Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2010, 19:22   #49
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Skoro wszyscy przygotowywali się do wyprawy za miejskie mury Cypio uznał, że i on powinien. W tym celu udał się na poszukiwania swojego oddanego towarzysza - Alfonso de Puchatka. W teorii de Puchatek, zwany pieszczotliwie Pufciem, powinien był przebywać w stajni - kender nie był jednak tak naiwny by sądzić, że jego ulubiona poduszka pod zadek spędzi cały dzień w miejscu, gdzie jedynym daniem mięsnym są gryzonie. Nie obawiał się więc, że zabierający wierzchowce Kenning zabierze i jego. Toteż po upchnięciu swoich bambetli w plecak ruszył w kierunku kuchni.
- Pseprasam, pseprasam, psechodzę, mnie tu wcale nie ma, prosę się nie psejmować, o, jaka pięknie pachnąca zupa, az zal wyjezdzać, psepraszam, prosę sobie nie pseskadzać, uuups - ostroznie z tym nozem, pseprasam... - Cypio zgrabnie przeciskał się przez kuchnię, rozglądając przy tym uważnie. W końcu zobaczył to, czego szukał - długaśne pęto świeżutkiej, czosnkowej kiełbasy.


- A to na drogę będzie - rozradował się głośno kender i, schowawszy kiełbase do plecaka, rzucił na stół złocisza. W końcu nie był przecież złodziejem! W końcu udało mu się wytelepać z kuchni - czemu towarzyszyły gromkie przekleństwa kucharek; może i Cypio był zwinny, ale jego plecak w żadnym razie - i wyjść na tyły karczmy. Zgodnie z jego przewidywaniami Puchatek siedział tam grzecznie, czekając na litość którejś z kucharek.

-
No, Pufcio, rusamy po psygodę! Musis dziś być gzecny i chodzić ci-chu-teń
-ko, bo jesteśmy Tajną Bronią Romualda i jego ostatnią linią obrony oraz ratunku! - rozemocjonowany Cypio jął siodłać wierzchowca... a raczej próbował to zrobić, gdyż Alfonso ani myślał łaskawie podnieść zada. Co więcej, nie ruszały się nawet jego oczy, których senne spojrzenie wbite było w drzwi kuchni. Dosadnie rzecz ujmując - de Puchatek miał tajną misję głęboko w poważaniu.




- Russssssię Pufffffffffffffcioooo - sapnął Cypio, usiłując wsadzić popręg pod brzuch olbrzymiego bernardyna. Bydle ani drgnęło, jednak nie z takimi rzeczami już sobie radził. Z magicznego plecaka wyciągnął Długą, Grubą Tyczkę, po czym uwiesiwszy się na niej podważył psa z jednej strony, nogą wsunął popręg pod brzuch, po czym to samo uczynił ze strony drugiej. Na psie nie zrobiło to wrażenia. Następnie kender przywiązał kawałek liny do haka w murze, znów uwiesił się na tyczce i szybko okręcił ją drugim końcem. Alfonso zawisł z uniesionym bokiem, a Cypio szybko zapiął popręg. Po tych akrobacjach nałożenie uprzęży na pysk było już formalnością - i również nie wywołało żadnej reakcji ze strony podmiotu owych akrobacji.
- Tak się zastanawiam, cy jesteśmy juz wystarcająco tajni, cy jednak tsebaby się psebrać... - zadumał się retorycznie Cypio, opierając się o bok zwierzęcia. Po chwili doszedł jednak do wniosku, że co za dużo to czasem wychodzi na zdrowie, toteż następne minuty spędził na grzebaniu w plecaku, stroszeniu włosów i ogólnych ablucjach. Co krótsze włosy postawił na sztorc, resztę związał na karku, mieczem okroił jakąś koszulę sporych rozmiarów, dowiesił kilka badziewi niewiadomego pochodzenia i viola! Tajny Agent Cyprian von Makówka ruszał do boju!




Tyle że Alfonso ruszać się ani myślał.

- Pufcio, nie mamy casu na wygłupy - perswadował Cypio, bijąc piętami w boki bernardyna. - Dlacego ja musę się zawse posuwać z toba do ostatecności, co? Wies, ze to ci skodzi. Miazdzycy dostanies, cosncycy albo i zawału i co będzie? - biadolił, konstruując naprędce Wielki Poruszacz Alfonsów i w kilka minut WPA był gotów, a aromatyczna czosnkowa kiełbasa dyndała na długim kiju kilkadziesiąt centymetrów od nosa de Puchatka.
- Cyk, cyk, jedziemy! - zakomenderował kender. Pies pociągnął nosem raz, drugi, otworzył szerzej oczy, podniósł się ociężale i nagle skoczył do przodu jak wielka, tłusta rakieta. Cypio był jednak na to przygotowany - kiełbasa majdnęła i wysunęła się poza zasięg psiej szczęki. Bernardyn łypnął ponuro okiem na jeźdźca i potruchtał do przodu, nie spuszczając wzroku z przynęty i warcząc na wszystkich, którzy znaleźli się w zasięgu jego osobistej kiełbasiej przestrzeni.


Kender zdążył w sam raz - główne wejście karczmy opuszczała właśnie Romualdina wraz z Katriną oraz ich obstawa. Jak bliźniacki! - zachwycił się Cypio, posuwając się za nimi w odpowiedniej odległości i wzbudzając przy tym sporą sensację. Ponieważ jednak tajne osłanianie tyłów nie było zajęciem do końca pozwalającym przyglądać się poecie, Cypio zaczął więc przyglądać się i otoczeniu w poszukiwaniu zbirów rudej smoczycy. I jednego wypatrzył całkiem szybko - typ wyraźnie śledził całą czwórkę, wbijając wściekły wzrok w Romualda (... w zasadzie to wbijał go w Hibbo, ale - jak wiadomo - uwielbienie Cypia dla poety było nieco ślepawe).



Cypio zaś nie mógł pozwolić, by ktoś inny gapił się na Romualda! Nie mówiąc o tym, że wyglądał na porywacza... a jego pas był całkiem interesujący. Mały mężczyzna przez chwilę zapomniał o swej misji, zachwycony skomplikowanymi rzeźbieniami. Ale tylko przez chwilę - nieco nadwyrężona ciągłymi wymachami w tłumie przynęta z tłustym mlaśnięciem otarła się o biały płaszcz podglądacza, a de Puchatek zawarczał głucho. Mężczyzna coś zauważył, odwrócił się...lecz za późno, by zapobiec kolejnym wydarzeniom. A pies ani myślał dzielić się zdobyczą, nawet jeśli był to tylko zapach - kłapnął zębami i całym ciężarem swego ponad stukilowego cielska runął na asasyna, powalając go na ziemię. Szarpnięty do przodu Cypio omal nie wypuścił kija - co wykorzystał Puchatek, odgryzając najniższą laskę kiełbasy. To, że leżał na jakimś człowieku ani trochę nie przeszkadzało mu w delektowaniu się ulubionym przysmakiem.

-Złaź ze mnie ty przerośnięta kupo futra!
- wrzasnął przyduszony mężczyzna.
- Psepraszam, pseprasam, najmocniej pseprasam! To było najzupełniej i całkowicie niechcący - z wysokości siodła zapewnił wylewnie Cypio, machając Pufciowi przynętą przed nosem. Bernardyn niechętnie podniósł się do pionu i zaczął złazić z mężczyzny, przy okazji deptając mu jądra i żołądek.
-Zejdź... - wydyszał z siebie biedak... a może bardziej "zapiszczał", nie przejmując się przeprosinami Cypia tak bardzo, jak bolesnymi doznaniami z dolnej partii ciała
- No juz złazimy, juz złazimy, prawda Pufciu? - uśmiechnął się perfidnie Cypio, ostatnim szarpnięciem lejców i kiełbasy ściągając psa ze szpiega. Romualdo i spółka powoli znikali w tłumie. - Moze pana gdzieś podwieść? Albo strój wycyścić? - nie czekając na odpowiedź zaczął energicznie otrzepywać strój mężczyzny - a przynajmniej te częsci, których sięgał z siodła.
- Nie nie nie... - warknął człek, a potem spojrzał i rozglądając się , jęknął cicho. - Nieee... - Zgubił bowiem Hibbo z oczu.
- No jak tam pan sobie zycy. No to pa - obraził się lekko kender, poganiając Alfonsa do truchtu. Nie rozumiał niechęci szpiega do podwózki - bądź co bądź bernardyn był bardzo wygodnym środkiem transportu. Jechało się na nim jak w powozie - tyle że bez dachu i w towarzystwie dużej ilości pcheł. Cypio nie raz obiecywał sobie, że założy z nimi obwoźny cyrk, ale jakoś nigdy nie miał czasu na treningi... zresztą zanim wyłapał odpowiednią ilość, to znajdywał sobie ciekawsze rzeczy do roboty. Tym czasem jednak przemierzał kłusem miasto, rozglądając się w poszukiwaniu kolejnych podglądaczy. Na dachu zauważył jakąś atrakcyjną gnomkę, jednak w tym momencie jego uwagę przykuło zamieszanie w pobliżu bramy - a raczej to, że Romualdo właśnie ją przekraczał!
- Zacekajcie na mnieeeee! - krzyknął nie dbając już o żadną tajnoagenckość, po czym zręcznie zaciął kiełbasą - kolejna laska oderwała się od pęta i szerokim łukiem przeleciała przez bramę, a de Puchatek ruszył za nią nad wyraz zbornym cwałem, szturmem biorąc bramę i nie przejmując się zupełnie takimi drobiazgami jak opłacenie myta.
 
Sayane jest offline