Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2010, 16:43   #40
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Tzimisce zaprosił gości gestem do środka, dając jednocześnie znak Peterowi, że wszystko gra. Czarnoskórzy wizytatorzy byli bardzo zuchwali, mięli jednak przewagę i doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Jak się okazało, przybyli tu, żeby zaszantażować młodych kainitów. 5 tysięcy dolarów za jedną osobę w zamian za nie doniesienie księciu o ich obecności w mieście. Kurt nie dziwił im się, mięli okazję zarobić, więc dlaczego nie? Problem w tym, że byli oni zależni od Wasyla, nie powinni decydować bez jego wiedzy, lub choćby wiedzy Constantina. Wszystko działo się nie w porę, bardzo nie w porę.
Chociaż nie, nie wszystko.

Następnego dnia wszystkie starsze wampiry przybyły bardzo w porę, przed trójką stołecznych wampirów. Niestety, nie oznaczało to końca kłopotów. Stary Tzimisce był wściekły, a reszta podminowana lub nawet wystraszona. Gdziekolwiek byli i cokolwiek załatwiali, nie poszło zbyt dobrze. Nawet, gdy główny manipulator poszedł na poddasze, w salonie panowała ciężka atmosfera, żaden z młodych nie odważył się (a może nie pamiętał?) wspomnieć o szantażystach, którzy mięli przybyć tu lada moment.
Nie minęło wiele czasu nim Wasyl zszedł do swojej trzódki i, w znacznie lepszym humorze, wydał rozkazy podopiecznym. Kurt nieco zdziwił się tak nagłej zmianie nastroju. Fakt, jego Stwórca był urodzonym aktorem, jednak miał jednak wrażenie, że coś pomogło mu się uspokoić. Coś, co chciał utrzymać w tajemnicy przed innymi. Ciekawe tylko, co to mogłoby być, jeśli w ogóle to prawda...
Chłopak posłusznie zabrał wymagane rzeczy z pokoju i ruszył do wyjścia. mijając przedstawicielki Lasombra oraz Wasyla, czekającego cierpliwie aż wreszcie wyjdzie.

MacArthur nie przejmował się bardzo tym, że Stwórca nie powiadomił go wcześniej o swoich planach. Po pierwsze, nie było okazji, po drugie, jakby nie patrzył, był jego podwładnym i nie oczekiwał, że tamten będzie się z nim konsultował. Chociaż miło byłoby teraz dowiedzieć się, gdzie jadą i co będzie musiał zrobić, jednak wolał nie nalegać. Szczególnie, że przypomniał sobie o murzynach, którzy mieli ich odwiedzić. Nie zdążyli jeszcze daleko odjechać, uznał więc, że jeszcze warto powiadomić o tym starszyznę.

- Wasylu, Constantinie... Wczoraj, zaraz po Twoim wyjeździe- chłopak wskazał Nosferatu- przyjechały do nas okoliczne wampiry, czarnoskórzy gangsterzy jacyś. Przyfilowali nas, że nie stawiliśmy się od tygodnia u Księcia i zagrozili, że jeśli nie damy im kasy, łącznie dwudziestu tysięcy, to nas wydadzą. I wiedzieli tylko o naszej czwórce. I... - zająknął się, wiedząc, że powinien wspomnieć o tym wcześniej.- No i mają przyjechać dzisiaj po odbiór tej kasy...- zamilkł, wodząc wzrokiem po obu starszych kainitach.,
Wasyl spojrzał na Kurta. Przez długą chwilę wpatrywał się w niego. Po czym rzekł:
- Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?
Wasyl był najwyraźniej zły. Jego mina wyrażała gniew i zawód.
- Teraz muszę polegać na Rebece i na jej młodej - stwierdził Tzimisce - Mam nadzieję, że sobie poradzą.

Młody wampir przygryzł wargi i ze skruchą spuścił wzrok. Ale najgorsza była świadomość, że Wasyl ma rację, powinien był powiedzieć mu o tym wcześniej. A przed tym nie ucieknie.
Po chwili usłyszał jakiś krzyk dobiegający gdzieś zza jego pleców, jak się szybko domyślił, z bagażnika limuzyny. Gdy spojrzał an Wasyla, ten zdradził mu do kogo jadą. Jeśli Kurt nie myli się w swoich przypuszczeniach, to zapowiadała się ciężka i straszna noc.

