Mag i wojownik spotkali się wzrokiem przez to małe niemalże ich „prywatne” pole bitwy. Pole bitwy może zbyt wyniośle określone – przez pobojowisko byłoby bardzie na miejscu.
Elf widział w oczach towarzysza zmęczenie walka i odniesionymi ranami. Tamten jednak nie tracił pogody ducha o posłał mu mimowolny uśmiech.
Torując sobie drogę przed sobą i po bokach rozpoczęli powolny marsz ku sobie. Przedzierali się przez śnieg i co rusz próbujące swoich sił kolejne wilki.
Dotarłszy do siebie oparli się wzajemnie plecami i odpierali napór rozwścieczonych zwierząt. Choć w sumie była to ich pierwsza wspólna walka, ktoś obserwujący ich walkę dałby się pociąć, że to nie prawda. Władali orężem w równym rytmie nie przeszkadzając sobie a wręcz odwrotnie. Byli jak jeden doskonale skonfigurowany mechanizm – dwa miecze, magia oraz tarcza. Tarcza wojownika nie jednokrotnie uchroniła obu z nich przed poważnymi ranami. Draugdinn zauważył, że co raz więcej wieśniaków nieśmiało i z przestrachem na twarzach wychodzi ze swoich domów uzbrojonych w prowizoryczne bronie od cepów po widły i na garnku do robienia hałasu kończąc. Elf miał cichą nadzieję, że może to chociaż spłoszy wilki.
Czarodziej chętnie przystał na propozycję wojownika i zaczęli powoli przecierać sobie drogę w kierunku zabudowań oraz co raz większej grupy obudzonych wieśniaków.
W ferworze walki elf niemalże zapomniał chwilowo o swoim wiernym towarzyszu. Przypomniał mu o tym dobitnie i w jednej chwili głos Chowańca w jego umyśle.
- Draugdinie może się nie znam, ale z góry wygląda to bardziej jakby sfora tych wilków miała na celu bardziej odciągnięcie waszej uwagi i opóźnienie w ruszeniu z powrotem do chaty Bliznookiego niż miała na celu was wyeliminować.
- Słuszna uwaga przyjacielu, miałem podobne odczucia. – Odpowiedział elf po czym wyjaśnił zaskoczonemu Ravarrowi dlaczego rozmawia sam ze sobą.
__________________ There can be only One Draugdin!
We're fools to make war on our brothers in arms. |