Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2010, 02:33   #91
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Sanders zniknęła za pancerną grodzią. A wraz z nią jedyna sensowna spluwa i kody dostępów do wszystkich grodzi ochrony. W zamian zaś doszła tylko mglista perspektywa dostania się do monitoringu opanowanego przez jednego z funkcjonariuszy. Ryzykantka... Ale może i rzeczywiście najważniejszym było zwiedzieć się wpierw co i jak nim się ruszy, w którymkolwiek kierunku.

Przekazał wszystkim obecnym w biurze jak wygląda sytuacja ze stanowiskiem monitoringu i decyzją Sanders. Doktory zajmowały się w tym czasie Chuckiem, Louisem i Łysym, a Yurgen mruczał coś niewyraźnie pod nosem spoglądając gniewnie na drzwi wyjściowe z czujki. Zważywszy na to, że Peter przełączał wkp-y brakowało tylko Svena. Zajrzał do szatni i umywalni. Tam też go znalazł. Przy jednej z umywalek wpatrzonego w lustro.
- Wszystko w porządku młody? - odpowiedzi nie było, ale i wcale długo na nią nie czekał. Co tu było gadać. Z tego co mówiła doktorka Mahariszi o jego wyczynie, nie było co się dziwić dzieciakowi. – Masz chłopie ikrę.
Wyjął piersiówkę z kieszeni uniformu i postawił na umywalce obok Szczoty, klepnąwszy go po ramieniu.
- Te pigułki pewnie też tu się znajdą, ale jak dla mnie to ciężko o lepsze niż to lekarstwo.

Z umywalni chciał skierować się na powrót do Petera, który powinien coś już mieć, ale zatrzymał się w biurze. Yurgena nosiło. I to porządnie. Jakby operator naprawdę walczył z sobą by nie wstać i nie spuścić wrzeszczącym za drzwiami szaleńcom zdrowego wpierdolu. Seamusowi przez chwilę naprawdę przeszło przez myśl że te farmazony o zarażaniu się psychozą mogą być prawdziwe. Górnik jednak, choć cały czas wyglądał marnie, uspokoił się. Za to Louis się obudził. Trwało to raptem sekundę. Może dwie. Seamus zdążył wykonać tylko jeden krok gdy twarz jąkały nabrała takiej przerażającej pustki gdy wlepił wzrok w odsłoniętą szyję siedzącej obok hinduski. Potem nim ktokolwiek w ogóle zdążył zareagować, chłopak rzucił się na kobietę powalając ją z krzykiem na podłogę.

Seamus dopadł do dryblasa w jednym skoku i ucapił za sfatygowany uprzednio przez Szczotę kołnierz. Siłą zerwał go z doktor Mahariszi, lecz przez to cholerne wierzganie sam stracił równowagę i obaj grzmotnęli plecami górnika o ścianę z tyłu. Louis machał nogami i rękoma na wszystkie strony, a przy tym wył potwornie i opętańczo. Wrzeszczał pokrytymi krwią ustami „Ciepłe!!!” próbując odwrócić się i wgryźć się w nową ofiarę. Seamus mimo iż ze znacznie większymi i silniejszymi bydlakami lał się po kantynach, nie mógł zwyczajnie opanować szału w jaki wpadł jąkała. Nawet nie mógł zwolnić jednej ręki by sięgnąć po paralizator zaczepiony u pasa. Zdołał za to założyć dzieciakowi Nelsona i wrzasnąć do siedzącego najbliżej Yurgena o pomoc. Ten jednak cały czas siedział nie odrywając zaciśniętych na twarzy dłoni, jakby cholera płakał. Louis zaś wrzeszczał i z dziką siłą kopał mając ramiona i głowę całkiem na razie unieruchomione.
- Chuck! - wrzasnął do drugiego mężczyzny – Ogłuszcie go kuźwa jakoś!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 13-11-2010 o 02:37.
Marrrt jest offline  
Stary 13-11-2010, 23:06   #92
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Charles Fisch, wsparty ramieniem Macharisziego, w szoku wyszedł z pomieszczenia, gdzie leżał rozciągnięty na ziemi trup bez głowy. Usiadł oszołomiony groteskową sceną. W jednej ręce nadal ściskał znaleziony w szafce WKP, a w drugiej medpaki. Te drugie podał Kamini, która jak myślał sobie, będzie najlepiej wiedziała jak je spożytkować. Właśnie pochylona była nad nieprzytomnym Louisem Venturrą, który omdlał po tym dziwnym jazgocie dźwięków, co jakiś czas temu wypełniły salę swoją upierdliwością co podrażniła uszy Chucka. Rozejrzał się po sali. Seamus z Jakowlewem odpalali rozbierając urządzenie i coś majstrując jakiegoś, widocznie ważnego, wukapa. Przyjrzał się temu znalezionemu w szatni i już chciał go włączyć z nadzieją, że może nie jest blokowany hasłem, gdy przestraszył się nagłym wybuchem Yurgena. Tamten krążył pod drzwiami nerwowo pokrzykując coś do wariatów po drugiej stronie, ale kiedy doskoczył do drzwi i wściekle zaczął walić w nie kułakami wyjąć:

- Ciepłe, skurwysyny! Ciepłe! Zdychajcie, pojebańcy! Przestańcie napierdalać w te drzwi! Bo wyjdę i was wszystkich pourządzam tak, jak tych co nam stanęli na drodze. Jebane cwelki!

Chuck z podskoczył na siedzeniu nagłym atakiem agresji górnika i z wrażenia wypuścił z rąk wukapna ziemię. Urządzenie stuknęło o metalową podłogę i wydarły się z niego dźwięki.


Fish podniósł go i próbował wyłączyć lub chociaż przyciszyć, ale oprogramowanie nie odpowiadało. Wukap musiał się zawiesić. Muzyka musiała podziałać jednak łagodząco na Yurgena, bo nagle przestał walić w grodzie, odwrócił się i bez słowa usiadł kryjąc twarz w dłoniach. Fish postanowił nie wyjmować baterii. Niech gra.

Chuck siedział omijając wzrokiem pomieszczenie ze zmasakrowanymi zwłokami. I choć logika podpowiadała mu, że trup został zabity na śmierć, przewrotna wyobraźnia z szeptów natrętnych obrazów plotła w głowie Fisha scenę z to wstającym z ziemi i odbijającym się od ścian tułowiem, to z odrastającą w przyśpieszonym tempie głową ochroniarza. Wydawało mu się, że w każdej chwili zobaczy blado-trupiedłonie za którymi w drzwiach pojawi się wyłaniająca reszta ciała umarlaka człapiącego na czworakach w poszukiwaniu utraconej głowy. Doktor Machariszi stanął na wysokości zadania. Fish bardzo lubił starsze małżeństwo lekarzy. Nie dlatego, że byli sympatyczni, choć byli nimi szczerze, ale Chuck lubił wszystkich staruszków. Zawsze szanował starość, choć nie jeden raz został na Ziemi przejechany na przejściu dla pieszych przez babcię lub dziadka, którzy niemal wsparci brodą na kierownicy a okularami na przedniej szybie swoich antycznych pojazdów, płynęli powolutku jakże często nie zauważając czerwonych świateł sygnalizacji. Starość była zawsze w oczach Fisha wystarczającym powodem do olbrzymiego kredytu bezinteresownej sympatii i empatii. Rozmowa z psychologiem okazała się oczyszczeniem. Kurwa, facet ma dar, myślał, czując jak niewidzialna siła bijąca od spokojnego, jak sie teraz zdawało Chuckowi staruszka, niemal emanowała z jego słów, gestów, spojrzenia. Czuł jak serce zwalnia swój galop i wypełnia się błogim pokojem. Niemal jak na mszy po Komunii, którą przyjmował w dzieciństwie. Wyciągnął z kieszeni skafandra piersiówkę i pociągnął obficie. Mieszanka z napoju energetycznego, tabletek szczęścia i alkoholu szybko łapały go w objęcia. Umysł nakręcał się w kierunku, w którym był stymulowany i teraz lina wyraźnie przeciągała się od bezgłowego trupa w stronę Dhiraja.

- Kuźwa! Panie starszy. Dobryś w te klocki...– wyszeptał Fish mrugając oczami wpatrzony w lekarza zastanawiając się czemu wcześniej unikał jak ognia kozetki psychologicznej. Pieprzone stereotypy. Zrobiło mu się tak lżej na duszy i sercu, że nie wiedział czy chciał uściskać z radości starszego mężczyznę czy położyć się, na chwilę, na ławeczce pod ścianą poczekalni pomieszczenia odpraw. – W tym co robisz, rzecz jasna. A ja myślałem, że jestem dobrym psychologiem nieszczęśliwych balowiczów, słuchając ich spowiedzi przy kieliszkach. – wypalił w pauzie lekarza plączącym się już z lekka językiem.