Wysiedli pod drapaczem chmur, w którym znajdował się kompleks biurowy Ignatowicza i w asyście ochroniarza udali się do windy. Miejscem spotkania była obszerna, lecz teraz prawie całkowicie pusta, sala konferencyjna. Rosjanin siedział na dużej kanapie i wyglądał okropnie, ze zdeformowanym i powiększonym tułowiem oraz trzema parami nóg.

Przebieg krótkiej rozmowy Wasyla z biznesmenem świadczył o całkowitym poddaństwie tego drugiego. Przepraszał w kółko, starając się nie zdenerwować niebezpiecznego gościa. Kurt zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby dla Rosjanina zbratać się z Camarillą, pewnie też nie byli mili, jednak chyba nie byliby dla niego tak okrutni. Chyba. A co jeśli Camarilla to po prostu druga strona konfliktu, nic więcej? Co, jeśli są tacy sami jak Sabat, jak Wasyl? Fakt, mają inny stosunek do ludzi, ale co poza tym? Czyżby byli tak samo bestialscy, podstępni i chciwi co jego wampirzy ojciec? Możliwe.
Dla Ignatowicza płaszczenie się przed Petrescu było na pewno bolesne, w końcu szef mafii dąży do sytuacji zupełnie odwrotnej. Niemniej jednak na pewno chciał wrócić do poprzedniej postaci, tej dwunożnej, a całkiem możliwe że Camarilla nie była mu w stanie tego zapewnić. Chłopak przestał zaprzątać sobie tym głowę, przecież przez dwa tygodnie nie może dowiedzieć się i zrozumieć wszystkiego. Póki co i tak nie ma możliwości wyboru strony konfliktu, a przedstawianie sobie samemu argumentów i kontrargumentów w postaci domysłów i spekulacji może spowodować tylko ból głowy.

Gdy wymiana tak zwanych uprzejmości między dwójką Europejczyków dobiegła końca, ku zdziwieniu MacArthura jeden z mężczyzn w czarnych garniturach wręczył mu teczkę, zaś gospodarz zaczął zwracać się bezpośrednio do niego. Jak się okazało, wewnątrz były dokumenty potwierdzające jego istnienie jako Leonarda Dobsona. Było nawet prawo jazdy, przed wyrobieniem którego Kurt tak dzielnie bronił się przez te wszystkie lata życia. Teraz oficjalnie zarządzał firmą ubezpieczeniową w Azji. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie przeszkodzi tu brak jakiejkolwiek znajomości choćby jednego języka z tej części globu, szybko doszedł jednak do wniosku, że, jako kierownik, od takich rzeczy ma ludzi. A przecież po angielsku też się można dogadać w Tokio, czy gdzieś tam...
Gdy dowiedział się o kontach bankowych oraz o dostępie Wasyla do nich, próbował zrozumieć, dlaczego stary Tzimisce chciał, żeby o tym wiedział. Gdyby przemilczał fakt, że może w każdej chwili osuszyć źródełko gotówki, mógłby śledzić transakcje podopiecznego, wykryć ewentualną zdradę, czy coś... A teraz? Pokazał swoją wyższość, to, że kontroluje wszystko i może zrobić wszystko, jeśli tylko będzie miął taki kaprys... No i może wystraszyć młodzika i zniechęcić do prób zdradzenia go. Niemniej jednak, niezależnie od korzyści, jakie odnosi Wasyl, Kurt potrzebował pieniędzy. W polityce, zarówno tej ludzkiej jak i wampirzej, grają one ważną rolę.

Gdy już wszystko obgadali, obaj Tzimisce zabrali się do przywrócenia Rosjaninowi normalnej postaci. Wasyl mówił prawdę ostrzegając go, że ból będzie znacznie większy, co dało się w pełni usłyszeć. Przez kilka godzin chłopak musiał wysłuchiwać najstraszniejszych wrzasków, jakie kiedykolwiek dotarły do jego uszu. Nie mógł wyobrazić sobie, przez co przechodzi mafiozo, a że był współtwórcą jego bólu, czuł się poniekąd winny. Zauważył jednak jeden pozytyw- lepiej kontrolował swoją moc, wyraźnie wyczuwał choćby najmniejsze mięśnie, mógł też swobodnie manipulować tkanką tłuszczową, kości jednak nadal pozostawały właściwie nietykalne. Wasyl dobrze o tym wiedział i tym razem chłopak miał więcej pracy, niż poprzednio, a już na pewno więcej, niż by chciał. W przeciwieństwie do Stwórcy, nie czerpał z tego żadnej przyjemności i nie mógł zrozumieć, jak ktokolwiek mógłby. Tzimisce był pierwszą tak okrutną osobą, jaką spotkał. Dotychczas myślał, że tylko czarne charaktery z filmów mogą być tak bezlitosne, mylił się jednak. Przy starym wampirze byli tylko przedszkolakami zabierającymi czapkę młodszemu przedszkolakowi a to, co oni nazywali torturami, on nazwałby zaczepkami.

