodobieństwem był to ktoś żywy. Bez wątpienia nie należał do „handlarzy narządów” (jak w myślach nazywał porywaczy). Tamci mając do dyspozycji wozy mechaniczne, nie kłopotali by się tropieniem i zachodzeniem kogoś pieszo. Ot powtórzyliby to co w Bluff i tyle. Fedd nie dostał lunety, ani nie prosił o nia. Nie dostrzegł więc drugiej jednostki żywej, leżącej niedaleko tej sylwetki, którą wypatrzył. Inaczej nie wahałby się podejścia i przyniesienia ewentualnej pomocy tamtym. Jak kiedyś ktoś mu powiedział. „Pustynia jest straszną suką. Jeśli już wpadniesz w jej szpony, bądź pewny, że bez pomocy się z nich nie wyrwiesz.” On już kiedyś wpadł. Po uszy i tylko cudem przeżył. Cudem pomocy, który w sumie nie wiedział od kogo otrzymał. Stąd może wzięło się jego przekonanie, że pomocy należałoby udzielić komukolwiek. Choćby tylko w ramach spłaty długu. Na tyle jednak na ile widział sytuację, nie zamierzał się zbliżać. Jego osoba zazwyczaj nie budziła zaufania i sympatii, a to nie sprzyjało nawiązywaniu znajomości.

Pierwszy zgrzyt jaki zakłócił utrzymywany do tej pory względy spokój, nastąpił przy pierwszej wypowiedzi Danga na temat jego przewodniczenia grupie. Jak na opanowanego mężczyznę, za którego w opinii wszystkich uchodził (w końcu swego czasu nawet upijał się na spokojnie, co było ewenementem na skalę całego miasteczka), powiedział o jedno zdanie za dużo. Nie był pewien czy dobrze rozszyfrowywał zamysły Zera, ale zdawało mu się, że zwyczajnie palnął o jedno słowo za dużo. Z drugiej strony mógł też powiedzieć o jedno zdanie mniej, niż miał na myśli. Słuszność tej decyzji potwierdziły kolejne słowa kierowane do nich.

- Wciąż jesteśmy na dobrym tropie. Chyba, że ślad zostawił tu inny pojazd, albo konwój się rozdzielił. Ja jutro ruszam dalej... ale to ryzyko. Kto chce, niech wraca do miasta. Albo jeszcze lepiej - kieruje się od razu do Alice. Ja zaryzykuję.

W kłębiących się w umyśle Buźki przypuszczeniach, cała wypowiedź brzmiała mniej więcej jak:
- Wiemy gdzie iść, ale wypierdalać. Nie potrzeba nam nikogo z was. Przeszkadzacie. Wypierdalać.

Zamrugał nerwowo, a szczęki zacisnęły się na tyle mocno, że zdało się słyszeć zgrzyt zębów. Nie był pewien czy Prost w ogóle usłyszał pytanie, maszerując z oporem ku nieznajomemu. Fedd natomiast spojrzał wrogo to na poszukiwacza, to na jego uczennicę. Wpatrywał się w nich przez kilkanaście sekund zastanawiając się, czy gdyby dostatecznie mocno uderzył ich głowami o siebie w dłoniach zostało mu coś więcej niż mokra, czerwona plama.
Przez głowę przeleciała mu także myśl, że widział gdzieś podobną sytuację. Dwóch mężczyzn, jedna kobieta. Głucha pustynia. Przez zasłonę niepamięci, wspomnienia poszybowały w głąb umysłu Buźki, co sprawiło, że ogarniająca go furia minęła jak ręką odjął. Usiadł z wrażenia. Sprawnym okiem, spoglądał przed siebie, drugim natomiast, daleko, daleko w przeszłość.

 
__________________
Hello there
I’d kill for some company
I’d trade my soul for a whisper
I’d die for a touch
Fiannr jest offline