Katem oka zauważył jak Louis rzucił się i zatopił zęby w żonie psychologa, który nagle stał się niemal jego najlepszym przyjacielem, któremu czuł, że może powiedzieć wszystko. Tak, Fish nie miał przyjaciół na Ymir, choć był jakby przyjacielem każdego. A alkohol potęgował wylewność. Potęgował też agresję. Gallagher rzucił się na napastnika odciagając go od wyjacej z szoku i bólu kobiety. Faceci w czerni wyrżnęli o ścianę pomieszczenia.

- Chuck! - wrzasnął Seamus trzymając wierzgającego jak byk na rodeo Venturrę – Ogłuszcie go kuźwa jakoś!

Fish, w czarnym skafandrze ymirowskich mrówek, zerwał się z miejsca i nie zastanawiając się wiele zdzielił szalejącego Louisa butelką przez łeb. Szkło pękło zalewając wódką wykrzywioną twarz jąkajły. Oszołomiony uderzeniem, z kroplami alkoholu kapiącymi w nosa, obłąkany chudzielec zawarczał szczerząc zęby. Chuck wyciągnął paralizatorek i niemal przykładając lufę do czoła zarażonego furiata, z bliska wystrzelił w Louisa ładunek. Iskry zatańczyły na zmoczonej głowie chłopaka, który mrugał w drgawkach spazmatycznych wstrząsów skurczów mięśni. Padł na podłogę nieruchomy. Z porwanego kołnierza czarnego kombinezonu wysnuwała się blada mgiełka wiotkiego dymku, którym roztaczała obrzydliwy zapach spalenizny ludzkiego ciała.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 16-11-2010, 14:22   #93
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Dhiraj starał się skupić uwagę na Chucku, tak jak i jego uwagę na sobie, niestety okoliczności nie były sprzyjające. Z jednej strony, zwłoki które ożyły i które zaledwie przed momentem zostały... ostatecznie zabite, w sposób nad wyraz brutalny i niemiły dla oka, a z drugiej Vinnmark, ogromny górnik tracący powoli kontrolę nad sobą. Nie należy zapominać, że jeszcze kilkanaście minut temu uciekali przed grupą agresywnych osób, które z niewiadomych przyczyn zmieniły się w krwiożercze istoty. Teraz siedzieli w pomieszczeniu, z którego było tylko jedno wyjście, póki co opanowane przez napastników. Ciężko było znaleźć pozytywy, które pomogłyby ustabilizować emocje barmana, ciężko były pomóc oswoić się mu w kilka minut z tym, co niedawno przeszedł. Ciężko było również doktorowi zachować spokój. Była to sytuacja zupełnie nieprzewidywalna i niecodzienna, zupełnie co innego niż czyjaś depresja, klaustrofobia czy mania prześladowcza. Bezpośrednie zagrożenie życia jest nieporównywalne z jakimikolwiek zaburzeniami.

Mimo swego zdenerwowania i męczącej go niewiedzy dotyczącej zaistniałej w bazie sytuacji, starał się zachować choćby pozory spokoju. Pozwalała mu w tym rozmowa z Charlesem. Praca odprężała go, o ile nie było jej za dużo. Lubił pomagać innym, czuł do tego powołanie, teraz więc rozmowa pomagała nie tylko jego pacjentowi, ale i jemu samemu. Mógł odciąć się od obecnych wydarzeń i zająć się tylko siedzącym naprzeciw niego mężczyzną. Nie mógł jednak odciąć się całkowicie, co jakiś czas zerkał kątem oka na Kamini próbującą ustabilizować stan nieprzytomnego Louisa.

Barman powoli dochodził do siebie, chociaż w równym stopniu zawdzięczał to doktorowi, jak i mieszance, którą popijał z płaskiej buteleczki. Może pomagała również muzyka, która leciała leżącego obok WKP?
Na pochlebstwa Chucka hindus uśmiechnął się.
- Bo jesteś dobrym psychologiem. Umiesz wysłuchać kogoś, gdy tego potrzebuje, umiesz zdystansować się do jego słów i rzucić krótki, ale pokrzepiający komentarz. A od psychiatry takiego jak ja różnisz się tym, że ja mam uprawnienia do przepisywania leków, Ty zaś serwujesz swoim klientom przeróżne napoje, które pomagają im się wygadać i chwilowo polepszają nastrój. Często dzięki osobom takim jak Ty ludzie mają odwagę zwrócić się do osób takich, jak ja. Widzisz, to wszystko jest...

Doktorowi przerwał cichy, zduszony niemalże w zarodku krzyk jego żony. Szybko odwrócił się i zauważył, jak Louis, przed chwilą jeszcze nieprzytomny, przygniótł Kamini swoim ciałem i, na jego oczach, ugryzł ją w ucho.
-NIEEE!
Oni wiedzą? Co mają wiedzieć? Że ugryziony staje się ciepłolubny? Tylko Ci dwoje wiedzą. Który dwoje? Ci w tym pomieszczeniu. To czemu nie powiedzą innym? Nie wiem. A może będą się pieprzyć? No, może. On wygląda na ogiera. No, może. A ona... No, może. Aha... I oni wszyscy zginą? Oni wszyscy? No tak, oni wszyscy zginą? Nie. Nie? Nie teraz. Nie? Raczej nie. A kiedy? Pewnie pod koniec. Dlaczego tak sądzisz? A mają jakieś szanse? Jakieś mają. A ludzie który mają tylko jakieś szanse zazwyczaj te szanse zaprzepaszczają. Dużo wiesz o ludziach. No. Są zabawni. A według mnie tylko bywają zabawni. No, może. A teraz cicho, oglądaj dalej. Zaraz powinno się zacząć. Ale co zaraz powinno się zacząć? Rzeź. Myślisz, że zacznie się rzeź? No, może...
Na szczęście Seamus i Charles wykazali się większą przytomnością umysłu i refleksem, jeden z nich zdołał szybko oderwać i unieruchomić oszalałego Venturrę, drugi najpierw roztrzaskał mu na głowie butelkę, a potem bezlitośnie potraktował paralizatorem, pozbawiając go tchu. Zanim ciało napastnika upadło na posadzkę, Dhiraj siedział już przy żonie, oglądając ranę. Nie wyglądało to przyjemnie, ucho było częściowo, a dokładniej, w większości, oderwane od głowy, z rozerwanej nasady sączyła się krew. Adrenalina buzująca w żyłach doktora pozwoliła mu opanować drżenie rąk i, przy pomocy medpaka, zabezpieczyć i zalepić syntskórą ranę.

- Kochanie, spójrz na mnie, wszystko będzie dobrze, już daję Ci morfinę, tylko się nie wierć.
Tak mocny środek przeciwbólowy miał nie tyle łagodzić ból fizyczny, ale przede wszystkim otępić na jakiś czas roztrzęsioną kobietę.
Jedną rękę podłożył jej pod głowę, odchylając ją lekko do tyłu i ułatwiając tym samym oddychanie, drugą zaś ścisnął jej dłoń. Powstrzymał łzy napływające mu do oczu, uśmiechał się tylko pokrzepiająco do niej i szeptał, niczym mantrę: "Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze..."
Obawiał się, że jednak nie będzie.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 17-11-2010, 17:52   #94
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Słuchaj kolego... - do Petera podszedł górnik i pokazał trzymany w ręku WKP– Należał do jednej z pierwszych ofiar tego koszmaru... Jest uszkodzony, ale... nie wiem. Dałoby się go jakoś odczytać na tych kompiutrach?
Jakowlew spojrzał krzywo na górnika. Nie lubił takiego prostackiego bratania się. Nie robił jednak awantury, jedynie obdarzył Semusa spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Okoliczności były aż nazbyt wyjątkowe i nie potrzebne były dodatkowe tarcia między nimi.
Pokiwał tylko głową i bez słowa wziął WKP od górnika.
Usiadł na fotelu przed konsolą i wyjął zestaw narzędzi, które zabrał ze swojego pokoju. Sprawnie odkręcił obudowę uszkodzonego WKP-a i zajął się demontowaniem płyty pamięci. Ręce pewnie operowały narzędziami, jednak w głowie Petera myśli kłębiły się w szaleńczych oplotach.
- Jeżeli on prowadził jakiś pamiętnik, to mamy szansę dowiedzieć się co zaszło - gdybał w myślach.
Jakowlew spojrzał z smutkiem na popękaną płytkę i zaczął bardzo ostrożnie odkręcać inne podzespoły do niej przymocowane. Skupił się na demontowaniu sprzętu pierwszej ofiary, ale cały czas słuchał uważnie rozmowy jaką prowadziła Sanders z zamkniętym po drugiej stronie drzwi gościem. Wyglądało na to, że się znają.
- To dobry znak - pomyślał Jakowlew - Powinno udać się go przekonać.
Okazało się jednak, że gość zwany "Golasem" jest bardzo ostrożny i zapobiegliwy. Wiedział, że ymirska gorączka przenosi się poprzez ukąszenie przez już zarażonego.
Tą bardzo cenną informację Jakowlew zakodował sobie i wiedział, że może ona uratować im wszystkim życie.
Gdy uporał się już z elementami trzymającymi płytkę pamięci, zaczął ją ostrożnie wyjmować. Wiedział, że jeden fałszywy ruch i nadłamana konstrukcja, zniszczy się całkowicie. Położył płytkę na blacie i zajął się swoim WKP. Odkręcenie sprawnego urządzenia zajęło mu znacznie mniej czasu. Gdy wszystko było gotowe chwycił podniszczoną płytkę w szczypce i zaczął mocować ją w swoim WKP-ie. Przykręcił tylko dwie śrubki, by nie nadwyrężać i tak już ledwie trzymającej się płytki.
Uruchomił urządzenie i zaczął przeglądać pliki.
Zaczął od szukania pamiętnika lub jakiegoś dziennika. Wiele osób w bazie czy to z samotności, czy chęci zapisania swoich przeżyć i myśli dla psychiatry prowadziło tak owe notatniki. Właściciel jednak nie prowadził nic takiego. Jedyne co znalazł Jakowlew to mapy całej bazy z naniesionymi notatkami o miejscach wydobycia i kłopotach związanych z pracą w tym miejscu.
W katalogu 3D znajdowały się zettabajty filmów, które tytuły mówiły same za siebie. "Zemsta nagich amazonek", "Penetrator", "Wielka orgia na planecie Fellatio"
Peter ze znużeniem przesuwał wzrok po kolumnach tytułów. Miał szczęście. Wśród zalewu taniej pornografii znalazł film, którego tytuł nijak nie pasował do reszty pozycji.
"145-445-004-00"
Jakowlew uruchomił film w chwili, gdy w sąsiednim pomieszczeniu wybuchła awantura. To co zobaczył zbyt go zainteresowało, by chcieć podjąć próbę interwencji.
Na ekranie WKP-a pojawił się bardzo zniekształcony i zanieczyszczony obraz. Trzaski i wariujące piksele nie pozwalały na dokładne przyjrzenie się temu co działo się na filmie.
Na ekranie przez długi czas widać było zniekształconą twarz mężczyzny, prawdopodobnie właściciela. Z nim ledwie widoczne przemykały postacie w kombinezonach używanych do wyjść na zewnątrz. Po chwili obraz zniknął zupełnie i Jakowlew ujrzał tylko burzę pikseli.
Z obawą przewinął film, sądząc, że uszkodzenia pamięci zniszczyły go całkowicie, poza tymi paroma sekundami z początku.
Nagle pośród szumów i trzasków dało się usłyszeć odgłos pracy silnika. Po chwili jakieś postacie, strasznie zamazane i ledwie widoczne, wysiadały z korporacyjnego łazika. Obraz z kamery zaczyna skakać, słychać w tle jakieś niewyraźne rozmowy. Jedynie pojedyncze słowa można rozróżnić i zrozumieć. A potem...
Jakowlew aż zamarł... To co ujrzał na ekranie było najpiękniejszy lodowym tworem jaki kiedykolwiek widział w życiu. Lodowe miasto wprost wykute w zmrożonej skale. Kunszt i piękno tego dzieła olśniewał i obezwładniał wszystkie zmysły. Peter nie mógł oderwać wzroku od strzelistych wieżyc i misternych łuków jakie zdobiły lodowe miasto.
Niestety obraz cudownego lodowego miasta, zniknął równie szybko co się pojawił.
Jakowlew na te kilka chwil zapomniał o otaczającym go świecie, o ludziach którzy razem z nim zostali zamknięci w czujce ochrony, o zarażonych pracownikach korporacji opętanych krwiożerczą żądzą. Wszystko przestało mieć znaczenie wobec piękna i cudowności tego lodowego tworu.
Jakowlew zastanawiał się czy jest to naturalna konstrukcja, czy też dzieło jakiegoś świadomego gatunku. Według jego wiedzy na Ymirze nie było żadnego życia.
- A może to kolejna tajemnica kierownictwa? Tak jak ta cholerna ymirka gorączka? - zastanawiał się.
Następne kardy filmu z WKP-a przedstawiały jakieś postacie dźwigające ogromnych rozmiarów kryształ jarzący się niesamowitym blaskiem, który wydobywał się z jego wnętrza.
Film kończył się rozmową zakłócaną trzaskami. Jakowlew zrozumiał z niej bardzo niewiele. Ludzi którzy odnaleźli miasto i kryształ spodziewali się dostać od dyrekcji nagrodę. Najwyraźniej jednak pokłócili się co do podziału nagrody, gdyż na koniec dało się słyszeć stek przekleństw, a potem serię wystrzałów z broni automatycznej.
Jakowlew zamarł wpatrywał się w ciemny ekran. Nie zszokowało go zakończenie filmu, tylko nie mógł pozbyć się spod powiek obrazu lodowego miasta.
Z zamyślenia wyrwał go głos Seamusa:
- Chuck! - wrzasnął górnik– Ogłuszcie go kuźwa jakoś!
Jakowlew odłożył WKP i wszedł do sąsiedniego pomieszczenia. Zobaczył leżącego na ziemi Louisa oraz stojącego nad nim Seamusa. Obok stał Chuck ściskający w dłoni paralizator. W pomieszczeniu czuć było nieprzyjemny zapach spalenizny.
- Golas miał rację! - krzyczał w myślach - To się przenosi przez ugryzienie! Cholera jasna!
Peter cofnął się lekko przestraszony tym co sobie właśnie uświadomił. Gdy jeszcze spojrzał na państwa Mahariszi i zobaczył raną panią doktor, krzyknął w stronę Seamusa:
- Kolego - użył z ironią słowa, którym wcześniej określił go górnik - Możesz pozwolić na chwilkę?
Jakowlew chciał w spokoju porozmawiać z górnikiem, pokazać mu film i omówić sprawę pogryzionych. Gdy tylko górnik wszedł do pomieszczenia Jakowlew zamknął drzwi.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 17-11-2010, 19:02   #95
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Wydostanie się z klaustrofobicznej wentylacji wcale nie ucieszyło Seleny. Tam czuła się trochę bezpieczniej. Z wysokości mogła obserwować to co działo się na dole i w razie czego mieć nadzieję że nie zostanie zauważona. Tu byli na otwartej przestrzeni korytarza. Cisza wokół, przytłaczająca szarość i mlecznobiały blask lamp nastrajał depresyjnie. Poruszali się powoli, ostrożnie nasłuchując dźwięków. Towarzyszyło im buczenie urządzeń, szum wiatru w wentylacji. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znaleźli na co dzień nawet nie zwróciliby uwagi na większość z tych dźwięków, które towarzyszyły im w powszednim życiu.

Byli już całkiem niedaleko wybranej przez nich windy kiedy usłyszeli przerażający krzyk. Mrożący wręcz krew w żyłach. Ktoś zaczął biec w ich stronę. Wiedzeni instynktem przetrwania wskoczyli jednocześnie w ciemny korytarz po prawej stronie. Okazał się on ślepym zaułkiem na końcu którego znajdowała się szafka ratunkowa – skrzynka z gaśnicą, , dwa koce, strażacka siekiera, łopata i wiadro z piaskiem oraz średniej wielkości pakiet medyczny. Schowani w ciemnościach korytarza obserwowali jak koło nich przebiegł przerażony górnik. Wbiegł w korytarz po przeciwnej stronie i zniknął za metalową grodzią. Chwile później z korytarza wyłoniło się coś.

Potężna, przypominającą goryla bestia z czterema łapami i bladobiałą skórą.
Poczwara była większa od człowiek. Ruszyła w stronę drzwi za którymi zniknął górnik. Selena zakryła usta rękami żeby nie krzyknąć z przerażenia. Ray stał koło niej. Była przekonana że górnikowi się udało, a stwór wyczuje ich obecność i zwróci się w ich stronę. To co zobaczyła było równie przerażające jak wizja zwęszenia przez bestię. Stwór zaczął wbijać długie szpony w stal i kilkoma potwornymi ciosami sforsował metalowe drzwi śluzy. Ruszył za górnikiem.

