Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2010, 20:07   #101
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Zamroczony alkoholem Jost zbytnio nie zwracał uwagi na to co działo się podczas drogi do domu Johannesa Gephardta. Szedł za wszystkimi, wiedziony poczuciem wspólnoty albo może po prostu wyprowadzony z karczmy, nie miał ochoty ani siły protestować.
Gdy już dotarli na miejsce zostali powitani przez obleśnego grubasa. Jostowi od razu przyszło na myśl, że oto napotkali mutanta. Johannes, bo był to właściciel domu, mógł poszczycić się aparycją wieprza, do tego takiego, który obcował z niebezpiecznymi substancjami. Jego twarz nosiła znamiona przebytej w przeszłości choroby, małe, rozbiegane oczka patrzyły nieco nieprzytomnie, a palce, na których błyszczały sygnety, przypominały serdelki. Jost wyobraził sobie tego człowieka w chlewiku, z zakręconym ogonkiem i świńskimi uszami. Wybuchnął śmiechem, ale szybko umilkł, skarcony spojrzeniami towarzyszy.

Podczas rozmowy nudził się przeraźliwie. Nie był w nastroju do wysłuchiwania dyrdymałów o księgach, badaniach i herbach. Siedział w kącie siorbiąc podaną mu przez służącego herbatę, ćmił fajkę i rozmyślał, w jaki sposób odegrać się na Neytzu. To, że zarządca potrafił grać w karty nie ulegało wątpliwości. Jost miał wrażenie, że Neytz nie oszukuje, ale zdał sobie sprawę, że grając w Krwawych Rojalistów, nie wygra. A więc trzeba było go namówić na grę w coś innego. Po powrocie do Gwizdka, miał zamiar po raz kolejny zaproponować grę.

Te przemyślenia zostały potwierdzone przez bretonkę, która była niezwykle zadowolona z otrzymanej księgi. Poza informacjami na temat Neytza, poczęstowała wszystkich swoim ciastem. Było warte swojej sławy. Smakowało wyśmienicie. Jeden kawałek został odłożony jako zadośćuczynienie dla starca, któremu Soe ukradła talizman.

***

- Panie Neytz - zagadnął zarządcę, gdy bretonka udała się do siebie. - Może zagramy?
- Już mówiłem, z leszczami nie gram - odparł.
- Ale w Trubadura gram nieco lepiej niż w Rojalistów...
- W Trubadura, mówisz? - zastanawiał się przez chwilę. - No dobra, siadaj. Zasady te same co wcześniej. Przegrany pije.

Zaczęli grać. Pierwszą partię Jost przegrał sromotnie i musiał znów wychylić dzban alkoholu. Procenty uderzyły mu do głowy, ale zamiast spowodować otępienie, wyostrzyły mu zdolności logicznego myślenia i dedukcji, tak niezbędne przy grze. Druga partia została zremisowana. Na twarzy Josta gościł wyraz zadowolenia, natomiast Neytz nie był już tak pewny swojej wyższości. I słusznie, gdyż trzecią partię przegrał. Niewielką różnicą punktów, ale przegrał. I wypił dzbanek miodu. Już po chwili, tak jak zapewniała bretonka, rozwiązał mu się język.

- I zapewniam, że jest to najprawdziwsza prawda - mówił, nieco już bełkocząc. - Sam widziałem. Kurt Shaibler ma trzecie oko na pośladku...
- Tak?
- zapytał Jost, unosząc brew. - A kiedyście widzieli jego pośladek?
- Wątpisz w to co mówię?
- żachnął się Neytz. Jost zaprzeczył, więc tamten kontynuował. - On jest mutantem, ale nie zdradzam tego nikomu. Po co? Przecież taka informacja może się kiedyś przydać, prawda? Och, jakże to oko na mnie wówczas łypało...

- Ale panie Neytz - Jost starał się naprowadzić zarządcę na właściwy trop. - Wie pan coś może o owej kurze?
- Kurze?
- Neytz wyraził zdziwienie, ale szybko go oświeciło. - Aaa, chodzi o zgubę Frau Gertrudy? Ja tam nic nie wiem o kurze. Ale Walther Shnee z pewnością coś wie na ten temat. To tutejszy sędzia. Kiedy go tam, w pobliżu obejścia Frau Gertrudy zobaczyłem, to powinno go tam nie być. Więc to chyba podejrzane, nie sądzicie? Myślę, że jak chcecie dowiedzieć się więcej o kurze to go zapytajcie. Pewnie siedzi w swoim biurze. A teraz mi wybaczcie, idę spać.

***

Podążyli tym tropem. Sędziego zastali w jego biurze. Jost w pierwszym momencie sądził, że sędzia jest krasnoludem. I do tego niezwykle wątłym. Bo bliższym zapoznaniu się z nim, okazało się, że jest człowiekiem. Dosyć wątłym i chyba chorowitym. Poruszał się jednak energicznie. Zauważyli to gdy zerwał się z krzesła i ruszył w ich kierunku.

- Panie Shnee - odpowiedział mu Jost, wciąż znajdujący się pod wpływem alkoholu, a przez to pewny siebie i odważny. - Chodzi o kurę. Czy widział ją pan może? Nosiła miano Greta.
 
xeper jest offline  
Stary 14-11-2010, 10:47   #102
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Dom Gephardta stanowił cieszącą oko odmianę w mozaice Pfeifeldorfu, złożonej z błota i przeciętnych, zamazanych bazgrołami budowli. Takoż i zachowanie gospodarza wobec gości przyjemnie Anastazję Osipowną zaskoczyło. Wreszcie ktoś, z kim można było w miarę normalnie pogawędzić. Wprawdzie aparycję herr Johannes miał odstręczającą, lecz Kislevitka była gotowa ją ścierpieć w podzięce za okazany szacunek. Nie dla jego urody tu przyszli, lecz ze względu na uczoność. A w każdym razie księgi.

Uśmiechnęła się lekko, z zaskoczeniem, słysząc komplement pod adresem swojej ojczyzny.
- Bylistie w Kislevie? – zagadnęła z ciekawością, gdy Gephardt zaprosił ich wreszcie do środka i rozsiedli się w salonie.
- Nie, nigdy nie wybrałem się tak daleko, przykro mi. Ale słyszałem, że to piękny kraj. Równiny, na których można podziwiać gwiazdy...
Kobieta skwapliwie pokiwała głową.
- Nigdzie niebo nie jest tak piękne, jak ponad Kislevem. – Nutka melancholii zabrzmiała w jej głosie.
- Doprawdy, niesamowite konstelacje gwiazd tam można zobaczyć... Widziałem je w księgach.
W tym momencie do rozmowy dołączył się Angus, podchwytując temat. Udało mu się dowiedzieć, czym zajmował się Gephardt w młodości i skąd to jego zamiłowanie do lektury.

Służący przyniósł herbatę. Nastia ujęła spodeczek i dopiero posłodziwszy aromatyczny wywar (poczęstowano ich cukrem trzcinowym), z ogromną przyjemnością upiła łyk. Och, cudownie było poczuć znów ten smak, zwłaszcza po cienkim piwie i kielichach wina, którymi musieli dotąd się raczyć. Dzięki Michaiłowi Piotrowiczowi, a także marienburskim złodziejaszkom, nie stać jej było na uzupełnienie zapasu herbaty, który przykazała Fieofanowi strzec jak oka w głowie, dlatego rzadko pozwalała sobie na rozkoszowanie się tym napojem. Gdyby tak jeszcze mieć konfiturę wiśniową do tego... W Jarsku rósł piękny, wiekowy sad wiśniowy...

Powróciła od wspomnień do rzeczywistości. Angus gawędził już z gospodarzem, podpytując zręcznie o jego księgozbiór. Nastia wtrąciła się do konwersacji.
- To, s czym my przybywamy, to niewielka prosba. Potrzeba nam przyslugi s waszej strony. Slyszeli my o milosci waszej do knig wszelakich. – Pozwoliła McTeirnanowi wyłuszczyć sprawę. Mężczyzna potrafił przekonać grubego bibliofila o konieczności przeprowadzenia badań. Zdołał zrobić to tak gładko, że Gephardta nie zdziwiło, iż tak nieprawdopodobna zbieranina ludzi przyszła prosić go o pożyczenie książki. Herr Johannes wysłuchał ich, składając w zamyśleniu grube palce w piramidkę, po czym zamyślił się. Najwyraźniej bardzo niechętnie rozstawał się z poszczególnymi tomami swej kolekcji.
- Mógłbym spełnić waszą prośbę, jednakże musiałbym otrzymać gwarancję, że zwrócicie mi księgę. Jakiś zastaw, równy jej wartości. – Przyjrzał się szlachciance. - Na przykład pani wisior.
Machinalnie zacisnęła palce na srebrnym niedźwiedziu, wahając się. Myśl o tym, że miałaby rozstać się z medalionem, napawała ją przestrachem. Straciła już przecież sygnet! Czy święty symbol też miałaby tak głupio zaprzepaścić? Z drugiej strony, starzec wyglądał na uczciwego człowieka, choć mocno ceniącego swój księgozbiór. Poza tym w ostateczności odzyskanie wisiora siłą nie powinno być problemem – był gruby i wydawał się banalnym przeciwnikiem. Acz wolałaby nie uciekać się do przemocy, i tak byli w nieciekawej sytuacji.

Herr Johannes musiał ją zapewnić, że odzyska swój bezcenny naszyjnik, gdy tylko zwróci księgę właścicielowi. Nawet wtedy rozstała się z medalionem bardzo niechętnie. Dopiero w tym momencie uczony przyniósł im właściwy wolumin. Nie dopuścił ich do biblioteki – znajdowała się w osobnym pomieszczeniu, mogli tylko z daleka ujrzeć, że zajmuje kilka regałów. Imponujące, jak na taką marną mieścinę...

***

To była ta prosta część zadania. Anastazja Osipowna zastanawiała się chwilę, ile jeszcze takich drobnych przysług będą musieli wypełnić, nim wreszcie rozwiążą sprawę przeklętej kury i opuszczą pogrążony w błocie Pfeifeldorf. Fieofan próbował czyścić buty Nastii, nim opuścili karczmę i udali się do Gephardta, ale nie na wiele się to zdało. Wrócili pod Gwizdek i sługa musiał powtórzyć swoje zabiegi. Jost przysiadł się do zarządcy Neytza, Nastia zaś zwróciła się do reszty towarzyszy:
- Skoro i tak musimy czekat', czy Jost cos wyciągnie s niego, czy nie, to równie dobrze mogliby my zjesc cos wreszcie.
Chyba nie tylko jej burczało w żołądku po całym dniu kręcenia się w kółko.

***

Walter Schnee stanowił kolejny okaz ciepłej, pfeifeldorfskiej gościnności. Opryskliwy, skrzywiony w grymasie zniecierpliwienia, oburzony. Brakowało mu zdecydowanie ogłady Gephardta. Nastia z obrzydzeniem wygięła wargi, gdy z ust niewysokiego sędziego wyprysnęły kropelki śliny.

Ostentacyjnie otarła kubrak i odezwała się, nie zważając na słowa Josta.
- My nie jakies slugi ani nie waszy podwladni, by na nas nakakiwat'. Kazali sledzstwo prieprowadit', to i prowadzim. – Gdy się gniewała, kilslevicki akcent stawał się wyraźniejszy. Panowała nad głosem, ale jej brązowe oczy błyszczały. Bezwiednie poszukała oparcia dla dłoni przy lewym biodrze, ale przecież szpada spoczywała u Lauera.
- Jesli wy nie matie niczewo wspólnego s sprawą, niet probliem. No skoro nie chcetie nam na kilka pytan odpowiediet', może próbujetie co skrywat'?
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 15-11-2010 o 19:43. Powód: Ech, literówki, a cóż by...
Suarrilk jest offline  
Stary 15-11-2010, 16:57   #103
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Po opuszczeniu karczmy Dziewczyna szybko uspokoiła przedziwny wybuch wewnętrznych emocji. Nie miała zresztą zbyt wiele czasu dla siebie. Reszta towarzystwa nie kazała na siebie długo czekać i po ich wyjściu wszyscy zgodnie udali się do domu człowieka, którego imienia nie zdążyła zapamiętać. Po drodze przyglądała się z lekkim zdziwieniem odmiennemu zachowaniu Josta, uświadamiając sobie jednocześnie, że sama nigdy nie znajdowała się pod wpływem upojenia wywołanego alkoholem. Skrzywiła się odrobinę wychwytując zmiany, jakie w tak krótkim czasie zaszły w osobie jej towarzysza, ciekawa jednocześnie czy jemu cała rzecz sprawiała przyjemność. Podczas swojej podróży nie raz zatrzymywała się podobnych ostatniemu przybytkach, ale usadawiała się wtedy na uboczu, albo nawet dość szybko umykała w zacisze wynajętego pokoju. Widok hałaśliwej ludzkiej tłuszczy nigdy specjalnie do niej nie przemawiał, a potrzebę towarzystwa skutecznie zaspokajał Kary. No i Głos. Przypomniała sobie to wrażenie, kiedy umysł dryfuje nad bezwładnym ciałem i wzdrygnęła się mimowolnie. „Może kiedyś spróbuję... gdy minie wystarczająco dużo czasu.”

