Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2010, 19:15   #19
seto
 
seto's Avatar
 
Reputacja: 1 seto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znany
Kapitan Crick od początku przypadł do gustu duchownemu. Sprawę z szaleńcem rozwiązał szybko i prosto. Swoją drogą Kosma początkowo też chciał tak ją zakończyć, ale wewnętrzny mówca wziął jednak górę. Co do samej osoby kapitana. Miał on być niby diabłem wcielonym, albo przynajmniej kimś kto podpisał z nim pakt. Skoro tak to należało się zastanowić się czy rzeczywiście tak nie było. Malaparte wyjął z torby starą, ale tylko lekko zniszczoną książkę. Co pisał Dante o Panu Ciemności?

Jakżem się wielce zdziwił, gdy ujrzałem
Na głowie jego razem trzy oblicza!
Jedno czerwone, było z przodu głowy,
Dwa inne zasię z tamtem się łączyły
I wyrastając nad każdem ramieniem,
Wszystkie w grzebieniu, zbiegały się w jedno
Prawe — żółtawo-białem mi się zdało,
Lewe — na oko miało pozór taki,
Jako u ludzi przychodzących z kraju,
Gdzie wody Nilu spadają w doliny
Z pod każdej twarzy, wyglądało dwoje
Ogromnych skrzydeł, jakie dla takiego
Ptaka przystały: nigdy na okrętach
Tak wielkich żagli niewidziałem w morzu.
Bez pierza były i kształtem podobne
Do nietoperzych, a tak machał niemi
Że trzy zarazem wiatry od nich wiały.
I ztąd to wody zamarzły Kocytu. —
Sześcią swych oczu płakał, a łzy jego
I krwawa piana, po trzech brodach ciekły.

Nie. Kapitan Crick wbrew wszelkim wątpliwościom posiadał tylko jedno oblicze po którym w dodatku nie ciekła żadna, nawet zwykła piana. Duchowny zamknął księgę i uśmiechnął się krzywo. Widać jednak miał do czynienia z człowiekiem.
Przynajmniej statek nosił miano diabła. Dobre i to.
Kosma musiał przyznać, że miał farta. Dostał się na dobre stanowisko. Był przyzwyczajony do siedzenia nad papierami i nie miał żadnych problemów z liczeniem. Najlepsze jednak było to, że miał własną kajutę i nie musiał pełnić wacht.
Były też gorsze strony. Przejęcie obowiązków płatnika wymagało dużo pracy. Kosma pocieszał tym, że było tak tylko na początku. Po paru dniach powinien się przyzwyczaić no i nie będzie musiał robić codziennie inwentaryzacji.
Praca w końcu była skończona, a papierzyska ładnie poukładane. Do czasu. Kiedy wiatr rozwiał dokumenty i zgasił świece Malaparte zaklął pod nosem. W dodatku ktoś go obserwował. Niestety dowcipniś nie został przyłapany. Kosmie nie pozostało nic innego jak opróżnić część zawartości butelki dzięki której zobaczył sylwetkę w oknie.
Rum od razu poprawił mu humor. Duchowny rozparł się wygodnie na sfatygowanym i chwiejącym się krześle. Zaczął rozmyślać. Kto mógł do niego zaglądać? Najbardziej oczywistym wydawało się, że był to jakiś marynarz pełniący wachtę. Z drugiej jednak strony ktoś taki nie zdążyłby umknąć. Więc kto? Duch, upiór, zjawa? Może sam Zły? Kruk uśmiechnął się do swoich myśli i pociągnął łyk z butelki. Skoro jego myśli popędziły już tak daleko to może powinien przyjąć, że był to sam Crick używający swoich czarcich mocy? Kolejny uśmiech wykwitł na twarzy duchownego.
Kosma postanowił przejść się po pokładzie. Wałęsało się po nim kilku marynarzy. Paru zdawało się spać, ale kiedy przechodził koło nich natychmiast się podrywali. Chyba w pierwszej chwili wzięli go za bosmana. To by tłumaczyło ich reakcję. Kruk też nie chciałby mu podpaść. Gość nie wyglądał na kogoś komu dałoby się wytłumaczyć w jakikolwiek sposób dlaczego zasnęło się na swojej wachcie.

Wypity rum nie podziałał na Kosmę usypiająco. Był już późno, ale nie zamierzał się jeszcze kłaść. Usiadł na podkładzie opierając się plecami o burtę. Opuścił głowę i zamyślił się. Właściwie to nie kontemplował niczego konkretnego. Po prostu odpoczywał na świeżył powietrzu po pracy nad papierami. Tego było mu trzeba. Spokój został jednak przerwany.