Przez chwile stali jak sparaliżowani. Czekali nasłuchując czy nie wraca, albo czy z korytarza nie nadchodzi coś podobnego.
Korytarz był pusty. Towarzyszyły im jedynie dźwięki nadal pracujących maszyn.

Ray podszedł do skrzynki. Zdjął karabin i wręczył go Selenie, a sam chwycił siekierę strażacką. Przez chwile ważył ją w rękach. Blask jego oczu który towarzyszył tej czynności wystraszył Selenę. Była w nich śmierć.

Założyła karabin na plecy i wzięła medpak. Ray szedł pierwszy. Kierowali się w stronę windy starając się zachować ciszę. Na szczęście po drodze nie natknęli się ani na żądnych krwi ludzi, ani na dziwne stwory z piekła rodem.

Dotarli do windy. Typowa rozsuwana winda pasażerska jakich mnóstwo na stacji. Często znajdowały się na liście pracy obojga. Panel kontrolny informował, że kabina znajduje się na poziomie C. Nie reagowała. Selena zaczęła grzebać przy panelu sterowania. Okazało się że windę zablokowano zdalnie. Z doświadczenia wiedzieli ze takie blokady można obejść, ale potrzeba na to sporo czasu. A tego akurat nie mieli. Stars wyciągnęła śrubokręt i wsadziła go w szparę w drzwiach windy. Ray szybko załapał co chciała zrobić. Wspólnymi siłami otworzyli drzwi. Wsadzili siekierkę strażacką pomiędzy skrzydła, blokując je. Weszli do szybu windy. Ray wyciągnął siekierkę i drzwi się zamknęły. Jedyna droga jaka im pozostała wiodła w górę po drabince technicznej jakieś 300 metrów w górę. Szyb windy oświetlony był lampami awaryjnymi. Selena poprawiła karabin na plecach i przerzuciła pasek od medpaka. Zaczęła się wspinać.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline  
Stary 18-11-2010, 11:38   #96
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Golas wyglądał paskudnie. Ostatnie godziny odcisnęły na nim swoje piętno. Umazany krwią, zmęczony i w brudnej odzieży przypatrywał jej się z czujnością właściwą dzikiemu zwierzęciu, kiedy mierzył do niej z Anakondy.
Widziała na liczniku, że kolega ma jeszcze kilka naboi.
Nicole weszła powoli, trzymając ręce przy ciele. Nie chciała go prowokować i pozwoliła dokładnie się obejrzeć.

Golas odpuścił dopiero wtedy.
- Siadaj Sanders – powiedział spokojnie. – Cieszę się, że cię widzę i że jesteś jeszcze ... normalna.
- Dzięki, że mnie wpuściłeś.
Odetchnęła. Wcale nie była taka pewna czy jej kolega nie postradał zmysłów.

Usiedli razem przy pulpicie. Nicole zerknęła okiem na rzędy monitorów, ale oprócz pustych korytarzy i sporadycznie widzianych odmienionych pracowników Vitell nie było nic ciekawego. Golas zasypał ją od razu sensacjami.



- Ktoś blokuje łączność w bazie – powiedział Golas odkładając broń na pulpit koło siebie. – Tak samo łącza KOSMO i sieć. Ktoś z poziomu B - Golas westchnął ciężko pocierając zmęczoną dłonią czoło.
- Te sukinsyny musiały wiedzieć co się tu dzieje – rzuciła Nicole – stąd te wszystkie umocnienia w ochronie. Ale jak widać niewiele to dało…
- Mówisz o tych zombie? To pewnie robota zarządu. Założę się, że przeprowadzali jakieś eksperymenty.
- O czym ty mówisz? – popatrzyła zdziwiona
- No wiesz. Mieliby świetne warunki do przetestowania na przykład broni biologicznej w niskich temperaturach – ręka Golasa drżała lekko kiedy przełączał guziki – Jak inaczej wytłumaczysz tą przemianę ludzi w dzikie bestie i to, że po ugryzieniu człowiek zmienia się w takiego samego pieprzonego zombiacza? – głos Schmidta pełen był gniewu
- Nie wiem Golas, nigdy w życiu nie spotkałam się z czymś takim. – Nicole wolała nie prowokować wielkoluda i tak był wystarczająco zdenerwowany - A skąd wiesz o tym przenoszeniu się przez ugryzienie?
- Nie widziałaś żadnego z tych filmów? Zawsze tak jest. Ugryzie cię taki i zmieniasz się w żywego trupa.
- Masz na myśli horrory o zombie? - Nicole odetchnęła trochę i uśmiechnęła się. Była pewna, że Golas podpiera swoją teorię jakimiś dowodami, ale horrory?
- Nie śmiej się do cholery – Golas poczuł się urażony – Patrz
Przełączył kamery na pomieszczenia, w których przebywała reszta ocaleńców. Część z nich kręciła się nerwowo po pomieszczeniach, część skupiła się nad pracą nad WKP Kellera. Patrzyła na ich przerażenie i zastanawiała się czy w ogóle uda im się powrócić na Ziemię…

Golas wskazał ich palcem.
- Są straceni – wymruczał niewyraźnie. – Wszyscy są straceni! - dodał głośniej.
Chciała coś powiedzieć, lecz Golas położył palce na ustach.
Znów postukał w urządzenia sterownicze.
- Udało mi się odpalić BAT-a – wyjaśnił z pewną dumą. – Teraz steruję nim do bramy. Chcę sprawdzić, jak wygląda reszta korytarzy. Chcesz przejąć nad nim kontrolę?
I ponownie zanim zdołała odpowiedzieć wskazał ekran, na którym widziałaś swoich kompanów.
- Zaczyna się – powiedział ponuro wskazując ci coś palcem.

Na obrazie Louis Venturra rzucał się właśnie na panią Mahariszi.
Scena była przerażająca, nawet pominąwszy fakt, że fonia była nieczynna.

- Cholera jasna – Nicole zerwała się z miejsca – Golas otwieraj, trzeba im pomóc.
- Mowy nie ma – Golas położył rękę ponownie na broni.
- Nie wygłupiaj się, przecież mamy ich chronić – Nicole spoglądała to na ekran to na kolegę
- Odsuń się od pulpitu, już i tak po nich, a ja nie będę ryzykował swojego tyłka dla jakichś…
- No kogo? Dokończ. – Nicole była wściekła. Czy naprawdę był takim tchórzem?
Patrzyła jak Gallagher i Chuck obezwładniają Venturrę i jak pani Mahariszi otrzymuje pierwszą pomoc.
Obróciła głowę w kierunku Schmidta
- Ci dwaj mają większe jaja niż ty kiedykolwiek będziesz – powiedziała prawie warcząc
- Nie sprowokujesz mnie, nie otworzę drzwi choćby nie wiem co.
- I co? Będziesz tu siedział aż zgnijesz? Nie masz pewności, tak samo jak ja jak to cholerstwo się przenosi. Ani nie masz tutaj zapasów żywności czy wody, a jak zostaniesz sam, to kto ci pomoże w razie czego?
- Poczekaj… - widać było – że Golas intensywnie myśli. Potem ponownie się odezwał
- Daj mi trochę czasu, a udowodnię ci. Ta kobieta została ugryziona. Powinna więc wkrótce mieć objawy
- A wtedy co? Resztę też tak zostawisz? – Nicole nie ustępowała
- A czego ty chcesz?? Może mam iść i nastawić się jeszcze Sanders, co? Ja chcę żyć, rozumiesz?
Nicole wiedziała, że i tak niczego nie zyska naciskami.
- Dobra, daję ci 3 godziny, w porządku? – odpowiedziała – A teraz pokaż mi tego nietoperza.

Schmidt skinął głową i przełączył sterowanie do WKP Nicole.
Dzięki kamerom drony miała podgląd z dwóch kamer. Widok jaki się ukazał nie był zaskoczeniem.
Korytarze. Oświetlone czerwonym blaskiem alarmu. Tu i ówdzie pojawiał się jakiś pojedynczy górnik.


Przemieszczała BATA kolejnymi korytarzami. Na poziomie C nie było wielu ludzi w stosunku do normalnej obsady, jaka powinna na nim być.
Nagle drona natrafiła na paskudną scenę - dwóch górników wyjada wnętrzności jakiemuś personelowi pomocniczemu.
Nicole szybko wycofała nietoperza. Nie chciała patrzeć na kolejne sceny mordu.

