Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2010, 21:29   #87
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Jakieś trzy ogry, w tym jeden zdecydowanie przerośnięty, zabiły woźnicę i konie. Są chyba owocożerne, bo jak głupie cieszą się ze zdobycia kilku koszy owoców.
Atakujemy, czy obejdziemy to miejsce bokiem?
Owo pytanie łotrzyka dotarło do uszu rogatej pani mnich. Odpowiedź z jej strony padła oczywista:
- Obejdziemy - mruknęła diablica, bawiąc się zdobytym nożem. - Chyba że wolisz na to coś tracić czas.

Bared wzruszył ramionami. Do niego też najwyraźniej dotarła odpowiedź ze strony pomarańczowookiej kobiety, która coś kombinowała przy skradzionej broni. Na szczęście jej wierzchowiec nie przestraszył się ostrza, ponieważ nóż był trzymany poza zasięgiem wzroku konia.
- Nie zależy mi - powiedział. - Obejście zajmie nam mniej czasu. I będzie dużo szybsze.
Jednak ujście cierpliwości z Cerre zajęło jeszcze mniej czasu, a okazało się i równie szybkie. Z wyraźnym znudzeniem diablę obserwowało resztę drużyny, która rozważała dylemat, czy zabić ogry czy je zostawić w spokoju.
- To w takim razie na co tu czekamy? Nie uważasz, że mamy co innego na głowie poza jakimiś tam spaślakami czy może przemyślasz pomysł do nich wprosić się na śniadanie i zawierać sojusz? - palnęła pytanie do Bareda.
Dyplomacja to było to, co Bared jeśli nie lubił najbardziej, to na pewno znał się na tym lepiej. Szkoda, że w tym przypadku nabyta usterka Cerre, zwana niekontrolowaną kpiną ze wszystkiego, co żyje i się rusza, również poczyniła swoje, a w połączeniu ze złym humorem i rozgoryczeniem z powodu niepowodzenia w odbiciu towarzysza Takshora wytworzyła wybuchową mieszankę.

- Ale ci humorek dopisuje od samego rana - stwierdził ironicznie Bared. - Ugryzło cię coś, czy może jakaś inna przypadłość? - spytał.
- Nie twoja sprawa. Bacz na to, żeby ciebie coś ("albo ktoś" - dodała w myślach) na ząb nie wrzuciło... - zwęziła oczy jejmość, skalpując łotrzyka spojrzeniem.
Brakowało tamtego "półośka", czuła potrzebę wyładowania się na kimś, zanim zdenerwuje się jeszcze bardziej i zasępi się do tego stopnia, że byle błahostka mogłaby wytrącić ją zupełnie z równowagi.
Usiłująca go zabić wzrokiem Cerre wydała się Baredowi co najmniej zabawna.
Bared natomiast ze swoją ironią i paroma 'wadami' wydał się Cerre co najmniej irytujący.

- Mam za was wszystkich decydować, co będziemy robić w takiej czy innej sytuacji? - kontynuował wypytywanie, nie reagując na jej "złe oczy". - Żebyś przy pierwszej z brzegu okazji zaczęła pytać, dlaczego mamy iść tam, a nie gdzie indziej? Albo się oburzyć, że ktoś ci mówi, co masz robić?
Bez wątpienia Cerre mogłaby wreszcie zacząć trochę myśleć, zanim coś powie, przyszło mu na myśl.
Bez wątpienia Bared mógłby zamknąć tą swoją śliczną mordę, zanim ktoś mu ją obije, wtargnęło się jej na myśl i to z siłą półorka w berserku.

- A ja po raz drugi ci sugeruję, że moglibyśmy dalej jechać! - odgryzła się diablica, prawie warcząc. Przy okazji podkreśliła słowo "sugeruję", ale nie dlatego, żeby ładnie brzmiało. - Ale to czyń jak chcesz, to twoje życie. I nie, nie musisz za nikogo decydować.
- Jaka to żeś się zgryźliwa zrobiła - powiedział niewzruszony Bared. - Nie zapominaj, że swoje zdanie już powiedziałaś i nie musisz powtarzać. Czekam po prostu, aż się wypowiedzą inni. Aż dziw, że nie potrafisz tego pojąć. Zaś ty, skoroś taka samodzielna i samorządna, możesz sobie jechać nie czekając na opinię pozostałych.

