Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2010, 20:07   #101
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Zamroczony alkoholem Jost zbytnio nie zwracał uwagi na to co działo się podczas drogi do domu Johannesa Gephardta. Szedł za wszystkimi, wiedziony poczuciem wspólnoty albo może po prostu wyprowadzony z karczmy, nie miał ochoty ani siły protestować.
Gdy już dotarli na miejsce zostali powitani przez obleśnego grubasa. Jostowi od razu przyszło na myśl, że oto napotkali mutanta. Johannes, bo był to właściciel domu, mógł poszczycić się aparycją wieprza, do tego takiego, który obcował z niebezpiecznymi substancjami. Jego twarz nosiła znamiona przebytej w przeszłości choroby, małe, rozbiegane oczka patrzyły nieco nieprzytomnie, a palce, na których błyszczały sygnety, przypominały serdelki. Jost wyobraził sobie tego człowieka w chlewiku, z zakręconym ogonkiem i świńskimi uszami. Wybuchnął śmiechem, ale szybko umilkł, skarcony spojrzeniami towarzyszy.

Podczas rozmowy nudził się przeraźliwie. Nie był w nastroju do wysłuchiwania dyrdymałów o księgach, badaniach i herbach. Siedział w kącie siorbiąc podaną mu przez służącego herbatę, ćmił fajkę i rozmyślał, w jaki sposób odegrać się na Neytzu. To, że zarządca potrafił grać w karty nie ulegało wątpliwości. Jost miał wrażenie, że Neytz nie oszukuje, ale zdał sobie sprawę, że grając w Krwawych Rojalistów, nie wygra. A więc trzeba było go namówić na grę w coś innego. Po powrocie do Gwizdka, miał zamiar po raz kolejny zaproponować grę.

Te przemyślenia zostały potwierdzone przez bretonkę, która była niezwykle zadowolona z otrzymanej księgi. Poza informacjami na temat Neytza, poczęstowała wszystkich swoim ciastem. Było warte swojej sławy. Smakowało wyśmienicie. Jeden kawałek został odłożony jako zadośćuczynienie dla starca, któremu Soe ukradła talizman.

***

- Panie Neytz - zagadnął zarządcę, gdy bretonka udała się do siebie. - Może zagramy?
- Już mówiłem, z leszczami nie gram - odparł.
- Ale w Trubadura gram nieco lepiej niż w Rojalistów...
- W Trubadura, mówisz? - zastanawiał się przez chwilę. - No dobra, siadaj. Zasady te same co wcześniej. Przegrany pije.

Zaczęli grać. Pierwszą partię Jost przegrał sromotnie i musiał znów wychylić dzban alkoholu. Procenty uderzyły mu do głowy, ale zamiast spowodować otępienie, wyostrzyły mu zdolności logicznego myślenia i dedukcji, tak niezbędne przy grze. Druga partia została zremisowana. Na twarzy Josta gościł wyraz zadowolenia, natomiast Neytz nie był już tak pewny swojej wyższości. I słusznie, gdyż trzecią partię przegrał. Niewielką różnicą punktów, ale przegrał. I wypił dzbanek miodu. Już po chwili, tak jak zapewniała bretonka, rozwiązał mu się język.

- I zapewniam, że jest to najprawdziwsza prawda - mówił, nieco już bełkocząc. - Sam widziałem. Kurt Shaibler ma trzecie oko na pośladku...
- Tak?
- zapytał Jost, unosząc brew. - A kiedyście widzieli jego pośladek?
- Wątpisz w to co mówię?
- żachnął się Neytz. Jost zaprzeczył, więc tamten kontynuował. - On jest mutantem, ale nie zdradzam tego nikomu. Po co? Przecież taka informacja może się kiedyś przydać, prawda? Och, jakże to oko na mnie wówczas łypało...

- Ale panie Neytz - Jost starał się naprowadzić zarządcę na właściwy trop. - Wie pan coś może o owej kurze?
- Kurze?
- Neytz wyraził zdziwienie, ale szybko go oświeciło. - Aaa, chodzi o zgubę Frau Gertrudy? Ja tam nic nie wiem o kurze. Ale Walther Shnee z pewnością coś wie na ten temat. To tutejszy sędzia. Kiedy go tam, w pobliżu obejścia Frau Gertrudy zobaczyłem, to powinno go tam nie być. Więc to chyba podejrzane, nie sądzicie? Myślę, że jak chcecie dowiedzieć się więcej o kurze to go zapytajcie. Pewnie siedzi w swoim biurze. A teraz mi wybaczcie, idę spać.

***

Podążyli tym tropem. Sędziego zastali w jego biurze. Jost w pierwszym momencie sądził, że sędzia jest krasnoludem. I do tego niezwykle wątłym. Bo bliższym zapoznaniu się z nim, okazało się, że jest człowiekiem. Dosyć wątłym i chyba chorowitym. Poruszał się jednak energicznie. Zauważyli to gdy zerwał się z krzesła i ruszył w ich kierunku.

- Panie Shnee - odpowiedział mu Jost, wciąż znajdujący się pod wpływem alkoholu, a przez to pewny siebie i odważny. - Chodzi o kurę. Czy widział ją pan może? Nosiła miano Greta.
 
xeper jest offline