Krasnolud wyraźnie skwaśniał na słowa Gottriego. Pomamrotał coś pod nosem po chwili jednak zaczął mówić tak że prawie dało się go zrozumieć. - Przy namiotach taboru, a kiedy będzie jedzenie możesz się zapytać w kuchni, też tam. Jeno nie wpieniaj kucharza bo dorzuci coś od siebie.
- Pogadajcie sobie, a potem poznajcie z resztą oddziału przy ognisku. Najlepiej przy posiłku. A ty, mała, masz potem znów zgłosić się do pani Magister.
Gottri przeklął w myślach swoją nieporadność. On, wychowany w taborze cyrkowym musi się pytać o to gdzie znaleźć kuchnię i kwatermistrza.
Skłonił sie nisko, zarzucił broń na ramię po czym wyszedł z namiotu w poszukiwaniu rzeczonego taboru.
Zadanie miał ułatwione, bo przed nim szło dwóch obwiesi których widział w namiocie. Wiedział, że idą w to samo miejsce. - Nowi, co?- odezwał się brodaty męzczyzna ostrzący włócznie. - Aye.- bez zbędnych ceregieli odpowiedział Gottri.
Zreflektowawszy się, że to zły sposób rozpoczęcia rozmowy skłonił się i powiedział: - Gottri Swenson do usług.
Po czym od razu przeszedł do rzeczy. - Chcę wymienić swój topór na coś poręczniejszego. Najchętniej bym go sprzedał i za to co dostanę kupił jakąś broń, ale tu chyba nie ma w pobliżu kupca.
Hans wskazał chłopakowi żeby przyniósł co trzeba, a ten zniknął w namiocie. Hans natomiast przyjrzał się toporowi. Obejrzał go dokładnie z wszystkich stron potem oparł o pieniek, na którym przed chwilą siedział. - Nie do końca rozumiem co ci w nim nie pasuje, to kawał dobrej broni. Trochę wyszczerbiony ale to się da naprawić, zaklepać i podostrzyć.
W tym czasie z namiotu wyłonił się chłopak, niosąc z trudem dwa pakunki. Podał je potrzebującym, a potem stanął przy rzemieślniku. - I jeszcze halabardę dla niego.-powiedział wskazując na krasnoluda. Tym razem chłopak uwinął się dużo szybciej. - Co do sprzętu to jest własnością kompani, na razie jest wam użyczony, a z waszego tygodniowego żołdu jest potrącane 3 pensy do czasu aż się nie wyrówna.
Gottri sapnął ciężko nie mogąc się nadziwić ludzkiej głupocie. - Nie zrozumieliśmy się. Nie mogę jednocześnie machać dwuręcznym toporem i zasłaniać się tarczą. Wymiana topora na halabardę za którą w dodatku będę musiał płacić z żołdu to żaden interes. Okradaj człeczyno swoich nie mnie. Rodzice nauczyli mnie liczyć.
Rzucając Hansowi gniewne spojrzenie wyrwał szybkim ruchem topór z jego rąk. - Spokojnie, wziąłem go tylko do wyklepania, ty masz swój miecz, nie mam po co ci dawać kolejnego. Halabarda jest świetną bronią.
Krasnolud fuknął gniewnie. - Może dla człeczyn. Mi zda się co najwyżej do drapania się po plecach. Zaś machanie mieczem nie przystoi krasnoludowi. Zostanę przy swojej broni. I nie trza go ostrzyć!- dodał z naciskiem- Ojciec nauczył mnie kowalstwa. Sam go naostrzę jeśli będzie tego wymagał.
Nie czekając na dalsze wyjaśnienia i nic nie biorąc od Hansa Gottri ruszył w kierunku kucharza zwołującego najemników na kolacje.
Nabrał solidną porcję zupy do swojego drewnianego kufla, wyciągnął drewnianą łychę i zaczął zajadać ze smakiem. Na koniec nabrał jeszcze wody do bukłaka i wracając do namiotu umył kufel w korycie z wodą dla koni.
"Wreszcie spanie." pomyślał gdy zdjął buty, kaftan i skórzaną kurtę i walnął się na łóżko. Jeszcze tylko sakiewkę z pieniędzmi dla bezpieczeństwa umieścił pod głową i można było zasnąć. Po chwili rozległo się chrapanie dobrze słyszalne w promieniu kilkunastu metrów od namiotu.
Ostatnio edytowane przez Ulli : 20-11-2010 o 09:43.
Powód: kursywa i powtórzenie
|