Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2010, 23:16   #43
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Współpraca Connley i Morgainne


Na pierwszym piętrze zwiedzanie rozpoczęli od łazienki, później zaś skierował się do sypialni.



- Tutaj sypiam - wskazał na pokój. Jest naprawdę wygodnie.
Pokój jej się spodobał, ogólnie cały dom wypełniała ciepła atmosfera widoczna wyczuwalna w każdym pomieszczeniu. Connley naprawdę musiał w niego włożyć sporo pracy. Obeszła cały pokój przylądając się meblom.
- Czy duże szafy nie są już w ogóle robione? - spytała stając przed jedną. Jak zdołała zauważyć, we wszystkich pomieszczeniach gabaryty szaf były zdecydowanie mniejsze, od tych które znała. Co prawda kuzynowi, mającemu osobny pokój wypełniony ubraniami, nie były potrzebne wielkie szafy, ale fakt ten ją zaciekawił.
- Duże szafy służą do trzymania ubrań. Oczywiście są robione, ale ten dom posiada garderobę. Jest na drugim piętrze. Nie byliśmy tam, ale to po prostu właśnie takie wielkie pomieszczenie na rzeczy - wyjaśnił jej rzecz, którą już znała, ale może nie przykładała aż tak wielkiej wagi nauczona doświadczeniem krainy, gdzie mieszkała. - Ponadto, czyż mniejsze meble nie sprawiają wrażenia lekkości przyjemnej dla oka? To zaś - poprowadził ukochana dziewczynę dalej - jest kolejny pokój gościnny. Takich jest trzy, po jednym na każdym piętrze.



- Suzan, ta służącą, mówi, ze wydaje jej się bardzo kobiecy.
Służąca Connleya miała rację, był kobiecy i w barwach, które Morgainne się bardzo podobały.
- Bo tak jest. - powiedziała po prostu. - Jest bardzo ładny. - uśmiechnęła się delikatnie. - A co do szaf masz rację. nadają pomieszczeniom wrażenie lekkości. - kontynuowała rozmowę podziwiając pokój. Biały fotel zachęcał wręcz do tego by na nim usiąść, ale Morgainne obawiała się, że go zabrudzi.
- A pokój naprawdę przyjemny. Zresztą cały dom sprawia takie wrażenie. - uśmiechnęła się do Connleya.
Morgainne wiedziała, jak zrobić, żeby się ucieszył. Po takiej pochwale uśmiech na twarzy Connleya sięgnął niemal obydwu uszu. Żeby zatuszować radość zaprowadził ją do saloniku.



- Tutaj jest miejsce na kawę. Wyjątkowe. Bywam tutaj tylko z osobami, które są dla mnie naprawdę ważne. Wiesz, rodzina, przyjaciele ... mam nadzieję, że po kąpieli przyjdziesz ... przyjdziesz ... wypić kawę ze mną. Jest naprawdę dobra - popatrzył nagle się zastanawiając, czy wie, co to jest kawa. - Mam wiele gatunków tego doskonałego napoju, który dodaje wigoru. wprawdzie na Ziemi kawę piją najczęściej panie, ale tak się składa, ze także lubię.
Minimalizm w wytwarzaniu mebli miał swoje plusy. Salonik, jak nazwał te pokój Connley po prostu ją zachwycił. Nie wiedziała czy to kwestia ciepłych barw ścian, miękkiego dywanu, niewielkiego stolika czy dużej ilość roślin.
- Pięknie tu... - powiedziała cicho rozglądając się z delikatnym uśmiechem. Po dłuższej chwili podziwiania pokoju wróciła do rozmowy. - Wolałabym coś zjeść potem i ruszać w drogę. Tego napoju możemy spróbować kiedy indziej. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Ty zdecydujesz, ale sądzę, że zamiast ustalać, co będziemy robić po kolacji, po prostu spróbujemy się połączyć atutami z Corwinem oraz mamą. Wtedy dowiemy się, czy mamy czas na cokolwiek więcej niż kolacja oraz pewnie dostaniemy najświeższe informacje. Wiesz, wiadomości od nich mogłyby sprawić, ze wszystkie nasze plany, jakiekolwiek by nie były, musiałyby pozostać zmienione. Teraz zaś zobacz moja biblioteczkę.



