Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2010, 22:05   #11
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kallid nie miał czasu, by napawać się swoim sukcesem. Uroczyste (i bardzo efektowne) rozpalenie ogniska zaowocowało efektami akustycznymi które sugerowały, że nie tylko Thyone jest niezbyt zadowolonym świadkiem sukcesu złodzieja. O ile jednak w głosie bardki brzmiało raczej niezadowolenie z przegranej, o tyle w dobiegających z paru miejsc syczących dźwiękach usłyszeć można było raczej wściekłość.
Warto było się przekonać, z kim lub z czym ma się do czynienia. Thyone, która nader szybko otrząsnęła się z szoku, szybkością myślenia nie ustępowała swemu towarzyszowi. Sprzed jej oczu jeszcze nie zniknęły kolorowe kręgi, gdy - idąc w ślady Kallida - podbiegła do ogniska i rzuciła w stronę jednego z głosów płonącą pochodnię.
- Na demony trzynastego kręgu! - wyrwało się Kallidowi.

Thyone niezbyt się zdziwiła. Niebieski, opancerzony, pełen zębów pysk, nie wyglądał zbyt sympatycznie, podobnie jak i łapy, zbrojne w długie pazury. Gdzieś głęboko, w podświadomości, kołatała się myśl, że gdzieś, kiedyś, w innym być może życiu, słyszała o takich stworach, ale w tej chwili miała do zrobienia coś innego. Najpierw ujść z życiem, potem się zastanawiać, przed czym się uciekało.
Kallid nie tracił zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad tym, co dalej należy robić. Chociaż stworzenia sprawiały wrażenie, że lepiej się czują w wodnej toni, niż na lądzie, to jednak nie wyglądały na takie, które dadzą się wyprzedzić podczas uprawiania biegów terenowych. Ucieczka zatem nie wchodziła w grę.
- Zamknij oczy! - zabrzmiało jak powtórka z rozrywki.
Brzęk szkła i oślepiający błysk zlały się w jedno z przerażającym rykiem potwora trafionego szklaną fiolką. Płomieniom najwyraźniej było wszystko jedno, czy ich pożywką staje się drewno, czy też coś innego. Owo ‘coś innego’ uciekało z rykiem, na próżno usiłując pozbyć się płonącej na jego głowie ognistej korony.
Być może znaleźliby się tacy, którzy by stwierdzili, iż podpalanie zwierząt jest niesportowe czy nieetyczne, jednak Thyone do nich nie należała. Dlatego też z żalem (oraz niepokojem) przyjęła szeptem rzucone przez Kallida trzy słowa:
- To był ostatni.
Miał na myśli, co bardka zrozumiała od razu, nie potwora, któremu nawet szybki bieg nie gwarantował długiego życia, tylko fiolki z ogniem.
Bełt wystrzelony przez Thyone wbił się w pancerz, pokrywający łeb kolejnego potwora, ale pocisk zdolny z takiej odległości przebić zbroję płytową nie zrobił zbyt wielkiego wrażenia na celu.
- Mierz w oko - powiedział z pozornym spokojem Kallid, ładując do kuszy barwiony na żółto bełt.
Thyone najchętniej kopnęłaby go z całej siły, ale sytuacja - przynajmniej chwilowo - zniechęcała do takiej formy okazywania uczuć. Jeden z przypominających nieco smoka stworów zwrócił się w jej stronę, z widocznym na pierwszy rzut oka brakiem sympatii. Chociaż... zapewne pewien rodzaj pozytywnych uczuć żywił. Powinno się wszak lubić to, co się je, inaczej jedzenie nie sprawia przyjemności.
Nim bardka do końca zdołała przemyśleć tę kwestię Kallid uniósł broń. Kusza szczęknęła cicho. Bełt ze świstem przeciął powietrze, bezbłędnie trafiając w łeb.
Efekt był nieco bardziej widowiskowy, niż się tego spodziewał strzelec. Prawdę mówiąc przerósł największe oczekiwania Kallida, który miesiąc temu starannie ukrywał pewien brak wiary w słowa ofiarodawcy bełtu.