Wtedy łączność z BATEM została przerwana.
- Co jest do cholery? – powiedziała Sanders – Jakiś gnojek wyłączył nam dronę
Golas spojrzał na nią znacząco.
- Takie uprawnienia i możliwości mają tylko ochrona z B i Zarząd
Nicole otworzyła oczy ze zdumienia.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 18-11-2010 o 11:52.
Felidae jest offline  
Stary 18-11-2010, 23:36   #97
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

Sven „Szczota” Lindgren

Szczota przesiedział całą awanturę w kabinie toalety, zagubiony w myślach i przestraszony. Dopiero tutaj, kiedy nikt nie widział, z oczu chłopaka popłynęły niechciane łzy. Zaszklonym wzrokiem wpatrywał się w swoje buty, oblepione tym, co zostało z głowy rozdeptanego ochroniarza w pokoju rekreacyjnym. Brudne, brązowo-czerwone plamy na ciemnej skórze wyraźnie świadczyły o tym, że to makabryczne zdarzenie miało miejsce naprawdę. Że nie było jedynie wytworem wybujałej wyobraźni chłopaka.

Otrzeźwiło go walenie w drzwi.

- Cieeepłe – usłyszał Szczota nieco rozbawiony głos Łysego. – To ja. Łysy, Druh twój Szczota, przyszedł żem na tru tru rilli twoją juchę wychłeptać. Otwieraj, pokemonie obejsrany, bo pewnie albo gruchę walisz, albo chlejesz siwuchę beze mnie, a za to drugie po zębiszczach oberwać możesz. No chodź szybko! Fish i Seamus rozwalili tego jąkałę! Mówię ci. Baśkę mu usmażyli! Horror szoł!


Dhiraj Mahariszi

Po ataku Louisa Venturry na panią Mahariszi w Czujce zapanowała nerwowa atmosfera.

Chłopak leżał pod ścianą, bezwładny i byś może martwy. Alkohol z rozbitej butelki zapalił się pod wpływem wyładowań elektrycznych. Dym ze spalonej skóry dostał się do czujników i Biuro, w którym doszło do incydentu, zostało poddane procedurze przeciwpożarowej. Najpierw włączyły się specjalne zraszacze pod sufitem wystrzeliwując z siebie mgiełkę specjalnej substancji, która błyskawicznie ugasiła płomyczki, a potem włączyły się specjalne nawiewy i hałasując straszliwie oczyściły powietrze z substancji smolistych.
Efektem tego był fakt, że kombinezony osób przebywających w tym czasie w C-08 lśniły od wilgoci, a w uszach szumiało im jeszcze od hałasu nawiewów.

Psycholog zajął się ranną żoną, nie zważając na włączone spryskiwacza, a potem nawiew, nie zdołały przerwć jego pracy. Wprawnie ustawił medpaka, zaaplikował małżonce środek znieczulający, nałożył odpowiednią warstwę syntskóry. Wszystko w milczeniu. Spoglądając ukochanej kobiecie w oczy.

Kamini szybko wyszła z szoku po napaści. Zamknęła oczy, wzięła kilka głębokich, wyćwiczonych jogą oddechów, a kiedy podniosła powieki w jej oczach mąż dostrzegł jedynie spokój połączony z wolą działania.

- Potrzebuję testu medycznego – powiedziała cicho, tak że jedynie małżonek mógł słyszeć jej słowa. – Muszę dostać się na poziom B. Do mojego ambulatorium. Tam mam wszystkie urządzenia i odczynniki, które pozwolą mi przebadać swoją krew. Jesli coś w niej siedzi, mogę znaleźć lekarstwo!

Spojrzała na męża spokojna i opanowana.

- To może mieć podłoże wirusowe – mówiła szeptem. - Może przenosić się przez ugryzienie – ślinę, krew, płyny ustrojowe. Coś jak ziemska wścieklizna. A jeśli jest wirusem, może reagować na znane przeciwirusy lub nanotechnologię. To moja szansa, kochanie. Jeśli Veturra zainfekował mnie, co jest możliwe, sprzęt z laboratorium może być moją jedyną szansą.

Wstała, nieco chwiejnie, i podeszła do ciała Louisa. Z pewnym lękiem pochyliła się nad chłopakiem wyjmując strzykawkę. Przyłożyła mały pistolecik do odsłoniętej szyi leżącego i po chwili pojemnik wypełnił się jego krwią.

Doktor wróciła na swoje miejsce. Opróżniła strzykawkę i opisała pojemnik z krwią Louisa Venturry. Potem tą samą procedurę powtórzyła z samą sobą.

Vinnmark przyglądał się jej dziwnie.

- Chciałabym pobrać również pana krew – poprosiła spokojnym głosem. – Pana i reszty z nas.

- Ni chuja! – górnik pokręcił głową i zrobił groźną minę. – Nie dam ci się pokłóć! Ni chuja! Potem poderwał się z miejsca i walnął pięścią w drzwi wyjściowe, do których nadal dobijali się szaleńcy.

- Zamknijcie pyski, kurwa! Powiedziałem! Bo do was wyjdę!

Jako psycholog Mahariszi wiedział, że Vinnmark znajduje się na krawędzi. Albo rzuci się na nich albo ... otworzy drzwi do Czujki i ruszy na korytarz, by bić się z łomoczącymi o drzwi szaleńcami. Żadne z tych rozwiązań nie wchodziło w rachubę. Jeśli chcieli przeżyć.


Charles „Chuck” Fish


Kiedy Louis Venturra upadł, a jego głowa zapłonęła, niczym żywa pochodnia Chuck poczuł nagły skurcz żołądka, który spowodował, ze musiał usiąść.

Siedział tak przez chwilę, nie zważając ani na spryskującą go substancję gaszącą, ani na hałas czyniony przez dmuchawy oczyszczające powietrze w Biurze.

Po prostu siedział i spoglądał na leżącego jąkałę. Niegroźnego do tej pory gamonia, który chciał przed chwilą pożreć doktor Mahariszi. Który, w kilka sekund ze spanikowanego dzieciaka, stał się maniakalnym szaleńcem. To było tak przytłaczające, że aż Chucka zemdliło.

Czy jego też to czekało? Ze spokojnego barmana stanie się krwiożerczym potworem.

Dlaczego?!

Nie miał jednak czasu do namysłu. Z odrętwienia wyrwało go zachowanie doktor Kamini, która podeszła z ociąganiem do leżącego Louisa i pobrała mu krew z szyi. Potem wzięła próbkę od siebie. Kiedy jednak zaproponowała podobny zabieg Vinnmarkowi, ten znów zaczął zachowywać się agresywnie.

Fish z niepokojem skonstatował, że znajdują się w „Biurze” jedynie we czworo – on, państwo Mahariszi i Vinnmark. Łysy wyszedł przed chwilą do sanitariatu, gdzie spory czas temu poszedł też Szczota. Peter i Seamus zamknęli jakąś chwilę temu w pomieszczeniu obok tego, w którym „zabili” wstającego trupa. A Nicole zniknęła w pokoju monitoringu, gdzie schronił się jej znajomy i od tej pory nie dała znaku życia, co też zaczynało martwić barmana.

Co więcej, Vinnmark nie zachowywał się racjonalnie, i Chuck zaczynał mieć poważne obawy co do tego, że górnik wcieli w życie swoją groźbę kierowaną do maniaków na zewnątrz. Jego agresja domagała się ujścia. I albo skieruje ją na ludzi znajdujących się z nim w jednym pomieszczeniu, albo ...

Otworzy drzwi na korytarz by walczyć z „zarażonymi”. A to oznaczało jedno. Ze zamknięte pomieszczenie przestanie być zamknięte ....

Na szczęście, nim Vinnmark podjął decyzję - w wyjściu z sali odpraw pojawili się Jakowlew i Gallagher. Nie musiał sam podejmować decyzji.



Peter Jakowlew i Seamus Gallagher


Peter Jakowlew postanowił rozmówić się z Seamusem Gallagherem i podzielić ze swoimi obawami. Do tego celu wybrał pustą salę odpraw. Kiedy tylko urzędnik i górnik znaleźli się w środku ten pierwszy zamknął drzwi.
Potem, z poważna miną, Jakowlew podzielił się z górnikiem swoimi obawami dotyczącymi infekcji.

Potężny brygadzista milczał przez chwilę, po czym spojrzał na urzędnika.