- Ej ty! Nie śpij, bo przypadkiem za burtę wylecisz. Rybki lubią się bawić z takimi jak ty. - Mowę marynarza zakończył rechot. W głowie Kosmy pojawiła się tylko jedna myśl - „Następny”.
-To nie moja wachta. Daj spokój. - Odparł duchowny od niechcenia powoli podnosząc głowę.
- A to ty. Nasz nowy płatnik. Ho ho! - Okrzyk nie zdradzał zbytniego szacunku. Wręcz przeciwnie - Nie odpaliłbyś przypadkiem jakiejś części z zapasów? - Krzywy uśmiech dopełnił obrazu marynarza.
- Odpalić to mogę ci z pistoletu w klejnoty. - Odpowiedział Kosma niezwykle spokojnym głosem, a następnie odwzajemnił uśmiech. - Daj spokój. Nie mam siedemnastu lat i nie żyję na tym świecie od wczoraj.
- Spokojnie. Sam rozumiesz - spróbować zawsze warto.
- Jasne. Niech Pan obdarzy cię większą roztropnością. Przyda ci się. - Tym razem uśmiech Kruka był życzliwy.
- Uważaj sobie. Do mojej pracy raczej przydaje się siła a nie roztropność. Roztropność to tobie potrzebna żebyś tych cyferek nie pomieszał bo jak się coś nie będzie zgadzać to Edward nie będzie zadowolony, a wtedy...
- Wtedy i ja nie będę zadowolony. Rozumiem. - Przerwał Malaparte. - Słuchaj co możesz mi naszym kapitanie powiedzieć?
- Ehh... - zaczął marynarz siadając obok nowego płatnika. - Różnie o nim mówią. Prawda jest taka, że dobry z niego kapitan. Nie pływam z nim za dużo, ale nigdy nie dał na skrzywdzić. Rzeczy robił ponoć szalone. Wiesz... ta łajba nie została tak nazwana z czystej fantazji. Zasłużyła na swoje miano. Wielu kapitanów o niej słyszało. Wielu też drży jak tylko o niej usłyszy.
To widzę, że mi się poszczęściło. Trafiłem na najlepszy statek piracki jaki pływa po morzach i ocenach.
- Śmiej się śmiej, ale taka prawda.
- Nic dziwnego skoro dowodzi nim sam Szatan, albo przynajmniej jeden z jego bliskich współpracowników.
- A to i to słyszałeś. Różnie mówią. - Ściszył głos. - Mówią, że i trochę prawdy w tym jest. Ponoć podczas nawet największych sztormów on zawsze wychodził cało, a morze zabierało tylko tych co mu podpadli. Zresztą żeby utrzymać co niektórych marynarzy na wodzy to pewnie i trzeba mieć układ z diabłem, bo człowieka to oni nie posłuchają.
- To widzę, że sporo tu namieszać mogę, bo przecie ze mną sam Bóg przyszedł.
- Tak...
- Nie widzę zbytniego entuzjazmu. - Kruk roześmiał się cicho.
- Bo widzisz ja tak niezbyt wierzący jestem.
- Och rozumiem. Zabłąkana owieczka.
- Grabisz sobie... Jak ci tam....
- Kosma.
- Rick. - Uścisk dłoni zakończył zwięzłą prezentację.
- Więc słuchaj Rick. Jakbyś chciał pogadać na temat swojego zbawienia to wal do mnie jak w dym. Pełnię też fukcję kapelana. - Kruk wstał. - Tylko nie zapomnij o flaszce rumu. To podstawa rozmowy.
- Aaa... taką rozmowę to rozumiem.
- Idę spać... Bo jeszcze znowu zobaczę jakieś widziadło. - Drugie zdanie Kosma wypowiedział ciszej. Jakby do siebie. Miał dziwne wrażenie, że Rick zmieszał się nieco gdy usłyszał o widziadle... Może coś rzeczywiście było na rzeczy...

Malaparte wrócił do swojej kajuty. Zamknął drzwi, sprawdził zamek w skrzyni w której miały spocząć „służbowe” pieniądze i położył się spać. Klucz do magazynu położył pod poduszką.
 

Ostatnio edytowane przez seto : 16-11-2010 o 21:57.
seto jest offline