Peter sam był zdumiony efektem działania czaru. Magiczny pocisk, sam w sobie, nie był czarem zbyt olśniewającym. A tu... trafionemu wojakowi spaliło górną połowę ciała, jakby trafiła go potężniejsza wersja kuli ognia.
Drugi czar utkał się niemal sam. Kolejny pocisk zwalił z nóg drugiego wojaka, który padł w fale i więcej nie wstał.
W przeciągu paru chwil wychodzący na brzeg, buńczuczni żołnierze du Ponte zamienili się w sześć ciał, leżących na brzegu lub unoszonych bijącymi o ów brzeg falami.
- Głupcy... - powtórzył cicho Peter, wyrzucając z głowy wspomnienie owych ludzi, których posłał w objęcia Morra. Szczególnie tego, który zginął w chwili gdy rzucił broń.
Szept maga zginął wśród szumu fal.
- Mogli się poddać - powiedział odrobinę głośniej.
Nie było jednak czasu na próżne rozważania. Miotane falami resztki barki w każdej chwili mogły iść na dno, wraz z pozostałymi ludźmi, w tym najważniejszym pasażerem - lordem Berengerem.
- Kosma! - zadysponował szybko Peter. - Konia i sznury... Biegiem!
Musieli albo spróbować ściągnąć resztki barki, albo wysłać kogoś na jej pokład. W jednym i drugim przypadku liny były konieczne. |