Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2010, 21:11   #105
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nudziła się straszliwie na spotkaniu z jednym z brzydszych ludzi, jakich widziała w swoim życiu. Dobrze, że stać go było chociaż na to, by nie cuchnął odchodami lub czymś jeszcze gorszym. Sam widok dało się strawić, nie patrząc na niego. Oparła się wygodnie na krześle i od niechcenia bawiła jakąś dziwną, małą łyżeczką. Sam napar także smakował i wyglądał dziwnie, inaczej niż zwykłe zioła, chyba nawet lepiej, zwłaszcza, gdy wzorem Nastii wrzuciła tam trochę tej dziwnej przyprawy ze środka stołu. Zrobiło się rozkosznie słodkie, a gorzkość wyparowała. Wypiła wszystko chyba za szybko, ale nie robiąc sobie wiele z etykiety, przez resztę spotkania siedziała, rozglądając się na boki i przesuwając łyżeczkę między palcami.
Dopiero, gdy uporali się już z wypożyczeniem księgi, wyjęła kawałek materiału, bardziej już zaciekawiona tym, co uczony może o niej powiedzieć. I szybko znów straciła zainteresowanie, gdy w ruch poszła kolejna księga.
Co za nudy!

Trochę ciekawiej zrobiło się w karczmie, gdy dostali pomocną informację od Bretonki. Kobieta wyraźnie wiedziała, co działo się w okolicy, a Soe dość mocno jej tego zazdrościła. Piękne atrybuty kobiecości bez problemu przyciągała mężczyzn, z których na pewno wyciągała wszystko aż do ostatniej kropli. Złodziejka więc nieco smętnie obserwowała zmagania Josta, wątpiąc, by to co robił było dla niego jakimkolwiek poświęceniem lub wyrzeczeniem. Przecież pił za darmo, zwłaszcza przegrywając! Żaden ze znanych jej mężczyzn nie opuściłby takiej okazji.
Aż wreszcie udało się im zdobyć potrzebną informację, która skierowała ich do zastępcy tutejszego zarządcy. Nazywanie go głównym sędzią trochę nie pasowało do dziury, jaką był Pfeifeldorf.

***

- Czego chcecie, obcy? Dlaczego zakłócacie mój spokój?!
- Panie Schnee
- odpowiedział mu Jost, wciąż znajdujący się pod wpływem alkoholu, a przez to pewny siebie i odważny. - Chodzi o kurę. Czy widział ją pan może? Nosiła miano Greta.
- Nie odpowiem na żadne pytania, wy... wy impertynenci! Nic mnie nie obchodzi od kogo przychodzicie, moja pozycja daje mi odpowiednie przywileje i nie zamierzam strzępić na was języka!

Uniósł głowę, praktycznie opluwając stojącą najbliżej Nastię.
- Spokojnie, panie sędzio - Jost podszedł i stanął tak blisko, że aż niemal go dotykał. Spojrzał groźnie w dół. - Tylko pytamy czy widział pan tą kurę? Nikt nie wysuwa oskarżeń...
Walter Schnee stanowił kolejny okaz ciepłej, pfeifeldorfskiej gościnności. Opryskliwy, skrzywiony w grymasie zniecierpliwienia, oburzony. Brakowało mu zdecydowanie ogłady Gephardta. Nastia z obrzydzeniem wygięła wargi, gdy z ust niewysokiego sędziego wyprysnęły kropelki śliny.

Ostentacyjnie otarła kubrak.
- My nie jakies slugi ani nie waszy podwladni, by na nas nakakiwat'. Kazali sledzstwo prieprowadit', to i prowadzim. – Gdy się gniewała, kilslevicki akcent stawał się wyraźniejszy. Panowała nad głosem, ale jej brązowe oczy błyszczały. Bezwiednie poszukała oparcia dla dłoni przy lewym biodrze, ale przecież szpada spoczywała u Lauera.
- Jesli wy nie matie niczewo wspólnego s sprawą, niet probliem. No skoro nie chcetie nam na kilka pytan odpowiediet', może próbujetie co skrywat'?
Knypek nawet w najmniejszym stopniu nie wydawał się przestraszony słowami szlachcianki. Prychnął tylko, odwracając się plecami i raźnym krokiem maszerując za biurko.
- Obcy akcent, mówić by się nauczyła lepiej. Nic wam do spraw moich, ani innych. To ja tu jestem sędzią, nie jakieś obce przybłędy! A jak będzie jakaś istotna sprawa, na pewno się nią zajmę. Kura. Pf.
- Ejże, jakbyście się mieli tym zająć to pewnie by już się ten złodziejaszek co kury podbiera, znalazł. Widocznie wam nie zależy - Jost postanowił iść na całość. Szturchnął sędziego palcem. - A może to Wy ukradliście, co? Coście robili koło zagrody Gertrudy, hę? Przecie miało Was tam nie być!

Były doker dostał po łapach od wściekle odganiającego się od niego mężczyzny.

