Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2010, 01:32   #53
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Wśród świstu kul i huku warczącego nad lasem helikoptera wskoczyli do Humvee, które gazując zatrzymało się przy nich. Siedząc na tylnym siedzeniu opuścił się chowając głowę poniżej zagłówków ławeczki i przymknął oczy z bólu. Kostka rwała ostrym bólem kiedy auto podskoczyło wyjeżdżając na trakt z rowu pobocza. Ktoś dostał. Chłopak. Szkoda młodego. Chujowy czas na przyśpieszone dojrzewanie. Nawet jak przeżyje ten cały syf, będzie miał przejebane do końca życia, pomyślał. Swen był tego pewien. Łyknął garść prochów znieczulających. Nie wierzył, że pomoże, ale efekt psychologiczny był tez ważny. No właśnie. Ze złością zagryzł zęby. Konował w Sing Sing uprzedzał, że stres może wznowićobjawy, ale kurwa, przecież do chuja brał tabletki tak jak tamten zalecał... chyba nikt pod pojęciem stres nie przewidywał regularnej wojny z wojskiem i bandą żywych trupów. Co za bagno. To było takie realne. Był pewien, że to Jeny. Okazało się, że stara suka policyjna. Na dodatek zarażona. Żałował w tym wszystkim, że jebana halucynacja nie pozwoliła zobaczyć twarzy córki. Kurwa, chociaż tyle by z tego miał. Kładąc karabin na kolanach przycisnął rękę do piersi. Portfel ze zdjęciem był na swoim miejscu. Goran otworzył oczy rozglądając się niemrawo wokoło.

- Masz – wcisnął mu niemal do gardła kilka tabletek – może pomoże.

Jorg odwrócił głowę od kumpla. Starał się nie wciągać z samym sobą w dyskusję, czy to jest jego wina. Pewnie była. Nie patrząc na Jugola było łatwiej o tym nie myśleć. Martwił się, że to może być coś poważniejszego jak wstrząśnienie mózgu. Miał nadzieję, ze się Markovich szybko zrzyga, rozwiewając wątpliwości Jorgenstena, który tymczasem z trudem rozpiął suwak harleyowego buta i ostrożnie osunął skarpete. Noga była obrzęknięta, ale nie widział jeszcze żadnych sinych plam. Być może nic tam sie nie rozlało, dumał z niechęcią przyglądając się nodze. Ta sama z którą od dwudziestu lat ma problemy. Może to tylko lekkie skręcenie. Wiedział, że jeśli skomplikowane, to ma przejebane na całej linii. Do trzech miesiąców z bańki; których nie ma. Ani kompresów, ani bezruchu ani elewacji. Zaśmiał się na głos odpalając dwa papierosy na raz. Drugiego podał Jugolowi, który łapczywie wciągał dym gryząc peta. Goran nawet nie miał siły podnosić rąk do dymiącej fajki, taki był niemrawy.

Zajechali do górskiego schroniska. Wojsko deptało im po piętach. Nie mogli sobie odpuścić. Czyż nie mają wspólnego bardziej groźnego wroga?

Prospect był w opłakanym stanie. Green robił co mógł. Swen ze zrozumieniem kiwnął głową. Murzyn zniknął w budynku niosąc młodego na rękach. Jorgensten pytającym wymownym wzrokiem spojrzał na Marię pokazując jej ranę na policzku drwala. Jeśli w ten sposób przenosi się zarażenie to pierwszy strzeli mu w łeb. Później na boku pożegna się z Goranem...

Naćpany Radcliff odezwał się pierwszy wydając rozkazy. Widocznie razem z dezerterem mieli już jakiś plan. Dać takiemu mundurek ciecia i już myśli, ze jest generałem, z wzgardą pomyślał otwierając tylne drzwi Land Rovera. Jednak gość miał rację. Przydadzą się każde ręce do ściskania spustów.

W pośpiechu zsunął wieko skrzyni wypełnione karabinami. Wyciągnął M4.

- Tak się odbezpiecza. – pokazał machinalnie – Tak zmienia ogień. Tak ładuje klipa. - recytował - Strzelajcie krótkimi seriami. To nie kałasz, ale odrzut jest. Celujcie po torsach. – Wiedział, że i tak większość z nich będzie strzelać Bogu w okno. - Weźcie ze soba Gorana do budynku - poprosił niemal błagalnym tonem.

Dokuśtykał do Humvee i wyjął kilka ładunków, przeklinając rwącą stopę.

- Chodź tu! – ponaglił drwala przyzywając go głową. Wyglądał w końcu na silnego i wysportowanego faceta.

Ustawił przy nim odbiorniki na dwóch ładunkach i powiedział.

- Tam przy zakręcie połóż po obu stronach drogi i przysyp piachem wskazał ręką na opadający zakręt około stu metrów za nimi - i wtedy wciśnij ten przycisk. – wyjaśniał siląc sie na spokój - Kumasz? Sam bym to zrobił, ale nie dobiegnę. Goń chłopie ile masz pary w nogach. Później spierdalaj do piwnicy. Będęcię osłaniał w razie potrzeby. - Ile potrzeba by przebiec dwieście metrów, pytał się w myślach? Pół minuty? Góra czterdzieści pięć sekund z podłożeniem materiałów.

- David! Widzisz te choinki na wzniesieniu? – drewniana palisada kończyła się kilkoma iglastymi drzewkami nieopodal drogi. - Schowaj się i nie wychylaj nosa dopóki nie usłyszysz wybuchu. Później wal po plecach tych na dachu i piechurów jak zacznie się wymiana ognia. Pamiętaj nie wcześniej.
Sam zarzucił karabin przez plecy, wziął kolejne trzy ładunki i pokuśtykał po drodze w stronę z której przyjechali. Po dwudziestu metrach, które wydawały sie wiecznością, w miejscu gdzie najprawdopodobniej zatrzymają się oba Humvee, ułożył dwa kolejne uzbrojone C4. Później pewnie podjadą bliżej. Jeśli tak, zdetonuje ładunki. Nie wiedział, ile jeszcze ma czasu, więc biegł na wzgórek przy schronisku, gdzie spowite we mgle sterczały krzaki. Położył się w trawie na brzuchu i odbezpieczył karabin. Obok ułożył transmitery zapalników i jeden uzbrojony ładunek, który potraktuje w ostateczności jak granat. Będzie osłaniał drwala jeśli tamten ma na tyle jaj żeby zrobić to, o co go prosił. Co trzeba było zrobić w razie odwrotu Humvee lub nadjeżdżających posiłków wojska.

Nigdy nie był strategiem, ale coś tam mu w głowie z wojska chyba zostało. Myślał sobie, że kiedy przyjadą i zobaczą puste wozy, to pewnie od razu je przeorają zostawiając sito, później wezmą się za budynek. Jeden chuj, myślał sobie, aby tylko wysypali się z aut. Kiedy to zrobią zdetonuje najbliższe nich ładunki. Bardziej zależało mu na zdjęciu piechurów jak uszkodzeniu Humvee, które cholernie były im potrzebne na później. Krzyżowy ogień M4 na strzelców na dachu i niedobitki.

Najgorsze w tym wszystkim było, to, że jeśli facet z połamaną ręką nie mylił się, bedzie wojna na dwa fronty. Jebać to. W tej chwili każda z trzech stron miała konkretnie przejebane. Ciekawe która najbardziej? Coś mu mówiło, że nie wyjdzie z tego cało.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 16-11-2010 o 14:31. Powód: zmiana imion: Green na David w dialogu
Campo Viejo jest offline