Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2010, 00:26   #6
Isengrim Faoiltiarna
 
Isengrim Faoiltiarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Isengrim Faoiltiarna nie jest za bardzo znany
-"Siedem pensów za dzień... Niezbyt dużo, biorąc pod uwagę ryzyko zawodowe najemnika" - przemknęło mu przez głowę, kiedy słuchał przemówienia krasnoluda. Na razie jednak nie przejmował się tym zbytnio - po wypłacie żołdu zawsze mógł zaproponować kilka partyjek w karty i nieco dorobić. Co prawda jego dyżurna znaczona talia leżała teraz rozsypana na podłodze karczmy w Bisendorfie, a w plecaku miał tylko drugą, uczciwą, do pokazywania strażnikom, ale nawet z taką talią był w stanie używając kilku sztuczek przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie iść do kwatermistrza po puklerz i buty, gdyby miał jakieś porządne na stanie, ale uznał, że równie dobrze może się przejść rano. Na razie bardziej interesowała go poruszona przez krasnoluda kwestia wyżywienia. Po wyjściu dowódcy z namiotu usiadł na swojej pryczy, wyjął z plecaka karty i zaczął układać pasjansa.
-Nasi towarzysze nie są zbyt rozmowni, prawda? - powiedział, przywołując na twarz sympatyczny uśmiech, zwinnym ruchem palców przetasowując karty. - Jestem Rannalt. Jak się do was zwracać, towarzysze broni? Musimy w końcu być zgranym oddziałem, stać ramię w ramię na polu bitwy i wspólnie dawać odpór niebezpieczeństwom - stwierdził z lekką kpiną w głosie, po czym zaczął rozkładać karty przed sobą, cały czas patrząc na przebywających w namiocie. We wnętrzu obu jego dłoni, szybko rozkładających karty, dało się zauważyć tatuaże w kształcie litery X.
Edit rozłożyła się na najbliższej pryczy. Wyciągnęła nogi i przyglądała się, jak jej towarzysz tasuje karty. Sama niczego od Hansa na razie nie potrzebowała. Siedziała w milczeniu.
Rannalt zaczął drugiego pasjansa. Przez parę sekund swoją uwagę skupił na kartach, żeby równo je rozłożyć, po czym podniósł wzrok na siedzącą na pryczy dziewczynę.
- Nasz oddział słabo się integruje, nie uważasz? - powiedział. - Jestem Rannalt. Jak się zwracać do ciebie?
- Tak. Ale to raczej nie powinno nas dziwić. Wszyscy jesteśmy pomęczeni. - uśmiechnęła się. - Na imię mi Edith, ale nazywaj mnie jak chcesz.
- Co prawda to prawda... Mam pytanie, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Nie, pytaj śmiało.
- Dlaczego się zaciągnęłaś? Nie obrażaj się, ale na wojowniczkę nie wyglądasz - powiedział i uśmiechnął się lekko. Szybko przełożył kilka kart, po czym spojrzał przez chwilę na układanego pasjansa.
Edith zamyśliła się na chwilkę. Podniosła wzrok uśmiechając się do towarzysza.
- To długa historia.
- Mam dziwne wrażenie, że wszystkie historie są takie - odpowiedział uśmiechem na uśmiech. - w końcu nikt normalny, bez żadnych problemów, nie wybrałby takiego życia. Grasz w karty? - spytał, zbierając talię.
- Mhmmm - pokiwała głową i przeniosła się na pryczę kompana. - Powiedzmy, że nie znalazłam się tu z własnej woli. Wszystkie decyzje podejmowano za mnie. A ty? Jak ty tu trafiłeś?
- Pusty mieszek oraz seria pozornie nie powiązanych ze sobą zbiegów okoliczności - przetasował karty.
- Rozumiem - mruknęła. - Śmieszne, że życie kręci się wokół pieniędzy, nie uważasz? Zamiast z niego korzystać ludzie po prostu chcą mieć więcej za coraz wyższą cenę.
- Ciekawe podejście... Ale zbliżamy się niebezpiecznie do filozofii, a to bardzo groźna rzecz na trzeźwo - powiedział wesoło. - Niedługo przyjdzie pora na kolację, prawda? Trzeba się wybrać do kwatermistrza, bo może nie wystarczyć dla wszystkich... Może przy okazji uda się wydębić od niego coś, co pomoże nam w rozwijaniu myśli o materializmie.
- Chętnie bym się napiła - uśmiechnęła się wesoło - ale dziś wieczór wolę jednak jeszcze zostać trzeźwa. Libację trzeba przełożyć na kiedy indziej.
- Zaproszenie cały czas będzie aktualne - odpowiedział.
- Cieszę się. Jak tylko wrócą mi siły dam ci znać. Hmmm, czy ty nie masz przypadkiem kart w rękawie? - spojrzała na jego ręce unosząc wesoło brwi.
- Ja? Nigdy w życiu - odpowiedział z uśmiechem. - Karty w rękawie to sztuczka dla początkujących... Poza tym później nie zgadza się ich ilość w talii.
- Czyli rozumiem, że umiesz oszukiwać? - zmrużyła oczy.
- Nie nazwałbym tego oszustwem... Ot, takie tam żarty - ponownie przetasował talię. - Na pewno nie chcesz zagrać? Nie na pieniądze. Przynajmniej do pierwszej wypłaty - uśmiechnął się.
Z zewnątrz dobiegło ich wołanie kwatermistrza. Głośnym waleniem w patelnię oznajmił, że kolacja jest gotowa. Dziewczyna zerwała się.
- Przepraszam. Zagramy później. Umieram z głodu. Nie masz nic przeciwko?
- Nie, oczywiście że nie. Sam z chęcią coś zjem...
Uśmiechnęła się i co sił wybiegła z namiotu. Kolejka mierzyła już paręnaście metrów, choć nie minęła jeszcze minuta.
 
__________________
"BEG FOR MERCY! Not that it will help you..."
Hoist the banner high! For Commoragh!!!

Ostatnio edytowane przez Isengrim Faoiltiarna : 19-11-2010 o 14:33.
Isengrim Faoiltiarna jest offline