- Zabieraj te łapy, kmiocie! Chodzę gdzie mi się podoba, też mi coś, zejść na chwilę z trasy patrolowej, którą sobie obmyślili!
Łypnął groźnie do góry, kładąc dłoń na sztylecie.
- Wynoście się stąd, zanim straż i zarządcę wezwę!
- Przecież to zarządca wskazał na Ciebie, jako źródło informacji!
- warknął Jost, podstawiając sędziemu zaciśniętą pięść pod nos. - A jak zaczniesz kogoś wzywać to Ci przywalę, rozumiesz?
Główny sędzia zaczerwienił się jak burak, znów podrywając się do góry i z marną siłą próbując odsunąć pięść.
- Wynocha! Jak... jak śmiesz! Za...zawiśniesz za to!
Soe miała już trochę dość tej czczej gadaniny. Człowieczek, który przecież był jej wzrostu, dużo gadał, ale jakoś nie widziała jego wsparcia nigdzie dookoła. Sięgnęła po sztylet i z impetem wbiła go w stół.
- Jost, mógłbyś mu złamać nos? A jeśli to nie pomoże, to będziemy ucinać palce. To zawsze skutkuje.
Bez większych emocji spojrzała mu w oczy bez podnoszenia głowy. Stojącemu mężczyźnie! Myślała, że to możliwe tylko w przypadku krasnoludów.
- W razie co powiemy, że to przez Neytza. Tak go uderzył ten alkohol, że zarządca i tak nic nie będzie pamiętał. Wszyscy uwierzą, że poznęcał się trochę na zastępcy, który ma przed nim za dużo tajemnic.
Wzruszyła ramionami, nie obchodziło jej to wiele. I tak jutro miało ich tu już nie być.

Schnee wreszcie zrozumiał aluzję i przez chwilę niemo poruszał ustami, nie wydając żadnego dźwięku. Ale nawet całkiem szybko odblokował.
- To... to są karalne groźby! Złożę doniesienie!
- Możesz nie zdążyć. Twoja pozycja niewiele mnie obchodzi –
warknęła Dziewczyna gniewnie obcym głosem, włączając się do dyskusji i głównie siebie tym zaskakując. Oczy błyszczały jej zimno, gdy prześlizgnęła na wpół tylko przytomnym wzrokiem po sylwetce mężczyzny – Ty sam obchodzisz nas jeszcze mniej. Nie byłeś uprzejmy, a powinieneś. Zadając pytania zwykle pragnie się usłyszeć odpowiedź. Zacznij więc jeszcze raz, tym razem mówiąc. – Obdarzyła go powolnym, szerokim uśmiechem szaleńca stojącego na krawędzi przepaści, pojmując przy tym w całej pełni jakim cudownie wyzwalającym uczuciem było odpowiadanie złością na złość.
- Jak nie zaczniesz gadać, to przejdziemy od gróźb karalnych do czynów - Jost wyrwał z blatu wbity tam przez Soe sztylet. - W końcu możemy to zrobić, jesteśmy przecież przestępcami, zatrzymanymi w tym pieprzonym Pfeifendorfie przez Lauera. Więc?

Uniósł dłonie do góry, we wściekłym ale i obronnym geście.
- Dobra, dobra. Byłem tam i widziałem Lennhardta von Speiera, z kurą w ręku, udającego się w stronę przeciwną do gospodarstwa Frau Gertrudy. Zadowoleni?
Nastia rzuciła mu szybkie spojrzenie.
- Von Speier? Wlascitiel wlosci, czy może jego syn?
Soe pokręciła głową.
- Tutejszy lord? Kradnący kury? Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałeś? I niby dlaczego miałby kraść kury? Jak się okaże, że kłamiesz...
Wskazała głową trzymany przez Josta sztylet. Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Jest tylko jeden Lennhardt. I przecież nie muszę nikomu mówić, że wynosi swoją własność. Całą wioska do niego należy, czyli kury także. Mogę już iść?
- Ale jaki posiadacz ziemski wykrada kury chlopom miast ich po prostu zażadat'?
- zapytała Nastia, raczej retorycznie i z namysłem, cokolwiek oszołomiona. Von Speier zwariował, a może naprawdę to jakiś przeklęty chaosycki spisek?
- Powiedztie, a o Blauesblut slyszeli wy?
- Powiedziałem co chcieliście! A teraz sobie idę!

Zaczął przepychać się pomiędzy Jostem a Nastią.

Złodziejka miała tego dość. Podstawiła mu nogę, a gdy się potknął, pomogła przewrócić, wskakując mu na plecy i waląc po głowie swoją małą piąstką. Wyjęła drugi z ukrytych sztyletów i przystawiła mu do szyi.
- Albo zaraz powiesz wszystko, zamiast wymigiwać się ogólnikami, albo już nigdy nie opuścisz tego miejsca!
Dopiero jawny akt przemocy najwyraźniej przemówił do jego zakutego umysłu.
- Nie rób mi krzywdy! Nieee! Powiem, powiem!
Nabrał oddechu.
- To Caspara Schmidta widziałem tamtej nocy! Zapytałem go co tam robił, ale powiedział tylko, że wyszedł zaczerpnąć świeżego powietrza. To zbyt ważna osobistość, bym musiał ją dopytywać albo zatrzymywać. Nic więcej nie wiem! Mogę już iść?
 
Lady jest offline