Dom Gephardta stanowił cieszącą oko odmianę w mozaice Pfeifeldorfu, złożonej z błota i przeciętnych, zamazanych bazgrołami budowli. Takoż i zachowanie gospodarza wobec gości przyjemnie Anastazję Osipowną zaskoczyło. Wreszcie ktoś, z kim można było w miarę normalnie pogawędzić. Wprawdzie aparycję herr Johannes miał odstręczającą, lecz Kislevitka była gotowa ją ścierpieć w podzięce za okazany szacunek. Nie dla jego urody tu przyszli, lecz ze względu na uczoność. A w każdym razie księgi.
Uśmiechnęła się lekko, z zaskoczeniem, słysząc komplement pod adresem swojej ojczyzny.
-
Bylistie w Kislevie? – zagadnęła z ciekawością, gdy Gephardt zaprosił ich wreszcie do środka i rozsiedli się w salonie.
-
Nie, nigdy nie wybrałem się tak daleko, przykro mi. Ale słyszałem, że to piękny kraj. Równiny, na których można podziwiać gwiazdy...
Kobieta skwapliwie pokiwała głową.
-
Nigdzie niebo nie jest tak piękne, jak ponad Kislevem. – Nutka melancholii zabrzmiała w jej głosie.
-
Doprawdy, niesamowite konstelacje gwiazd tam można zobaczyć... Widziałem je w księgach.
W tym momencie do rozmowy dołączył się Angus, podchwytując temat. Udało mu się dowiedzieć, czym zajmował się Gephardt w młodości i skąd to jego zamiłowanie do lektury.
Służący przyniósł herbatę. Nastia ujęła spodeczek i dopiero posłodziwszy aromatyczny wywar (poczęstowano ich cukrem trzcinowym), z ogromną przyjemnością upiła łyk. Och, cudownie było poczuć znów ten smak, zwłaszcza po cienkim piwie i kielichach wina, którymi musieli dotąd się raczyć. Dzięki Michaiłowi Piotrowiczowi, a także marienburskim złodziejaszkom, nie stać jej było na uzupełnienie zapasu herbaty, który przykazała Fieofanowi strzec jak oka w głowie, dlatego rzadko pozwalała sobie na rozkoszowanie się tym napojem. Gdyby tak jeszcze mieć konfiturę wiśniową do tego... W Jarsku rósł piękny, wiekowy sad wiśniowy...
Powróciła od wspomnień do rzeczywistości. Angus gawędził już z gospodarzem, podpytując zręcznie o jego księgozbiór. Nastia wtrąciła się do konwersacji.
-
To, s czym my przybywamy, to niewielka prosba. Potrzeba nam przyslugi s waszej strony. Slyszeli my o milosci waszej do knig wszelakich. – Pozwoliła McTeirnanowi wyłuszczyć sprawę. Mężczyzna potrafił przekonać grubego bibliofila o konieczności przeprowadzenia badań. Zdołał zrobić to tak gładko, że Gephardta nie zdziwiło, iż tak nieprawdopodobna zbieranina ludzi przyszła prosić go o pożyczenie książki. Herr Johannes wysłuchał ich, składając w zamyśleniu grube palce w piramidkę, po czym zamyślił się. Najwyraźniej bardzo niechętnie rozstawał się z poszczególnymi tomami swej kolekcji.
-
Mógłbym spełnić waszą prośbę, jednakże musiałbym otrzymać gwarancję, że zwrócicie mi księgę. Jakiś zastaw, równy jej wartości. – Przyjrzał się szlachciance. -
Na przykład pani wisior.
Machinalnie zacisnęła palce na srebrnym niedźwiedziu, wahając się. Myśl o tym, że miałaby rozstać się z medalionem, napawała ją przestrachem. Straciła już przecież sygnet! Czy święty symbol też miałaby tak głupio zaprzepaścić? Z drugiej strony, starzec wyglądał na uczciwego człowieka, choć mocno ceniącego swój księgozbiór. Poza tym w ostateczności odzyskanie wisiora siłą nie powinno być problemem – był gruby i wydawał się banalnym przeciwnikiem. Acz wolałaby nie uciekać się do przemocy, i tak byli w nieciekawej sytuacji.
Herr Johannes musiał ją zapewnić, że odzyska swój bezcenny naszyjnik, gdy tylko zwróci księgę właścicielowi. Nawet wtedy rozstała się z medalionem bardzo niechętnie. Dopiero w tym momencie uczony przyniósł im właściwy wolumin. Nie dopuścił ich do biblioteki – znajdowała się w osobnym pomieszczeniu, mogli tylko z daleka ujrzeć, że zajmuje kilka regałów. Imponujące, jak na taką marną mieścinę...
***
To była ta prosta część zadania. Anastazja Osipowna zastanawiała się chwilę, ile jeszcze takich drobnych przysług będą musieli wypełnić, nim wreszcie rozwiążą sprawę przeklętej kury i opuszczą pogrążony w błocie Pfeifeldorf. Fieofan próbował czyścić buty Nastii, nim opuścili karczmę i udali się do Gephardta, ale nie na wiele się to zdało. Wrócili pod Gwizdek i sługa musiał powtórzyć swoje zabiegi. Jost przysiadł się do zarządcy Neytza, Nastia zaś zwróciła się do reszty towarzyszy:
-
Skoro i tak musimy czekat', czy Jost cos wyciągnie s niego, czy nie, to równie dobrze mogliby my zjesc cos wreszcie.
Chyba nie tylko jej burczało w żołądku po całym dniu kręcenia się w kółko.
***
Walter Schnee stanowił kolejny okaz ciepłej, pfeifeldorfskiej gościnności. Opryskliwy, skrzywiony w grymasie zniecierpliwienia, oburzony. Brakowało mu zdecydowanie ogłady Gephardta. Nastia z obrzydzeniem wygięła wargi, gdy z ust niewysokiego sędziego wyprysnęły kropelki śliny.
Ostentacyjnie otarła kubrak i odezwała się, nie zważając na słowa Josta.
-
My nie jakies slugi ani nie waszy podwladni, by na nas nakakiwat'. Kazali sledzstwo prieprowadit', to i prowadzim. – Gdy się gniewała, kilslevicki akcent stawał się wyraźniejszy. Panowała nad głosem, ale jej brązowe oczy błyszczały. Bezwiednie poszukała oparcia dla dłoni przy lewym biodrze, ale przecież szpada spoczywała u Lauera.
-
Jesli wy nie matie niczewo wspólnego s sprawą, niet probliem. No skoro nie chcetie nam na kilka pytan odpowiediet', może próbujetie co skrywat'?