Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2010, 15:49   #28
Hirin
 
Hirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Hirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłośćHirin ma wspaniałą przyszłość
Poszli za golemem, zostawiając miasto, które najprawdopodobniej było iluzją. Kiedy odeszli wystarczająco od miasta, to znów zamieniło się w społeczność demonów żywiących się ludzkimi uczuciami.
Im bardziej się zagłębiali w tunele, tym silna woń siarki coraz mocniej dawała o sobie znać. Doszli do prawie idealnie okrągłej jaskini, gdzie na dnie spoczywały resztki domów. Byli już pomiędzy tymi resztkami gdy usłyszeli smoka. Dziwny, nawet nie straszny ale jednak ryk mógł oznaczać tylko smoka. Spojrzeli w górę. Smok pikował prosto na nich. Zdążyli mu się przyjrzeć. Nie było to ładne bydlę. Stary smok z nieco podartymi skrzydłami i brakiem części pazurów leciał w dół z otwartą paszczą. Trzeba było działać.

Marina najpierw usłyszała smoka, dopiero potem go zobaczyła. Wyglądał.. inaczej niż ojciec jej opowiadał: był starszy, brzydszy i mniejszy. Przez chwilę Marinę ogarnęło przerażenie - Nie zdąży wyhamować – pomyślała – zabije się! Ludzie – jako tacy – niewiele ją obchodzili, ale od dziecka była uczona, że magicznym stworzeniom należy się szacunek i opieka. W miarę możliwości, oczywiście.
Nie planowała wałczyć ze smokiem. Cofnęła się dwa kroki, przywarła plecami do załomu ściany jaskini – golem jak nic wyciągnie Lizzy i jeszcze ją zahaczy w tym tłoku – i wyszeptała magiczną formułę. Jej sylwetka zlała się z ścianą i dla niewprawnego oka stała się praktycznie niewidoczna.

Najpierw słaby zapach siarki. Okrągła jaskinia. Zbyt idealnie okrągła jak na naturalną rzeźbę skalną.
Niepewność. Coś tu jest nie tak. Ryk. Z góry. Carreg popatrzył w górę.
Smok. No tak. W końcu. Nie tak sobie wyobrażał smoka. Był inny. Słabiej odżywiony. I stary. Wyglądał trochę jak smoczy Baalord. Trochę.
Walka. Na tym się całkiem nieźle znał. Carreg lepiej umiał tylko kuć.
Był najlepszym golemem kowalskim. Chyba. Tak przynajmniej mu zawsze mówili.
Zauważył jak wszyscy się od Carrega odsunęli. I dobrze. Musi mieć dużo miejsca jak smok nadleci.
Pomachał lekko młotem. Niech smok poczuje chłodny dotyk Lizzy.
Stanął pewniej na nogach i przygotował do ataku.

Emilia znalazła się pod pikującym smokiem. Prawdę mówiąc inaczej go sobie wyobrażała... Ten tutaj był taki... Niezbyt straszny. Nie pora na to. Emilia patrzała na smoka z koncentracją. Oceniała odległość. Kiedy smok był już blisko, Emilia odbiegła w stronę ściany, przywierając do niej plecami.Wyciągnęła swój scyzoryk przed siebie. Wiedziała oczywiście, że to na nic, ale miała tylko taką broń. Smok nawet nie poczułby dźgnięcia.Nigdzie nie wiedziała Mariny, ale to nie był aktualny problem. Z respektem spojrzała na golema, przygotowującego swoją Lizzy do walki. Potem przeniosła wzrok na podłoże. Oczyma poszukiwała czegoś bardziej przydatnego w walce niż scyzoryk.

Dhampir odskoczył bez głębszego zastanowienia, klnąc pod nosem że dali mu w dłoń jajo smoka, nie może go porzucić, jeśli smok je odbierze nici z handlu...cóż poradzić?
Pędem schował je głęboko w poły płaszcza i wyjął swój miecz. Ci, którzy widzieli go po raz pierwszy, mogli łatwo zauważyć, że jest to broń zdobiona różnorodnymi symbolami, z lekka podobnymi to prezentujących szaty Baalorda.
Smok akurat był taki jak mówił Baalord, a było to dobre, bo zdrowego i młodego smoka, nigdy by nie pokonali.
Reyned przyłożył sobie miecz płaską stroną na przeciw twarzy, z nadzieją iż to miejsce zamieszkują nie demony, lecz nieumarli, do przywoływania demonów nie miał żadnych artefaktów i wprawy.
- Redeo in meus, ordo ut vox of victus, quod repleo meus, votum! - zabrzmiały jego słowo, wołające już raz zmarłych do ponownej walki u jego boku.

