Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2010, 20:19   #120
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik ledwo trzymał się na nogach... na szczęście nie z upicia - jak Malcolm, ale ze zwykłego zmęczenia i nerwów nadszarpniętych zachowaniem panicza i Zygfryda. nerwów związanych z porannymi targami mundurowymi, wyciąganiem więźniów ze straży a co najgorsze... jedną wielka nieobecnością posłańców.

- Czy wrócił już ktokolwiek z osób jakie wysłałem?
- zapytał strażnika mając nadzieję, że zwyczajnie przeoczył powrót posłańców.
- Nie panie majordomusie - odpowiedział strażnik, wpędzając haflinga w jeszcze większa ponurość.
Nie wrócił żaden z posłańców - co oznaczało, że albo zginęli albo nie zdołali znaleźć adresatów, o ile Kressa, Pierra, czy Młokosa można rzeczywiście było szukać niczym igły w stogu siana... o tyle posłańcy do strażnicy winni już pokonać tą drogę czterokrotnie.
W głowie Tupika kołatała się już tylko jedna myśl, jedno podejrzenia, jedyna racjonalna odpowiedź "ZDRADA"
Co gorsza Malcolm , który mógł mu przekazać władztwo nad strażnikami spał spity w trupa, częściowo ku uldze Tupika, bo z wypitym paniczem miał jeszcze mniejszą ochotę na rozmowę niż z trzeźwym.
Tupik już sam nie wiedział kto gorszy - miejscowi strażnicy czy ci którzy przybyli. Gdyby był pewny choć jednych lub drugich mógłby przeprowadzić jakieś konkretne rozwiązania... a tak nadeszła noc - ni wiedział czy nie ostatnia dla dworu D'Arvill, dworu który bez panicza nie mógł już dalej istnieć, mógł co najwyżej zmienić właściciela, ale nie byłby wówczas to ten sam dwór.

Większość straży Richelieu umiejscowiona była w dużym pokoju do którego pośpiesznie zniesiono prycze z pokojów nieobecnych na zamku strazników. Tupik nie chciał by jedni spali obok drugich - to stwarzało zdrajcom okazję do wymordowania posłusznych rodowi żołnierzy. Nocny atak... był jednak zbyt niebezpieczny aby Tupik mógł się zadowolić samym rozdzieleniem wojska. Co prawda Malcolm miał zamknięte solidnie drzwi i czwórkę losowo dobranych strażników przed drzwiami, ale wiedział, że dla zdrajców, żadna to osłona. Na szczęście dla pijanego szczyla przysięgę traktował poważnie i nie zamierzał na tym spocząć, a nie ufając już nikomu postanowił zaufać samemu sobie.

Wiedział, że kilku punktów nie obroni - brama, warownia, pokój lorda, własny pokój... zbyt wiele punktów do obstawienia a halfling rozdwoić się nie był w stanie. Otto który mógłby mu pomóc zginął, ale list niepokoił go bardziej - sugerował, że przeciwnicy byli bardzo pewni siebie, co mogło oznaczać , że i wśród żołnierzy Malcolma mogli kryć się zdrajcy... "No tak przecież sam bym poukrywał szpiegów - można wśród służących, to i tym bardziej wśród strażników dobieranych - jak leciało z ochotników zgłaszających się z miasta... z miasta w którym rządził mistrz Cecile, miasta które nie przysłało wsparcia do zamku.
Tupik miał realne obawy o jednych i drugich a na Zygfryda... nie miał specjalnie co liczyć, choć postanowił spróbować, w końcu ten miał dość czelności by majordomusowi proponować otrucie gości to i on mógł go przynajmniej ostrzec.

- Panie Zygfrydzie - zagaił idącego korytarzem, zapewne do swych komnat rycerza - na zamku prawdopodobnie dojdzie dziś w nocy do zamachu. Nie wiem na ile udało mi się powstrzymać spiskującego, dowiemy się tego w nocy - jeśli zaatakuje lub rankiem jeśli chwyci przynętę. Co gorsza do tej pory nie przybyły posiłki z miasta... obawiam się o zdradę - nawet naszych miejscowych strażników, a przybysze... wcale nie muszą być tymi za kogo się podają. Przybyli tu w bardzo dziwnym czasie, nietypowo nie szykując jakiejkolwiek zapowiedzi - co jest co najmniej naganne w stosunkach między rodami, aby nie wspomnieć jak kłopotliwe do przyjęcia owych gości. Rycerz którego masz zamiar wyzwać, może być zabijaką w zbroi i z pierścieniem na reku ściągniętym z trupa prawdziwego Richelieu. Nie ma sensu teraz dociekać i narażać się na ośmieszenie mojej teorii, ale jeśli mam rację, do ranka to co ma się wydarzyć, wydarzy się. Wówczas pewnie pojedynku toczyć nie będzie trzeba, jeśli są zdrajcami - wraz z przekupioną załoga zamku spróbują przejąć fortyfikację, jeśli faktycznie są z obcego rodu, pójdą na pierwszy ogień, gdyż zamkowy zdrajca jest, czy raczej był całkiem pewny siebie.
Miałem o tym powiedzieć Malcolmowi, ale ten schlał się w trupa i choć żyje, to żadnego pożytku tej nocy z niego nie będzie.

