Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2010, 23:06   #92
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Charles Fisch, wsparty ramieniem Macharisziego, w szoku wyszedł z pomieszczenia, gdzie leżał rozciągnięty na ziemi trup bez głowy. Usiadł oszołomiony groteskową sceną. W jednej ręce nadal ściskał znaleziony w szafce WKP, a w drugiej medpaki. Te drugie podał Kamini, która jak myślał sobie, będzie najlepiej wiedziała jak je spożytkować. Właśnie pochylona była nad nieprzytomnym Louisem Venturrą, który omdlał po tym dziwnym jazgocie dźwięków, co jakiś czas temu wypełniły salę swoją upierdliwością co podrażniła uszy Chucka. Rozejrzał się po sali. Seamus z Jakowlewem odpalali rozbierając urządzenie i coś majstrując jakiegoś, widocznie ważnego, wukapa. Przyjrzał się temu znalezionemu w szatni i już chciał go włączyć z nadzieją, że może nie jest blokowany hasłem, gdy przestraszył się nagłym wybuchem Yurgena. Tamten krążył pod drzwiami nerwowo pokrzykując coś do wariatów po drugiej stronie, ale kiedy doskoczył do drzwi i wściekle zaczął walić w nie kułakami wyjąć:

- Ciepłe, skurwysyny! Ciepłe! Zdychajcie, pojebańcy! Przestańcie napierdalać w te drzwi! Bo wyjdę i was wszystkich pourządzam tak, jak tych co nam stanęli na drodze. Jebane cwelki!

Chuck z podskoczył na siedzeniu nagłym atakiem agresji górnika i z wrażenia wypuścił z rąk wukapna ziemię. Urządzenie stuknęło o metalową podłogę i wydarły się z niego dźwięki.


Fish podniósł go i próbował wyłączyć lub chociaż przyciszyć, ale oprogramowanie nie odpowiadało. Wukap musiał się zawiesić. Muzyka musiała podziałać jednak łagodząco na Yurgena, bo nagle przestał walić w grodzie, odwrócił się i bez słowa usiadł kryjąc twarz w dłoniach. Fish postanowił nie wyjmować baterii. Niech gra.

Chuck siedział omijając wzrokiem pomieszczenie ze zmasakrowanymi zwłokami. I choć logika podpowiadała mu, że trup został zabity na śmierć, przewrotna wyobraźnia z szeptów natrętnych obrazów plotła w głowie Fisha scenę z to wstającym z ziemi i odbijającym się od ścian tułowiem, to z odrastającą w przyśpieszonym tempie głową ochroniarza. Wydawało mu się, że w każdej chwili zobaczy blado-trupiedłonie za którymi w drzwiach pojawi się wyłaniająca reszta ciała umarlaka człapiącego na czworakach w poszukiwaniu utraconej głowy. Doktor Machariszi stanął na wysokości zadania. Fish bardzo lubił starsze małżeństwo lekarzy. Nie dlatego, że byli sympatyczni, choć byli nimi szczerze, ale Chuck lubił wszystkich staruszków. Zawsze szanował starość, choć nie jeden raz został na Ziemi przejechany na przejściu dla pieszych przez babcię lub dziadka, którzy niemal wsparci brodą na kierownicy a okularami na przedniej szybie swoich antycznych pojazdów, płynęli powolutku jakże często nie zauważając czerwonych świateł sygnalizacji. Starość była zawsze w oczach Fisha wystarczającym powodem do olbrzymiego kredytu bezinteresownej sympatii i empatii. Rozmowa z psychologiem okazała się oczyszczeniem. Kurwa, facet ma dar, myślał, czując jak niewidzialna siła bijąca od spokojnego, jak sie teraz zdawało Chuckowi staruszka, niemal emanowała z jego słów, gestów, spojrzenia. Czuł jak serce zwalnia swój galop i wypełnia się błogim pokojem. Niemal jak na mszy po Komunii, którą przyjmował w dzieciństwie. Wyciągnął z kieszeni skafandra piersiówkę i pociągnął obficie. Mieszanka z napoju energetycznego, tabletek szczęścia i alkoholu szybko łapały go w objęcia. Umysł nakręcał się w kierunku, w którym był stymulowany i teraz lina wyraźnie przeciągała się od bezgłowego trupa w stronę Dhiraja.

- Kuźwa! Panie starszy. Dobryś w te klocki...– wyszeptał Fish mrugając oczami wpatrzony w lekarza zastanawiając się czemu wcześniej unikał jak ognia kozetki psychologicznej. Pieprzone stereotypy. Zrobiło mu się tak lżej na duszy i sercu, że nie wiedział czy chciał uściskać z radości starszego mężczyznę czy położyć się, na chwilę, na ławeczce pod ścianą poczekalni pomieszczenia odpraw. – W tym co robisz, rzecz jasna. A ja myślałem, że jestem dobrym psychologiem nieszczęśliwych balowiczów, słuchając ich spowiedzi przy kieliszkach. – wypalił w pauzie lekarza plączącym się już z lekka językiem.

Katem oka zauważył jak Louis rzucił się i zatopił zęby w żonie psychologa, który nagle stał się niemal jego najlepszym przyjacielem, któremu czuł, że może powiedzieć wszystko. Tak, Fish nie miał przyjaciół na Ymir, choć był jakby przyjacielem każdego. A alkohol potęgował wylewność. Potęgował też agresję. Gallagher rzucił się na napastnika odciagając go od wyjacej z szoku i bólu kobiety. Faceci w czerni wyrżnęli o ścianę pomieszczenia.

- Chuck! - wrzasnął Seamus trzymając wierzgającego jak byk na rodeo Venturrę – Ogłuszcie go kuźwa jakoś!

Fish, w czarnym skafandrze ymirowskich mrówek, zerwał się z miejsca i nie zastanawiając się wiele zdzielił szalejącego Louisa butelką przez łeb. Szkło pękło zalewając wódką wykrzywioną twarz jąkajły. Oszołomiony uderzeniem, z kroplami alkoholu kapiącymi w nosa, obłąkany chudzielec zawarczał szczerząc zęby. Chuck wyciągnął paralizatorek i niemal przykładając lufę do czoła zarażonego furiata, z bliska wystrzelił w Louisa ładunek. Iskry zatańczyły na zmoczonej głowie chłopaka, który mrugał w drgawkach spazmatycznych wstrząsów skurczów mięśni. Padł na podłogę nieruchomy. Z porwanego kołnierza czarnego kombinezonu wysnuwała się blada mgiełka wiotkiego dymku, którym roztaczała obrzydliwy zapach spalenizny ludzkiego ciała.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline