Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2010, 22:05   #64
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
To było głupie. Nie powinni się rozdzielać. Nie powinien jej zostawiać samej. Nawet, jeśli ona by tego chciała. A tak najwyraźniej było. Odsyłając ich windą na dół, wyraźnie dała do zrozumienia, że ich potrzeba zamordowania Simona, była czymś o wiele banalniejszym, niż jej potrzeba poszukiwań na górnych piętrach. Prawda jest taka, że wystarczy rozdzielić się na 5 minut, a już nigdy więcej nie spotkać. Kraty w przejściach, zmiany układów korytarzy, Maczeta czający się za rogiem. I koniec. Kropka. A Chris przecież zaczynał dopiero smakować tę znajomość...

Josh oczywiście miał rację. Wiedział od razu o co mu chodzi, ze ten chce wracać. Tak, kurwa Josh, dla twojej wiadomości: „chcę, kurwa, wracać, bo tam jest Jill i nie mam zamiaru zostawiać jej samej. I nieważne, jak mocno ma wykształcony instynkt zabójcy, w tych warunkach nikt nie ma szans samemu”.

Ale ta jego uwaga o chodzeniu z nią za rączkę była przesadzona. Kurwa, durny był ten Josh. Przecież ta znajomość miała szansę dostać się na naprawdę ciekawe poziomy. I nikt tu nie ma zamiaru trzymać się za rączkę. Ciekawe swoją drogą, co ten Josh tak naprawdę zrobił, że jest tu z nami... Na pewno nic wyrafinowanego. Właśnie, wyrafinowanie. To jest to słowo, którego szukał Torg. Słowo klucz dla zrozumienia więzi, jaka może połączyć jego i tę szaloną piękność, którą przez chwilę zostawili samą na górze.

Ale to wszystko nieważne. Wracali. Zrezygnowali z pobytu w podziemiach i winda wiozła ich ku górze. Ku Jill.

Co prawda, wszystko wokół było inne, niż niespełna pięć minut temu, ale ona tam była. Czekała na nich. Kazała iść za sobą. Szli za nią jak w letargu. Chris widział ją przed sobą, więc nic go nie zastanawiało. Ufał jej całkowicie. Jej i jej instynktowi. Szedł do otwartych drzwi na końcu korytarza. Wszystko wokół jakby znikało, traciło swoje kontury, przed oczami była tylko poruszająca się sylwetka. Poruszająca się tak, że... że, kurwa, każdy by szedł do przodu.

Postać zniknęła w blasku bijącym z pokoju. Było w nim jasno. To dlatego, że były okna. Jak on, kurwa, dawno nie widział już okien. A za oknami rozpościerało się rozległe pole czerwonych róż. Czerwonych, bo ociekających krwią. Krwią? Kto go tam wie, do kurwy nędzy. To pierdolone więzienie na pewno nie znajduje się w środku pierdolonego pola różanego, więc to musi być schiza dawkowana im przez Lechnera, ale nie zaszkodzi przecież spróbować uciec przez te okna.

Jill... może już próbowała je otworzyć...

-O kurwa! Josh! Czy ty widzisz, to co ja? - puste oczodoły, które zobaczył zamiast jej kuszących ciemnych oczu, przez chwilę go sparaliżowały. Szybko jednak dotarło do niego, że to nie Jill, to Lechner i jego specyfik. Chciał jednak wiedzieć, czy Josh widzi dokładnie to samo, czy są w tej samej dupie, żeby móc wspólnie działać. -Josh, ustalmy czy obaj widzimy to samo, bo wydaje mi się, że to gówno nie może być realne. Ja jestem w przestronnym pokoju, jest dużo okien bez krat, za nimi jest wielkie pole róż, które toną we krwi, a ta tu postać na pewno nie jest Jill. Josh, co ty widzisz?

Towarzysz upewnił go, że rzeczywiście są w tym samym gównie. A to znaczy, że nie ma zamiaru rezygnować z próby ucieczki z tego cholernego miejsca: -Miej ją na oku. Ja spróbuję otworzyć te cholerne okno – i zaczął się z nim szarpać. Z początku nie chciało ustąpić. Powierzchnia była spora, a zawiasy i klamka chyba dawno nie używana. Nie puszczało raczej ze starości, a nie dlatego, że ktoś się o to postarał.

Poszło. Otwarło się. Na oścież. I całym sobą wpuściło do pomieszczenia... nie, nie zapach róż, ale odór. Trupi odór. Jebało jak na jakimś pierdolonym składowisku ciał. Musiał schować swój nos w rękawie kombinezonu i wychylił się najbardziej, jak tylko mógł. Kurwa, za wysoko, to co najmniej trzecie piętro, a mur pod nimi gładki, jak szklanka. Ta droga ucieczki odpadła zupełnie. Nawet, gdyby pocięli swoje kombinezony i zrobili z nich linę, nie wystarczyłoby to do ziemi. Musiał wrócić z powrotem do Jill – nie Jill.

