Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2010, 22:58   #36
szarotka
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Inez wcale nie zamierzała tak prędko pozbawić pułkownika swojej osoby. Ani pozbawić swojej ciekawości wyjaśnienia nowiny, którą zaskoczył kobietę rozmówca. Toteż prędko wyciągnęła z niego informację, dlaczego to Gloszkiri, a nie dziedzice rodu Jafere, opiekuje się pałacem. Otóż poprzedni właściciel sprzedał majątek wraz z całym wyposażeniem i wyprowadził się pięć lat temu w niewiadome strony. Powódów takiego postępowania agaryjczyk nie znał i przyznał, że posiadłość zastał w stanie mocno zaniedbanym (jeśli bardziej niż obecnie, to jak musiała wyglądać wcześniej?). Dalsze ciągnięcie gospodarza za język balansowało już na granicy jego cierpliwości, toteż baronowa zostawiła go w spokoju. Sprawy bynajmniej zostawić nie zamierzała, jako iż rozbudziła jej kocią dociekliwość. Dowiedziała się tedy od posługaczy, iż poprzedni pan tego pałacu zostawił wszystkie dawne sprzęty, a mimo to wyjeżdżał z obładowanymi wozami, zabierając całą swoją służbę. Nikt nie znał przyczyny tak nagłego opuszczenia zamku, ani tego, co wywieziono pod plandekami.

Pani badacz zwiedziła każdy kąt pałacu (w końcu miała nie zaglądać tylko do remontowanego skrzydła, czyli wszędzie indziej mogła), ale ku swojemu rozczarowaniu nie odkryła żadnych ciekawostek architektonicznych, ani ukrytych komnat czy skarbów w piwnicach (chyba że mowa o zapasach dobrego wina). Godną uwagi była jedynie galeria rodowa, gdzie umieszczono wszystkie pamiątki po dziedzicach Jefere oraz posążki: głównie zwierząt oraz deviria. Nie przypominały one dzieł sztuki z owego matrańskiego zaginionego majątku, którego odnalezioną cząstkę zaprezentował Berlay; nie były też wyszczególnione na liście hrabiowskiej, ale za to figurowały na uniwersyteckiej. Co więcej, Inez miała podejrzenia, iż to nawet nie są autentyki. By zweryfikować ową tezę potrzebowała więcej niż dwa dni w gościnie w Klerke, toteż postanowiła odkupić kilka posążków od pułkownika. Gdy wspomniała o dwóch figurkach, którymi byłby zainteresowany uniwersytet Rovanny, padła suma 200 kordinów. Przystała na nią z ociąganiem, chociaż obiekt transakcji na pewno wart był więcej. Agaryjczyk jednak kompletnie nie znał się na sztuce, więc nie sprawiło zbytniej trudności wykupienie kolejnych dwóch figurek - zwierzęcych - za 50 kordinów. Wystarczyło rzucić mimochodem, że ładnie by wyglądały na komodzie cioteczki...

Patrząc na podupadający zamek, krajało się serce naukowca, bowiem kobieta była przekonana, że obecny właściciel - nawet jeśli przyłoży się do prac remontowych - uczyni to zupełnie niezgodnie z duchem architektonicznego stylu i smaku tego zabytku. Przetrwawszy tyle lat, gniazdo rodu Jafere zmieni się w podrzędne połatane domostwo i zostaną po jego wspaniałości tylko opowieści. Oraz skarb wywieziony gdzieś poza czarne mury w nieznaną stronę. Tak, tak, kolekcja w galerii była zaledwie ułomkiem tego, co Inez powinna tam zastać. Symbolicznymi “śmieciami”, których nie opłacało się chyba zabierać właścicielowi. Dlaczego jednak w ogóle Dreuger zdecydował się na taki krok? Nie czuł się tu bezpiecznie? Zmęczył się owym krajem, czy inny zaoferował mu więcej?

Po krótkiej przejażdżce po okolicznych wsiach Inez dowiedziała się, że poprzedni pan majątku był dziwakiem i nikt właściwie nigdy go nie widział, bo staruch (tak o nim mówiono) nie wychodził z domu. Zatrudniał niewiele służących, wszyscy byli eliarczykami. Nie przyjmował gości. Baronowa nabrała osobliwego przekonania, że nowy zarządca pałacyku widocznie przejął nawyki od poprzednika; może to ta budowla tak działała na mieszkańców? Może leżała na niej jakaś klątwa starożytnych...
Och Inez...; zganiła samą siebie w myślach i roześmiała na głos, aż zdziwiony student obrócił się w siodle w jej stronę. Po jego minie można by wnioskować, że zastanawiał się nad zdrowiem psychicznym nauczycielki.

Trzeciego dnia rano, by nie nadwyrężać gościnności pułkownika, pani de Chavaz zbierała się do drogi. Istniała szansa, że dogoni baronessę z jej przybocznym oddziałem w jakiejś gospodzie na trasie do dworku, lecz musiałaby galopować cały dzień aż do późnego wieczora, a to oznaczało ryzyko zajeżdżenia koni. Inez uznała więc za najlepszy wariant spotkanie się z wyprawą już na miejscu, toteż po zaopatrzeniu się w prowiant i spakowaniu zakupionych dzieł w juki pożegnała smętną posiadłość w Klerke.
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.

Ostatnio edytowane przez szarotka : 19-11-2010 o 10:44.
szarotka jest offline