Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2010, 23:10   #9
Nahgraz
 
Nahgraz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znany
Rudiger ruszył w ślad za Shimko zbytnio nie przejmując się tym co usłyszał w namiocie od swojego zwierzchnika. W drodze do Hansa oboje milczeli, nie było zbytnio o czym gadać, a i Rudi był zbyt zajęty robieniem listy potrzebnych rzeczy, dodatkowo głód, który mu doskwierał nie zachęcał zbytnio do konwersacji.

Odnalezienie Kwatermistrza nie sprawiło im większego trudu. Na miejsce zaraz za nimi dotarł khazad z ich namiotu.
- Nowi, co? - spytał ich Hans.
- Zgadza się. Jestem Rudiger Hein i chciałem się zorientować jak wygląda sprawa ekwipunku. Płacimy zań, czy raczej jest on do naszej dyspozycji w ramach wypożyczenia. - dociekał Rudi, gdyż nie miał ani grosza przy sobie, cały jego dobytek został w miejskiej karczmie.

Hans nawet nie zdążył odpowiedzieć gdyż krasnolud od razu przeszedł do konkretów i powiedział czego chce, jak przystało na członka jego rasy.
Chciał wymienić swój topór na coś bardziej poręcznego, dostał natomiast halabardę.
- „Halabardę? Na co khazadowi halabarda?” - zdziwił się wielce Hein. Nie tylko on. Zdziwienie dało się też zauważyć na milczącej twarzy Shimko, nie wspominając już o krasnoludzie. Ten to dopiero się zbulwersował. Zaczął krótką wymianę zdań z Hansem i koniec końców zabrał swój topór, po czym naburmuszony odszedł nie biorąc niczego. Rudi wcale się nie zdziwił na jego miejscu zareagował by podobnie.

Po tej krótkiej scence Hans wyjaśnił na czym polegają zasady „pożyczenia” sprzętu. Były dość proste. Z żołdu miał być potrącany podatek na rzecz spłaty ekwipunku aż do momentu jego oddania bądź całkowitej spłaty.
Po krótkich wyjaśnieniach Hansa, Shimko wyraził swoje życzenia. Niby wszystko w porządku, oręż, przybory podróżne... i łom.
- „Łom?” - zdziwił się Rudi. O ile w przypadku krasnoluda dziwił go oręż, to w tym przypadku kompletnie zaskoczyło go życzenie towarzysza. - „Cholera, co on? Żeby jeszcze wziął łopatę to bym powiedział porywacz zwłok czy inny drab, ale sam łom??” - Rudiger nie mógł odgadnąć po co najemnikowi łom. No cóż trafiła się mu ekscentryczna drużyna, same rodzynki można by rzec, z resztą on sam nie był zwyczajnym mieczem do wynajęcia.

Gdy przyszła jego kolej ten od razy powiedział czego mu potrzeba.
- Interesuje mnie głównie jakaś lekka zbroja, najlepiej skórznia bądź ćwiekówka, a do tego może jakieś normalne odzienie „na codzień”. Wspaniale było by też mieć kuszę i nie za duży miecz, co prawda nie przepadam za bronią ale któż wie z czym nam przyjdzie się zmierzyć.
Na te słowa Hans parskną śmeichem.
- Hah! Najmita co nie lubi oręża! To ci dopiero. Dam ci radę młody, lepiej polub broń, bo gdy znajdziesz się na wyciągnięcie reki od przeciwnika, to tylko jej zimna stal będzie dzielić cię od podróży do królestwa Morra. - rzekł Hans. Z oczu dobrze mu patrzyło, więc z pewnością mówił to szczerze.

Heinowi nie podobał się pomysł walki za pomocą kuszy czy miecza, w ogóle nie podobał mu się pomysł walki, ale przecież mogli trafić na cokolwiek od zwierzoludzi na nizinach zaczynając, poprzez zbrojne bandy goblinów na podgórzu, aż po licho wie co jeszcze w samych górach bądź za nimi.
- „No przynajmniej jeśli będzie faktycznie aż tak niebezpiecznie, to można zrezygnować w pierwszym lepszym mieście.” - pocieszał się w myślach Rudi. Choć myśl o małej odmianie życia nie była taka zła, zwłascza, że wiązało się to z krasnoludzkim złotem.

Gdy tylko pachołek Hansa przyniósł pakunki dla Shimka i Rudiego ci je sprawdzili. Shimko był niezadowolony brakiem łomu, natomiast Rudiger oddał tarczę twierdząc, że woli sztylet w drugiej ręce, żałował jedynie, że nie dostał żadnej broni strzeleckiej.

***

Rozległo się metaliczne bębnienie chochlą o patelnię i nawoływanie: - KOLACJAAAA!

Nim Hein ogarną się z pakunkiem i dobiegł na miejsce, ustawiła się już spora, na kilkanaście jardów kolejka. Na szczęście dostrzegł swoich nowych kompanów w jej połowie, ba nie byle jakich kompanów! Szulera bądź złodzieja, wnioskował to po kartach i znakach Ranalda na dłoniach, oraz powabną panienkę.

Cześć, można? - spytał kompanów, leczy oczy jego spoczęły na panience. Rudi miał nadzieję, że da radę się wcisnąć w kolejke.
- Ja tam nie mam nic przeciwko. Tylko nie wiem, co na to ci, co stoją za nami. - odpowiedziała niewiasta wskazując kciukiem na nie najweselszych osiłków za sobą.
- Pomarudzą, pomarudzą i przestaną. Żadna krzywda – skwitował Rudiger i wcisną się tuż za nią. - Swoją drogą chyba nie mieliśmy przyjemności. Rudiger Hein, do usług. - dokończył i lekko skłonił się.
- Miło mi. – skinęła do neigo głową. - Mów mi Edith, jesli nic innego nie przychodzi ci do głowy.
- Zwariowany dzień. Wczoraj człowiek hulał w najlepsze, a dzisiaj zapisany w najemne szeregi, ot los potrafi spłatać figla. - lekko uśmiechną się Rudi.
- Tak, cóż, kto hulał ten hulał. – uśmiechnęła się. - Ale zgadzam się, że los czasem jest upierdliwy.
- Nie powiedział bym „upierdliwy”, raczej „przekorny”. Nie mówię, że mi ta sytuacją nie odpowiada, „zwłaszcza gdy poznaję tak piękne damy”- chciał dodać Rudi, ale ugryzł się w język. - ale zupełnie po mojej myśli tez nie jest. Lubię przygody i niespodzianki, ale nie aż takiego kalibru jakiego miałem szczęście ostatnimi czasy smakować.
- Życie rozpieszcza nie wielu ludzi.
- O tak, zgadzam się w zupełności. Dla tego uważam, że trzeba korzystać z okazji, które się pojawiają. Jeśli pozwolimy im przemknąć koło nosa, to tylko siebie będziemy mogli winić. Ot i kolejka już prawie się kończy. - wyraźnie rozpromienił się Rudi. - Już niedłuo będziemy mogli zapełnić brzuchy czymś ciepłym, a może nawet zjadliwym. - roześmiał się brunet.

Rannalt i Edith popatrzyli na siebie wesoło. To, co bulgotało paskudnie w kotle z pewnością nie zaliczało się do tych „zjadliwych” substancji. Rudi również spojrzał w kierunku garnka i faktycznie breja, która w nim bulgotała, bardziej przypominała pomyje niż solidny posiłek. Skrzywił się lekko, ale nie mógł narzekać, w końcu od ponad doby nic nie jadł.

Kucharz w końcu nałożył im swojej zupki, która zachlupotała nieprzyjemnie wypełniając miseczki. Zajęli miejsca przy jednym z jeszcze nie używanych stoliczków. W żadnym razie nie był czystszy od pozostałych.
Kiedy już usiedli wszyscy Hein powiedział: - Mam nadzieję, że smakuje lepiej niż wygląda. - spojrzał w misę pełną „zupy”. - A wygląda paskudnie. - skrzywił się. Nie był przyzwyczajony do tak podłych posiłków.

Zjedli w milczeniu krzywiąc się i krztusząc. Nikt jednak nie narzekał, dziękując losowi za chociaż taką ilość czegoś, co można było zjeść.

***

W namiocie Rudiger ułożył precjoza, które otrzymał od Hansa koło pryczy, którą zajmował, a następnie usiadł na niej i zaczął zdejmować buty i onuce.

- To jak tam Panie Rannalt, zagramy w karty? Oczywiście nie na pieniądze, nie miało by to sensu nie mając ani grosza w tej chwili. - uśmiechnął się Hein. - Zagrajmy od tak dla zabicia czasu, w końcu ktoś musi obudzić panienkę Edith, a na tych dwóch – wskazał skinieniem głowy na śpiących już Shimko i Gotriego. - chyba nie możemy liczyć. - uśmiechnął się lekko. - Poza tym jestem ciekaw co kolega po fachu potrafi... - dokończył po chwili wykonując niby nic nieznaczący gest, który jednak w pewnych kregach był traktowany jako powitanie.
 
Nahgraz jest offline