Pouczona przy wejściu przez uczonego Dziewczyna starannie wytarła buty z błota i dopiero potem ośmieliła się przestąpić próg. Toczącej się rozmowie przysłuchiwała się z zaciekawieniem, wyławiając z niej słowa, które znała i usiłując zrozumieć całość. Kislevitka i nowy towarzysz radzili sobie świetnie i Dziewczyna z pewną dozą żalu przyjęła istnienie przepaści pomiędzy nią, a nimi. Nie potrafiła czytać, ani pisać. Jej mocno ograniczona wiedza o świecie opierała się w większej części na wyobrażeniach i zmyślonych opowieściach niż na prawdziwych doświadczeniach. Przełknęła podany jej napój po raz pierwszy w życiu naprawdę martwiąc się, że odstaje od reszty.

Otworzyła usta, ale mimo pierwotnych chęci nie wydobył się z nich żaden dźwięk. „Proszę, nie odbieraj mi słów.” Spuściła głowę pochylając się nad miską. Po raz drugi siedzieli w karczmie. Bawiła się drewnianą łyżką czując, że jedzenie nie zaspokaja głodu. Milczenie niespodziewanie ciążyło jej, z powodów których nie potrafiła ogarnąć. „Mów do mnie. Chociaż ty jeden mów właśnie do mnie.” Odchyliła się na ławie i spojrzała na siedzące obok niej osoby. Może powinna spróbować... „Dla mnie, nie dla nich. A Ty..?” Przygryzła wargę unikając odpowiedzi.

Zapragnęła znaleźć się sama. Zabrać Karego i wrócić z nim na szlak. Odejść od nich i zostawić daleko za sobą jakiekolwiek miasta czy wsie. Jednocześnie czuła, że nie byłoby to właściwe i myśl ta dręczyła ją bardziej niż cokolwiek innego. Jakby nagle straciła spokój, którym otulała się jak kokonem. W głowie rozbrzmiewały jej niewypowiedziane zdania, a wszystko to razem jawiło się jako kolejny przymus. Muszą tylko opuścić to miejsce. Dalej przecież chciała jechać z nimi. Ucieczka nic nie da. Prędzej czy później po nich pojawiliby się następni. „Nie wiem czy na pewno”, odpowiedziała poirytowana na bezgłośne pytanie „Ale czegoś teraz chcę...”

Miejscowy Sędzia, czy też Zastępca zarządcy okazał się człowiekiem nad wyraz nieprzyjemnym w obejściu. Naskoczył na nich w samym wejściu, wprawiając tym Dziewczynę w stan głębokiego zdziwienia i niezadowolenia jednocześnie. Ostatnio coraz częściej zdarzało jej się być traktowaną przez obcych w podobny sposób i dochodziła do wniosku, że stan ten coraz bardziej przestawał jej się podobać. Przybliżyła się nieco do niego ignorując własną niechęć do bliskości, ale cofnęła się zaraz trzepiąc jednocześnie w wyciągnięty ku niej kościsty palec. Syknęła głośno i pokiwała głową wtórując Nastii.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."

Ostatnio edytowane przez Karenira : 15-11-2010 o 17:05. Powód: zmiana końcówki po doczytaniu doca
Karenira jest offline  
Stary 15-11-2010, 18:22   #104
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Herr Gephardt okazał się całkiem interesującym rozmówcą. Aparycją co prawda nie sprawiał dobrego pierwszego wrażenia, jednak Angus z ciekawością słuchał jego opowieści o czasach spędzanych w altdorfskich kręgach naukowych. Co prawda ich gospodarz zajmował się nieco inną dziedziną i był pokolenie starszy od McTiernana, to jednak znajomość z kilkoma osobami na stopie koleżeńskiej, które kojarzył tylko z publikacji i skryptów była imponująca.
Dyskusja niebezpiecznie zboczyła na wspominki z nulneńskiego uniwersytetu, kiedy okazało się że Angus miał wykłady z matematycznych podstaw balistyki z kolegą Herr Gephardta. Historyjki i anegdoty o „Kartaczu” jak nazywali starego profesora wykładającego na tej katedrze wywoływały uśmiech i falę wspomnień. Nastia przerywała im śmiechy i kolejne facecje naprowadzając na właściwy temat. Angus zaś zmitygował się, dobrze się bawił popijając szlachetny trunek z filiżanki i pewnie inaczej zagadaliby się do nocy…
Zaraz też zaczął klarować właścicielowi biblioteczki z czym przyszli do niego. Stary naukowiec niechętnie się rozstawał z księgą, ale w końcu zdołali go we dwójkę namówić na wypożyczenie cymelium. Krzywił się, dopiero zastaw w postaci srebrnego wisiora Anastazji Osipownej przekonał go do tego, że nie zamierzają wyjechać bez pożegnania. Angus zaoferował swój medalion jako gwarancję zwrotu księgi, ale gospodarz spostrzegł, że wartość jego sentymentalna dla mężczyzny jest dużo większa niż nominalna w kruszcu.

Herr Gephardt okazał się wielce przydatny jeśli chodzi o identyfikację herbu z materiału uzyskanego przez zręczną Soe. Widać było że nie tylko matematyka stanowi jego mocną stronę. Późno już było, najwyraźniej część kompanów nudziła przedłużająca rozmowa, za co Angus nie mógł ich przecież dziwić. Nie dysponowali informacjami umożliwiającymi przyspieszenie prac identyfikacyjnych, ale uczony i tak obiecał że zrobi co w jego mocy.

Skierowali się znów do gospody, gdzie przekazali księgę w ręce Bretonki. Idąc za przykładem Nastii Angus zamówił sobie porządny posiłek. Większość życia na trakcie i walizkach nauczyło go nie wybrzydzać, ale o dziwo jedzenie serwowane tutaj było nawet do zniesienia. Wychylili też po kufelku z krasnoludem, obserwując karciane rozgrywki. Zrezygnował natomiast z deseru, pozostawionego przez mademoiselle Arouet tak aby można było osłodzić żywot staruszkowi bez sprowadzającego szczęście amuletu.

