Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2010, 10:05   #92
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nie wiedział jak wyszedł z hotelowego pokoju, ani nawet jak wsiadł do samochodu i pojechał do domu. Jechał patrząc tępo na drogę, którą znał. Ktoś na niego trąbił, jakiś taksówkarz chyba mu wygrażał, lecz do Hiddinka to zupełnie nie docierało, jakby cały świat był za wielką szklaną szybą. Zaparkował wóz, wszedł do domu starannie zamykając za sobą drzwi, zdjął marynarkę, ściągnął buty, założył kapcie, poszedł do gabinetu, usiadł i sięgnął po pocztę. Kwadrans później kucharka pod pretekstem przyniesienia lemoniadę zajrzała do gabinetu. Herbert siedział w bezruchu, tępo gapiąc się na położoną na biurku czystą kopertę, w nieruchomej ręce dopalało się cygaro, a z półotwartych ust ściekała ślina.
- Panie … Panie Hiddink. – murzynka podeszła do niego i zamachała mu czarną ręką przed oczyma.
- Panie Herbercie? Co z Panem? – spytała wyraźnie zaniepokojona.
Chwyciła Hiddinka za ramię i potrząsnęła.
- Panie Herbercie?! – zawołała.
Hiddink aż podskoczył spoglądając na nią wciąż otępiałym wzrokiem.
- Co? Co się stało?
- Dobrze się pan czuje?

Herbert skupił wzrok na tyle by rozpoznać kucharkę i łamiącym się głosem powiedział:
- Nie Polly … nie czuję się dobrze.
Dwie wielkie jak grochy łzy potoczyły się po jego policzkach i ku zaskoczeniu murzynki Hiddink przytulił głowę do jej brzucha. Jego ciałem wstrząsnął szloch.
- Ja już nie mogę … to za dużo … - wybełkotał Herbert połykając łzy.
Kompletnie zaskoczona kucharka stała nieruchomo jedynie ręką gładząc włosy płaczącego mężczyzny. Po raz pierwszy odkąd znała Hiddinka widziała, by ten człowiek płakał. Po raz pierwszy widziała, by coś go złamało. Co mogło? Co mogło złamać Herberta Hiddinka. Zimne macki strachu ścisnęły jej gardło.
- Boże święty … coś się stało Arturowi?
Zapłakany Hiddink spojrzał na nią i tylko pokiwał głową.
- To też. – otarł ręką łzy – To też.
Ukrył twarz w dłoniach i przez długą chwile milczał.
- Nie mogę się rozklejać. Nie teraz. On mnie potrzebuje Polly. Nie mogę Ci powiedzieć co się z nim stało, bo sam nie wiem … i nawet nie rozumiem.
Chwycił dłoń kobiety i mocno ścisnął.
- Dziękuję Polly. Musze wyjechać na kilka dni. Znaleźć Artura. Jest w San Francisco, ale nie mów o tym Emmie i Betty. Nie chcę ich martwić.
Herbert uśmiechnął się blado.
- A teraz przygotuj mi kąpiel.
Kąpiąc się Herbert dokładnie obejrzał swoje ciało niemal obsesyjnie oglądając wszelkie przebarwienia i skazy. Pocierając je aż do bólu zaczerwienionej skóry.
Odświeżony i choć trochę uspokojony pojechał do Eddie Rickenbacker. Znajomego pilota, byłego wojskowego i właściciela firmy lotniczej.
- Herb! – zawołał mężczyzna wyciągając rękę na powitanie – Wyglądasz jakbyś całą noc balował.
- Taa … załatwiłeś? –
spytał Hiddink nawet nie próbując się uśmiechać.
- W stanach za garść dolców wszystko można załatwić. Choć pokaże Ci.
Obaj mężczyźni poszli za hangar i po chwili ich oczom ukazał się potężny samolot.



Eddie poklepał poszycie z prawdziwą czułością.
- Istne cacko. Vickers Vimy, 900 mil zasięgu, 100 mil prędkości. Do Kaliforni dolecisz w trzy dni, aż Ci zazdroszczę.
- A gdzie pilot?
- Poszedł na miasto. Jest pierwszy raz w Bostonie, ale nie martw się dałem mu mechanika za przewodnika. Będzie gotów na jutro wieczorem.
- Czemu tak późno? –
spytał zdumiony Herbert.
- Problemy z pompą … nie chcesz wiedzieć. – odparł Rickenbacker wymijająco.
- Okej Eddie. Ty jesteś fachowiec, jak mówisz tak będzie.
Nie zwlekając dłużej Hiddink pożegnał się. Słońce już zachodziło gdy jego samochód zajechał przed dom panny Gordon.
Dziewczyna przyjęła go nieco zaskoczona tak późną wizytą.
- Ja tylko na chwilę. – oznajmił Herbert stojąc w przedpokoju.
- Chciałem Cię o coś prosić Amando. Widzisz … Lecimy z Dwightem do Kalifornii i … różnie może być. Gdybyśmy … gdybym nie wrócił powiedz o wszystkim mojej żonie i córce. No może nie o wszystkim. – spojrzał poważnie w oczy Amandy – Będziesz wiedziała.
Hiddink pożegnał się pospiesznie.
Następnego dnia wraz z uprzedzonym wcześniej Garrettem stawili się wieczorem na lotnisku.
- Dwight najpierw odnajdziemy ten hotel w którym się zatrzymał Artur i wynajmiemy pokój. To jedyny ślad jaki mamy. Wziąłem zdjęcia Artura i całej tej menażerii z Bostonu. Oby w recepcji wiedzieli gdzie jest mój syn. Mamy dwa dni opóźnienia. Zanim dolecimy będzie ich pięć.
Zanim Herbert wsiadł do samolotu mocno uścisnął dłoń detektywa.
- Cieszę się, że ze mną lecisz. – powiedział po prostu.
Obaj wiele już razem przeszli i nie musieli używać wielu słów.
 
Tom Atos jest offline