Po słowach dhampira z korytarza, którym przyszli rozległ się dźwięk kroków. Nieumarli? Nikt nie miał czasu się zastanawiać co tam jest. Smok już był tuż nad nimi.
Skoczyli.
Nie zdążyliby gdyby nie golem, który zadał cios młotem prosto w łeb. Po ciosie gad odskoczył z niedowierzaniem, że ofiary się bronią.
Smok otrząsnął się z chwilowego szoku i znów ruszył na podróżników. Tym razem szedł powoli na swoich kończynach szukając słabych punktów drużyny. Zaatakował prosto na Dhampira. Myślał, że on jest słabym punktem.
Smok nie zionął ogniem. Bał się spalić swoje ofiary przed posiłkiem.

Emilia z fascynacją spojrzała na dhampira przywołującego nieumarłych. Więc o to mu chodziło kiedy rozmawiali. Niesamowite.
Szkoda że rzeczywiście nie ma za wiele do zaoferowania reszcie. Nie zamierzała się z tym ujawniać. Wróciła do szukania czegoś co mogłoby służyć do obrony. Długiego ostrego prętu czy czegoś podobnego. Żałowała w tej chwili trochę że nie była wysokim potężnym wojownikiem - bardziej pasowałby do drużyny.
Nieważne.
Golem uderzył młotem smoka. Potężne uderzenie. Smok wyglądał na zdezorientowanego. Wylądował na ziemi i zaatakował na dhampira Cóż, cieszyła się że nie na nią.

Chłodny pocałunek Lizzy. Tego smok się nie spodziewał. I tak miało być. Teraz smok na ziemi. Dobrze dla Carrega, źle dla smoka. Bladawiec wyciągnął miecz i zaczął przywoływać umarlaki. Przyda się mięso dla smoka. Wtedy smok zacznie jeść umarlaki, a Carreg zgruchocze mu czaszkę. Dobry plan.
Tymczasem smok rzucił się na dhampira. Ten wyglądał jakby umiał walczyć. Smok podszedł bliżej bladawca. Carreg wykorzysta to i obejdzie powoli smoka. Zniszczy mu skrzydła, potem nogi, a wtedy towarzysze wyjmą słowa i go zadźgają. A potem oddadzą mu jajko. Z innym smokiem, którego też można zgnieść. “Dobry plan” powtarzał podchodząc powoli od boku do smoka.

Dhampir szybko i zręcznie odskoczył najdalej jak był w stanie, przy lądowaniu wbił zaś miecz w ziemię. Co prawda chciał wykonać w locie salto dla zwiększenia pędu, jednak bał się o smocze jajo, i zrezygnował z tego ruchu
- Adveho in meus ordo cito quam meus votum inmagine in meus caput capitis , in nomen of chaos , in nomen of atrum senior , adeo pugna per extraho of vetus - “przyjdźcie na mój rozkaz, szybciej niż zrealizuje się pragnienie w mej głowie, w imię chaosu, w imię lorda zła, przyjdźcie walczyć z smokiem starości” improwizował ostatni z Lucarda chąc wykorzystać swoją nową przynależność do zwiększenia możliwości zaklęcia, którego moc była na tyle słaba, że nim przyjdą tutaj nieumarli minie mnóstwo czasu.
Względnie patrząc po kryjówce najsłabszych ogniw smok wybrał sobie bardzo dobry cel, dhampir nie miał aż tyle siły by sprostać wyzwaniu jakie stawiały smocze łuski. Miecz? Zbędny przeciw nim. Pazury i nad siła? Zdecydowanie mniejsza od siły golema. Faktycznie jedyną nadzieją nie-martwego było przywołanie mniej rozumnych poddanych po fachu, wymagało to jednak posiadania większej ilości czasu, widząc podchodzącego smoka Reyned pokazał mu część jaja, nie wyjmując go z dolnych części płaszcza trzymanego pod kirisem
- Szczeźnij gadzie, z moim życiem odejdzie również życie twojego gatunku, rozważ swą walkę, nim zdecyduję się uśmiercić to co nie narodzone, przed zmordowaniem tego, co wciąż na ostatkach dycha! - krzyknął mu w twarz, w myślach powtarzając pierwszą formułę zaklęcia. Miał tylko jedno pytanie, co z elfem!?
 
__________________
Wenn ich
Träne dein Herz
und wenn es raubt dir den Kopf
Ich sehe dich deine Seele fliegen?
Hirin jest offline