U sędziego nie odzywał się wiele. Mierzili go tacy ludzie, opici władzą i nie zważający na innych. Kompani zaraz zaczęli go ustawiać do pionu. McTiernan zaraz przyklasnął metodzie, nie ma lepszego lekarstwa na takich osobników jak Schnie nad czysty terror i zastraszenie. Pożałował że nie ma swojego rewolweru, strzelanie co prawda do człowieczka nie przyszło mu nawet do głowy, ale trzy wielkie lufy skierowane w jego nos zrobiłyby może odpowiednie wrażenie. Nóż Soe malowniczo wbity w blat a potem wyszarpnięty przez Josta powinien tez poradzić. Na wszelki wypadek Angus stanął przy drzwiach, tak by ostrzec kompanów gdy oburzone krzyki indagowanego miałyby sprowadzić kogoś jeszcze obcego do jego domostwa. Z ciekawością przysłuchał się także przemowie Dziewczyny. Zmiana tonu jej głosu była równie zastanawiająca, co fakt iż w ogóle postanowiła się odezwać.
 
Harard jest offline  
Stary 15-11-2010, 21:11   #105
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nudziła się straszliwie na spotkaniu z jednym z brzydszych ludzi, jakich widziała w swoim życiu. Dobrze, że stać go było chociaż na to, by nie cuchnął odchodami lub czymś jeszcze gorszym. Sam widok dało się strawić, nie patrząc na niego. Oparła się wygodnie na krześle i od niechcenia bawiła jakąś dziwną, małą łyżeczką. Sam napar także smakował i wyglądał dziwnie, inaczej niż zwykłe zioła, chyba nawet lepiej, zwłaszcza, gdy wzorem Nastii wrzuciła tam trochę tej dziwnej przyprawy ze środka stołu. Zrobiło się rozkosznie słodkie, a gorzkość wyparowała. Wypiła wszystko chyba za szybko, ale nie robiąc sobie wiele z etykiety, przez resztę spotkania siedziała, rozglądając się na boki i przesuwając łyżeczkę między palcami.
Dopiero, gdy uporali się już z wypożyczeniem księgi, wyjęła kawałek materiału, bardziej już zaciekawiona tym, co uczony może o niej powiedzieć. I szybko znów straciła zainteresowanie, gdy w ruch poszła kolejna księga.
Co za nudy!

Trochę ciekawiej zrobiło się w karczmie, gdy dostali pomocną informację od Bretonki. Kobieta wyraźnie wiedziała, co działo się w okolicy, a Soe dość mocno jej tego zazdrościła. Piękne atrybuty kobiecości bez problemu przyciągała mężczyzn, z których na pewno wyciągała wszystko aż do ostatniej kropli. Złodziejka więc nieco smętnie obserwowała zmagania Josta, wątpiąc, by to co robił było dla niego jakimkolwiek poświęceniem lub wyrzeczeniem. Przecież pił za darmo, zwłaszcza przegrywając! Żaden ze znanych jej mężczyzn nie opuściłby takiej okazji.
Aż wreszcie udało się im zdobyć potrzebną informację, która skierowała ich do zastępcy tutejszego zarządcy. Nazywanie go głównym sędzią trochę nie pasowało do dziury, jaką był Pfeifeldorf.

***

- Czego chcecie, obcy? Dlaczego zakłócacie mój spokój?!
- Panie Schnee
- odpowiedział mu Jost, wciąż znajdujący się pod wpływem alkoholu, a przez to pewny siebie i odważny. - Chodzi o kurę. Czy widział ją pan może? Nosiła miano Greta.
- Nie odpowiem na żadne pytania, wy... wy impertynenci! Nic mnie nie obchodzi od kogo przychodzicie, moja pozycja daje mi odpowiednie przywileje i nie zamierzam strzępić na was języka!

Uniósł głowę, praktycznie opluwając stojącą najbliżej Nastię.
- Spokojnie, panie sędzio - Jost podszedł i stanął tak blisko, że aż niemal go dotykał. Spojrzał groźnie w dół. - Tylko pytamy czy widział pan tą kurę? Nikt nie wysuwa oskarżeń...
Walter Schnee stanowił kolejny okaz ciepłej, pfeifeldorfskiej gościnności. Opryskliwy, skrzywiony w grymasie zniecierpliwienia, oburzony. Brakowało mu zdecydowanie ogłady Gephardta. Nastia z obrzydzeniem wygięła wargi, gdy z ust niewysokiego sędziego wyprysnęły kropelki śliny.

Ostentacyjnie otarła kubrak.
- My nie jakies slugi ani nie waszy podwladni, by na nas nakakiwat'. Kazali sledzstwo prieprowadit', to i prowadzim. – Gdy się gniewała, kilslevicki akcent stawał się wyraźniejszy. Panowała nad głosem, ale jej brązowe oczy błyszczały. Bezwiednie poszukała oparcia dla dłoni przy lewym biodrze, ale przecież szpada spoczywała u Lauera.
- Jesli wy nie matie niczewo wspólnego s sprawą, niet probliem. No skoro nie chcetie nam na kilka pytan odpowiediet', może próbujetie co skrywat'?
Knypek nawet w najmniejszym stopniu nie wydawał się przestraszony słowami szlachcianki. Prychnął tylko, odwracając się plecami i raźnym krokiem maszerując za biurko.
- Obcy akcent, mówić by się nauczyła lepiej. Nic wam do spraw moich, ani innych. To ja tu jestem sędzią, nie jakieś obce przybłędy! A jak będzie jakaś istotna sprawa, na pewno się nią zajmę. Kura. Pf.
- Ejże, jakbyście się mieli tym zająć to pewnie by już się ten złodziejaszek co kury podbiera, znalazł. Widocznie wam nie zależy - Jost postanowił iść na całość. Szturchnął sędziego palcem. - A może to Wy ukradliście, co? Coście robili koło zagrody Gertrudy, hę? Przecie miało Was tam nie być!

Były doker dostał po łapach od wściekle odganiającego się od niego mężczyzny.