No ale do rzeczy. Sam się nie rozdwoję, trzeba pilnować i bram zamku przed zdradzieckim otwarciem i komnat Malcolma i przybyszy. Frank pozostawił Ci dowództwo więc zrób proszę z niego użytek, ja strażników rozstawiłem, ale zdrajcy muszą być w liczebnej sile, więc nie wiem czy na jednego uczciwego nie przypada dwóch zdrajców, a posiłki z miasta nie nadchodzą i już zapewne nie nadejdą. Ja postaram się uszykować obronę na swój sposób... z tymi co mam pod komendą.



Tupik pozostał jeszcze aby usłyszeć odpowiedź rycerza i ewentualnie uściślić plany, po czym ruszył po dwóch kuchcików każąc im gotować się do boju. Sam ich wybrał z miasta nie z zamku, wybrał ich zanim potencjalnie mogli zwrócić uwagę Mistrza Cecila - a tego interesował pewnie każdy kto dostawał się do znaku. Przynajmniej z oficjalnego zaproszenia czy powołania. W momencie w którym Tupik przybył na dwór roiło się już od sług... więc postanowił dobrać kilku własnych - szczególnie wśród kuchcików.

Wystawił ich przed swoim pokojem na straży mając nadzieję, ze nie będzie ich musiał straszyć zwolnieniem, sam zaś zamknął się od środka po czym ruszył sekretnym korytarzem wprost do komnaty panicza. Zanim jednak udał się w tajemne korytarze, do pilnowania przybyszy, wrót i pokoju panicza - choć z odległości oddelegował po dwie służki, kazać im nie spać cała noc i wrzeszczeć w niebogłosy gdyby działo się coś podejrzanego. Wiedział, że nie jest to skuteczna forma obrony, ale najlepsza jaką miał do dyspozycji.

W końcu ruszył przez sekretne przejścia do pokoju Malcolma ( zamkniętego uprzednio z zewnątrz kluczem) wiedząc, że sam jest najlepszym strażnikiem na którego Panicz może liczyć - w przeciwieństwie do reszty Bractwa które albo się rozlazło albo zdradziło, albo już zwyczajnie nie żyło.
Zgodnie z tym co się spodziewał malec spał twardo , zasuwa nie miała być przez kogo zasunięta a strażnicy stojący na zewnątrz - jeśli byli zdrajcami mogliby bez problemów wejść w każdej chwili. Halfling na paluszkach zasunął zasuwę, zamknął sekretne przejście po czym położył się spać na przytarganym z pokoju śpiworze i kocu. Co prawda odkąd skończył awanturnicze życie myślał, że nie będzie musiał uciekać się do tak dramatycznych działań - jakim było wbicie się w zbroję przed snem, no ale czego się nie robi dla dotrzymania słowa i uratowania panicza wraz z kawałkiem własnej dupy.
Co prawda malec nad rankiem mógł być zdziwiony a nawet wściekły... ale lepsze to niż martwy a wieści jakie zdobył halfling nie nastrajały go do pozytywnego myślenia, a brak strażników z miasta tym bardziej. Na jego szczęście zbroja z wywerny nie była typowo metalową zbroją. Mieczyk i proca zresztą raczej nie uchroniły by malca przed zabiciem, a i tak nie wiedział kogo jeszcze może dobrać do jego obrony. Pewny był tylko siebie oraz swej niepełnej znajomości korytarzy. " Od biedy schowamy się w łodzi... grunt, żeby malec przeżył, za nim stanie całe miasto , nawet jeśli zamek zostanie przejęty..." - pomyślał rzeczowo układając się do snu, był zbyt wycieńczony by przez całą noc stróżować... nie był rycerzem a po0 tak ciężkim dniu powieki same mu się zamykały. Co gorsza musiał powstrzymać swój nałóg, nie chcąc zdradzac swej obecności w komnatach panicza, domyślając się jak zareagowałaby na to straż... zdradziecka straż.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 14-11-2010 o 20:34.
Eliasz jest offline