- To nie o to chodzi, że tym ludziom zwyczajnie odwaliło? - Seamus musiał przyznać, że dopiero w relacji Jakowlewa teoria, że ugryzieni dołączają do innych „ciepłych”, zaczynała nabierać sensu. Paranoja zamkniętego w monitoringu funkcjonariusza jakoś przysłoniła logiczność takiego rozwiązania. A i niewątpliwe braki w tworzącej kulturę XX i XXI wieku kinematografii, również wpłynęły na brak wyobraźni – O w pizdu... - Obejrzał się na zamkniętych w biurze współocalałych – Yurgena też pogryźli. A teraz oberwało się doktor Mahariszi.

Górnik spojrzał na Jakowlewa widząc w jego oczach tę samą konieczność podjęcia beznadziejnie trudnej decyzji jaką sam też czuł.

- Nie no kuźwa... – warknął gniewnie zaciskając pięści - To lekarz przecież... i kobieta. Nie możemy jej zostawić z innymi zarażonymi. Mąż zdezynfekował jej tę ranę alkoholem. Może to wystarczy? Dajmy chociaż temu szansę...

-Myślisz, że to wystarczy – Jakowlew był, jak zawsze konkretny.

- Nie mam zielonego pojęcia. Na większość chorób działa chyba... Gorzej z Yurgenem

Jakowlew był nader sceptyczny co do takiego rozwiązania.

- Tu chodzi o nasze życie – argumentował - Musimy ich odizolować. Jeżeli nic się nie stanie... to dobrze. A jeżeli zaczną wariować, będziemy bezpieczni. To trudna sprawa, tym bardziej, że doktor pewnie nie zostawi żony i będzie chciał być z nią. To trochę komplikuje sprawę. W obecnej sytuacji nie widzę wyjścia.

- Dajmy jej szansę Peter. I poinformujmy ją. To doktorka. Może na coś wpadnie. Poza tym będziemy obserwować. Uważnie. Odizolujmy tylko Yurgena w szatni...

- Może i masz rację - Peter przetarł dłonią zmęczoną twarz - Może za bardzo panikuję... Wszystko jednak wskazuje na to, że Golas ma rację. Ta.. ta... - szukał odpowiedniej nazwy - epidemia, chyba właśnie tak się rozprzestrzenia. Poza tym myślę, że o ile panią doktor da się namówić na współpracę to z Yurgenem nie będzie tak łatwo. Znasz go? Pracowałeś z nim?

- Nie... On jest z samego dołu. Szyby wydobywcze. Znać o tyle o ile... Słuchaj. Prześlijmy Mahariszim Chuckowi i Svenowi na wkp-y co i jak. Wtedy Yurgen nie będzie podejrzliwy...

- Dobry pomysł - przytaknął Jakowlew - A propo WKP-u Zobacz co na nim było.

Logistyk włączył uprzędzenie i pozwolił górnikowi obejrzeć krótki film nagrany przez Kellera.

- Wygląda na to, że dyrekcja bardzo dużo przed nami ukrywa – powiedział, kiedy brygadzista zakończył oglądanie - Co o tym wszystkim myślisz?

- Film był krótki – mruknął górnik - Pourywany, zaśnieżony i w większości niejasny i niezrozumiały. Ale cholernie wymowny jeśli chodzi o to, że ktoś konkretny jest winien tego co się dzieje... i ktoś będzie wiedział coś więcej...

- Biedny stary skurwiel – dodał po namyśle patrząc na nadal mrugający napis pomiędzy datą, a numerem seryjnym. Cornelius Keller - Zaczął kombinować i się doigrał... Ale gdzie do cholery mógł zobaczyć coś takiego??? - zastanowił się przez chwilę - Te ustrojstwa rejestrują lokalizację? W sensie... da się sprawdzić gdzie to się wydarzyło? A zresztą... To później. Pomyślmy co z Vinmarkiem. Jeśli on wpadnie w taki szał jak Louis to będzie krucho...

- Filmem zajmiemy się późnej - zaproponował Jakowlew - Teraz najważniejsze to przeżyć. Jeżeli teoria Golasa się sprawdzi, to będziemy mieli nie lada kłopot i w krótkim czasie pozagryzamy się na wzajem. Wyślijmy do wszystkich wiadomość z krótkim opisem tego co przypuszczamy. O tym, że zaraza przenosi się prawdopodobnie przez ugryzienie i konieczna jest izolacja, by to sprawdzić. Poprosimy panią Maharishi by przeszła do sali odpraw. A potem trzeba będzie jakoś unieszkodliwić Yurgena. Pytanie tylko jak? Trzeba coś wymyślić, by nie zrobić mu zbytnie krzywdy. Czy twój jeden cios z kark obezwładni go?

- Nie wiem - nie było powodu, ale Seamus parsknął smutno śmiechem - Lać się po mordach to jedno, a ogłuszać to co innego. Mogę spróbować... ale wolałbym tego uniknąć. Jakimś podstępem go tu zwabić i zamknąć. Zwołać wszystkich na naradę tutaj, a potem go zwyczajnie zostawić? Mamy pałki ochrony - pokazał znalezisko z szatni - A te cacka powinny w sumie wystarczyć by go spacyfikować.

- To chyba najrozsądniejsze wyjście – Jakowlew przyznał rację górnikowi - Mam nadzieję, że się uda. Wyślijmy w takim razie wiadomość do reszty o tym co planujemy.

- W porządku. Tylko dopisz może, żeby Chuck też wziął pałkę z szatni...

O dziwo, WKPy działały. Najwyraźniej albo przywrócono łączność, albo... Czujka nie była odcięta.

Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie szukając jeden w oczach drugiego potrzebną siłę i ruszyli do wyjścia. Jak się okazało w samą porę.

W „Biurze” podenerwowany Vinnmark stał gotów do zrobienia czegoś naprawdę paskudnego.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 19-11-2010 o 00:01.
Armiel jest offline  
Stary 18-11-2010, 23:39   #98
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację


Nicole Sanders


Rozmowa z „Golasem” nie kleiła się. Twój kolega był przestraszony i przez to racjonalna komunikacja z nim była mocno utrudniona. Zresztą ty sama bałaś się jak diabli.

Tego, co widziałaś na ekranach, tego, co pokazywał zwiadowczy BAT.

- Kurwa – zaklął „Golas” kiedy straciliście łączność z urządzeniem. – Mówiłem ci, Niki, ze jakiś kutafon z Beciaków lub z Zarządu stoi za tym wszystkim.

Jakby na potwierdzenie jego słów ekrany kamer gasły jeden po drugim. Najwyraźniej nad nimi też ktoś przejął kontrolę.

- Kurwa! – „Golas” poderwał się z miejsca chwytając broń.

Nim zdążył się opanować jeden z ekranów rozpadł się w ferii iskier rozwalony krótką serią z pistoletu. Strzały były oczywiście cichsze niż syk sprężonego powietrza.

- Kurwa – zaklął „Golas” ponownie spoglądając na wyświetlacz wskazujący żałosne „04”. – Wybacz, Niki. Nerwy mi puściły.

Opadł ciężko na fotel.

- Nie możemy tutaj za długo zostać. Sama widziałaś, że w „Gnieździe” na B-tce mają system umożliwiający im otwieranie zamków w każdym pomieszczeniu. Przy nas otworzyli kwaterę Polaczka, no nie? Co za problem by odpowiedzialne za to kutasy, otworzyły też „Czujkę” i pozwoliły by te zjeby nas pożarły? Hę!?

Zawiesił pytanie w powietrzu patrząc na ciebie ciężkim wzrokiem spanikowanego zwierzęcia. Jego strach był zaraźliwy. Gdzieś w dołku zaczynałaś czuć mdlący ucisk..

- Ale wiem co możemy zrobić – powiedział po sekundzie z dzikim błyskiem w oku. – Spróbujemy uprzedzić ich atak. Przedostaniemy się na poziom B i znajdziemy sposób, by dorwać tych w „Gnieździe”. A potem przejmiemy kontrolę nad bazą. Zdejmiemy blokadę sieci i wezwiemy pomoc z innych baz.

Jego plan był szalony, ale wykonalny. Poza jedną rzeczą.

- A jak masz zamiar dostać się na poziom B? Jak chcesz przejść przez tych maniaków na korytarzach? – zapytałaś rozsądnie.

Uśmiechnął się w odpowiedzi, jak uczniak złapany na psocie.

- Kapsułka – powiedział krótko.

Wiedziałaś o co mu chodzi.