- Zabieraj te łapy, kmiocie! Chodzę gdzie mi się podoba, też mi coś, zejść na chwilę z trasy patrolowej, którą sobie obmyślili!
Łypnął groźnie do góry, kładąc dłoń na sztylecie.
- Wynoście się stąd, zanim straż i zarządcę wezwę!
- Przecież to zarządca wskazał na Ciebie, jako źródło informacji!
- warknął Jost, podstawiając sędziemu zaciśniętą pięść pod nos. - A jak zaczniesz kogoś wzywać to Ci przywalę, rozumiesz?
Główny sędzia zaczerwienił się jak burak, znów podrywając się do góry i z marną siłą próbując odsunąć pięść.
- Wynocha! Jak... jak śmiesz! Za...zawiśniesz za to!
Soe miała już trochę dość tej czczej gadaniny. Człowieczek, który przecież był jej wzrostu, dużo gadał, ale jakoś nie widziała jego wsparcia nigdzie dookoła. Sięgnęła po sztylet i z impetem wbiła go w stół.
- Jost, mógłbyś mu złamać nos? A jeśli to nie pomoże, to będziemy ucinać palce. To zawsze skutkuje.
Bez większych emocji spojrzała mu w oczy bez podnoszenia głowy. Stojącemu mężczyźnie! Myślała, że to możliwe tylko w przypadku krasnoludów.
- W razie co powiemy, że to przez Neytza. Tak go uderzył ten alkohol, że zarządca i tak nic nie będzie pamiętał. Wszyscy uwierzą, że poznęcał się trochę na zastępcy, który ma przed nim za dużo tajemnic.
Wzruszyła ramionami, nie obchodziło jej to wiele. I tak jutro miało ich tu już nie być.

Schnee wreszcie zrozumiał aluzję i przez chwilę niemo poruszał ustami, nie wydając żadnego dźwięku. Ale nawet całkiem szybko odblokował.
- To... to są karalne groźby! Złożę doniesienie!
- Możesz nie zdążyć. Twoja pozycja niewiele mnie obchodzi –
warknęła Dziewczyna gniewnie obcym głosem, włączając się do dyskusji i głównie siebie tym zaskakując. Oczy błyszczały jej zimno, gdy prześlizgnęła na wpół tylko przytomnym wzrokiem po sylwetce mężczyzny – Ty sam obchodzisz nas jeszcze mniej. Nie byłeś uprzejmy, a powinieneś. Zadając pytania zwykle pragnie się usłyszeć odpowiedź. Zacznij więc jeszcze raz, tym razem mówiąc. – Obdarzyła go powolnym, szerokim uśmiechem szaleńca stojącego na krawędzi przepaści, pojmując przy tym w całej pełni jakim cudownie wyzwalającym uczuciem było odpowiadanie złością na złość.
- Jak nie zaczniesz gadać, to przejdziemy od gróźb karalnych do czynów - Jost wyrwał z blatu wbity tam przez Soe sztylet. - W końcu możemy to zrobić, jesteśmy przecież przestępcami, zatrzymanymi w tym pieprzonym Pfeifendorfie przez Lauera. Więc?

Uniósł dłonie do góry, we wściekłym ale i obronnym geście.
- Dobra, dobra. Byłem tam i widziałem Lennhardta von Speiera, z kurą w ręku, udającego się w stronę przeciwną do gospodarstwa Frau Gertrudy. Zadowoleni?
Nastia rzuciła mu szybkie spojrzenie.
- Von Speier? Wlascitiel wlosci, czy może jego syn?
Soe pokręciła głową.
- Tutejszy lord? Kradnący kury? Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałeś? I niby dlaczego miałby kraść kury? Jak się okaże, że kłamiesz...
Wskazała głową trzymany przez Josta sztylet. Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Jest tylko jeden Lennhardt. I przecież nie muszę nikomu mówić, że wynosi swoją własność. Całą wioska do niego należy, czyli kury także. Mogę już iść?
- Ale jaki posiadacz ziemski wykrada kury chlopom miast ich po prostu zażadat'?
- zapytała Nastia, raczej retorycznie i z namysłem, cokolwiek oszołomiona. Von Speier zwariował, a może naprawdę to jakiś przeklęty chaosycki spisek?
- Powiedztie, a o Blauesblut slyszeli wy?
- Powiedziałem co chcieliście! A teraz sobie idę!

Zaczął przepychać się pomiędzy Jostem a Nastią.

Złodziejka miała tego dość. Podstawiła mu nogę, a gdy się potknął, pomogła przewrócić, wskakując mu na plecy i waląc po głowie swoją małą piąstką. Wyjęła drugi z ukrytych sztyletów i przystawiła mu do szyi.
- Albo zaraz powiesz wszystko, zamiast wymigiwać się ogólnikami, albo już nigdy nie opuścisz tego miejsca!
Dopiero jawny akt przemocy najwyraźniej przemówił do jego zakutego umysłu.
- Nie rób mi krzywdy! Nieee! Powiem, powiem!
Nabrał oddechu.
- To Caspara Schmidta widziałem tamtej nocy! Zapytałem go co tam robił, ale powiedział tylko, że wyszedł zaczerpnąć świeżego powietrza. To zbyt ważna osobistość, bym musiał ją dopytywać albo zatrzymywać. Nic więcej nie wiem! Mogę już iść?
 
Lady jest offline  
Stary 15-11-2010, 22:19   #106
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Śledztwo zdecydowanie nabierało tempa. Wyglądało na to, że nawet jego człeczy towarzysze przestali się boczyć i zapierać, zabierając się wreszcie porządnie do roboty. Nie miał wątpliwości, że z nowozyskaną werwą i zapałem przechytrzą tutejszych plugawców, odkrywając prawdziwe oblicze zagnieżdżonego w wiosce zła. Nie bez znaczenia było też smaczne piwko, na które pozwolił sobie w obleganej przez wywijającego wisiorkiem człeka. Złoty, dobroczynny fluid wypełnił jego trzewia, pokrzepiając strudzone łażeniem ciało i stroskaną pomyślunkiem duszę. Po zaledwie paru łykach poczuł się jak nowonarodzony, gotów wyruszyć choćby natychmiast, ku leżu samego piekielnego ogara... albo kurczaka, czy innej plugawej bestyi,

W pewnym momencie wydarzenia przyspieszyły do tego stopnia, iż nawet jego zaprawiony w dumaniu, khazadzki umysł zaczął się gubić. Szmatki, ciasta, książki, karty, trunki... Nanosili się tego wszystkiego w te i z powrotem, niczym jacyś wędrowni kramarze na wiejskim festynie, a nie zapowiadało się, by targanina miała się szybko zakończyć. Może był to dobry czas, by zastanowić się nad nabyciem furmanki albo choć skromnego wózka?

