Wątek: The Cave
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2010, 20:35   #89
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Nazywał się Tony Harewood, choć w dawnych czasach nazywano go raczej Cyngiel lub Spust, nie bez powodu zresztą, ten człowiek chwytał za broń szybciej i strzelał celniej niż sam John Wayne. W jednostce SAS był dzięki temu szanowanym specjalistą, a to, że nim zaczynał strzelać, potrafił pomyśleć i nie rzucał się niczym szaleniec do walki, również dobrze o nim świadczyło. Jego kariera pewnie zakończyła by się inaczej, gdyby nie odniesione podczas jednej z misji rany, przez które wbrew swojej woli został zesłany do pracy w archiwum, gdzie znajdowała się większość ważnych akt. Otrzymał stopień porucznika, jednak w tym wypadku nie był to wcale powód do radości ani dumy. Wciąż można co prawda usłyszeć o nim wiele dobrego, jednak większość akcji, w których brał udział, była tajna, to też wiedza o nich jest dość znikoma.

Tony służył w tym samym oddziale co Harlow, szybko stali się bliskimi przyjaciółmi, jednak ich kontakt urwał się kiedy Colin opuścił szeregi jednostki i ruszył w podróż po świecie. Podczas ich ostatniej wspólnej akcji alpinista uratował życie Harewooda, więc ten wciąż ma u niego niespłacony dług wdzięczności. Kiedy z jednej z budek telefonicznych zadzwonił na jego prywatny numer i po krótce przedstawiła czego mu potrzeba, Cyngiel nie dopytywał o szczegóły tylko obiecał, że postara się zrobić co w jego mocy.

W tym czasie Harlow wyciągnął z banku jakieś dwa tysiące funtów w razie, gdyby szybko potrzebował gotówki. Zakupił również dwa telefony, zgodnie z planem Nikołaja. Niedługo później pojechał na spotkanie z Tonym.

***

Rok 2005, gdzieś w Iraku, godz. 1:13

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=OcxQfCZ_9V8[/MEDIA]

- Zabił mnie, ten skurwiel mnie zabił...

Harlow nawet się nie odezwał, mógłby mu teraz powiedzieć, żeby się zamknął, że wciąż żyje, jednak za bardzo zaabsorbowany był robieniem prowizorycznych opatrunków, które miały utrzymać Cyngla przy życiu do czasu przybycia wsparcia.

- Widziałeś jego gnata? - spytał cicho Tony, po twarzy wciąż spływała mu jeszcze krew - Był chyba większy niż on sam... Jezu!

Colin jedynie przytaknął, minęło dopiero kilkanaście sekund od chwili, kiedy zaszedł przeciwników od flanki i wystrzelał ich nim wykończyli Harewooda. Jeden z nich rzeczywiście ledwo utrzymywał w dłoniach swoją broń, jednak zdążył oddać kilka strzałów, które powaliły Cyngla na ziemię. Nie wyglądało to dobrze, pociski trafiły go w prawą nogę na wysokości uda, w brzuch, jedna musnęła jego policzek, ale najgorzej wyglądała lewa dłoń. Kule trafiły tak fatalnie, iż odstrzeliły mu dwa palce, teraz nawet nie było po co ich szukać. Z drugiej strony zanim go dorwali padło chyba z pięciu, nie sprzedał tanio swojej skóry.

- Barnes nie żyje - stwierdził sucho dzielnie znosząc ból - Widziałem jak obrywał. Spieprzyliśmy to. Ten skurwiel wciąż żyje.

Tutaj Harewood również miał rację, byli tu już od dłuższego czasu, podczas gdy cała akcja miała zająć góra 50 minut. W dodatku nie wypełnili zadania, zamiast idealnej współpracy zakończonej bezpiecznym opuszczeniem terenu, zrobili tutaj masakrę, stracili jednego ze swoich i drugi był poważnie ranny.

- Spokojnie Cyngiel, najpierw zajmiemy się tobą, potem zadaniem - powiedział - Jak się...

- Kurwa Harlow!
- wrzasnął nagle Tony.

Colin odwrócił się błyskawicznie, zdążył złapać szarżującego na niego z nożem napastnika za rękę blokując cios. Razem opadli na ziemię kawałek dalej od Harewooda, przeciwnik wciąż napierał, jednak nie mógł dać sobie rady z Harlowem. Tymczasem Tony próbował dostać się do karabinu, który leżał trochę dalej, jednak czołganie się do niej sprawiało mu ogromny ból, czuł, że lada moment może po prostu stracić przytomność, jednak nie ustępował.

Colin dalej szarpał się z napastnikiem, wpatrywał się w oczy swego rywala - widział w nich ogromne przerażenie, chłopak mógł mieć może z siedemnaście lat, sytuacja go przerosła, popełnił największy błąd w swoim życiu. Wolną ręką Harlow posłał mu silny coś w szczękę, a następnie kilka kolejnych, które doskonale pamiętał ze szkolenia. Chłopak był jednak nad wyraz wytrzymały, stracił jednak dość z swej koncentracji by żołnierz zdążył chwycić za Glocka. Jeden strzał wystarczył by nie dożył już swoich osiemnastych urodzin.

***

Spotkali się w jednym z ciemnych zaułków jakich pełno w Londynie, wokół znajdowały się praktycznie sama magazyny, odwiedzane najwyżej raz w miesiącu, więc nie ryzykowali, iż zjawi się ktoś nieoczekiwany. Harewood trochę się przez ten czas postarzał, widać było, iż służba w archiwum mu nie służyła, poza tym jego mina również nie wskazywała nic dobrego, znał ją doskonale i błyskawicznie jego dłoń powędrowała w kierunku Glocka. Tony pokręcił jednak delikatnie głową, widząc co ma zamiar zrobić jego przyjaciel.


- Harlow nie radzę - usłyszał nagle głos za sobą - Mam cie na muszce.

- Wybacz, dorwał mnie kiedy wyciągałem akta - wytłumaczył się Tony - Nie miałem wyjścia.

- Pamiętam ten głos
- powiedział Colin podnosząc ręce do góry i powoli się odwracając - Kapitanie.

Marcus Fanning twardy gość, który w dawnych latach był przywódcą ich oddziału, bezkompromisowy, twardy Szkot. Kiedy otrzymał jakiś rozkaz robił wszystko by go wykonać, nieważne jaka cena by się za tym niosła. Był dobrym żołnierzem, ale teraz kiedy lufa jego rewolweru była wycelowana w tors Harlowa, cała sympatia z niego uleciała.

- Wyobraź sobie Harlow jakie było moje zaskoczenie, kiedy przypadkowo natknąłem się na mojego byłego podkomendnego, który właśnie wykrada tajne dane. Dla kogo? Dla kolejnego byłego podkomendnego, nie mogłem tego tak po prostu zostawić, sam rozumiesz.

- Czego chcesz?

- Czego? Chce wiedzieć czemu nagle facet, który rzucił służbę, wraca do nas i szuka informacji o jednym z naszych najlepszych fachowców.

- To moja sprawa.

- Jeszcze was nie wydałem, na prawdę chcesz żebym to zrobił? Mi nie uratowałeś tyłka, nie mam powodu by latać na twoje posyłki, więc lepiej mów o co chodzi.


Harlow spojrzał w kierunku Tonyego, który nieznacznie kiwnął głową, dając do zrozumienia, że powinien zaufać kapitanowi, pomysł ten nie podobał się Colinowi, lecz jeśli miałaby z tego wyjść afera w wyniku, której obaj mogliby trafić do więzienia, a sprawa z Benzem nie zostałaby rozwiązana - właściwie nie miał wyboru. Mimo wszystko postanowił zaryzykować.

- Musisz mi zaufać, przez wzgląd na dawne czasy.

- Harlow ja nic nie muszę
- szybko uciął Farring.

- Morse zabił jednego z moich przyjaciół - odrzekł nie do końca zgodnie z prawdą - Drugiego próbował...

- Morse? Człowiek, który w SAS zrobił więcej niż wy razem wzięci? To żart?

- Kiedyś cie okłamałem Farring? Ten człowiek to morderca, pionek w jakieś cholernej grze, muszę go znaleźć nim on zechce znaleźć mnie. Nie próbował bym znaleźć tych akt, gdyby nie były mi potrzebne.


- Harlow nie kłamie - wtrącił tym razem Tony - Zrobiłem wywiad na temat Morse, wszyscy go szanują, ale boją się go. Powiedziałbym, że to taki trochę fanatyk, sam dorwał Kallaya, a jak miał okazje to rozwalał wszystko jak leci w Iraku, ten koleś nie ma zahamowań.

- Powiedzmy, że wam wierze
- kapitan opuścił broń - Dlaczego miałby to robić?

- Tego właśnie chce się dowiedzieć, Morse tylko wykonuje rozkazy, a ja chcę je poznać, nim on dobierze mi się do skóry.


- Harlow, może popełniam teraz największy błąd w swoim życiu, ale puszczę cię. Jeśli jeszcze raz odwalisz taki numer nie zawaham się donieść. - Nie czekał aż cokolwiek powiedzą, tylko od razu schował broń i ruszył w przeciwnym kierunku.

Poczekali aż Farring zniknie im z pola widzenia, widać było, że Tonyemu wreszcie spadł ciężar z serca. Colin dobrze wiedział, że gdyby Harewood na prawdę nie został czymś przyciśnięty to by nie powiedział ani słowa o tym dla kogo te akta są. Oczywiście nie miał zamiaru dopytywać go jak dokładnie poszło i jak go zmuszono.

Omawiali sprawę, przypominali sobie dawne dzieje. Dopiero teraz Colin zauważył jak jego towarzysz lekko kuleje, wredny pocisk, który go trafił wtedy w 2005, zrobił swoje. Nic dziwnego, że nie było mowy o powrocie do czynnej służby. Zresztą zaważyło nie tylko to, brak dwóch palców Cynglowi już nie przeszkadzał, był dość zręczny by poradzić sobie z większością zadań, zapewne czuł się tym bardziej sfrustrowany, ale na to Harlow nie potrafił nic poradzić.

Dowiedział się za to sporo na temat poszukiwanego żołnierza, Harewood wykonał kawał dobrej roboty. Jak się okazało Alex Edward Morse był kawalerem lat 32, który miał już stopień kapitana. Rodzice Parsifal i Betty. Brał udział w Operacji Pewna Śmierć w Sierra Leone, a także Iraku, Afganistanie, Suwałkach i Górach Sowich. Te ostatnie od razu skojarzyły mu się z notkami w książkach Benza, to nie mógł być przypadek. Harewood dowiedział się również, iż korzysta on z broni takich jak H&K Socom i C7, zawsze jest również ogolony na żołnierza. Twardy i nieustępliwy gość, ale nikt właściwie nie znał go z tej bardziej prywatnej strony. Te informacje plus kserokopia paszportu oraz prawa jazdy kategorii A, B i C musiały mu na razie wystarczać.

Podziękował przyjacielowi i odjechał, przed oczyma wciąż jednak miał kapitana Farringa, ten człowiek był ważnych ogniwem w oddziałach SAS i miał nadzieję, że rzeczywiście zachowa wszystko dla siebie. Z drugiej strony pamiętał dokładnie dlaczego do dziś Harewood kuleje, gdyby wcześniej trafił pod opiekę lekarzy byłaby szansa, ale ktoś zdecydował inaczej.

***

2005, gdzieś w Iraku, godz. 23:56

- Tutaj, tutaj i tutaj - mówił ubrany w mundur mężczyzna wskaźnikiem pokazując kolejne cele na mapce - Wiecie co macie robić. Jesteście doświadczonymi żołnierzami, zadanie nie powinno sprawić wam problemu, mam nadzieję...

Żołnierz przerwał, kiedy zdał sobie sprawę, iż obok niego pojawił się Farring, z pokerową jak zwykle twarzą wpatrywał się w swój oddział. Żaden z jego podopiecznych nawet nie drgnął, widać było, że cieszy się na prawdę dużym szacunkiem.

- Koniec lizania się po jajach - zaczął - Klepać po pleckach będziemy jak to załatwimy. Wpadamy, załatwiamy kogo musimy, wzywamy śmigłowiec i znikamy. Nie chce wpadek, głupoty, brawury, macie robić to co wam każe i tyle. Zapamiętajcie jeszcze jedno, nigdy was tu nie było.

Godz. 1:29

- Gdzie byłeś Harlow? - niemal krzyknął Farring, kiedy ujrzał jak Colin podtrzymując rannego Tonyego trzymając się blisko osłon idzie w jego kierunku - Raport sytuacyjny.

Obaj żołnierze usiedli tuż obok niego, chroniąc się za niewielkim murkiem, nigdzie nie było widać żadnych napastników, więc chwilowo mogli czuć się bezpiecznie.

- Barnes nie żyje, Cyngiel ranny w rękę, brzuch i nogę, musimy jak najszybciej wezwać śmigłowiec, długo nie wytrzyma - odparł Harlow - Co z celem?

- Wyeliminowany -
rzekł krótko Farring - W porządku, ruszaj po Barnesa, będę cię osłaniał.

- Co? Musimy poczekać na wsparcie, wezwij je, niech zabiorą Tonyego, wtedy poszukamy ciała.

- Nie będzie wsparcia, misja wykonana - powiedział stanowczo - Nie wezwę nikogo póki nie będę wiedział, że mamy Barnesa tutaj. Nigdy nas tu nie było, rozumiesz? Oni nie dorwą tego ciała.

- Nie mamy czasu! Nie wiem, gdzie jest Barnes, Harewood tyle nie wytrzymała.


- TO GO ZNAJDŹ! Zajmę się Cynglem.

Harlow przeklął pod nosem i ruszył z powrotem, nie musiał się już praktycznie nikogo obawiać, większość albo uciekła albo została wybita. Farring już się tym zajął, jednak znalezienie ciała Barnesa w tej rzeźni nie mogło być łatwym zadaniem.

***

Podczas rozmowy z Nikołajem ustalili plan działania i omówili informacje, które obaj zdobyli. Na koniec Harlow podwiózł towarzysza do wskazanego przez niego hotelu i w drodze powrotnej miał zamiar zadzwonić do Michaela i dopytać się jak sobie radzi. Oczywiście w grę wchodziła tylko budka telefoniczna.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline