Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2010, 19:08   #86
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Cristin - Bared odebrał od dziewczyny wodze swego wierzchowca. Za jego plecami trwała dyskusja na temat "Co zrobić z ogrami?" - Czym ty się w zasadzie zajmujesz? Oprócz tego, oczywiście, że się włóczysz po lesie w towarzystwie podejrzanych osobników? Jesteś kapłanką. bardką, paladynem w przebraniu?
Dziewczyna wyraźnie się zmieszała: wytrzeszczyła oczy na Bareda, otworzyła usta by coś powiedzieć, lecz milczała jeszcze przez dłuższą chwilę, marszcząc brwi.
- Ja... - wyjąkała. - Chyba kimś w rodzaju kapłanki. Ale nie do końca... i właściwie to już nie, bo straciłam swoje moce... - znów chwila ciszy. - Byłam, jak to mówią ludzie, wybranką Pelora. Jednak od tego incydentu z demonami utraciłam swoje moce i jestem... w zasadzie... niczym. - Spuściła głowę. Jednak przedtem Bared dostrzegł w jej oczach łzy.
- Przepraszam... - Powiedział cicho Bared. - Jak się skończy ta cała sprawa z demonami, spróbujemy coś poradzić - zapewnił.
Można by to nazwać pechem... Ledwo w drużynie pojawił się ktoś, kto mógłby ich podleczyć, to od razu się okazało, że ten ktoś stracił swe umiejętności. Nie da się jednak ukryć, że to Cristin miała o wiele większego pecha.
- Słodki jesteś, Baredzie. - Uśmiechnęła się po chwili dziewczyna. - Ale trochę naiwny. W tej kwestii nie da się nic zrobić. Tylko dostosować.
- Nigdy nie mów nigdy - Bared zacytował znane powiedzenie. - Pożyjemy, to zobaczymy, co da się zrobić. nie takie cuda oglądał już ten świat.
- Może... kto wie. - Przetarła oczy rękawem. - Ale to nie czas ani miejsce na takie gdybanie. Powinniśmy się wreszcie zdecydować, co robić dalej.

- Nie będziemy wszak tu stać i debatować całą wieczność - powiedział Bared odrobinę głosniej. Ale nie tak głośno, by usłyszały go ogry. - Te ogry akurat w niczym mi się nie naraziły, a ja nie czuję się zobowiązany naprawiać wszystkie krzywdy, jakie kto komuś gdzieś, kiedyś wyrządził, czy też zwalczać całe zło tego świata. Cristin jest przeciwna atakowaniu, Cerre również. Ja się do nich dołączam - oznajmił.
- Jeśli ktoś z was ma zamiar pomścić na tych ograch śmierć woźnicy, który w gruncie rzeczy sam jest sobie winien, bo nie musiał przed nami uciekać - mówił dalej - to powinien poczekać, aż będziemy wracać po załatwieniu naszej misji.

Rozejrzał się dokoła.
Drzewa rosły na tyle rzadko, że konno można było przejechać bez problemu. Krzewy również nie stanowiły żadnej poważnej przeszkody, z jednego prostego powodu - w najbliższej okolicy nie można było uświadczyć niczego, co można by było nazwać krzewem. Nie było zatem żadnych przeciwwskazań, by zjechać z drogi i, wykonując niewielki łuk, objechać ogry.

- Proponowałbym w lewo - powiedział.
Propozycja propozycją, ale na kontrpropozycje nie zamierzał czekać. Dosiadł wierzchowca i, realizując własne słowa, skręcił z drogi ww wskazanym przez siebie kierunku.
Poprzednio z prawej strony dobiegała denerwująca muzyka. Wóz był przewrócony na lewą stronę, co mogło sugerować, że ogry przyszły z prawej. I może tam zechcą wrócić.
 
Kerm jest offline