Cerre na to wzruszyła po prostu ramionami i coś szepnęła do Danta, nie zwracając uwagi na przemowę łotrzyka. Bared stłumił uśmiech. "Najwyraźniej Cerre poszła po rozum do głowy i postanowiła zawracać głowę komu innemu", pomyślał.
Nie przypuszczał jednak, jak niewiele brakowało, by Cerre podeszła do niego i przywaliła mu w twarz. Dłoń zwinięta w pięść wyraźnie zadrżała, jakby była gotowa do zadania ciosu łotrzykowi.
I jeszcze mniej do tego, by białogłowa potraktowała dosłownie propozycję Bareda odnośnie pojechania własną drogą i rzucenia mu stosu obelg. Tyle że wiedziała, że ani jedno ani drugie jakoś niespecjalnie wpłynie na ciemnowłosego "kradziejaszka".

- Ależ rozumiem lepiej niż ci się zdaje - mniszka skwitowała kolejną poradę ze strony "dyplomaty" od siedmiu boleści.

Musiała się pohamować. Wiadomo, że Takshor nie zachował się najmądrzej wdając się w bójkę z napakowanym przychlastem, ale ona sama wolała tej sytuacji nie powielić w stosunku nawet do denerwującego ją w tym momencie kieszonkowca. Zresztą poza nim pozostali jeszcze Aranon, Cristin, Dant, Turion...

Z całej reszty towarzystwa całkiem nieźle dogadywała się z zaklinaczem.
- Przypomnij mi, żebym mu później łeb ukręciła - szepnęła do niego. Wyglądało na to, że zły humor udzielił się diabelstwu. Cerre zmiotła łotrzyka nieprzyjaznym wzrokiem, po czym palnęła:
- Ja już swoje zdanie wtrąciłam. A co ty na ten temat sądzisz?
Jednak Dant nad czymś się zamyślił...

Cóż, integracja integracją, jednak problem z ogrami wciąż nie został jeszcze rozwiązany.
Na propozycję odnośnie skrętu w lewo diablica zgodziła się nawet bez dogłębnego zastanowienia się nad tym - i to nie dlatego, że była zagorzałym lewicowcem. Część drużyny jednak okazała się prawicowcami i chciała koniecznie dobić ogry. Część drużyny (Bared, Cerre, Cristin) sprzeciwiała się pomysłowi anihilacji ogrów. Aranon tak jakby dołączył do "opozycji", by problemu zielonej głodomorry się do cna pozbyć. Nawet Turion opowiedział się za poświęceniem śmierci tych stworów w imię natury.
Cerre nie zawsze była prawa i sprawiedliwa, ale stwierdziła, że rycerze Torma, pojmanie "półdupka" i bardzo spasłe ogry zastawiające im wygodną drogę to o trzy kłopoty za dużo jak na jeden poranek.
W ostatniej chwili łotrzyk zamienił kilka słów z rudowłosą niewiastą i okazało się wtenczas, że... Cristin straciła swoje uzdrowicielskie moce - o jeden kłopot więcej. Jeeeszcze lepiej, pomyślała Cerre, podziwiając wyjątkowo bogate złoża pecha, w które pewne wyższe siły wyjątkowo hojnie zasiliły tą dziwną drużynę.

Cóż - druid mądrą personą był. Należało go tylko przekonać, że tamten "kolor zielony" nie podziałałby na gang uspokajająco, a raczej boleśnie, czy nawet też śmiercionośnie. Cerre zbyt twardo stąpała po ziemi, żeby widzieć epickość w bezsensownym tłuczeniu się z "bandytami", którzy nic ciekawego nie mieli do zaoferowania zarówno diablęciu, jak i (prawdopodobnie) reszcie drużyny.
- ...Może dla dobra natury, ale raczej nie naszego - oceniła pomysł anihilacji potworów. - Czemu sądzisz, że to byłby pomysł, nie wliczając w to kwestii religijnych? - spytała Turiona.
- Jestem druidem. - odparł odkrywczo. - Jakie inne kwestie powinny mną kierować, jeśli nie religijne?

Odkrywcze pytanie, doprawdy. Jednak jak dla miedzianowłosej pani mnich nieco... dziwne. Cerre pokręciła na to głową i westchnęła. Pogłaskała grzbiet swego wierzchowca, którego jeszcze rano dość chłodno potraktowała. W rekompensacie za swoje zachowanie będzie musiała go później naprawdę czymś dobrym nakarmić. Acz później - dopiero wtenczas, kiedy uporają się z drogą, która pod wieloma względami stawiała znaki zapytania.

- W tej sytuacji raczej bardziej przyziemne, bynajmniej tak sądzę. Wybaczyć, jeśli coś narzucam - ostatecznie przestała bawić się tym ostrym narzędziem; wkrótce Cerre schowała go za pas. - Bez tamtych trolli i tak mamy wystarczająco dużo kłopotów.
- I raczej o kolejne nie chce mi się dopraszać - dodała po chwili.

Druid wzruszył ramionami.
- Nic nikomu nie narzucam, wyrażałem tylko swoje zdanie. - odparł. - I rozumiem, że reszta jest przeciwna takiemu rozwiązaniu... sam się przecież nie rzucę na te ogry.
- Z tego co wiem, to połowa drużyny nie ma ochoty na kolejne tarapaty. Ja także.
- Smutno mi to słyszeć. Wielu złym rzeczom moglibyśmy zapobiec zabijając tamtych brutali. To prawda, że nie są częścią naszego "zadania", ale czy powinniśmy im pozwolić na sianie jeszcze większego zamętu w okolicy?

Hmmm, tamtych brutali? Rozmyślając nad zdaniem wypowiedzianym przez druida, odnośnie tych brutali, złych istot... To mogło również tyczyć się Cerre. Na diabły i inne tego typu pomioty nie patrzano zazwyczaj przychylnym wzrokiem. Diabelstwa traktowano jak zło wcielone - przecież ona doświadczyła tego nieraz, nawet na własnej skórze i to gwoli boleśnie. Albo Takshora - półorki też widziano często jako brutali...
Dobrze wiesz, kim jestem, a z tego co mówisz wynika, że i ja , czy też... Takshor... nie powinniśmy istnieć.

- Więc co powiesz o mnie? - jejmość nie dowierzała posiadaczowi orła w to, co mówił.
- Powiem, że toniemy po uszy we wspólnym gównie. - spojrzał Cerre prosto w oczy. - I że raczej nie napadasz na ludzi przy drogach mordując ich bezlitośnie.
Mniszka wzięła głębszy oddech i nad czymś się wyraźnie zamyśliła.
- Nie napadam, bo nie mam po co i za co - odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Jeżeli ktoś bardzo prosi o śmierć, to tą prośbę mu spełniam. Niestety, mam takiego pecha, że tych spotykam znacznie częściej niż tych rozważniejszych - lekko uśmiechnęła się do Turiona.
- Czyli walczysz o przetrwanie w tym świecie. - podsumował. Przez chwilę pomilczał, szepnął coś do swojego orła i puścił go, by ten poszybował wysoko. - Nie poczuwasz się do bycia ani dobrą, ani złą. Jak mój Nasterel. - zakończył, wskazując lecącego drapieżnika.
- Nasterel?... Można byłoby tak rzec...
Druid uśmiechnął się, obserwując lot ptaka.



Odziana na czarno pani mnich też obserwowała wyczyny orła. Po chwili coś przyszło jej do głowy. Może i należało to ówcześnie do następnego rozdziału zamkniętego w jej życiu, ale to coś ją interesowało.
- Turionie - zaczęła powoli po paru minutach milczenia i obserwowania drapieżnika. - Co cię skłoniło do szukania tamtych ludzi z Dybów, którzy zaginęli? - spytała z zainteresowaniem.
- Szczerze? - druid wyszczerzył zęby. - Brakowało mi pieniędzy, a to była jedyne zajęcie jakie mogłem znaleźć.
W pewnym stopniu ta odpowiedź rozbawiła Cerre: No tak, w końcu trzeba mieć jakąś postawę bytowania, stwierdziła w myślach i słowach.

Turion nie odpowiedział na tą kwestię, zatem Cerre wróciła do rzeczy:
- Zamierzasz walczyć z tymi trolami?
- O ile nie ma w okolicy trubadura, który mógłby nieść legendy o moim bohaterskim wyczynie to... nie.
Lekkie skrzywienie połączone z uśmieszkiem zawitało na twarzy "diablicy".
- Nie chcę nic mówić, ale takiego spotkania jeszcze mniej sobie życzę.
- A czemuż to? Masz jakiś uraz do grajków? - spytał druid z uśmiechem.
- Mam i to niemały... - zaczęła po chwili wahania opowiadać. - Natknęłam się niegdyś na paru takich, i na tym mój gówniany fart się skończył. Jeden - zaakcentowała to prychnięciem. - Dobitnie obrzydza mi życie, rozpowiadając o mnie głupoty w swoich pieśniach, bo dawno, dawno temu, jakieś dziesięć lat temu ten dupek się do mnie przyczepił po tym, jak niechcący oberwał ode mnie obuchem - machnęła lekko ręką na swego kijaszka. - podczas burdy w karczmie. Domyślasz się zapewnie, że poszło znowu o konkrety rasowe i takie tam - w międzyczasie trochę gestykulowała, próbując opanować postrzępione nerwy. - Paru wtedy takich zjebów się do mnie przyczepiło, zażłopali się jakiegoś kiepskiego piwa, to w ryj im przyłożyłam. No, niestety, tamten dureń też mi przypadkiem naszedł pod rękę, później zrobiła się kolejna awantura, tym razem z jego udziałem. Od tamtej pory obchodzę bardów szerokim łukiem. Już nie wspomnę o tym... że w ogóle nie lubię śpiewaków. - tu lekko się uśmiechnęła.
I dodała zanadto:
- I śpiewania też.

Druid po chwili otworzył usta, lecz szybko je zamknął. Wyraźnie nie wiedział co powiedzieć.
- Widzisz, Turionie, lepiej się nie bij, bo jeszcze taki jeden ci najdzie i rozpowie o tobie bzdury, ze lazisz po lasach i tluczesz, kogo popadnie - Cerre przyprawiła swoją wypowiedź szelmowskim uśmieszkiem. - Albo dajmy na to, ze zjadasz dzieci na podwieczorek. A trolli możemy zostawić, żeby i nam krzywdy nie zrobiły.
- Trochę wiary w ludzi. - poklepał mniszkę w ramię. - Na tym świecie jest tyle samo dobra, co i zła. Ot nieszczęście, że ostatnio więcej zła niż dobra widujemy. Ale to nie znaczy, że ten świat tak działa.
Nieswojo poczuła się pani mnich, gdy druid ją poklepał po ramieniu. Nikt tak jej nie czynił nigdy. Przygasła przy tym Cerre, niczym ogień zduszony, i zamilkła na pewien czas. Wtenczas, gdy doszła do siebie, odparła:
- Gdybyś chociaż miał rację co do jednego i drugiego - rozbrzmiało tu zwątpienie, a ton stał się oschlejszy. - Jednak czas nagli, a nie wiadomo, kto nas tu przyłapie. Proponuję iść dalej, tak jak Bared proponuje.
- Słusznie.
- Innym razem wytluczemy jakiegos trolla. Znając moje szczęście to wcześniej czy później pojawią się tumany tego zielonego ścierstwa. - puściła oko do druida. - Póki jest okazja, to trzeba z niej skorzystać.
Druid tylko uśmiechnął się słabo i ruszył w las, za Baredem.

- No, siwku - rzekła cicho do swego konika pani mnich. - Trzeba się niestety stąd ruszyć... - może i konie nie rozumiały ludzkiej mowy, ale może rozpoznawały głos swojego pana. Nie wartało psuć relacji już na początku znajomości.
Cóż, ten rumak będzie jej służył pewnie przeż dłuższy czas. Musiał też w końcu dostać swoje imię. Nie mógł przecież nazywać się "koń". Może był niedostatecznie czarny, by dostał jakieś imię w języku otchłannym. Choć zasadniczo... ten nie musiał się nawet do czegoś tutaj przydawać. Acz i był też zbyt czarny, by mógł otrzymać imię brzmiące łagodnie.
No, że na łebku coś białym ci chlasnęło... - i wtenczas przyszło jej na myśl, że wierzchowiec mógłby zostać ochrzczony jako Blade. Że też pomysły lubiły przychodzić same do głowy. Blade także nie należał do cudacznych imion, a mimo to też brzmiał całkiem ładnie.

- No, dobra, Blade. To chyba trzeba się stąd ruszyć - dosiadła rumaka i spytała się przy okazji Aranona i Danta. - Państwo zostają czy jak? Jakby co uprzedzam, nie biorę odpowiedzialności za napaść ze strony zielonych.

Po tym ruszyła za Baredem i Turionem. W końcu tutaj każdego trzeba było mieć na oku, niemalże jak na smyczy...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 18-11-2010 o 21:38.
Ryo jest offline