W końcu jednak wszystkie tropy skrzyżowały się i trafili w progi mistrza zbrodni. A przynajmniej takie sprawiałby pozory dla mniej pojętnych poszukiwaczy prawdy. Dla krasnoluda jasnym było, iż naczelny plugawiec, świadomy toczącego się śledztwa nie zdradziłby się niechęcią jaką do nich żywi. Biorąc pod uwagę ten fakt i nieprzyzwoite wręcz ilości jadu jakie sączyły się z ust wrednego dziada, niechybnie musiał być najbardziej niewinnym ze wszystkich mieszkańców.

Tym bardziej zdziwił się, widząc pełgający w oczach towarzyszy gniew. Zapewne naiwne człeczyny dały zwieść się płytkim pozorom. Cóż... Krasnolud wzruszył ramionami. W sumie nie miał nic przeciwko małej rozróbie. Wszak dawno już żadnej nie było. Pomyślał ino, że dobrze by było oszczędzić zbrukaną już wcześniejszym cierpieniem duszę krewniaka. Przysunął się do jego zapisków, wciskając kartoflany nos w samo centrum pokreślonych papierzysk.
- Więc gadałeś, że co tam skrobiesz? Czy to aby nie jakowyś żyrokopter? Hola! To już kiedyś widziałem! A to? Wygląda jak... czy to aby nie przypadkiem...? Goła orcza baba?! Na Wszystkich Przodków! Czemu ONA mu to robi!?
Zgodnie z przewidywaniami, zaczerwieniony jak burak i bezgranicznie poirytowany krasnolud zaczął się cofać, odganiając się od wścibskiego krewniaka. I o to chodziło. W domu za nimi jego towarzysze zamiatali człeczym ważniakiem podłogę. Że też jego zawsze omijała najlepsza zabawa...
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 15-11-2010 o 22:34.
Tadeus jest offline  
Stary 17-11-2010, 23:47   #107
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Schnee szybko miał dość, okazując się słabiutkim, delikatnym człowieczkiem, który tylko w gębie był mocny. Wyczołgał się spod Soe i zwiał. Na szczęście najwyraźniej uznał, że wrzask nie przyniesie mu sławy, toteż Degnar widział, jak knypek przemyka chyłkiem między zabudowaniami, aby w końcu zniknąć z oczu także i jemu. Ale była też tego duża zaleta. Znali już winowajcę, o ile oczywiście główny sędzia nie mylił się lub nie zmyślał, co zdając się na jego osobowość, wcale pewne nie było.
Zwyczajowym następstwem było udanie się do Lauera, w celu zdania sprawozdania z poczynionych sukcesów. Zastali go wciąż jeszcze pogrążonego w jakichś księgach rachunkowych, a on sam nie wykazał szczególnego entuzjazmu na wieści, które przekazali.
- Caspar Schmidt? Kto by pomyślał. Tyle, że przecież nie mogę powiedzieć Gertrudzie, że to Caspar ponieważ Schnee tak powiedział. Zabiłaby mnie! Musicie sprawdzić, czy główny sędzia mówił prawdę. Jeśli mówił to nie powinniście mieć problemów. Możecie powiedzieć Frau Schmidt, że to bardzo ważna sprawa dla całego Pfeifeldorfu, to śledztwo, jeśli będzie to konieczne. Macie moje pozwolenie.
Odprawił ich. Nie pozostawało nic innego, jak udać się na miejsce niedawnego samobójstwa.


Posiadłość Schmidtów nie różniła się zbytnio od innych gospodarstw w tej wiosce. Zwykła chałupa, obok malutkie poletko, na którym widać było jeszcze trochę tegorocznych warzyw, które raczej nie były przeznaczone na sprzedać - było ich zbyt mało. Caspar zajmował się czymś innym od rolnictwa, kupiectwem zdawało się, dlatego jego gospodarstwo nie pretendowało do bycia dużym.
Mając pozwolenie od Lauera, mogli zapukać do drzwi. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno, ale kobieta jeszcze nie spała, schodząc ku nim z naftową lampką i wyglądając ostrożnie i podejrzliwie zza okna.
- Kim jesteście? Dlaczego nachodzicie mnie o tej porze?
Po krótkich wyjaśnieniach pojawiła się w drzwiach, już w długiej koszuli nocnej i kapocie narzuconej na ramiona. Nie była brzydka - po prostu przeciętna kobieta w średnim wieku.
- Śledztwo? Myślałam, że już je zamknęli. No dobrze... wejdźcie, chociaż pora do tego już późna.
Wprowadziła ich do prostego pokoju, z kilkoma tylko zapalonymi świecami, dającymi mało światła, natomiast dużo cieni kryjących się w kątach i na suficie, gdzie można było dostrzec długą, poprzeczną belkę, służącą najpewniej do podtrzymywania sufitu w jakiś sposób. Była idealna do powieszenia się.

Niestety Frau Schmidt dojrzała ich spojrzenia.
- To miejsce, w którym Caspar się powiesił. Na moje życie przysięgam, że nie wiem dlaczego to zrobił.
Spojrzała na nich z oczami pełnymi łez.
- Byliście jego przyjaciółmi? Znaliście go? Dlaczego on to zrobił? Nikt nie dał mi żadnych konkretnych wyjaśnień...
Wskazała na krzesła, a sama poszła do sąsiedniego pomieszczenia, stukając garnkami. Wróciła z kubkami pełnymi parującego naparu, popularnego najwyraźniej w tym miejscu.
- To było dziwne. Mój mąż nigdy nie wykazywał szczególnego zainteresowania bogami, a teraz nagle ogarnęła go obsesja na punkcie grupy, która przybyła do naszej wioski. Chciał zostawić wszystko i ruszyć za Dzieckiem. Mówił to z taką czcią i zupełnie nie mógł zrozumieć, czemu się temu przeciwstawiałam. To było takie głupie! Ale... ale teraz podejrzewam, że właśnie to mogło go doprowadzić do tej tragicznej decyzji.
Pociągnęła nosem i milczała przez kilka chwil.
- Kilka godzin po naszej kłótni Caspar udał się do jednego z młodszych von Speierów, by przedyskutować "ważne sprawy biznesowe". Odesłał mnie, więc poszłam do Frau Fochtenberger. Kiedy wróciłam do domu on... on już nie żył, zwisając z tej belki.
Zadrżała, mocniej chwytając kubek z herbatą.
- Powiadomiłam oczywiście wszystkich, ale powiedzieli, że to oczywiste samobójstwo. Mieli jeszcze prowadzić dochodzenie, ale nikt już nie przyszedł... póki nie pojawiliście się wy. Pokazać wam dom?