Tylko wy – ochrona – wiedzieliście o małej windzie ukrytej w sali odpraw za panelem ściennym. Była to mała, dwuosobowa winda prowadząca niestety jedynie na poziom D, do komory, w której czekały stroje umożliwiające poruszanie się po tych wymrożonych korytarzach. Z poziomu D spokojnie można było dostać się na pozostałe poziomy. Jedną z dróg była na przykład możliwość skorzystania z podobnej „Kapsułki” prowadzącej na poziom B, której szyb znajdował się naprawdę blisko waszej windy.

Zaletą „Kapsułki” – jak nazywaliście tą windę – było to, że posiadała własne zasilanie, na wypadek awarii odcinającej dopływ prądu i była uniezależniona od centralnego sterowania komputerowego, a więc potencjalnie, poza zasięgiem ukrytego wroga.

Wadą – była ograniczona do sześciu ilość skafandrów przygotowanych w sali „dekompresyjnej”. A bez tego skafandra, w tym, co ludzie mieli na sobie, w korytarzach na poziomie D, nie wytrzymaliby dłużej niż pół godziny.

- Zabarykadujmy „Czujkę” i to pomieszczenie – namawiał „Golas”. – Olej resztę. Mogą wśród nich być ugryzieni! Załatwmy to razem! Ty i ja! Co ty na to, Nicki?




Selena Stars i Ray Blackadder


Udało się!

Uciekaliście z poziomu A. Z dala od piekła, jakie działo się na dolnych poziomach. Czterorękich bestii, oszalałych górników i czego tam jeszcze.

Teraz pozostała wam juz jedynie wspinaczka po wąskiej, metalowej drabince technicznej biegnącej w górę, obok grubej wiązki kabli. Trzysta metrów wspinaczki, której początek znajduje się przed wami.



W poziomie, taki dystans byłby niezauważalny. W przypadku drabiny to juz jest coś. Zastosowana drabina ma szczeble w odległości 0,3m od siebie. Daje to 10 szczebli na 3 metry. Zatem – prosta arytmetyka – aby dostać się na poziom B musicie wspiąć się po ponad 1000 szczeblach. Mając za sobą ciemny szyb, po którym porusza się winda.

Ponad tysiąc szczebli!

Jednak nie macie innego wyjścia. Trzeba zacisnąć zęby i wspinać się. Wspinać się do potwornego ból mięsni. Wspinać, nie zważając na rosnące uczucie strachu. Na coraz bardziej słabnące ciało. Tym bardziej, że projektant drabiny w szybie technicznym nie zważał na tak przyziemne kwestie, jak wygoda użytkowania. O nie! Nie zrobił bowiem nawet jednego podestu na odpoczynek, rampy czy nawet barierki ochronnej. Nie przewidział również jednego. Silnych powiewów wiatru i oblodzenia szczebelków.
Zatem początkowo całkiem znośne tempo spadło drastycznie do góra czterech – pięciu szczebli na minutę. Każdy krok musi być rozważnie przemyślany. I wiąże się z przełamaniem niemocy własnego ciała.

Szyb windy jawi się wam, jako miejsce będące królestwem samym w sobie. Jakby poza wami i drabiną niczego więcej na świecie nie było. Tylko wy, drabina i rozświetlona słabym blaskiem rozrzuconych w nieregularnych odstępach lamp.



W końcu jednak, po upływie wieczności, docieracie do poziomu B.

Winda – co stwierdzacie z ulgą – zablokowana jest właśnie na tej wysokości. Chociaż oczywiście drabina prowadzi dalej w górę. Ku poziomowi C (jakieś sto metrów nad wami) i D (jakieś trzysta metrów nad wami). Mieszkając w tej podziemnej puszcze zwanej Ymirem A nawet nie zdawaliście sobie sprawy z tego, jak głęboko pod powierzchnia planety znajdują się pomieszczenia przez was zamieszkiwane. To była dość bolesna lekcja. Lecz przeszliście ją całą. Chociaż wasze mięśnie zdają się płonąć żywym ogniem, płuca domagają się tlenu, a zapasy drogocennego powietrza w oxygenach – małych podczepianych wytwornikach tlenu – spadły do poziomu czerwonego, co oznacza, że są zwyczajnie na wyczerpaniu.

Przez dłuższą chwilę jesteście w stanie leżeć na metalowej rampie obok windy. Pierwszej od początku wspinaczki z poziomu A. Dopiero potem możecie zacząć działać.

Znajdujecie się na poziomie B kompleksu. Obok was lśni błękitnym poblaskiem ściana kabiny, najwyraźniej unieruchomionej na tym poziomie. Rampa, na której leżycie, obiega windę wokoło. Macie kilka możliwości dalszej ewakuacji.

Możecie dostać się do windy wspinając na kabinę i korzystając z wyjścia technicznego na jej dachu.

Możecie również skorzystać z małych drzwi technicznych prowadzących wprost na poziom B, do dobrze wam znanej hali B-120 – przedsionka strefy ogólnodostępnej poziomu B. Są to zwykłe drzwi otwierane za pomocą standardowego zamka magnetycznego i ich sforsowanie nie powinno stanowić dla was żadnego kłopotu.

Możecie oczywiście kontynuować swoją wspinaczkę, aż do poziomu C. Jednak ten ostatni wybór niesie z sobą pewne ryzyko. Mimo, że dystans do przejścia jest zdecydowanie mniejszy, to nadal czujecie zmęczenie ciała i łatwiej będzie o popełnienie błędu. A upadek na dach kabiny mógł zakończyć się tylko w jeden sposób.

Cokolwiek zdecydujecie, wasz los jest w waszych rękach.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 23-11-2010, 18:23   #99
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Z zawiechy wybił mnie dopiero mes przesłany od Szejmesa i Plastusia. Krótki txt wprawił mnie w niemałą konsternacyję. Moim nowym druhom najwyraźniej zdawało się, że rozkminili co się dzieje, bo zlepili jakąś teorię o zarażaniu przez ugryzienie.

Że niby jak u Żywych Trupów.

Chwilę myślałem co odpisać, a końcu poprzestałem na krótkim:

"Toście, kurwa, wymyślili..."

Niby stare gity, a bezumne jak rebionoki...

Z drugiej strony, skoro nikt nie wie co tam się właściwie wyprawia, to lepsza taka rozkmina, niż żadna. Pisali jeszcze coś o Vinmarku, coś że mu grzeje na beret i że w ogóle niehalo. Niezbyt skumałem do czego zmierza ich lotna myśl, na razie skupiłem się na czyszczeniu butów z trupiego mózgu.

Nagle coś zaczęło się dobijać do drzwi.

- Ciepłeeee! - zawył po zombiaczemu najwyraźniej ozdrowiały Łysy, po czym zaczął się dobijać do mojej świątyni dumania. Musi go poskładali i trochę wytrzeźwiał, bo pierwsze o czym zaczął nawijać to kolejna flaszka.

- Ciepłe to ty miałeś w rajtach jak ci ryło obijali - zarechotałem otwierając sracz. W jednej ruce dzierżyłem flaszkę od Szejmesa, w drugiej szczotkę ze sracza, którą od jakiegoś czasu próbowałem doprowadzić trepy do porządku. Pierwsze co zrobił Łysy to oczywiście przyssał się do alko. Zabrałem mu po drugim gulu i po zwyczajowej wymianie grzeczności pod adresem swoich matek obaj ruszylimy apiać na dyżurkę. Widok usmażonego Emo był wysoce niepiękny, ale w porównaniu z rozbuconym ryjem gestapowca, to właściwie pikuś. Smatriłem na ścierwo Ventury, któremu nie dalej jak kwadrans wcześniej ratowałem arsz. Nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać.

- Te, Łysy, pa! Zabili Kennego! Dranie! - postawiłem na to pierwsze. Ryknęlimy śmiechem jak dwa esy. Bo w sumie co innego nam zostało. Wtedy zauważyłem co robi Vinmark - Ej Yurgen, znaczy się prze pana Vinmarka, poluzuj trochę zwieracz, bo się trzęsiączki nabawisz! Czas by trochę ryj nachlać i pomyśleć co dalej.

Prolowi najwyraźniej faktycznie odpierdalało. Zagadałem lekko i po przyjacielsku, ale spiąłem się do zrobienia uniku, na wypadek gdyby mi odwinął. Nie to, że Szczota jakiś strachliwy, ale Yuri łapsko ma ciężkie jak cholerny niedźwiedź. Z dwojga złego wolałem, żeby mi piąchnął, niż otwierał na oścież drzwi do naszej zacisznej sztazi-budy i wpuszczał tu to stado pojebów.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 24-11-2010 o 00:42. Powód: literówka
Gryf jest offline  
Stary 24-11-2010, 17:37   #100
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Chwilowo sytuacja została opanowana. Louis został spacyfikowany, i to na dobre, Kamini nie odniosła poważniejszych obrażeń i powoli dochodziła do siebie. Fakt, system przeciwpożarowy narobił nieco zamieszania, jednak nic poza tym.
Już po kilku minutach pani doktor otworzyła oczy, a jej mąż zobaczył w nich coś wyjątkowego. Tak wyglądała, gdy analizowała konsekwencje zlecenia ryzykownej operacji, czy podania eksperymentalnego leku pomimo braku aprobaty kolegów po fachu. Myślała nad tym, lecz tak naprawdę już wiedziała, jak postąpi. Tak było i tym razem.