Gdy wreszcie skończyły się tortury, zarówno Ignatowicza, jak i Kurta, przyprowadzono pożywienie dla osłabionego biznesmena. O dziwo, wysuszenie obu kobiet zajęło mu zaledwie kilka minut, a przypominało żywiącego się... Nie, chłopak nie wiedział, do czego może to porównać. Nie był pewien, czy jakiekolwiek zwierze tak łapczywie i agresywnie się odżywia.
Następnie przeszli do gabinetu, gdzie młody kainita dowiedział się o swoim zadaniu.

- Kurt sprawa jest prosta. Mamy namiar, a ty musisz się tam włamać i skopiować jak najwięcej danych. Jasne?
- Jak słońce- "przed którym musimy się chować", dodał w myślach.

Przestawił krzesło tak, żeby mieć odpowiednie oświetlenie, mimo iż wzrok nie mógł mu się już popsuć, i usadowił przy biurku. Reszta wampirów obserwowała go, co, szczerze powiedziawszy denerwowało go trochę, nie miał jednak odwagi prosić ich o wyjście z gabinetu lub choćby zajęcie się czymś innym. Uruchomił laptopa i załadował oddzielny system operacyjny, w końcu tylko amatorzy włamują się przy użyciu Windowsa. Achillesa stworzył z kumplem w czasie studiów, opierając się mocno o Unixa. Od innych, użytkowych systemów różnił się przede wszystkim tym, że miał zaimplementowane już w rdzeniu bariery ochronne i narzędzia szyfrująco-przekierowujące sygnał tak, że laptop był właściwie nie do namierzenia. Oznaczało to tyle, że gdy tylko ktoś złamał pierwszy szyfr próbując go namierzyć, użytkownik dostawał sygnał i jakieś 5 minut na zerwanie połączenia z siecią. Było też kilka innych zintegrowanych programów przydatnych hakerowi, napisanych między innymi przez Kurta.

Zlokalizowanie serwera było banalne, tak jak i przejście pierwszej linii ochrony, która służyła właściwie jako obrona przed zbłąkanymi i wścibskimi nowicjuszami. Dalej było znacznie ciężej. Prosta wizualizacja systemu ochronnego, jaką przedstawiono choćby w filmie "Hakerzy" z Angeliną Jolie, nie jest zwykłym zabiegiem mającym przyciągnąć uwagę widza. Zabezpieczenia tworzą pewne układy czy figury, oczywiście po przedstawieniu ich w fizycznej formie. Oczywiście dobry haker tworzy na bieżąco mapę systemu w swojej głowie, jednak przy poważniejszych systemach zbyt mocno obciąża to mózg, łatwo o pomyłkę. A to był zdecydowanie kawał dobrej roboty. Jednak po wstępnych oględzinach Kurt zdał sobie sprawę, że zna ten schemat. Nie dokładnie, jednak jest kilka charakterystycznych pułapek i sztuczek, które zna, nie mógł sobie jednak przypomnieć, skąd. Gdy był już bliski osiągnięcia celu, pod linią komend pojawiła się mała ramka komunikatora korzystającego z kąt ICQ. Ktoś się do niego odezwał? Ale kto? Gdy tylko zobaczył nick, od razu przypomniał sobie hakera, z którym jeszcze niedawno współpracował. RaZoR.
RaZoR: Oj nie ładnie włamywać się na mój serwer Taki z ciebie kolega?
FreeQuit: Oj jakbym wiedział, że to Twój serwer, to bym grzecznie o pozwolenie poprosił :P Stary, to sprawa życia i śmierci. Głupia prośba, ale daj mi czas do świtu, tak ze względu na naszą znajomość, co?
RaZoR: Czego potrzebujesz?
FreeQuit: Czasu i pełnego dostępu. Uwierz mi, gdyby to nie było ważne, nie prosiłbym Cię o coś tak absurdalnego. Jeśli nie, to przynajmniej daj mi spokój i zapomnij o moim wtargnięciu.
RaZoR: He, he. Masz duże wymagania. A czy ty wiesz, czyj to serwer człowieku. Wiesz o co prosisz? Musisz mieć ten dostęp dzisiaj?
FreeQuit: Wiem czyj i wiem o co proszę, dlatego zrozumiem, jak mnie zostawisz i będę musiał przebijać się przez osłony na własną rękę. Ale wybacz, muszę mieć te dane. Dzisiaj, do świtu.
RaZoR: Wydaje mi się, że nie wiesz o co prosisz. Gdybym spełnił twoją prośbę byłoby po nas
FreeQuit: Znikaj więc, sam sobie poradzę. Postaram się zatrzeć ślady, jeśli to ma Ci uratować tyłek. Do zgadania w lepszych okolicznościach.
RaZoR: Stary ja naprawdę nie mogę ci na to pozwolić. Ty nie rozumiesz w co chcesz wdepnąć. A gdybym próbował ci wyjaśnić, uznałbyś mnie za wariata. Proszę cię odpuść.
Kurt zerknął na Wasyla. Czekał cierpliwie, lecz choć wyglądał na spokojnego, mógł być bliski wybuchu. Postanowił nie tracić więcej czasu na przekonywanie dawnego znajomego i zająć się robotą. Domyślał się, że tamten też jest wampirem (a jeszcze miesiąc temu taka myśl wydawałaby się jedną z najbardziej absurdalnych, jakie mogły przyjść mu do głowy) nie był jednak pewien, czy może o tym z nim rozmawiać, a nie miał czasu na wewnętrzną debatę.