Thyone odruchowo zasłoniła twarz, gdy szczątki niebieskiego pancerza i fragmenty mózgu rozprysnęły się na wszystkie strony. Ta chwila nieuwagi mogłaby ją kosztować zdrowie a być może i życie, gdyby nie to, że trzeci stwór najwyraźniej nie odczuwał więzi rodzinnych czy gatunkowych. Z zapałem godnym kogoś, kto głodował przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy rzucił się na swego pobratymca, wyrywając z jego ciała potężny kawał mięsa. Przełknął, oblizał zakrwawiony pysk, a potem obrzucił bardkę spojrzeniem pełnym podejrzliwości - całkiem jakby upatrywał w niej konkurencję do smakowitej zdobyczy.
- Weź sobie, weź - zachęciła go Thyone.
Smokopodobne stworzenie najwyraźniej nie zrozumiało, bowiem uniosło w górę pysk i wydało z siebie przeszywający uszy syk... któremu odpowiedział drugi, dobiegający gdzieś zza pleców Thyone.
- Jeszcze jeden... - jęknęła bardka, której dotychczasowe sukcesy w walce z potworami raczej nie zawróciły w głowie.
- Więcej światła - Kallid zacytował światłego poetę, równocześnie przekuwając słowa w czyn i dorzucając do ognia większą część zgromadzonego przez Thyone zapasu.
Snop iskier wzniósł się wysoko pod niebo, na co oddający się konsumpcji stwór zareagował pełnym oburzenia sykiem. Bardka o mały włos nabawiłaby się zeza rozbieżnego, usiłując patrzeć równocześnie w dwie przeciwne strony, ale zanim zmarnowała sobie wzrok, posilający się stwór (widocznie zniechęcony niemiłym towarzystwem dwunożnych istot i gorącego ogniska) chwycił pozostałości swego posiłku i ciągnąc go z pewnym trudem zaczął się oddalać.

Ognisko nabrało sił, wzmocnione niespodziewanym dopływem paliwa. Krąg rzucanego przez nie światła rozszerzył się ponad dwukrotnie, zaś granica mroku, starannie skrywającego liczne tajemnice, oddaliła się jeszcze bardziej, odsłaniając przed zaskoczonymi oczami obserwatorów kolejną scenę, równie niepokojącą, co poprzedni widok.
Coś, co przypominało skrzyżowanie tygrysa z człowiekiem, z przewagą tego pierwszego czynnika, stało nad ciałem niebieskiego gada, identycznego jak te, z którymi przed chwilą się rozprawili. Bystre uszy Thyone wychwyciły słowa, które wyszły z paszczy kolejnej niespodzianki, przed jaką postawiły ich Pustkowia.
- Mutant - syknęła cicho bardka.
Stugębna plotka głosiła, że te tereny, przeklęte przez bogów, pełne są takich stworów. Co innego jednak słyszeć czy śpiewać, co innego ujrzeć takie coś na własne oczy.
- Wróg mego wroga... - powiedział cicho Kallid, naciągając kuszę i ładując kolejny bełt.
Powiedzenie często bywało słuszne, ale w tym momencie równie dobrze mogli być świadkami zwykłego sporu dwóch drapieżników o łup. To tygrysopodobne stworzenie nie wyglądało na roślinożercę. Nawet gdyby machało białą flagą z wypisanym wielkim napisem ‘ROZEJM’ to i tak wystające z paszczy kły nakazywałyby zdecydowaną ostrożność.
- Wygląda na bardzo pokojowo nastawioną istotę - powiedział z kpiącym uśmiechem Kallid, w dłoniach trzymając wycelowaną w tygryso-cośtam kuszę.
Mimo sytuacji niezbyt sprzyjającej dobremu humorowi Thyone parsknęła nieco nerwowym śmiechem. Zakrwawiony oręż w łapie tamtego czegoś dobitnie świadczył o jego miłości do całego świata.
- Lepiej zostań tam, gdzie stoisz - machnięciem własnej broni poparła prośbę.
Stwór prychnął i marszcząc nos zaprezentował pełny garnitur uzębienia. Nawet jeśli miał to być uśmiech, wypadł dość drapieżnie.
- Żabawne. Bardżo żabawne - wysyczał odwracając się powoli, tak, by mieć na oku i gada, i ludzi. - Mam tak tu szobie szterczecz, aż ta miła jaszczurka żechcze mnie żeżrecz dla weszej przyjemnoszczi?
Na dalszą wymianę uprzejmości czasu nie było. Niebieskoskóry, uzębiony potwór, ślepy lub głupi, zlekceważył ogromny kawał mięsa w postaci martwego przedstawiciela swego gatunku i rzucił się w stronę kotowatego.
Wystrzelony przez Thyone bełt o milimetry chybił oko smokopodobnego potwora, ale trafiony stwór zatrzymał się na ułamki sekundy.

To wystarczyło. Pręgowany rudzielec, nie zaszczyciwszy nawet ostatnim spojrzeniem swej rozmówczyni, ruszył naprzeciw atakującego gada, by tuż przed jego pyskiem wybić się potężnym skokiem w górę. Bezwarga paszcza w barwach indygo kłapnęła ze szczękiem, a szyja z łabędzim niemal wdziękiem wyciągnęła się i wygięła w górę w ślad za umykającym kąskiem. Tym razem to kotu zabrakło paru milimetrów, by skok uszedł za celowy i udany. Miast spaść smokowi z góry na kark, minimalnie zawadził tylnymi łapami o jego uniesiony łeb. Kilka następujących po sobie kłapnięć nie dało jednak efektu i poczwara ponownie złapała w zęby jedynie powietrze. Kotowaty tymczasem saltem wylądował u nasady łuskowatego wężowego ogona.