Jego żona również podejrzewała podłoże wirusowe oraz zauważyła podobieństwa do wścieklizny. Oboje wiedzieli, że to może być dla niej wyrok śmierci, ale i szansa na wytworzenie skutecznej surowicy i przetrwanie. Mimo iż to Kamini była zagrożona, ona lepiej znosiła tę świadomość, może dlatego, że teraz już miała tylko jedno wyjście, a zdawała sobie sprawę z tego, że rozpacz w niczym nie pomoże. Doktor również starał się przyjąć tę wiadomość jak najspokojniej, z ledwością powstrzymał łzy. Przytulił tylko małżonkę do ciebie i ucałował.
W tym romantycznym momencie (czy jest coś bardziej romantycznego niż przejaw miłości i oddania w tak beznadziejnej sytuacji?) oboje dostali wiadomości na WKP. Adresatem był Peter, który siedział z Seamusem w sąsiednim pokoju. Potwierdzali domysły Mahariszich, co ani trochę nie polepszyło im nastrojów, chociaż niewątpliwie utwierdziło ich w słuszności obranego celu: dostania się do laboratorium badawczego na poziomie B.
Wiadomość ostrzegała też przed Vinnmarkiem, który również może być zarażony. Jego wzrastająca agresja robiła z niego jeszcze groźniejszą osobę, nawet nie zmieniając się w drapieżcę mógł w przypływie złości otworzyć drzwi prowadzące na korytarz. Nie trzeba chyba mówić, co by się wtedy stało...

Kamini pobrała próbki krwi zarówno sobie, jak i martwemu Louisowi, gdy jednak zwróciła się z prośbą do barczystego górnika, ten nerwowo odmówił i ponownie zaczął wrzeszczeć na żelazne drzwi, czy też na stado wściekłych krwiopijców znajdujących się po drugiej stronie.

Spojrzał znacząco na małżonkę, nakazując jej nie prowokować niebezpiecznego mężczyzny, gdy jeden z dwóch młodzieńców, którzy przed chwilą wyszli z szatni i niedojrzale nabijali się z usmażonego Ventury, zaproponował Vinnmarkowi alkohol. Górnik chyba jeszcze trawił informacje, idąc w stronę Szczoty zerkał co rusz na trzymaną przez Hinduskę strzykawkę, co doktor postanowił wykorzystać.

- Proszę się nie obawiać, nikt nie będzie musiał oddawać krwi, jeśli nie chce- zwrócił się do wszystkich, chociaż na Yurgenie skupił się najbardziej. Zauważył, że do sali weszło dwóch mężczyzn, którzy jeszcze przed chwilą wysłali im ostrzegawcze wiadomości.- Poza tym, myślę że ten młody człowiek ma trochę racji, musimy się wyciszyć i pomyśleć, co robić dalej, a te odgłosy- wskazał na drzwi- skutecznie nas rozpraszają. Nie ma więc sensu marnować sił i nerwów na tych tam- ostatnie słowa skierował już patrząc dobrodusznie na górnika, niczym dziadek próbujący wytłumaczyć wnuczkowi, dlaczego trzeba postąpić tak, a nie inaczej.

Mężczyzna jeszcze przez chwilę mierzył wzrokiem starego doktora po czym, bez słowa ruszył w stronę łazienek, nie zwracając uwagi na pozostałych. Wydawało się że słowa psychiatry podziałały na niego nader uspokajająco, co było aż podejrzane. Dhiraj nie zwrócił na to jednak większej uwagi. Zamiast tego zwrócił się jeszcze raz do wszystkich zgromadzonych.

- Proszę państwa, niestety teoria o wirusie jest wielce prawdopodobna, prosiłbym więc żebyście dali sobie pobrać krew, próbki pomogą Kamini pracować nad antidotum. Tyle że, żeby to zrobić, będziemy musieli dostać się na poziom B, do laboratoriów. Ma ktoś może jakieś pomysły?- spojrzał wyczekująco po zebranych i dopiero teraz uświadomił sobie, że brakuje jednej osoby. Wiedział od Seamusa, że Nicole weszła do pomieszczenia monitoringu, jednak nic więcej.
- Przepraszam, panna Sanders ciągle jest w tamtym pomieszczeniu?

Nie czekając na odpowiedź sięgnął po swojego WKP i wysłał wiadomość na komunikator pracownika ochrony. Skoro logistyk połączył się z nimi, to i on powinien móc skontaktować się z Nicole.

Panno Sanders, sprawy się komplikują, musimy porozmawiać. Proszę wyjść. Czekamy.


Taką oto krótką wiadomość wysłał do młodej kobiety. Oczekując na odpowiedź, dał sobie pobrać krew. Gdy Kamini pobierała próbki od reszty grupy, on siedział i rozmyślał, zerkając co jakiś czas na WKP.

Wirus. Czy coś mogło się tu przedostać z zewnątrz? Transporty z Ziemi wypadałoby uznać za bezpieczne, ale może jednak ktoś czegoś nie dopilnował? Jeśli tak, jaki to wirus? Nie pasuje do żadnego ze znanych ludzkości, czy więc to możliwe, żeby ewoluował? W tych warunkach, gdzie niektóre minerały zastępowane są syntetykami, gdzie nie ma otwartych przestrzeni, a warunki życia ludzi są ściśle kontrolowane i monitorowane przez odpowiednich ludzi wspieranych odpowiednim sprzętem? Czy to możliwe, żeby atmosfera Ymira była tak niegościnna i niebezpieczna, że nawet wielokrotnie filtrowane powietrze nie jest wystarczająco czyste i po dwóch i pół roku wdychania tych resztek nastaje punkt kulminacyjny i w mózgach mieszkańców placówki zachodzą drastyczne zmiany? To tylko spekulacje, a żadna z nich nie jest nawet w części wiarygodna, co nie znaczy, że nierealna... Zakładając, że to wirus, nie rozprzestrzenia się w powietrzu, gdyby było inaczej, wszyscy byliby już oszalali, jak Louis. Bo od niego zaczęła się ta epidemia w ich gronie. Od Louisa. Tyle że on już po wyjściu z bloku C-120 zachowywał się dziwnie, mamrotał pod nosem niezrozumiałe frazy, tak jak pacjent Kamini odeskortowany na poziom B. Możliwe więc, że na poziomie B pracują już nad szczepionką i surowicą. Ale... Zaraz... W jaki sposób Ventura zaraził się wirusem, skoro nie został ugryziony? Jeśli to dziwne mamrotanie ma związek z chorobą, to został zarażony wcześniej, możliwe że nawet zanim poszedł spać. Czyżby miało to coś wspólnego z nagłym i drastycznym wzrostem przejawów agresji wśród personelu? Oczywiście, że ma. Ale jeśli założymy, że przenosi się to przez wymianę płynów, to jak został zarażony Louis?

Nagłe olśnienie, jeśli tak można nazwać wymyślenie teorii spiskowej o korporacji, która wywołuje zarazę wśród pracowników swojej odizolowanej od reszty świata placówki, zmusiło Dhiraja do działania. Ukląkł przy ciele martwego chłopaka i zaczął rozpinać jego skafander. Liczył, że znajdzie jakieś ślady ukłucia, zadrapania lub nawet ugryzienia sprzed dnia czy dwóch. Niestety, Coś zmusiło go do zmiany planów. A właściwie, nie coś tylko ktoś, a był to sam Louis, który otworzył oczy. Prawdopodobnie nie był zadowolony z faktu, że rozbiera go mężczyzna, jednak biorąc pod uwagę iż jeszcze przed chwilą nie żył, nie powinien był tak żywiołowo reagować. Bo w wypadku trupa, otwieranie oczu to bardzo żywiołowa reakcja.
Hindus odskoczył do tyłu, nim tamten zdołał go chwycić, przewracając się na posadzkę. Pospiesznie odczołgał się do tyłu, niemalże pod samą ścianę, czując jak serce ponownie galopuje jak szalone.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 24-11-2010 o 19:03.
Baczy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172