| Inkwizytor uśmiechnął się i z wyższością spojrzał na proboszcza. Zwyciężył, każdy to wiedział. A przynajmniej na chwilę obecną był wygrany... - Mój panie- zwrócił się inwkziytor do Vincenza- Czy sługa papieski, czyli moja skromna osoba, mógłby być nieprzygotowany do natychmiastowego działania by uniknąć skandalu? Przed drzwiami, w kordonie, stoi nasz medyk, brat Armel, który miał okazje leczyć urazy nabyte podczas upadku z konia samego Franciszka I! - mówił z nienaganną kulturą inkwizytor- Księże proboszczu, proszę o wprowadzenie moich przyjaciół...
Ksiądz- klnąc pod nosem całą rodzinę inkwizytora i wytykania mu, że winien nazywać go conajmniej kardynałem- podążył w kierunku chłodnych korytarzy katedry. Po chwili zniknął już za jedną ze starych, wzorowanych na romańskich dziełach, kolumn. - Medyceusze zaszczycili nas swoją wizytą- Leonardo byłby napewno szczęśliwy- zaczął odrazu inkwizytor, widać było, że czekał na zniknięcie klechy- Sprawa jest na tyle poważna, że możliwy jest też nakaz pochowania zmarłego na nieświęconej ziemi... Nic nie sugeruje, jaśnie panie, lecz jedynie uprzedzam.- po swych słowach starszy z inkwizytorów odszedł na kilka kroków, poczym zaczął poprostu bawić się swymi pierścieniami.
[user=2530, 2226]Z odległości owych kilku metrów jednak westchnął w kierunku Vincenza: - Inkwizycja nie ma tu wiele do działania, większość naszych współpracowników jest aktualnie zamrożonych... Potrzebujemy kogoś, kogo wpuszczą na wszelkie salony, komu zaufa nawet spowiednik królewski... - inkwizytor szybkim krokiem podszedł do jednej z ław, specjalnie ozdobionej dla wiernych i położył tam kawałek papieru. Gdy Vincenzo podszedł bliżej przeczytał pierwsze słowa i nie musiał czytać już dalej- doskonale znał tą formułkę... Współpraca z inkwizycją w zamian za nietykalność i dostęp do wielu wiadomości... Ale czy warto?
[Tom Atos- napisz UW skierowaną do mnie i Pikazza z decyzją Vincenza, a potem ciąg dalszy postu][/user]
Wtem do wnętrza, pod sam ołtarz, przybyła pozostała piątka inkwizytorów. Jeden z nich- zapewne lekarz- dźwigał ogromną, czarną walizkę, gdzie ciągle coś się o siebie obijało- pełno medykamentów, narzędzi i ziół. - Więc, wspaniały Medyceuszu, gdzie ma odbyć się zabieg?- zwrócił się łapiduch (czy raczej w tej chwili kroiduch) do Vincenza z uśmiechem. Ten już chciał się odezwać, lecz inkwizytorzy szybko wzięli trumnę i zanieśli ją do małego pomieszczenia, które niechętnie wskazał proboszcz.
Już po kilku chwilach wszystko było przygotowane- kadzidło, które miało zabić zapach, pełno sprzętu do krojenia, płynów i ziół... Szybkie wyrwanie kilku gwoździ, skrzypnięcie wieka trumny i oczom Vincenza ukazał się stary Leonardo- siny i pełen strupów na ciele. - Bracie Gabrielu, proszę pisać. Stan zmarłego- w normie, prócz wielu strupów na ciele. Co pod nimi? Ah tak, ranki, dziękuje Armelu. Większych ran czy niedawno zasklepionych blizn nie ma, więc nie zginął od ciosu. Tak bracie, proszę ciąć. - mówił i dyktował najstarszy z inkwizytorów, opisując bratu Gabrielowi ciało- Krew z odcieniem czerni, czasem się pojawia- też norma. Płuca w całości, trochę niewydolności przy oddychaniu. Bracie, nie trzeba szukać serca, to nam do niczego nie potrzebne. Gałki oczne- mocno przekrwione, pewnie cierpiał na bezsenność. Może bał się czegoś, warto określić przyczynę. W każdym razie nie ma żadnych urazów fizycznych...- wymruczał pod koniec pełen zamyślenia inwkizytor- Trzeba by było to zbadać...
Tymczasem przed katedrą było coraz gorzej- zrażeni pojawieniem się inkwizycji ludzie coraz bardziej burzyli się przeciwko czekaniu tej godziny, chcieli już wejść do katedry, a gdy proboszcz powiedział, że uroczystość odbędzie się jeszcze 2 godziny później- mało brakowało do zamieszek! Wiele krzyków, kilka omdleń- ludzie nie wiedzieli, co się dzieje... Napewno coś z nie tak z Leonardem... Ale co? Setki spekulacji, miliony słów... |