Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2010, 12:29   #124
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Frank Kress

Frank Kress nie został oficerem z przypadku, wojskowe rzemiosło było w jego rodzinie przekazywane razem ze szlachecką krwią, z dziada pradziada członkowie jego rodu znakomicie radzili sobie na polach bitew bez znaczenia dowodząc, czy wykonując rozkazy znaczniejszych od siebie. Nigdy żaden mężczyzna noszący to nazwisko nie był jednak specjalnym miłośnikiem spisków i dworskich intryg. Teraz gdy Frank przez swoje lekkomyślne zachowanie w tawernie sam wpakował się w sam środek owego spisku zaczynał doskonale pojmować, czemu przodkowie nigdy nie ryzykowali tej zabawy. Na wojnie, z żelazem w dłoni wszystko było takie proste, walczyłeś, zabijałeś, lub zabijali ciebie, wydawało się i wykonywało rozkazy w oparciu o dane wywiadowców, lub bieżącą ocenę pola bitwy. Ocena ruchów i zamiarów przeciwnika była jednak łatwa gdy patrzyło się na przeformowania szeregu pikinierów odsłaniających lukę dla konnicy, czy gdy łucznicy przeciwnika pozornie wycofywali się by ze wzgórza mieć lepsze pole ostrzału. Stojąc z dłonią przy ustach pięknej kobiety, której wuj jeszcze chwilę przed tym nim pierwsze chmury zasłoniły księżyc był jawnym zdrajcą i pierwszym którego Kress chciał usunąć z gry, podjęcie jakiejkolwiek decyzji musiało oznaczać dla kapitana D`Arvillów strzał w ciemno. Nawet jeśli przed spotkaniem wydawać mu się mogło, że połapał się w sytuacji, musiał przyznać, że to błędne przekonanie runęło w jednej chwili niczym domek z kart. Dopiero teraz zrozumiał jak bardzo brakowało mu Tupika, który zawsze dawał mu gotową odpowiedź na to co czynić, jak zareagować, aby wybrnąć z każdej sytuacji. W jednej chwili przed oczami stanęły dziesiątki sytuacji gdy niziołek śmiejąc się krytykował jego decyzje, dyktowane często porywami serca, lub zbytnią troską o ludzi. Tym bardziej bolała więc jego zdrada.
- Pomogę wam Pani. Klnę się na wszystko co mi cenne, że nie zostawię was w tej potrzebie.
Już po pierwszych słowach zdał sobie sprawę, że znów zareagował zbyt pochopnie omamiony słowami pięknej kobiety, tak jak dziesiątki razy wcześniej dał się ogłupić czułym słowom szeptanym przez śliczne usta. Zdał sobie też sprawę jak często wcześniej ostre spojrzenie halflinga ratowało go przed wykonaniem młodzieńczych deklaracji. Tak bardzo żałował, że nie mógł już liczyć na jego pomoc.
- Wybacz mi jednak pytanie - zawahał się chwilę nie wiedząc czy bardziej obawia się tego, że dziewczyna nie będzie znała odpowiedzi, czy właśnie tego, że mu jej udzieli - Czy niziołek Tupik, majordomus na zamku sir Berengara współpracuje z tymi łotrami, czy możesz jakkolwiek potwierdzić mi moje obawy?
Ruszyła niemal niezauważalnie głową, lecz to wystarczyło mu do poznania prawdy, skinął głową w podziękowaniu po czym dał dłonią znać swojemu człowiekowi by zszedł do nich na dół.
- Przyszli z tobą Pani?
- Nie, wiedzieli, że będziesz miał tu swoich ludzi i nie chcieli ryzykować demaskacji. Wiedzieli, że mając w ręku mojego wuja, nie odważę się zrobić niczego przeciwko nim.
- A jednak ich zaskoczyłaś...

Przywarła do niego w jednej chwili, nie pozwalając skończyć zdania.
- Panie jesteś ostatnim komu mogę powierzyć nasz los. Jeśli nie zechcesz uwierzyć moim słowa, jeśli nie pomożesz, jesteśmy zgubieni. Wuj opowiadał o tobie i choć z początku krytykował decyzje lorda mianowania cię dowódcą, z czasem zrozumiał, że nikt inny nie byłby na tym stanowisku lepszy. Skuteczność ludzi, zależy od tego kto im przewodzi mawiał. Dla tego tak bardzo wierzył w ciebie i Serafina. Cecile jest bliskim przyjacielem Lorda, nie raz byłam świadkiem ich spotkań i rozmów o waszej dwójce, Lord i mój wuj wierzyli, że kiedyś obaj dojdziecie bardzo wysoko, o wiele dalej niż dowodzenie skromnymi siłami D`Arvillów.
Przez chwilę nie wiedział co począć z dłońmi, lecz im dłużej dziewczyna mówiła, tym większej nabierał pewności, że powinien przytulić ją dając choć namiastkę bezpieczeństwa.
- Pani - wyszeptał jej do ucha - niech skonam jeśli zawiodę ich oczekiwania, niech piekło już teraz pochłonie mą duszę jeśli nie pomógłbym tak pięknej kobiecie. Niech moje ciało nie zazna nigdy rozkoszy, jeśli kiedykolwiek sprzeciwiłbym się rycerskiemu honorowi, który tak jak i złożona lordowi przysięga, obliguje mnie do trwania na straży tego miasta, zamku, naszych ziem i wszystkich którzy je zamieszkują.
Odsunęła się minimalnie nie pozwalając mu jednak zwolnić uścisku. Przepiękne oczy zalane strumieniami łez nie dawały mu jednocześnie zapomnieć o tym jak piękna była, ta która w tym jedynym zielonym zakątku brudnego miasta błagała o pomoc. Wyciągnęła jedwabną chustkę ocierając srebrzyste krople ze swojej twarzy, pozwalając by mężczyzna chłonął każdy jej najdrobniejszy ruch.
- Pozwól Pani, że ci pomogę - powiedział delikatnie dotykając jej dłoni i prowadząc ją po miejscach które dziewczyna nieuważnie ominęła. Jej dłoń pomimo całej sytuacji pozostawała ciepła, skóra niemal niczym nie różniła się w dotyku od chustki, którą już po chwili Frank prowadził samodzielnie pozwalając sobie na zapędzenie się w miejsca na które normalnie nie powinien mieć nawet śmiałości zerkać. - Nie zwlekajmy, twój wuj czeka.
Wyszli z ogrodu spiesznym krokiem od razu kierując się w stronę domu Mistrza.
- Moja chustka - powiedziała zatrzymując się gwałtownie - nie mam jej przy sobie.
- Wybacz Pani, musiałem zostawić ją na fontannie nie mogąc skupić się przy tobie na tak błahych kwestiach. Niem następny obłok minie księżyc będę tu z powrotem, nie odchodź za daleko.

Uśmiechnął się kłaniając się jednocześnie jak gdyby wyruszał w daleką podróż po czym biegiem rzucił się na powrót do ogrodu, pozostawionej chustki i jak ufał swojego człowieka, który powinien już zgramolić się z muru.

***

Dom w którym mieszkał Cecile lepiej nazwać można było małą warownią - ciężkie wrota zastawione od wewnątrz dębowymi belami, rozwierały się na zewnątrz, co niemal uniemożliwiało ich wyważenie. Małe, zakratowane misternie rzeźbionymi ozdobami okna niższych kondygnacji nie dawały nawet szansy na sforsowanie, do tych wyższych dostępu broniły kamienne gargulce, które tylko pozornie stanowić mogły dobry przejście dla wprawnego wspinacza. Do piwnicy można było dostać się właściwie jedynie z wnętrza domu, po sforsowaniu pierwszej bramy, będącej prócz równie zabezpieczonego tylnego wejścia dla służby jedyną drogą jaką można było dostać się do wnętrza Zapadający się środka dach, nowatorska konstrukcją, pierwsza i jak do tej pory jedyna w mieście, sprawiał, że z ulicy nie dało się nawet ocenić możliwości dostania się do środka tą drogą. Z całą pewnością skutecznie utrudniał wydostanie się z budynku tym sposobem.
Zatrzymali się u wylotu uliczki wychodzącej wprost na wspomniane wrota.
- Zaczekaj - wyszeptała chwytając go za rękę - nie chcę byś ryzykował pewną śmierć.
- W takim przypadku nie byłoby to ryzykiem moja Pani. -
Uśmiechnął się, lecz nawet nie spojrzał na nią cały czas skupiając się na oddalonych o kilka kroków wrotach. - Jeszcze przed kilkoma godzinami, byłem pewien zdrady twego wuja, jestem mu winny choć tyle, aby zmyć mój wstyd jaki teraz czuję.
Nagle przez głowę przeszła mu kolejna myśl -
skoro tak bardzo pomylił się co do Cecila jaką miał pewność, że trafnie ocenił postępowanie Tupika, Młokosa, czy nawet Serafina, każdy z nich mógł przecież grać rolę, którą Kress ocenił błędnie na podstawie przypadkowych faktów, polegając na swojej nikłej wiedzy o naturze ludzkiej.
Potrząsnął energicznie głową starając się rozwiać niepotrzebnie męczące go wątpliwości, na rozstrzyganie tych kwestii przyjdzie czas po uwolnieniu Mistrza.
- Pamiętasz wszystko co ustaliliśmy?
Skinęła głową.
- Zatem do dzieła.

Trzy miarowe uderzenia we wrota były sygnałem dla znajdujących się za nimi strażników, że wraca z Kapitanem, gdyby uderzyła raz więcej znaczyłoby to, że Kress przejrzał ich plan i przygotowany jest od razu do walki, gdyby zaś uderzyła jedynie dwa razy, strażnicy przygotowani byliby na to iż w uliczce czają się towarzysze żołnierza gotowi wkroczyć jak tylko wrota choć minimalnie się rozewrą. Trzy uderzenia oznaczały jednak bezpieczną sytuację.
Dwóch ludzi pchnęło ciężkie drzwi uchylając przejście na tyle, by mogli wsunąć się do niewielkiego pomieszczenia będącego czymś w rodzaju przedsionka, na tyle dużego by pomieścić powóz i będącego jednocześnie czymś w rodzaju poczekalni, dla ludzi, których Mistrz nie chciał trzymać na ulicy a jednocześnie nie miał zamiaru wpuszczać od razu na górę.
- Uważaj - zdążyła szepnąć gdy tylko na okuciach wrót na powrót spoczęły ciężkie belki.
Ludzie, którzy je zarzucili nie byli jednak jedynymi w pomieszczeniu, dwóch kolejnych stało już z wyciągniętymi mieczami pragnąć odebrać kapitanowi chęć stawiania oporu. Wyższy z nich pokręcił tylko odradzająco głową gdy kapitan wykonał delikatny ruch dłonią w stronę rękojeści miecza. W tym samym momencie dwie kolejne klingi wysunęły się z jaszczurów oznajmiając, że ci od belki postanowili dołączyć się do zabawy.
Kress spokojnym ruchem wycofał dziewczynę za siebie obracając się jednocześnie tak, by móc śledzić ruchy całej czwórki. Wiedział, że ma co najmniej małe szanse, gdyby był sam, mógłby spróbować walki, mając pod opieką kobitę bał się zaryzykować wirujących w pomieszczeniu ostrzy. Dotyk którym go obdarzyła w jednej chwili napełnił go jednak siłą jakiej nie spodziewał się w sobie odnaleźć, poczuł, że może stawić czoła zasadzce i wygrać. Ślizgające się po pasie dłonie dziewczyny starającej się przywrzeć do niego jak najbliżej uświadamiały, że ma dla kogo walczyć. Uśmiechnął się do oprawców kryjąc na moment twarz pod kapeluszem, mięśnie ramion napinały się równomiernie w rytm oddechu, dłonie chodziły w nadgarstkach przygotowując je do szybkich ruchów, palce zaciskały się same gotowe chwycić stalową rękojeść...
Nagłe uczucie niknącego w pasie ucisku i brzdęk opadającego na brukowaną posadzkę miecza przerwały całość niczym, ostre cięcie szabli odbiera życie nieprzygotowanemu przeciwnikowi. Frank momentalnie podniósł zdziwione oczy w stronę śmiejących się do niego bandytów.
- Nóż ma schowany w cholewie - dodała rwanym głosem dziewczyna odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 15-11-2010 o 12:43.
Akwus jest offline