Pierwszą rzeczą, którą mogli obejrzeć bliżej, była belka, na której zawisnął Caspar. Zauważyli, że wszystkie drzazgi, w miejscu, w którym była przewieszona lina, skierowane były ku górze, zamiast ku dołowi, jak w zasadzie powinno być, gdyby spowodowało je spadające w dół ciało. Czy Schmidt na pewno sam się powiesił, czy może jednak został powieszony?
W samym domu nie było nic ciekawego, nie licząc oczywiście osobistego gabinetu Caspara, do którego jego żona udostępniła im klucz. Nazywała to "norą" i tak w istocie pomieszczenie wyglądało - papiery leżały wszędzie, podobnie jak przewrócone krzesła, porozrzucane książki, stoły...
- Lauer nie sprawdzał tego pomieszczenia. Miał przysłać kogoś do posprzątania, ale jak już mówiłam, nikt się nie zjawił.
Nie było wyjścia. Jeśli chcieli wskazówek, musieli zacząć mozolne przeszukanie.

Kilka rzeczy rzuciło się w oczy. Ulotka propagandowa z Krucjaty, była jeszcze całkiem zrozumiała w świetle fascynacji Caspara mutantem, którego zwali Sigmarem Odrodzonym.
Znaleźli jednakże także list, podpisany "Wendell Orr". Jego treść także była ciekawa.
"Najdroższy Casparze
Rozmawiałem z Lennhardtem tak jak prosiłeś i otrzymałeś zgodę na trzygodzinną wizytę w bibliotece, ale tylko w celu Heraldycznych Badań. Jeśli odnajdziesz coś ciekawego, Lennhardt uzna to jako osobistą przysługę, gdy podzielisz się z nim informacjami."

Na marginesie było też wypisane jedno słowo: "Hollenbach".
Ciekawa okazała się także recepta na tonik na sen, na który spojrzała z zaciekawieniem także żona umrzyka.
- Caspar nigdy przecież nie miał problemów ze snem...
 
Sekal jest offline  
Stary 18-11-2010, 21:29   #108
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Skończyło się na pobiciu sędziego. Dokonał tego nie kto inny, a Soe. Jost był pełen podziwu dla dziewczyny, co wyraził głośnym klaskaniem w ręce.
- Brawo, brawo - zwrócił się do dziewczyny. - Wspaniała robota. Fachowe wyciąganie zeznań. Podobasz mi się, wiesz?

***

Jost miał nadzieję, że przekazanie Lauerowi miana winowajcy zakończy sprawę i będą mogli opuścić to miejsce. Nadzieja okazała się płonna. Teraz mieli udać się do domu denata, bo Caspar Shmidt był tą osobą, która powiesiła się kilka dni temu. Po co szli do domu Shmidta tego do końca nie rozumiał. Przecież nieboszczyk leżał pochowany w parku Morra, a wdowa po nim, z pewnością pogrążona w smutku, raczej im nie pomoże i nie powie „tak, drodzy państwo, mój mąż parał się podkradaniem kurczaków...”.

Zaopatrzeni w list uwierzytelniający od Lauera, nie mieli problemów z przekonaniem Frau Shmidt do wpuszczenia ich do domu. Kobieta była zdziwiona, że ktoś jeszcze interesuje się sprawą śmierci jej małżonka. Przecież uznano, że to samobójstwo i sprawę zamknięto. Po wejściu do domu, usadziła ich w salonie i poczęstowała... tym samym, czym byli pojeni u grubasa. Herbata, tfu! Jost, którego już lekko bolała głowa marzył o napiciu się kufla zimnego piwa. To z pewnością by mu pomogło. A po tym napoju tylko mu się pogorszy, ewentualnie dostanie wzdęć. Rozglądał się po pomieszczeniu. Było skromnie urządzone i skąpo oświetlone, jakby oddając nastrój mieszkającej tu kobiety. Mimowolnie jego wzrok przesunął się po podtrzymującej powałę belce. Znaczył ją świeży ślad. To musiało być miejsce, w którym Caspar dokonał żywota.

Jost niezbyt uważnie przysłuchiwał się opowieściom wdowy. Wyłapał, że Caspar znalazł się pod wpływem tego przeklętego dzieciaka i chciał ruszyć wraz z Krucjatą do stolicy, jego żona sprzeciwiała się temu. Czy to było przyczyną śmierci? A potem znów przewinęło się nazwisko właścicieli wsi, von Speierów. Schmidt robił z nimi interesy, ale to chyba normalne.

Belka, którą oglądnęli w pierwszej kolejności była po prostu belką. Kawał drewna wpuszczony w ściany i podtrzymujący konstrukcję domu. Mniej więcej na środku drewno znaczyła świeża szrama - miejsce, w którym została przerzucona lina. Wyglądało na to, że lina była przerzucona i wciągana pod obciążeniem, a więc to nie Caspar ją ciągnął. Czyżby kupiec jednak nie zabił się sam? Wyglądało na to, że ktoś chciał upozorować samobójstwo. Kto? I po co? Pytania mnożyły się z prędkością królików, a dokera coraz bardziej bolała głowa. Zapalił fajkę i zaczął przechadzać się tam i z powrotem, licząc że tytoń ukoi jego ból.

Oględziny domu, jakie zaproponowała Frau Shmidt zaprowadziły ich do gabinetu Caspara. Panował w nim niewysłowiony bałagan, więc określenie go norą, a takiej nazwy użyła kobieta, było w pełni uzasadnione. Stołki i stół były przewrócone, książki zostały wyrzucone z regałów, wszędzie leżały wysypane z szuflad kartki papieru. Pokój wyglądał jakby przeszła przez niego wichura albo ktoś tutaj czegoś szukał. Jost skłaniał się do drugiej opcji. Sami zaczęli poszukiwania czegoś co wskazywałoby na... No właśnie na co? Chyba na sprawcę zbrodni. Mordercę Caspara Shmidta.

Niepiśmienny Jost, co rusz podsuwał swoim umiejącym czytać towarzyszom, znalezione przez siebie kartki i świstki papieru, które w jego odczuciu mogły mieć jakieś znaczenie. I proszę, znalazł coś. Jedna z kartek była listem, w którym kupiec był informowany o pozwoleniu odwiedzenia biblioteki von Speier’ów. List podpisany był przez Wendella Orra. Jost podrapał się po łysej głowie. To miano z czymś mu się kojarzyło.
- Czy ten Wendell to nie jeden z tych, co nas złapali w lesie? - zastanawiał się głośno. - Ten od melancholii...
 
xeper jest offline  
Stary 20-11-2010, 00:08   #109
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Nastia pamiętała to imię – Wendell. Przedstawił im go Schade, kiedy wyszedł naprzeciw nich w lesie i nakazał się poddać. Przypominała sobie, że szlachcic mówił coś o Wendellu, ale więce o grupie Blauesblut i niesprawiedliwości polityczno-społecznej. W zasadzie nie poznali żadnych szczegółów odnośnie tego, co spotkało Wendella, ale list, który Jost znalazł i podsunął im do przeczytania, był zastanawiający. Recepta na miksturę snu sugerowała, że pochodzi z MarienburgaNiestety, Nastia nie umiała wydobyć z żony zmarłego przydatnych informacji.

Kobieta nie znała osobiście ani Orra, ani Schadego. Wiedziała o nich niewiele – obaj byli szlachcicami. Mąż zaś – kupcem, handlującym wszystkim, co można było sprzedać w mieście, do którego jeździł. Frau Schmidt niczego nie wiedziała na temat interesów męża, które mógł przeprowadzać z von Speierem, a nazwa "Hollenbach" nie wywołała u niej żadnych skojarzeń – czy było to nazwisko, czy miejscowość, pozostało zagadką.

Anastazja Osipowna starała się okazać wdowie należne współczucie, choć, prawdę mówiąc, jej tragedia niewiele szlachciankę obchodziła. Złożyła wszelako swoje kondolencje. Być może ta odrobina uprzejmości, a może fakt, że prowadzili śledztwo z polecenia Lauera sprawiły, że kobieta zgodziła się zostawić ich samych w gabinecie zmarłego męża. Mogli teraz na spokojnie omówić to, czego dotąd się dowiedzieli, i zastanowić, którym tropem podążyć dalej.

- Nawet jesli to Schmidt kurę ukradl – nie widzę ja w tym sensu, na co by mu ptaszysko bylo. Zwlaszcza że zaraz potem zginąl. I jeszcze ten material s herbem. Przecież Schmidt szlachcicem nie byl. S drugiej strony, gdyby to byl herb Schadego, Orra czy von Speiera, chyba Gephardt by go rozpoznal? Zastanawiam ja się, czego kupiec się dowiedzial i od kogo, że zaplacil za to życiem? Czego szuka Wendell? Może s nim trzeba porozmawiat' przede wszystkim... – Kislevitka odgarnęła kosmyk z twarzy, krzywiąc się lekko. Nie czuła się dobrze w tej całej sytuacji. Nie byłoby z niej śledczego, to pewne. - Chyba że wy widzitie w tej mozaice jakis rozpoznawalny obraz. – Spojrzała na towarzyszy, głównie na Angusa, wszak był uczonym. Zerknęła też jednak w stronę Soe – złodziejka udowodniła już wielokrotnie, że jest sprytna i choć młoda, ma praktyczny umysł.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]
Suarrilk jest offline  
Stary 21-11-2010, 16:58   #110
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Bolała go głowa. Wszystkie te imiona, godziny, miejsca i sytuacje tłoczyły mu się w przepełnionej łepetynie, uderzając boleśnie o strudzoną śledztwem czaszkę.
- Uhm... - wydukał, starając się przywołać ponownie zasłyszane fakty... - Czy aby nie...? - spróbował nieśmiało, ale dobra myśl momentalnie gdzieś umknęła. Podrapał się z rezygnacją po brodzisku, lustrując ponownie miejsce zbrodni. W końcu zamyślony usiadł na pobliskim krześle, dyndając w powietrzu nogami. Nie trwało to długo, bo już po chwili znów wpadł na jakiś pomysł. Ponownie obszedł dom dookoła, lustrując ku niezadowoleniu gospodyni wszystkie zakamarki i dziury. Chrząknął znacząco, odkrywając kupę nieświeżego prania. Dla próby wydobył z niej pozornie losowo wybrany element odzieży. Z niezadowoleniem stwierdził, iż nie był pokryty krwią, ani kurzym pierzem, odrzucił go więc z powrotem. Następnie przysunął stół pod miejsce zbrodni. Na nim pieczołowicie umieścił kuchenny taboret, a potem wspiął się na całą konstrukcję niczym wysokogórski zdobywca. Budowla zachwiała się złowrogo pod jego słusznym ciężarem, wytrzymała jednak, pozwalając mu umieścić ciekawski nochal niemal przy samej przetartej od liny desce. Z miną prawdziwego konesera niuchnął ze dwa razy, wciągając do płuc przesycone kurzem powietrze. Kaszlnął. Zszedł, posyłając towarzyszącemu im skrybie porozumiewawcze spojrzenie. Następnie skierował się prosto ku ogrodowi. Potuptał trochę wśród grządek, odrzucając nogą słuszny kawałek mokrej ziemi. Następnie z niemałym trudem skłonił się, umieszczając wskazujący palec między skromnymi sadzonkami warzyw.
- Aha! - krzyknął, notując zrozumiały tylko dla niego fakt w pamięci.
W końcu powrócił do salonu i spoczął na fotelu, zarzucając po ludzku nogę na nogę. Baryłkowate, przykrótkie kulasy splotły się jak dwie kiełbaski.
- Tedy wszystko jest już jasne! Martwy człek szukał w księgach herbów i sam miał jeden przy sobie. Znaczy to, że szukał pewnie właśnie tej psiny. A robił to na zlecenie tego człeczyny z lasu, co nam tak zrzędził nad uchem, bo mu się w rodzinie cosik nie ułożyło. Szlacheckiej rodzinie! Stąd zainteresowanie herbami. Najwyraźniej nasz martwy człeczyna się w końcu czegoś dowiedział, to go i smutny człeczyna pospołu z człeczyną co mu do biblioteki pozwolił pójść ukatrupił. A szukał tego całego Hollenbacha, czy jak mu tam. Znaczy, że pies to Hollenbach. Trzeba nam udać się teraz i do smutnego człeczyny i do biblioteki. Człeczynę pojmać i wypytać, a w bibliotece wywiedzieć się o Hollenbachów.
Przydługi wywód zakończył dźwięcznym, przeciągłym beknięciem.
- Wybaczcie, dawnom nie jadł.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 21-11-2010 o 17:10.
Tadeus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172