Tass już trochę bardziej spokojny wkroczył do domu i nie przysiadł do stołu. Kucnął przy kominku i z bocznej kieszeni wyciągnął zawinięty w kawałek płótna, kawałek solonej sarniny. Wprawdzie dalekie było to od ideałów jakie niegdyś gotował Tupik, ale wolał to niż gościnę tego łajzy.Facet zagotował w niziołku krew do wrzenia.
Nie chodziło o to, że nagle zrobiło mu się żal dziewki, bo wcale tak nie było. Pozwalała się tak traktować więc to był jej problem. Tutaj chodziło o nie poszanowanie najważniejszej rzeczy w życiu każdej istoty rozumnej. Rodziny i własnego miejsca. Tass przez całe dzieciństwo marzył tylko o tym, aby mieć rodziców, móc rozmawiać i bawić się z innymi dziećmi, w końcu te marzenia przeistoczyły się w nowe i silniejsze uczucie. W chęć założenia rodziny. Ale i wtedy piętno przeszłości go dogoniło. Znaleźli go i dopóki będzie żył nie zostawią w świętym spokoju.
Żując suchy kęs dziczyzny Tass ponuro spoglądał na mężczyzn i się nie odzywał. |