Kolejny bełt, tym razem wystrzelony przez Kallida, wbił się niemal cały w miękkie podgardle niebieskiej poczwary. Złodziej nie zawahał się nawet na chwilę, wykorzystując fakt, że stwór uniósł łeb usiłując pochwycić zębami tygrysowate, gadające stworzenie.
Z przebitej gardzieli dobył się wysoki wrzask szybko urwany bulgotem. Futrzasta ruda strzała skoczyła na opancerzony grzbiet, zapierając się piętami o szczątkowe skrzydła podrygujące po bokach gadziny, jak poszarpane chorągwie. Objęła szyję miotającego się smoka, próbującego dosięgnąć łapami to jej, to znów wbitego głęboko bełtu, Zwinny kotowaty uchylając się przed trzaskającą zębami i syczącą wściekle paszczą podciągnął się wyżej, docierając do łba bestii. Całym swoim ciężarem przygiął ją ku ziemi. Wspomagając się pazurami tylnej łapy rozwarł szeroko niebieskie, naszpikowane kłami szczęki wrażając w sam środek gardzieli gada ostrze swego jataganu.

Kolejna, tym razem mocniejsza, struga krwi trysnęła z ponownie przebitego gardła. Mimo tej rany, nad wyraz poważnej, stwór nie zachował się tak, jak należy - nie padł zimnym trupem. Wprost przeciwnie - wykrzesał z siebie kolejne zasoby sił i wyrwał się ze śmiertelnego uścisku. Kot nie spodziewał takiego manewru i wyleciał jak z procy wyrzucony w powietrze siłą odśrodkową. Wykonał piękne salto, zakończone w zasadzie udanym lądowaniem, czyli upadkiem na cztery łapy.
Niebieski potwór, nie zważając na tkwiące w gardle ostrze jataganu ruszył w stronę oszołomionego nieco, bezbronnego chwilowo Kota.
W tej samej chwili na zadzie o głębokim kobaltowym odcieniu wylądowała płonąca gałąź, do której niemal natychmiast dołączyła druga.

Operacja ‘płonąca gałąź’ była nieco ryzykowna. Stwór niekoniecznie musiał zareagować tak, jak się tego spodziewali rzucający. Na szczęście ta bestia nie ruszyła z rykiem przed siebie, tak jak inny potraktowany ogniem potwór. Na szczęście dla Kota, bowiem moment zwłoki poświęcony przez gada na strząśnięcie z ogona płonących, pocisków i zwrócenie się w kierunku zamachowców dawał tygrysowi nadzieję przeżycia o kilka chwil dłużej niż błękitny morderca, którego cała uwaga skoncentrowała sie teraz na nowych przeciwnikach. Z wzajemnością. Poturbowane odrobinę pręgowane stworzenie, skwapliwie skorzystało z danej mu przez los, kolejnej szansy. Poderwało się z ziemi i kilkoma susami dotarło do miejsca, gdzie pod rzędem głazów leżały zwłoki jednego ze smoków. Szarżująca na dwójkę ludzi bestia zawahała się na chwilę, gdy jej podwójny cel uskoczył w bok, oddzielając się od atakującego wysokim stosem płonącego drewna. Zaskoczony napastnik zawahał się na moment - wściekłość i żądza zabijania pchały go do przodu, ognisty stos stojący mu na drodze powstrzymywał go przed rzuceniem się na wroga. Ale nie mogło to trwać w nieskończoność...

Potwór zrobił nieco niepewny krok w stronę ludzi. Wydawało się, że namyśla się, na który cel ruszyć, a kiedy już miał rzucić się na bardkę zamarł nagle. Charcząc zwalił się na ziemię, niemrawymi ruchami pazurów starając się sięgnąć łba. Po chwili zrozumieli przyczynę. W oczodole bestii tkwiło drzewce krótkiej włóczni. Bestia poruszyła jeszcze raz czy dwa razy łapą, potem znieruchomiała.
Kallid nie zamierzał opuszczać kuszy skierowanej w otaczający niezbyt wielką strefę światła krąg ciemności, a właściwie w to, co nadchodziło stamtąd wolnym, nieco chwiejnym krokiem.
Wysoka, pokryta pręgowaną sierścią, częściowo zwierzęca, częściowo ludzka istota. Jak na oko Kallida - zbyt zwierzęca, by można było spróbować obdarzyć ją zaufaniem.
Tygrysoczłek dysząc ciężko i nie spuszczając oczu z jego twarzy pochylił się nad gadem. Wyrywał z martwego cielska dziryt i jatagan. Równie wolno wycofał się kilkoma krokami. Odwrócił się plecami do znieruchomiałych ludzi ruszając przed siebie. Nie zaszedł daleko. Zatoczywszy się raz i drugi upadł na kolana...
 
Kerm jest offline