- Książki należą do moich ulubienic. Czytanie naprawdę, po prostu lubię czytać, poznawać nowe rzeczy oraz bawić się przygodami bohaterów.
Rozejrzała się po bibliotece z uśmiechem.
- Widzę, że zamiłowanie do książek jest u nas chyba rodzinne. - powiedziała ciepło. - podeszła do półek i pogładziła delikatnie książki. - Jestem pełna podziwu. Taka biblioteka. Wszystko przeczytałeś? - spojrzała z zainteresowaniem na kuzyna.
- Och, nie. To chyba byłoby niemożliwe. Popatrz, część to pozycje encyklopedyczne, słowniki, moje ulubione książki kucharskie, podręczniki - no tak, wśród nich miał zarówno Kamasutrę oraz Małżeństwo doskonałe, jednak nie zamierzał się tym chwalić. - Zaglądam do nich, kiedy potrzebuję jakichś konkretnych informacji. Natomiast powieści owszem, staram się kupować te, które planuje przeczytać. Nie lubię robić sobie biblioteki dla popisu. Robię ją, bo lubię czytać. Wśród powieści jest jednak trochę pozycji niepasujących do mojego gustu, które czytałem, lecz pozostawiłem nieprzeczytane. A ty? Lubisz czytać?
- Owszem, nawet bardzo, ale na Wyspie nie mamy książek... - spojrzała znów na półki. - Wszystko musimy mieć we własnej głowie, ale czytałam zawsze jak ojca odwiedziałam. No i w Amberze miałam mnóstwo czasu przez ostatni miesiąc. - podrapała się po nosie. - W zasadzie to chyba pierwszy raz w życiu miałam tyle czasu wolnego co wtedy. - zaśmiała się cicho.
Chyba pierwszy raz wspomniała o swojej rodzinie.
- Ojca, swojego nie znam - westchnął. - No idźmy dalej - odzyskał humor patrząc na jej śliczną buzię. - Chodźmy teraz na parter. To pomieszczenie juz znasz - wskazał na pokój schodów, kiedy przechodzili niżej. Najpierw kolejny pokój goscinny.



- Żeby być szczerym, to te pokoje, żeby wszystkie na raz, chyba nigdy nie zostały wykorzystane. Czasem odwiedzała mnie mama, lub któryś ze znajomych, ale wszystkie na raz, to nie pamiętam. Oczywiście każdy gość moze sobie wybrać jeden z trzech gościnnych. Tak się składało, że mężczyźni wybierali stosunkowo często właśnie ten, zaś panie preferowały ten na pierwszym pietrze.
Zauważyła chwilowe pogorszenie nastroju Connleya. No tak... ojciec trudny temat... Na szczęście humor wrócił kuzynowi równie szybko jak zniknął. Przyjrzała się pokojowi i pokiwała głową.
- Nie dziwię się ich wyborowi. - uśmiechnęła się lekko. - Tamten zdecydowanie był za kobiecy, by mężczyzna czuł się w nim dobrze. Ale tutaj... - rozejrzała się i pokiwała głową. - zdecydowanie bardziej uniwersalny. - spojrzała na kuzyna. - Gdzie teraz?
- Teraz moje królestwo. Rządzi tam tylko taki władca - otworzył szybko boczne drzwi - natomiast to jest jego wspaniała korona - wsadził na głowę czapkę kucharską. - Berło także jest niezłe. Nie zamieniłbym się na prawdziwe regalia - wywinął młynka warząchwią. - Milady, witam na terenie państwa kuchnia.



Zaśmiała się melodyjnie i dygnęła z gracją.
- Witam zatem króla i uprzejmie proszę o pokazanie jego królestwa. - powiedziała rozbawiona rozglądając się z zainteresowaniem.
- Słusznie diussesso, słusznie - powiedział nosowym tonem naśladując ton zarozumiałego władcy. - To są kredensy. W szafkach mam przyprawy niemal z całego świata, choć przyznaję, że moją ulubioną jest bazylia. Rewelacyjny smak, cudowny zapach. Uf, nie powiem, że ją kocham, ale bez niej świat byłby gorszy. Tam są lodówki. Wytwarzają niska temperaturę, co ułatwia przechowywanie różnych rzeczy. Nie wiem, czy są u ciebie, bowiem to wszystko napędzane jest elektrycznością. Podobnie kuchenki, które mogę nastawić na konkretna temperaturę. Oprócz tego oczywiście naczynia - otwierał szafki pokazując garnki, talerze, sztućce różnych rozmiarów, wyglądu rozmaitego pochodzenia.
Podeszła niepewnie do lodówki i ją ostrożnie otworzyła. Gdy poczuła zimne powietrze odsunęła się szybko.
- Interesujące... - powiedziała zamykając lodówk po czym spojrzała na kuchenkę. - Wytwarza temperaturę? - spojrzała z zainteresowaniem na Connleya. - Jak piec? A jak działa? - zaczęła oglądać ze wszystkich stron.
- No cóż, jak wspominałem, elektryczność. Odkryto na Ziemi, że każda rzecz składa się z maleńkich cząstek, zwanych atomami. Atomy zaś zawierają jeszcze mniejsze elektrony. Niektóre ciała, zwane przewodnikami mają taka właściwość, ze te elektrony mogą się ruszać. Ruch zaś oznacza ciepło. Pokaż mi proszę dłoń - kiedy podała mu, zaczął szybko pocierać skórę jej reki, szybko oraz delikatnie. - Czujesz ciepło? To działa mniej więcej tak samo. Oczywiście, jest wiele bardziej skomplikowane, ale mniej więcej o to chodzi, chyba, bo nie jestem specjalistą fizykiem.
Pokiwała powoli głową i zaraz puściła jego dłoń odwracając się w stronę szafki z przyprawami, by ukryć lekkie zawstydzenie. Ciągle nie mogła przyzwyczaić się do swobody z jaką dotykał jej ręce.
- Rozumiem... mniej więcej. Z całego świata przyprawy powiadasz? - Przyjrzała się słoiczkom z uwagą. Rzeczywiście kolekcja robiła wrażenie. Z chęcią zbadałaby zawartość tej szafki dokładniej, ale na chwilę obecną robiła się coraz bardziej głodna.
- Od tego zwiedzania zgłodniałam. - uśmiechnęła się lekko. - Ale dokończmy, bo jeszcze zapewne zostało parę pokoi?
- Ależ królowo ty moja, wybacz mnie niegodnemu, który nie zaspokoił tej najważniejszej potrzeby każdego człowieka - zażartował. - Do kolacji jeszcze sporo czasu, ale może masz ochotę na szybkiego tosta a La Chardonay. To zajmie minutkę dosłownie, bo tosty mam gotowe. Tylko podgrzać. To po prostu malutka kanapka ze specjalna odmianą sera feta mielonego z delikatnym miąższem winogron gatunku chardonay. Do tego nieco oliwy, oczywiście bazylia oraz troszeczkę peklowanego pstrąga. Mówię ci, palce lizać. Daj mi minutkę, potem zaś możemy zwiedzać dalej jedząc. Na Ziemi zwyczajowo nie krępujemy się takimi sprawami, toteż chodzenie i jednoczesne jedzenie nie uznajemy za jakąś niegrzeczność - spojrzał na nią pytająco.
Na nazwanie ją królową zaśmiała się krótko. Pomysł z jedzeniem i chodzeniem jednocześnie wydał się jej natomiast dość dziwaczny. Cóż... co kraj to obyczaj..
- Skoro powiadasz, że to nie jest nic zdrożnego... - powiedziała z namysłem. - Nie odmówię, gdyż ciekawa jestem tej potrawy.
- Cóż. Panie siadają - zaprowadził ją niczym królową na drewniany taboret - panowie zaś pracują i potem popisują się przed paniami.
Zabrał się szybko za robotę. Bardzo szybko otwierał szafki, łączył, wydobywał, mieszał. Widać było, że wie, gdzie co jest. Może nie minuta, ale najwyżej kilka upłynęło, kiedy niby rycerz klęknął na kolano przed nią podając srebrną tacę z kilkoma kanapkami mówiąc z niekłamana pompą, chociaż przyozdobiona wesołym mrugnięciem. - Oto mój łup, szlachetna damo. wydaj wyrok, czy godny jest on twych cudownych warg.
Obserwowała go z zainteresowaniem. Wprawne i szybkie, a jednocześnie nie nerwowe ruchy świadczyły, że naprawdę doskonale wie co robi. Widać tez było, iż sprawia mu to sporą przyjemność, a przez to i patrzenie na niego było przyjemne. Gdy uklęknął uklęknął pokręciła rozbawiona głową.
- Ależ naprawdę nie trzeba aż tak oddawać mi hołdów. - powiedziała poważnym tonem, choć w oczach migotały radosne iskierki psując cały efekt. - Przyjmuję jednak ten łup. - powiedziała z namaszczeniem i wzięła jedną z kanapek po czym ugryzła. Smak był intrygujący. Nic co do tej pory jadła tak nie smakowało, ale podobało się jej. Nawet bardzo. Przełknęła i pokiwała głową z uznaniem.
- Bardzo dobre. Pozwalam dołączyć Ci się do posiłku. - powiedziała łaskawie uśmiechając się wesoło.
- Dzięki pani za twą gadkę, zaraz schrupię tą kanapkę - improwizował podnosząc się, ale widać było, że jest nadzwyczaj zadowolony. - Wobec tego, pani, twój kanapkowy rycerz pragnie spytać, czy byś pozwoliła się oprowadzić dalej? - spojrzał na nią. - Obiecuję zabrać w naszą dalszą podróż ów łup, który pozwoli nam się posilać co nieco i bardzo się cieszę, że ci smakowało. Naprawdę - powiedział normalnym, ciepłym tonem.
- Zatem chodźmy. - powiedziała trzymając ciągle kanapkę w dłoni i ruszyła w stronę drzwi. Przy wyjściu odwróciła się w jego stronę uśmiechając się. - Biorąc pod uwagę twe zamiłowanie do gotowania, nie mogły być niesmaczne. - powiedziała spokojnie.
- Tutaj mieści się biały salon - wprowadził dziewczynę do dużego, jasnego pokoju. - To jest miejsce, gdzie przyjmuje gości oraz interesantów, jeśli akurat pragnę porozmawiać z nimi na domowym gruncie.

http://www.homeloto.com/wp-content/u...-3-510x382.jpg

- Dalej zaś jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Największa łazienka domu.

http://img593.imageshack.us/img593/9207/azienka1.jpg

- Wspaniała łazienka. Jeżeli chcesz się wykąpać, proponuję tą. Ma wszystkie wygody górnej, ale jest większa oraz wygodniejsza. popatrz, dwuosobowa wanna, po prawej prysznic, obok zaś szafki z ręcznikami oraz różnymi szlafrokami - otworzył pokazując. Rzeczywiście. ciekawostka było jedynie, że wszystkie szlafroki miały dyskretne symbole Jednorożca lub srebrnego dębowego liścia. Niektóre były także damskie. - Wszystkie krany działają identycznie, jak pokazywałem ci na górze. Tam dalej są kosmetyki, szampony. Ponieważ niekiedy mama bywała tutaj, możesz tam spotkać również takie używane przez panie. To - pokazał jej niewielki przyrząd - jest suszarka. Także elektryczność. Naciska się tutaj - włączył. - Popatrz jaki miły strumień ciepła wytwarza. tylko nie można dotykać nią wody. Będziesz pamiętała, prawda Morgainne - opisywał dziewczynie łazienkę.
Przybliżyła ostrożnie dłoń do strumienia ciepłego powietrza, by po chwili zaraz nią uciec.
- Czego to ludzie nie wymyślą... - powiedziała z namysłem. Na pytanie Connleya pokiwała lekko głową. - Oczywiście... choć może nie znam się na tych wszystkich cudach, ale pamiętam co mówisz. - uśmiechnęła się spokojnie. - Pozwolisz zatem, że skorzystam z zaproszenia i się wykąpię?
- Dasz mi jeszcze kilka minut? Dosłownie, kilka. Bowiem ogród może pokażę ci przy następnej okazji, ale jest jeszcze jedno pomieszczenie, które chciałbym, żebyś zobaczyła.
Spojrzała tęsknie na wannę, ale pokiwała głową.
- Prowadź zatem i powiedz proszę cóż to za miejsce.
- Two właśnie to - otworzył niewielkie drzwi oraz wskazał na prowadzące na dół schody. - Chodź za mną - przycisnął włącznik światła. Poprowadził ją poniżej, na poziom piwnicy. - wiesz, tu są spiżarki oraz takie inne gospodarcze, ale tutaj jest wyjątkowo. Klimatyzacja, stała temperatura, wilgotność oraz tym podobne.

http://www.winegoblet.org/wp-content...winecellar.jpg

- Żadna dobra kuchnia nie obejdzie się bez odpowiedniej piwniczki win. To zaś jest naprawdę niezły wybór.
Rozejrzała się zaskoczona po piwniczce.
- Pokaźna kolekcja. - powiedziała z uznaniem. - Masz w czym wybierać. - uśmiechnęła się do Connleya. - Mógłbyś winiarnie założyć.
- Mógłbym - przyznał, kiedy wychodzili na górę - ale nie mam zacięcia do prowadzenia własnego biznesu. Po prostu lubię częstować osoby, które są mi drogie. Tak więc, moja pani - skłonił się głęboko - kanapki zjedzone, łazienka czeka. Ponieważ zaś pozycja Amberytów daje nam pewne możliwości, czy raczysz określić styl kreacji, w jakiej chciałabyś wystąpić na kolacji. Wierz mi, przygotowana zostanie zgodnie z najlepszą modą Ziemi. Oczywiście cały komplet.
Przyglądała się przez chwilę Connleyowi zastanawiając się czy nie powinna zaprotestować, ale uznała, że pozwoli mu na wybór stroju.
- Nie wiem jaka panuje moda na Ziemi, więc trudno określić mi styl, ale z pewnością powinna być to suknia długa i najlepiej prosta, nie odsłaniająca zbyt wiele... - dodała pamiętając rozmowę na temat strojów do kąpieli.
- Oczywiście w ciemnym błękicie lub czerni... I.. dziękuję... - powiedziała ciepło. - Pewnie moje suknie wyglądałyby tu dość dziwnie.
- Są piękne. - przyznał - ale rzeczywiście, tutaj moda inna. Idź spokojnie się wykąpać, a ja popracuję nad całością.
Pokiwała spokojnie głową i udała się do łazienki na parterze.

Gorąca woda i pachnący płyn do kąpieli pozwalały się w końcu odprężyć. Morgainne położyła się w dużej wannie pozwalając odpłynąć, choć na chwilę, wszelkim troskom. Potrzebowała tego niezmiernie. Tak wiele, w tak krótkim czasie się wydarzyło... Spojrzała na wytatuowane, zielone liście dębu, które niczym bransoletka oplatały jej smukły nadgarstek.
Co by na to wszystko powiedziała Lutienne?
Dziewczyna westchnęła cicho opierając głowę o skraj wanny.
Connleyu, czy Ty wiesz co robisz?
Potrząsnęła lekko głową, to nie był zdecydowanie czas na takie rozmyślania. Rodzina zachowywała się kompletnie irracjonalnie, zgubili ślad dziecka, Corwin oblegał zamek w jakimś Cieniu uważając, że jest to ważniejsze od Amberu. Ktoś musiał zachować zdrowy rozsądek.
Przymknęła oczy odrzucając wszelkie niepotrzebne myśli...

Po dobrej pół godzinie Morgainne usłyszała stukanie do drzwi i kobiecy głos.
- Proszę pani. Sukienka jest już gotowa. Proszę zawołać, kiedy pani będzie gotowa. Poczekam.
Dziewczyna westchnęła cicho i tak miała zamiar powoli kończyć. Wytarła się szybko i założyła jeden z szlafroków kątem oka zauważając znak srebrnego liścia dębu na nim. Pokręciła lekko głową z uśmiechem i otworzyła drzwi.
Suzan weszła do środka trzymając w rękach przepiękną, błękitną suknię.



Morgainne stanęła i przez chwilę przyglądała się jej z uznaniem. Connley zaskoczył po raz kolejny, szykował się intrygujący wieczór...
 
Blaithinn jest offline