Gdy dostał się na serwer najpierw wgrał zakamuflowanego robaka, który podszywa się pod rejestr operacji na plikach, przez co wszystkie operacje zapisywane są do niego, nie zaś do właściwego rejestru. Robak ten zostaje wyczyszczony i podmieniony za dowolny plik znajdujący się w koszu w momencie wylogowania się z serwera, dzięki czemu nikt nie powinien się dowiedzieć, jakie pliki ściągał włamywacz. Bardzo przydatne do cichych włamań, teoretycznie niezawodne, praktycznie było kilka błędów, które mogły zostawić ślady po włamaniu, jednak informacje na temat wykradzionych danych były nie do odtworzenia.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby RaZoR odpuścił MacArthurowi, tak się jednak nie stało, sumiennie odnajdywał intruza i wyrzucał go z serwera za każdym razem. Na szczęście, to nie uniemożliwiało kopiowania plików, tylko nieco je przedłużało. W konsekwencji pobrał nieco ponad jedną czwartą danych, z czego wszystkie wybrane osobiście przez Wasyla jako "te wyglądające ciekawie".

- Kurcie, kończ, zbliża się świt. Będziesz potrafił to powtórzyć, gdy zajdzie taka potrzeba?- spytał Wasyl stając obok chłopaka.
- Tak, nie powinno być problemu. A właściwie, nie więcej niż dzisiaj.

Gdy tylko FreeQuit samodzielnie opuścił serwer, RaZoR ponownie się odezwał.
RaZoR: Nic się nie zmieniłeś stary, ciągle tak samo uparty. Gratuluje, kawał dobrej roboty. Musimy jednak pogadać, o ile oczywiście masz ochotę. Mam nadzieję, że wiesz co robisz kopiując te dane.
FreeQuit: Prawdopodobnie wdeptuję z jednego gówna w drugie... Ale zgadzam się, wypadałoby to obgadać. Może jeszcze w tym tygodniu, któregoś wieczora. A teraz, hasta la vista.
RaZoR: Trzymaj się. I do usłyszenia.
Wiedział, że musi pogadać z nim o tym całym zajściu, o serwerze i jego właścicielu, o samych kainitach... Tylko co będzie mógł wyjawić, a czego nie? Nie wiedząc, kim jest RaZoR i jak blisko jest Księcia, dużo ryzykuje. Może po prostu nie będzie o tym gadał? Po prostu, co u Ciebie, jak tam życie, czemu zniknąłeś pół roku temu bez słowa pożegnania? Coś w tym stylu, bez gadania o życiu po życiu.
Wyłączył laptopa i spakował do torby, podbiegając do czekających już przy drzwiach gabinetu starszych wampirów. Po wymianie uprzejmości zjechali windą na parking i wsiedli do czekającej limuzyny. Kurt bogatszy o nową tożsamość, dużo gotówki, nowe rozterki i najstraszliwszą chwilę jego życia, Wasyl natomiast zdobył nieco tajnych, choć niekoniecznie przydatnych, informacji oraz zrobił krok do przodu jeśli chodzi o jego plan przejęcia władzy nad Vancouver. A co ma z tego Constantin? Zapewne liczy na spore profity, gdy już Sabat przejmie władzę nad miastem.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline