Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2010, 14:22   #93
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Dhiraj starał się skupić uwagę na Chucku, tak jak i jego uwagę na sobie, niestety okoliczności nie były sprzyjające. Z jednej strony, zwłoki które ożyły i które zaledwie przed momentem zostały... ostatecznie zabite, w sposób nad wyraz brutalny i niemiły dla oka, a z drugiej Vinnmark, ogromny górnik tracący powoli kontrolę nad sobą. Nie należy zapominać, że jeszcze kilkanaście minut temu uciekali przed grupą agresywnych osób, które z niewiadomych przyczyn zmieniły się w krwiożercze istoty. Teraz siedzieli w pomieszczeniu, z którego było tylko jedno wyjście, póki co opanowane przez napastników. Ciężko było znaleźć pozytywy, które pomogłyby ustabilizować emocje barmana, ciężko były pomóc oswoić się mu w kilka minut z tym, co niedawno przeszedł. Ciężko było również doktorowi zachować spokój. Była to sytuacja zupełnie nieprzewidywalna i niecodzienna, zupełnie co innego niż czyjaś depresja, klaustrofobia czy mania prześladowcza. Bezpośrednie zagrożenie życia jest nieporównywalne z jakimikolwiek zaburzeniami.

Mimo swego zdenerwowania i męczącej go niewiedzy dotyczącej zaistniałej w bazie sytuacji, starał się zachować choćby pozory spokoju. Pozwalała mu w tym rozmowa z Charlesem. Praca odprężała go, o ile nie było jej za dużo. Lubił pomagać innym, czuł do tego powołanie, teraz więc rozmowa pomagała nie tylko jego pacjentowi, ale i jemu samemu. Mógł odciąć się od obecnych wydarzeń i zająć się tylko siedzącym naprzeciw niego mężczyzną. Nie mógł jednak odciąć się całkowicie, co jakiś czas zerkał kątem oka na Kamini próbującą ustabilizować stan nieprzytomnego Louisa.

Barman powoli dochodził do siebie, chociaż w równym stopniu zawdzięczał to doktorowi, jak i mieszance, którą popijał z płaskiej buteleczki. Może pomagała również muzyka, która leciała leżącego obok WKP?
Na pochlebstwa Chucka hindus uśmiechnął się.
- Bo jesteś dobrym psychologiem. Umiesz wysłuchać kogoś, gdy tego potrzebuje, umiesz zdystansować się do jego słów i rzucić krótki, ale pokrzepiający komentarz. A od psychiatry takiego jak ja różnisz się tym, że ja mam uprawnienia do przepisywania leków, Ty zaś serwujesz swoim klientom przeróżne napoje, które pomagają im się wygadać i chwilowo polepszają nastrój. Często dzięki osobom takim jak Ty ludzie mają odwagę zwrócić się do osób takich, jak ja. Widzisz, to wszystko jest...

Doktorowi przerwał cichy, zduszony niemalże w zarodku krzyk jego żony. Szybko odwrócił się i zauważył, jak Louis, przed chwilą jeszcze nieprzytomny, przygniótł Kamini swoim ciałem i, na jego oczach, ugryzł ją w ucho.
-NIEEE!
Oni wiedzą? Co mają wiedzieć? Że ugryziony staje się ciepłolubny? Tylko Ci dwoje wiedzą. Który dwoje? Ci w tym pomieszczeniu. To czemu nie powiedzą innym? Nie wiem. A może będą się pieprzyć? No, może. On wygląda na ogiera. No, może. A ona... No, może. Aha... I oni wszyscy zginą? Oni wszyscy? No tak, oni wszyscy zginą? Nie. Nie? Nie teraz. Nie? Raczej nie. A kiedy? Pewnie pod koniec. Dlaczego tak sądzisz? A mają jakieś szanse? Jakieś mają. A ludzie który mają tylko jakieś szanse zazwyczaj te szanse zaprzepaszczają. Dużo wiesz o ludziach. No. Są zabawni. A według mnie tylko bywają zabawni. No, może. A teraz cicho, oglądaj dalej. Zaraz powinno się zacząć. Ale co zaraz powinno się zacząć? Rzeź. Myślisz, że zacznie się rzeź? No, może...
Na szczęście Seamus i Charles wykazali się większą przytomnością umysłu i refleksem, jeden z nich zdołał szybko oderwać i unieruchomić oszalałego Venturrę, drugi najpierw roztrzaskał mu na głowie butelkę, a potem bezlitośnie potraktował paralizatorem, pozbawiając go tchu. Zanim ciało napastnika upadło na posadzkę, Dhiraj siedział już przy żonie, oglądając ranę. Nie wyglądało to przyjemnie, ucho było częściowo, a dokładniej, w większości, oderwane od głowy, z rozerwanej nasady sączyła się krew. Adrenalina buzująca w żyłach doktora pozwoliła mu opanować drżenie rąk i, przy pomocy medpaka, zabezpieczyć i zalepić syntskórą ranę.

- Kochanie, spójrz na mnie, wszystko będzie dobrze, już daję Ci morfinę, tylko się nie wierć.
Tak mocny środek przeciwbólowy miał nie tyle łagodzić ból fizyczny, ale przede wszystkim otępić na jakiś czas roztrzęsioną kobietę.
Jedną rękę podłożył jej pod głowę, odchylając ją lekko do tyłu i ułatwiając tym samym oddychanie, drugą zaś ścisnął jej dłoń. Powstrzymał łzy napływające mu do oczu, uśmiechał się tylko pokrzepiająco do niej i szeptał, niczym mantrę: "Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze..."
Obawiał się, że jednak nie będzie.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline