ojciec Conner
Spojrzał na czarnego z góry, a może był już znowu Billem. Starym, dobrym Billem, który pijał z chłopakami piwo w barze i zajmował się jakimiś mało istotnymi dla Świata sprawami. Może był przepatrywaczem ruin, kierowcą w Ditroit, robił jakieś drobne interesy, czy coś podobnego. Aż wdepnął w gówno, a zorientował się dopiero, kiedy jego pozom podniósł się powyżej ust. W tym świecie całe życie było interesem, a ta jego część zwana śmiercią była czasem w cenie. Wszystko zależało do miejsca, czasu, popytu i podaży. Conner nie lubił takiego podejścia, patrzał na to w całkiem inny sposób. Z drugiej jednak strony, nie był na tyle frajerem, aby nie wykorzystać okazji.
- Dobrze synu, mogę to dla ciebie zrobić, ale to już jest prośba do mnie i nie mieszajmy do tego Pana. Spełnię twoja prośbę, ale w zamian Ty spełnisz moją. Powiedz mi gdzie znajdę ludzi z którymi dopuściłeś się tego plugastwa ??? - Kaznodzieja patrzał przez chwile na Billa, w końcu dodał. - Zamontowali Ci synu ładunek, czy będę musiał spalić twoje ciało ???
__________________ And then... something happened. I let go.
Lost in oblivion -- dark and silent, and complete.
I found freedom.
Losing all hope was freedom. |