-Jill! - krzyknął, ale nic się nie działo. -Jeśli to ty, to odezwij się jakoś do nas, wytłumacz te oczy – stał, trzymając w ręku nóż i lustrował w napięciu jej twarz. Obserwował każdy zakamarek na jej twarzy, każdy zmarszczek, każdą charakterystyczną rysę. Cały czas gotowy zaatakować, gdyby wymagała tego sytuacja. Ale postać udająca Jill, nie wyrażała żadnych emocji. Totalnie żadnych. To było dla Chrisa najgorsze. Bo powoli zaczynał już nawet myśleć, że jest to prawdziwa Jill, która po prostu totalnie go olewa. Kątem oka zauważył, że Josh się jakoś dziwnie miota, macha dokoła nożem. „To wizja” - stwierdził Chris. - „Josh rzuca się na nic, przecież ona stoi tutaj. Co ty mu robisz, dziwko?” Zadane w myślach pytanie kołatało mu się po głowie i uderzało po skroniach, ale Jill – nie Jill wciąż stała bez żadnych emocji. Napięcie u Chrisa zaczynało wzrastać i powoli dochodzić do jakiegoś cholernego zenitu, po osiągnięciu którego nie wiadomo, co by mogło się zdarzyć.

Na przykład mógłby poczuć ból. Silny ból w lewej dłoni. Jakby go ugryzł, jakiś cholerny pies. Zakręciło mu się w głowie, przed oczami przemknęły zamglone obrazy i zobaczył krew, wydobywającą się z ciętej rany na lewej dłoni. Obraz ustabilizował się. Na przeciw nich stała Jill. Normalna, bez dziur w oczach. Za oknami nie było już pola róż. Zresztą okien też nie było, zamiast tego były ściany z wymalowanymi czerwonymi kwiatami. Zrozumiał, że przed chwilą był pod działaniem Sumienia, a teraz wrócił do rzeczywistości.

I dziękował za to Jill. Prawdziwej Jill.

-Jill - odezwał się. -To ty? Prawdziwa? Co tu się wydarzyło? Ty krwawisz.

-Nie dało się was ocucić - Jill zwolniła uścisk uwalniając Josha ale na wszelki wypadek cofnęła się kilka kroków. - Musiałam was trochę naciąć mając nadzieję, że to wyłowi was z transu. Co do cholery tam widzieliście? A krwawię bo Josh wyskoczył na mnie z kosą. Już się uspokoiłeś braciszku?

-Lechner próbował nas omamić swoimi wizjami - mówił Chris. -Pokazał nam ciebie, ale... bez oczu. Nie wiem na co liczył ten palant. Wizja była rzeczywiście sugestywna, ale cały czas miałem świadomość, że to chyba nie jest rzeczywistość. Także to jego Sumienie jest gówno warte - można to kontrolować, tylko trzeba mieć dużo samokontroli. Tak możemy go pokonać. Teraz to rozumiem. Josh atakował ciebie, bo pewnie widział coś innego, niż ja. Ale jedno jest pewne, wszystko, co jest chore, jest przewidzeniem, a skoro to wiemy, to Lechner gówno nam może zrobić. Tylko oczywiście musimy trzymać się razem – Chris gadał i gadał. Gęba mu się nie zamykała. Był podekscytowany. Stała przed nim prawdziwa Jill. I pomogła mu. - Widzisz Jill, wróciliśmy, żeby nie zostawiać cię samej, a to ty nam ratujesz dupy.

- Ja też miałam omamy. Pokazał mi się pan doktor i zachęcał abym na was nie czekała i poszła dalej schodami - sięgnęła po napoczętą przez siebie wodę mineralną i podała chłopcom. - Nie wypijcie na raz. Ogarnijcie się i idziemy.

Woda... nawet nie wiedział, że tak mu jej brakowało. Wypił jednym duszkiem swoją część, zabijając przy okazji smak i smród gnijących ciał, jaki przed chwilą wypełnił ten pokój. Oddał resztę Joshowi i był gotowy do drogi. Poszedłby za nią wszędzie. Imponowała mu coraz bardziej. Kurwa, nie poznawał siebie. Gdzie jego finezja? Gdzie jego polot? Gdzie umiejętności? Albo wiedział po prostu, że klucz do Jill leży nie w zalotach, a w referencjach. To, czego się dopuścił i w jaki sposób, najlepiej o nim świadczyło. Tylko jak jej o tym opowiedzieć?

Niech czyny sprawią, że zacznie lgnąć do niego. Ewidentnie musi przejąć inicjatywę. Na razie może pochwalić się Stellą. Ale to widocznie za mało. Jest wymagająca. Kurwa, to dopiero początek ich przygody. Był tego pewien.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline