Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-10-2010, 10:58   #81
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Musimy poszukać jakiegoś bezpiecznego miejsca w którym moglibyśmy porozmawiać - zaczął Colin gdy Michael kończył odsłuchiwać wiadomość - Co z tobą Nikołaju? Wylizałeś się?

- Panowie mam złe wieści - wtrącił historyk chowając telefon do kieszeni. - Coś się stało Benzowi. Dzwoniła jego sekretarka. Twierdzi, że gdy próbowała się z nim skontaktować odebrał jakiś facet, który powiedział, że znalazł telefon na śmietniku... w Southampton.

- Jakoż żyję - Radović odpowiedział najpierw Harlowowi, przy czym nerwowo powiedział coś w swoim języku, czego Jarecki nie zrozumiał. - Lekarz mówi, że ktoś mnie postrzelił po tym jak mi karabin... Zatrzask puścił. Potem ktoś mnie napadł, koleś od którego waliło miętą. Glina mówił, że ten sam koleś zabił przyjaciela. Może i Benza dopadł?

Serb chwilę szukał czegoś po kieszeniach, ale chyba tego nie znalazł. Ponownie w nerwach powiedział coś do siebie. Michael zorientował się, że musi odruchowo przeklinać.

- Bezpieczne miejsce... - Serb zastanawiał się. - Ktoś z was ma samochód? Ja zbytnio nie mogę kierować ale ktoś inny może mój poprowadzić. Pogadamy podczas jazdy. Albo wypożyczmy auto z wypożyczalni, za jeden dzień dużo nie zapłacimy.

- Dobry pomysł, pieniądze to w tej chwili nie problem, wypożyczymy auto - Colin poparł Nikołaja - Ale może powinniśmy na początek odwiedzić biuro Benza? Może znajdziemy tam jakieś wskazówki, co sądzicie?

- Dobra. Wynajmiemy samochód i pojedziemy nim do biura Benza.

- Wybaczcie, ale ja nie mogę teraz opuścić szpitala - Michael odezwał się po dłuższej przerwie. Do tej pory myślami był bardziej przy doktorze niż w szpitalnej sali. Słysząc jednak o podróży musiał się wytłumaczyć. - Podobno policja chce zadać mi kilka pytań.

- W takim razie zostań, my sprawdzimy biuro i wrócimy po ciebie. Nikołaju jesteś gotowy?

- Jasne. Jedźmy.

Jarecki odprowadził znajomych do wyjścia. Był to zresztą jedynie gest, gdyż na korytarzu nie wymienili ani jednego słowa. Dopiero przy drzwiach pożegnali się uściskiem dłoni, po czym Radović i Harlow ruszyli. Michael wolał nie przekraczać progu. Niby nic by się nie stało gdyby na chwilę wyszedł, ale wolał nikomu nie dawać pretekstu do nerwowych reakcji. Powoli odwrócił się, znalazł wzrokiem ławkę i udał się w jej stronę.

Gdy usiadł nawiedził go dziwny spokój. Przez ostatnie godziny, a nawet dni jeśli liczyć to co działo się w podziemiach, był strzępkiem nerwów. Bał się, po prostu. Teraz paradoksalnie będąc w miejscu, gdzie dokonano zbrodni, zostawiony przez przyjaciół, którzy w przeciwieństwie do niego potrafili o siebie zadbać w czasie walki oraz być może podejrzanym o morderstwo, przestał się bać. Ręce wreszcie przestały się trząść. Nie musiał już chować ich po kieszeniach, byle tylko nikt nie zauważył jego strachu. Gdyby mógł z kimś porozmawiać pewnie okazałoby się, że i jego głos odzyskał dawną barwę. Oparł się wygodnie i czekał. W tej chwili nic od niego nie zależało. Sprawiało mu to ogromną ulgę.
 
Col Frost jest offline  
Stary 09-10-2010, 20:59   #82
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Spotkanie w szpitalu nie należało do najprzyjemniejszych, zresztą nawet rozmowa między dawnymi towarzyszami nie napawała optymizmem. Benz zaginął i to był dla nich ogromny problem, mieli co prawda poszlakę, jego telefon znajdował się gdzieś w Southampton, ale znalezienie go tam będzie graniczyło z cudem. Dlatego właśnie Harlow zaproponował by najpierw sprawdzili gabinet Rodgera, być może przechowywał tam jakieś informacje, może zapiski w notesie bądź komputerze, które mogły by posłużyć za ślad albo dzięki którym dowiedzieli by się czegoś więcej na temat Royal Society bądź samego Willsa. Oczywiście mowa tutaj o wiadomościach niedostępnych w żaden inny sposób.

Jarecki postanowił zostać by nie wzbudzać podejrzeń i w razie czego odpowiedzieć na wszystkie pytania policji, tymczasem panowie Nikołaj i Colin udali się do wypożyczalni samochodów, która znajdowała się kilka ulic dalej. Na szczęście obyło się bez żadnych problemów i udało im się dostać jakiegoś solidnego Landrovera, który wydawał się idealny na rodzinny wyjazd do Southampton. Obaj wsiedli do auta i kierowany przez Harlowa pojazd wtoczył się na ulicę.


- Tu możemy chyba rozmawiać bezpiecznie. Zabiłem LeBlanca, pogmerałem przy sprzęcie podtrzymującym jego życie. Potem, w nocy, odwiedził mnie ten cały Morse. SASowiec cholerny. Waliło od niego miętą. Chciał mnie zabić, ale przyszła pielęgniarka. Pogadałem trochę z LeBlancem. Wills, według niego, to tylko twarz za nim stoją rządy. UK, USA, Niemcy i chuj wie co jeszcze. Wybuchy to ponoć mistyfikacja, tak samo jak nasza wyprawa. Prawdziwa wyprawa ma na celu zrealizowanie jakiegoś planu, którego pierwszym etapem jest potwierdzenie tego, że hitlerowcy chcieli się dokopać do Londynu pod koniec wojny.
Radović chwilę myślał.
- Jak to było, Colin? Tam naprawdę był jakiś syf radiacyjny czy mi się wydawało? I dlaczego najpierw nas wynoszą z tunelów, a potem próbują zabić? Nie lepiej tam było upozorować wypadek?

Przez chwilę w aucie panowała cisza, na twarzy Harlowa pojawił się niesmak i dziwny grymas, źle się czuł w towarzystwie człowieka, który tak swobodnie wypowiadał się o zabójstwie. Teraz już całkowicie inaczej podchodził do tematu wyprawy na którą się zgodził, wtedy wydawał mu się to być świetny pomysł, dzięki któremu mógł odkryć coś nowego. Ekipa specjalistów wydawała mu się teraz raczej przypadkowo zebraną grupką ludzi, dlaczego właściwie udział w tym przedsięwzięciu wzięli ludzie pokroju Le Blanca czy też, co stwierdzał z bólem, Radovicia? W dodatku dochodził jeszcze ten drugi problem, czy to co mówił Nikołaj było prawdą i wszystko to było jakimś słabym żartem, misternie uknutą mistyfikacją, która miała być właśnie jakimś pierwszym etapem czegoś większego, czego do po prostu nie mogli rozgryźć.

- Zabiłeś Le Blanca - powtórzył za nim, nadając zdaniu bardziej ponurego wydźwięku, zdaje się, iż ciężko było mu przetrawić tę wiadomość - Powinieneś się przyznać - dodał właściwie bez przekonania, po czym rzekł niepewnie - Nie wiem co właściwie miało miejsce, nie wiele pamiętam, ale nie wydaje mi się żeby chcieli nas zabić. Przynajmniej nie wszystkich. Jesteśmy częścią jakiegoś większego planu, pionkami w grze o wysoką stawkę i widocznie to, że jeszcze żyjemy jest im na rękę.

Spojrzał na Colina, ewidentnie oczekiwał innej reakcji.
- A czy ten Morse by się przyznał? Sam chciał zabić LeBlanca, zwalić to na mnie, a potem upozorować moje samobójstwo. Ponoć już mieli nawet artykuł do gazety o moich wyrzutach sumienia. Myślisz, że po wszystkim by się przyznał? Wątpię. Jak dla mnie wygląda, że jesteśmy nie na rękę dla rządów, ale Wills nas chroni. Tylko czemu? Nie wiesz od jak dawna znał się z Benzem? Może ze względu na niego? I co robimy z Morsem? Trzeba by i go zlikwidować.
Radović mówił o zabójstwie jak o zmywaniu. O czymś, co po prostu trzeba zrobić i nie ma co się nad tym roztrząsać.

Skręcił w kolejną ulicę i dodał nieco gazu, wciąż jechał ostrożnie, lecz powoli irytowało go towarzystwo tego człowieka, miał go za kogoś innego, ale jego podejście do czynów sprzecznych z moralnym kodeksem Colina sprawiało, że w aucie było mu duszno i zaczynał mieć żal do Benza za to kogo sprowadził do ekipy, lecz równie dobrze mógłby skierować go w kierunku Royal Society czy siebie samego.

- Nie mam pojęcia, sprawdzimy to, jeśli nie w biurze, to w mieszkaniu Benza na pewno znajdziemy jakieś informacje - odparł spokojnie przybierając pokerową minę, jako były wojskowe, człowiek oddany państwu i jego prawom ciężko znosił zimny ton Radovicia i sposób w jaki postrzegał taki czyn jak zabijanie - Co do samego Morsa to myślę, że on sam nas znajdzie, a my musimy byś na to gotowi. Będziesz potrzebował broni, potrafisz sobie coś załatwić?

- Potrafię. Tobie też mogę. Oczywiście to nie będzie legalny sprzęt.

- Mam już broń
- oznajmił wypatrując coś przez okno, podniósł rękę i wskazał palcem w kierunku jednego z budynków - Chyba jesteśmy na miejscu, zdaje mi się, że tam jest gabinet Benza.

Nareszcie.
Wyszedł z auta i poczekał aż podobnie postąpi jego towarzysz po czym nacisnął przycisk przy kluczykach i alarm natychmiast się włączył zamykając drzwi. Harlow sięgnął do kieszeni upewniając się, iż poczciwy Glock wciąż się tam znajduje. Następnie gestem ręki nakazał by Nikołaj ruszył razem z nim, sekretarka Benza nie powinna stwarzać problemów szczególnie, iż znali się oni z Rodgerem i również chcieli pomóc go odnaleźć. Priorytetem było sprawdzenie wszystkich notatek i adnotacji dotyczących wyprawy, a także wszelkich kontaktów z Royal Society i członków grupy bez wyjątku. Będzie to wymagało sporego nakładu pracy, ale była to konieczność.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 02-11-2010, 23:23   #83
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=g3Fr5dxLKY8[/MEDIA]

Nikołaj Radović, Colin Harlow
Betty siedziała z kubkiem gorącej kawy wpatrzona w okno. Czekała na Benza. Musiał wreszcie wrócić ze spaceru prawda? No, bo przecież poszedł na spacer, zgubił po drodze komórkę. Pewnie zatrzymał się też na te swoje ulubione pączki. To nic, że nie jadł ich od ponad roku (dbał o linię). Ale na pewno się teraz na nie skusił i dlatego jeszcze go nie ma. A komórka wypadła mu podczas machania na taksówkarza. Tak, to było to.
Mimmo to Betty, zamartwiała się strasznie. Piła już druga kawę, odkąd wstała i mimo to, że ta była cholernie gorąca, to trzęsła się z zimna. Gdy zobaczyła samochód podjeżdżający na parking, serce zamarło jej pod piersią. Tym bardziej jak rozpoznała logo firmy wypożyczającej auta na dachu landrowera. To musiał być Be... Drzwi się otworzyły i wyszedł Colin Harlow. Natomiast z drugiej strony ten Bośniak Radović. Serce szalało jej jak narwany mustang. Przynajmniej dobrze, że dostali wiadomość. Oni na pewno wiedzą, co się dzieje.

Kubek kawy tak szybko trafił na stolik, że połowa zawartości się wylała, plamiąc obrus na nieciekawy odcień brązu. Zanim płyn się ustał, słychać było szybkie kroki asystentki Benza biegnącej po schodach na parter. Doszła do wniosku, że winda jedzie wolniej. Gdy wbiegła do holu, Colin i Nikołaj właśnie wchodzili głównym wejściem. Po ich minach od razu zrozumiała, że oni wcale nie przyjechali jej uspokoić. Oni tez nie wiedzieli gdzie jest Dr. Rodger Benz.

Gdy weszliście do gabinetu Rodgera zastaliście ogromny porządek. Wszystkie książki na półkach, oprócz dwóch egzemplarzy leżących na biurku. Wielka mapa świata wisząca na ścianie po prawej stronie. Zero kurzu, zero brudu. Biurko stoi na przeciwko. Tyłem do okna a przodem do ewentualnych gości. Po prawej stronie przy wejściu jest stojak na odzierz wierzchnią. A po lewej stronie na całą długość gabinetu rozciąga się regał. A raczej regały. Z wieloma pozycjami. Na prawo za mapą są drzwi. Ładnie wkomponowane stylistycznie i kolorystycznie z całością. Czerwony dywan aż się prosi by na niego wejść. Byle by nie w brudnych buciorach. Czysto, schludnie, wręcz nienagannie.


Micheal Jarecki
Pierwszy funkcjonariusz, który pojawił się na horyzoncie, podszedł do recepcji pod koniec korytarza i zaczął rozmowę z jednym z tutejszych lekarzy. Kolejny przeszedł korytarzem na przeciwko. Jarecki już zamierzał wstać i podejść do któregoś, gdy z pokoju oddalonego o jakieś dwadzieścia metrów wyszedł ulizany oficer w brązowej marynarce. Zagadał do policjanta stojącego przy recepcji i obaj ruszyli korytarzem. Zatrzymali się dopiero przy funkcjonariuszu ochrony, który coś im przekazał - notesik najpewniej. Ten w marynarce czytał chwilę, po czym nastąpiła kolejna wymiana zdań podczas, której funkcjonariusz ochrony wskazał na Jareckiego i odszedł. Gliniarze ruszyli w stronę siedzącego nerwowo Michaela.

- Dzień dobry. Porucznik Stone z wydziału zabójstw. Pan... - zerknął na notatki - Michael Jaracky, zgadza się? Mamy z kolegą kilka pytań do pana.
- Raczej Michael Jarecki. Poza tym się zgadza. Jeśli mógłbym, prosiłbym o pośpiech. Jestem trochę śpiący.
- Zrozumiałe, oczywiści. - spojrzał w notatki. - Z tego co widzę, to byłeś znajomym i pana LeBalnca i pana Radovicia. Co was łączyło?
- Poznaliśmy się na wyprawie, to wszystko.

- Panie poruczniku?! Telefon... - rozległ się głos jednej z pielęgniarek. - Mówią, że to pilne.

Jarecki chciał szybko i bezproblemowo załatwić wszystko za jednym zamachem. Nie mieć problemów. Nie mieć zmartwień. Wyprawa miała mu zapewnić doświadczenie i uznanie w elitarnym gronie. Teraz głodny i przerażony siedział w szpitalu. Nie mógł się ruszyć, bo bał się że to zostanie źle odebrane. Nie mógł za dużo powiedzie, bo bał się, że to wszystko może być częścią gry. Ktoś próbował zabić Radovicia, a z LeBlanem udało mu się tego dokonać. To chyba przerażało jeszcze bardziej. Przecież w każdej chwili może udać się do jego mieszkania i zamordować Jean? Przerażenie wykwitło na twarzy Michaela. Nie mógł tak siedzieć, nie mógł tak bezczynnie czekać. A ten pieprzony gliniarz rozmawia jeszcze przez telefon.

Umundurowany funkcjonariusz, który stanął blisko Jareckiego przeglądał notatki, podczas gdy drugi rozmawiał odwrócony do nich plecami. Gdy skończył rozmawiać stał chwilę bez ruchu. Dziwne, pomyślał Michael, wcale im się nie śpieszy. Stał naprawdę chwilkę, po czym odwrócił się, odsłonił kaburę swojego pistoletu i głośno zawołał.
- Michael Jarecki, jest pan aresztowany pod zarzutem przeprowadzenia ataku terrorystycznego! - Wyciągnął pistolet. Policjant stojący przy tobie odskoczył jak poparzony i poszedł w jego ślady. - Proszę położyć się na ziemie i trzymać ręce nad głową!
Pielęgniarka, która akurat przechodziła krzyknęła i pobiegła jak najdalej od całej tej sytuacji.

Padłeś. A co innego Ci pozostało. Akcja przebiegła szybko. Próbowałeś się tłumaczyć, wykrzykiwać, że to jakieś nieporozumienie; że znasz swoje prawa; że to nie Ty. Nie słuchali. Kajdany i do radiowozu. A później tylko szybko mijające obrazy za oknem w odcieniach to niebieskich to czerwonych. Zawieźli Cię do placówki policji gdzieś w centrum i przesadzili do furgonetki (tym razem nie na sygnale), po czym ruszyłeś dalej.

Nie wiedziałeś ile już jedziesz. Wiedziałeś jednak, że już wyjechałeś z Londynu. Nie było zatrzymywania się na światłach czy przestojów w korkach. Furgonetka nie miała żadnych okien ani zamka od środka. Co jakiś czas uchylał się lufcik od kabiny i czyjeś oczy patrzyły na ciebie sekundkę, może dwie.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 05-11-2010, 11:04   #84
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Michael zaczynał się denerwować. Gliniarz, który przekręcił jego nazwisko najspokojniej w świecie rozmawiał przez telefon. Niby historyk nie powinien się niczego obawiać, bo przecież nie zabił LeBlanca, a już na pewno nie próbował skrzywdzić Radovicia chyba, że feralna sytuacja z jaskini się liczy. Jednak czy rozmowa z policjantami może być czymś miłym? Jarecki nigdy nie wpadł w konflikt z prawem, nigdy nie był ani na komisariacie ani w sądzie, czy to jako poszkodowany czy świadek. Nie bardzo wiedział czego może się spodziewać i to go dobijało najbardziej.

Całe szczęście, że wysłał Jean na wieś. Nie pozbył się w ten sposób strachu o nią, ale gdyby tego nie zrobił pewnie bałby się dwa razy bardziej. A tak jego żona spędzi kilka dni, może tygodni, daleko od Londynu, a przez ten czas wszystko się wyjaśni, uspokoi. Chociaż jeśli przyjrzeć się temu bliżej to też nie jest takie pewne. Jakby się to w końcu miało skończyć? Jarecki był święcie przekonany, że Wills chce się pozbyć członków wyprawy, tylko dlaczego nie zrobił tego w jaskini? Dobrze, że przynajmniej schował zdjęcia i dokumenty. Kto wie, może uda mu się za nie kupić życie?

Sama jaskinia też go przerażała. Pomieszczenia ze zwłokami, ubranymi w niemieckie mundury z czasów II wojny światowej, nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Ale jeśli znajduje się je pod stolicą Wielkiej Brytanii, sprawa śmierdzi z daleka. Michael czytał swego czasu kilka opracowań o powojennych organizacjach byłych SS-manów. Czyżby teraz na taką trafił? Jeśli tak było w rzeczywistości, oznaczałoby to wielkie kłopoty.

Policjant wreszcie skończył rozmawiać przez telefon. Nie ruszył jednak od razu w stronę Jareckiego, czego ten się spodziewał. Stał przez chwilę nieruchomo, wpatrzony gdzieś w dal, jakby o czymś myślał. Ciekawe czego się właśnie dowiedział. Może jakieś poszlaki w sprawie LeBlanca? Może zeznania historyka nie będą już potrzebne i puszczą go do domu?

Nic bardziej mylnego. W ręku gliniarza pojawił się pistolet, którym wycelował w Michaela:

- Michael Jarecki, jest pan aresztowany pod zarzutem przeprowadzenia ataku terrorystycznego!

Mężczyzna w pierwszej chwili nie zrozumiał. Dopiero po kilku sekundach dotarł do niego sens wypowiedzianego, przez funkcjonariusza, zdania. Poczuł się jakby oglądał jakiś film akcji, albo był świadkiem aresztowania. Te słowa nie mogły być skierowane do niego. A jednak były. Drugi policjant również wycelował w niego ze swojej broni.

Historyk podniósł się delikatnie z ławki, trzymając ręce nad głową. Następnie powoli klęknął, aż wreszcie położył się na ziemi, zgodnie z poleceniem porucznika. Bał się, to w końcu naturalne. Doznawał teraz tego samego, co wówczas pod ziemią, gdy LeBlanc podłożył mu nóż pod gardło. Nie oszukiwał się. Mimo paniki zrozumiał, że gliniarz, albo jego przełożony, siedzi w kieszeni Willsa i aresztowanie może być tylko przykrywką, by go wywieźć i zastrzelić na jakimś pustkowiu. Mężczyzna nie zamierzał jednak dawać im powodów, by mogli go zastrzelić na miejscu, dlatego spełniał każdy ich rozkaz. Mogą go też poddać przesłuchaniom, by dowiedzieć się wszystkiego co wie. Jednego Jarecki był pewien, na posterunek nie trafi.

Policjanci zakuli go w kajdanki i wsadzili do radiowozu. Michael ze zdziwieniem stwierdził, że inaczej niż w jaskini podczas stresu, tym razem potrafi racjonalnie myśleć. W pewnym momencie zastanowiło go dlaczego pochwycili go z taką pompą. Przecież mogli spokojnie kazać mu pojechać na posterunek, żeby złożył zeznania. Chyba, że chcą zrobić z niego kozła ofiarnego, terroryście nikt nie będzie współczuł nawet gdyby wyszło na jaw, że był torturowany lub został zamordowany.

Na policyjnym parkingu przesadzono Jareckiego do jakiejś furgonetki. Historyk nie zdążył się przyjrzeć czy był to policyjny samochód, jednak po wyglądzie wnętrza podejrzewał iż był to zwykły dostawczak. Jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym była para straszliwych oczu, pojawiających się co chwila zza zasuwki. Jechali bardzo długo, musieli chyba opuścić już Londyn. A zatem wiozą go na jakieś odludzie, żeby strzelić mu w łeb. Przynajmniej skoro mają jego, zostawią Jean w spokoju. To było jego jedyne pocieszenie.
 
Col Frost jest offline  
Stary 08-11-2010, 20:12   #85
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Pomylił się do Collina. Pomylił się jak nic. "Powinieneś zgłosić się na policje." "Źle zrobiłeś, było trzeba nadstawić drugi policzek." Irytowało go to. Myślał, że były żołnierz dostał twardą szkołę życia, że się nie zawaha jakby doszło do starcia. Niestety, okazał się kolejnym przeciętnym anglikiem, który całe życie żył w bezpieczeństwie i dobrobycie. Cholera... Byle go nie wydał.

***

Betty była blada jak śmierć, w dłoni obracała kubek z kawą. Radović poczuł, że na dobrą sprawę nie wypoczął w szpitalu, jakoś zabójstwo i próba zamordowania nie działały dobrze na rekreacje ciała i umysłu. Do tego nie pił dziś kawy a to było koszmarem. Głupio było jednak prosić w tej sytuacji o kubek kawy.
- Witaj Betty. Szukamy Rodgera, możesz nam pomóc? Ja poszukam jakiegoś dziennika lub zapisków, które mogą nam pomóc a Ty zajmiesz się Collinem, dobrze?
Sekretarkę znał bardzo, bardzo słabo. Wolał by to Harlow z nią porozmawiał. Wolałby...
- No właśnie... nie! Nic, nic nie wiem. Zawiadomiłam policję ale oni powiedzieli tylko, że musi minąć 24 godziny, do wszczęcia postępowania. - W oczach kobiety pojawiły się łzy. Wyglądała na dużo starszą niż była. - Nikt go nie widział. Nikt nic nie wie! To szalenie surrealistyczne. Przecież... przecież... - zaciela się - Policjantka mi powiedziała, żebym się nie martwiła, że pewnie po takiej wyprawie to musiał się po prostu odstresować... rozumiecie? Benz poszedł się odstresować... poszedł się urżnąć w jakimś pubie, tak powiedziała.
- Nie Rodger, rozmawiałem z nim nie dawno, wszystko było u niego dobrze. Teraz też na pewno jest, gdzieś zgubił pewnie telefon. Betty czy Rodger widział się ostatnio z Willsem, może on coś wie?
- Dobrze... ale czemu nie dał znać? Zawsze dawał. - spojrzała w kubek. - Z Willsem? Nie, chyba nie. Wspominał, że będzie musiał się z nim spotkać. Ale nie planował nic konkretnego. Ale czemu... Co może mieć z tym współnego Wills?
Radović mocniej oparł się na kuli, lekki przeciwbólowe powoli puszczały a rana pomalutku dawała o sobie znać. Na razie to było tylko niewinne swędzenie. Będzie jeszcze prawie wył z bólu. Wiedział to, pamiętał.
- Nic, poprostu Rodger i mi mówił, że musi się z Willsem spotkać i coś omówić. Myślałem, że może się z nim spotkał a potem gdzieś poszedł, zgubił telefon i... I dalej nie wiem. Masz może do Willsa numer?
Betty podeszła szybkim krokiem do biurka, otworzyła jakiś kołonotatnik i po kilku sekundach poszukiwań stwierdziła:
- Do domu, do biura czy osobisty?
- Osobisty, najszybciej się dodzwonie.

Nikołaj wolną ręką wyciągnął starą komórkę, jeden z niezniszczalnych modeli dla sportowców. Wklepał tam numer Willsa bezlitośnie pomijając tytuł.
- Zadzwonię potem. Słuchaj, Rodger miał coś dla mnie dać. Mówił Ci coś?
Oczywiście chodziło o relacje z wycieczki i teorie Benza, które miały trafić do Ermina. Benz mógł nie zdążyć ich wysłać i zostawić w biurze.
Betty usiadła spokojnie za biórkiem Benza i spojrzała w okno wzdechnęła, po czym zaczęła szperać w szufladach. Serb już miał wcisnąć bajkę o drugim imieniu "Ermin", którym Benz mógł zatytułować dokumenty gdy sekretarka wyciągnęła kopertę wielkim odręcznym napisem: RADOVIĆ.
- To, to?
- Pewnie tak. Dzięki. Nasze stare sprawy jeszcze z półwyspu. Wiesz...

Nikołaj zawiesił głos dając do zrozumienia, że nie chce o tym mówić
Betty przyglądała się Nikołajowi przez dłóższą chwilę, później spojrzała na Colina.
- Znajdziecie go, prawda? Musicie... on, on by się odezwał. Zawsze się odzywał.
- Betty. Spójrz na mnie. Zrobię wszystko, żeby znaleźć Rodgera. Poruszę niebo i ziemie a jak będzie trzeba to przychrzanię łomem samemu diabłu. Mam u niego dług i prędzej zdechnę niż go nie spłacę.
To co się stało później, było niesamowite. Betty wstała i uściskała Nikołaja po czym podeszła do Colina i uczyniła to samo.
- Dziękuje.
- Podam Ci swój numer. Jakby coś się stało lub jakbyś zwyczajnie chciała pogadać daj znać. A teraz powiedz nam czy jak widziałaś ostatnio Rodgera to czy zachowywał się jakoś inaczej. Powiedział coś dziwnego?
Widocznie zmartwiło ją te pytanie, bo zmarszczyła brwi. Lecz po chwili zastanowienia zaraz pomachała przecząco głową.
- Mało go ostatnio widziałam. Ale był normalny.
Nikołaj się zasępił, nie dość, że się niczego nie dowiedział to jeszcze przestraszył i tak już przestraszoną sekretarkę. Spojrzał pytająco na Collina, on już nie miał tu czego szukać: dostał odpowiedzi na wszystkie pytania i miał numer Willsa.
Po wizycie w biurze Rodgera poprosi Collina o podrzucenie do mieszkania. Tam miał zamiar się przebrać (skąd pewność, że nie włożyli mu do kieszeni pluskwy? aktualnie paranoja była ich najlepszą przyjaciółką) i wziąć kasę (jakoś nigdy nie ufał bankom). Następnie uda się na miejsce spotkania z Erminem, bez broni czuł się jak bez ręki. Wystarczy, że już miał w części niesprawną nogę. W samochodzie przejrzy kopertę.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 11-11-2010, 20:16   #86
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Harlow opuścił samochód i razem z Radoviciem wszedł do budynku, Betty już tam na nich czekała, sekretarka mocno przeżywała tajemnicze zniknięcie Benza, a Colin nie za bardzo wiedział jak podtrzymać ją na duchu. Na szczęście sprawy w swoje ręce wziął Nikołaj, jego pewny ton sprawił, iż kobieta przynajmniej częściowo nad sobą panowała. Czekał cierpliwie aż Serb skończy z nią rozmawiać, mężczyzna zachował się bardzo sprytnie wyciągając od niej osobisty numer do Willsa, jednak w tej chwili i tak nie mogło im to pomóc w odnalezieniu Rodgera. Podczas ich konwersacji Colin miał trochę czasu by spokojnie pomyśleć, wcześniej nie zastanawiał się nad tym, ale kiedy teraz spoglądał na Radovicia widział człowieka całkiem innego. Od kiedy odszedł z SAS nigdy nie patrzył w ten sposób na ludzi, miał pewne przyzwyczajenia wyciągnięte z czasów służby, jednak nie widział w każdej osobie człowieka zaprawionego w boju. Tymczasem teraz dziwił się, iż tak późno zdał sobie sprawę kim na prawdę jest Serb, już w jaskiniach zadziwiał swoimi zdolnościami, zachowywał spokój, potrafił walczyć wręcz i celnie strzelać z pistoletu. Był to ewidentnie człowiek, który chwytał w swym życiu za broń, a ich poprzednia rozmowa świadczyła o tym, iż nie raz musiał podejmować trudne decyzje. I zapewne nie wahał się.

Benz całkiem nieźle urządził sobie swój gabinet, Colin postanowił mu się przyjrzeć, była szansa, iż znajdzie coś co mogłoby im się przydać. Czuł, iż sama rozmowa z Betty to za mało, w gruncie rzeczy kobieta nie wiedziała o wszystkich sprawach, Rodger nie musiał jej o wszystkim mówić. Jak się okazało za dobrze dobranymi drzwiami skrywała się łazienka i Harlow odpuścił sobie jej przeszukiwanie, sprawdził za to książki, które leżały na biurku Benza, były to kolejno: encyklopedia broni, książka o skałach i minerałach (również encyklopedia) oraz jakiś słownik chemiczny. Colin rozważnie zabrał się za ich przejrzenie, kartkując je dokładnie miał nadzieję, iż odnajdzie jakieś zakładki lub zaznaczone fragmenty, tak też się stało. W pierwszej z książek Benz zwrócił uwagę między innymi stronę ze zdjęciem jakiegoś mężczyzny w skafandrze i z licznikiem geigera: Rozdział siódmy - BROŃ CHEMICZNA, BIOLOGICZNA I JĄDROWA. W encyklopedii traktującej o skałach i minerałach zaznaczył fragment o złożach uranu i uraninicie. Zaś w ostatniej z nich o talu, tlenkach (m.in uranu), tytanie i tym podobnych.

- Betty pamiętasz czy Benz pracował nad czymś po powrocie z wyprawy? - spytał spoglądając na sekretarkę.

- Pisał jakieś notatki, jak zwykle zresztą - odpowiedziała - Tak mi się zdaję, nie widziałem go za długo.

- A te książki? Korzystał z nich ostatnio?
- wypytywał dalej.

- Jezu nie wiem - powiedziała prawie wybuchając płaczem - Chyba - zaczęła starając się opanować - wcześniej leżały gdzieś indziej, tam na tamtych półkach, więc pewnie tak.

- W porządku, będziesz miała coś przeciwko jeśli zabierzemy te książki?

- Nie -
odpowiedziała dodatkowo przecząc ruchem głowy, w innych okolicznościach pewnie zaczęła by z nim najpierw dyskutować, wypytywać go do czego będą mu potrzebne, lecz teraz była na to zbyt roztrzęsiona.

Colin kontynuował przeszukiwanie biura, książkowe pozycje na półkach nie wiele mu mówiły, zresztą skoro pozostały na swoim miejscu to zapewne nie były teraz istotne. Na koniec rzucił więc okiem na mapę, nie była ona jedynie kolejnym elementem dekoracji, Benz zaznaczył na niej dwa punktu, które Harlow natychmiast zanotował w swojej pamięci: Rjukan w Norwegii oraz Góry Sowie w Polsce. Czuł, że wszystko co tutaj znalazł łączy się z tym co stało się w jaskini, nie bez powodu Rodger zaglądał akurat do tych książek, znalazł coś i dlatego zniknął. To właśnie podpowiadał mu jego rozum.

- Betty dzwonił ktoś ostatnio do Benza? - rozpoczął ponownie Harlow - Ktoś chciał się umówić, może nalegał?

- Nie, raczej nie -
odpowiedziała nie pewnie - Jak zwykle, telefony z uczelni, jakiś dziennikarz, który chciał napisać coś o wyprawie, ale nikt nie był natarczywy, ani dziwny jeśli to istotne.

- Cóż właściwie to już wszystko
- rzekł widząc, iż Nikołaj również nie ma więcej pytań - Postaramy się go odnaleźć, dlatego nie będziemy tracić czasu.

Pożegnali się z kobietą, opuścili budynek i wsiedli do auta, Radović chciał żeby Harlow gdzieś go podwiózł, więc to właśnie miał zamiar zrobić.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 12-11-2010, 14:30   #87
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Nikołaj obserwował w bocznym lusterku oddalający się budynek, zdawał się być zaprzątnięty jakimiś myślami. Odezwał się dopiero gdy biuro Benza zniknęło im z oczu.
- Masz jakiś pomysł na plan?
- Sprawdzamy mieszkanie Benza? –
były żołnierz nie odwrócił wzroku od drogi - Wątpię czy coś znajdziemy, ale przed wyjazdem do Southompton chyba warto by było tam zajrzeć.
- Jest na pewno zamknięte, chcesz się włamać? Mam lepszy pomysł. Złóżmy Willsowi propozycje spotkania i dogadania się.
- To go zaskoczy, ale może czegoś się dowiemy. Jestem za, ale co to Southompton? Jeśli tam jest Benz?
- Myślisz, że palnęli go w głowę i tam zostawili? Są dwa wyjścia albo żyje i jest u nich albo...

Radović zamilkł na chwilę, walczył z słowami i myślami.
-...albo już go nie ma wśród nas.
- Wszystko dla ciebie jest takie proste? - Tym razem spojrzał na Nikołaja - Nie wiemy czy tamci dorwali Benza.

Radović odwrócił gwałtownie wzrok w stronę kierowcy. Zaczął mówić szybko, z akcentem, wyraźnie zdenerwowany.
- Polak uciekł. Może żyje, może nie. Ja i Leblanc mieliśmy zostać zabici przez Morsa. Obudź się! Oni chcą nas zabić!
- W takim razie dlaczego od razu tego nie zrobili? Dlaczego nas stamtąd wyciągnęli? Potrafisz to wyjaśnić Sherlocku?
- Dlatego chce spotkać się z Willsem. Może kogoś z nas nie mogli wyeliminować? Na przykład znanego i szanowanego doktora Benza. Postanowili rozdzielić i wtedy wyeliminować? Albo co bardziej prawdopodobne Wills miał wtedy inne rozkazy.

Halrow ciężko westchnął.
- Jeżeli mamy spotkać się z Willsem to musimy się przygotować i to bardzo dobrze. Musimy być gotowi działać jak oni. I to mi się nie podoba.
- Mam pomysł. Jak stoisz z kasą? Będziemy potrzebować dwóch tanich telefonów.
- To nie problem, opowiadaj.
- Zadzwonisz dzisiaj z obrzeży i umówisz z nim się na jutro, 12 przy Big Benie. Ciebie będzie trudniej poznać po głosie. Wyrzucisz telefon. Jutro zadzwonisz o czasie by przyszedł pod London Eye, ja załatwię by bok jednego wagonika był pomalowany. Do niego wsiądziemy we trójkę i pogadamy. Nie ustawi tam zabójców. W okolicy jedynym potencjalnym gniazdem snajperskim jest tylko Big Ben, tam raczej też nikogo nie ustawi. Zaproponujemy mu nie puszczenie materiałów do telewizji jeśli on da nam żyć. To kupi nam sporo czasu. A materiały oczywiście są zabezpieczone już w tej chwili.
- Czy to rozsądne abyśmy obaj się z nim spotkali? Może jeden z nas powinien pilnować tyłów?
- I tu właśnie się waham. Jeden z nas może pilnować tyłów ewentualnie jeśli masz dużo kasy to mogę nam zorganizować ochronę pleców.
- Chyba nie powinniśmy mieszać do tego innych ludzi, przynajmniej jeszcze nie teraz.
- I tak ktoś musi nam zabezpieczyć materiał. Kwestia czy ci ludzie nie wykorzystają go nawet gdy dogadamy się z Willsem
- Ochrona pleców, ufasz tym ludziom?
- Zależy. Że osłonią mnie? Tak. Że sami nie użyją naszych zeznań by szantażować rządy? Nie do końca.
- Chyba musimy zaryzykować, nie wiele opcji nam zostało.
- No to zaryzykujemy. Jedno mi nie daje spokoju. Byłeś w SAS, prawda?
- Byłem.
- I nie znasz tego Morsa?
- Od kilku lat nie mam kontaktu z tymi ludźmi, rzuciłem to, ale może mógłbym spróbować się czegoś o nim dowiedzieć.
- Przydałoby się. Wtedy zawsze można go odwiedzić lub zlecić to komuś.
- Odnowię kontakty, ale nic nie obiecuję.
- Okey.

Resztę drogi spędzili w milczeniu.

***

Rozstali się pod mieszkaniem Nikołaja, trzecia strefa, obrzeża. Mniej kamer, mniej zabytków, mniej wszystkiego. Po za biedą... Radović nie mieszkał jednak w slumsach, po prostu na obrzeżach. Gdy wyjmował kulę z tylnego siedzenia obejrzał się czy nikogo nie ma w okolicy i rzucił do Collina.
- Dwa telefony. Jak masz za dużo kasy i dla naszej trójki przydałyby się nowe aparaty i numery. Nasze mogą być na podsłuchu.
- Postaram się to załatwić - odrzekł od razu Harlow.
- Broni na boku na pewno nie chcesz? Kule z Twojej łatwo zlokalizować.
- To na pewno dobry sprzęt? Nie chce żeby coś się nagle zacięło albo żeby okazało się, że wcześniej bawił się tym jakiś lokalny gangster.

Harlow wysiadł z samochodu by im się łatwiej rozmawiało. No i oczywiście by obaj lepiej widzieli okolice.
- Zaciąć się nie zatnie. LeBlanc się o tym przekonał ale co do poprzednich właścicieli nic zagwarantować nie mogę.
- Załatw coś małego, tak na wszelki wypadek.
- Okey. O rachunku za to i naszą ochronę dam znać. Kasa mi się kończy.
- Spróbuję znaleźć naszego żołnierza, kiedy i gdzie się spotykamy?
- Za dwie godziny pod...

Nikołaj chwilę się zastanawiał.
- Na Tower Bridge od strony Tower of London.
- Załatwione, potrzebujesz czegoś jeszcze?

Radović chwilę się zastanawiał.
- Tak. Kulki w głowie Morsa ale o to potem się zatroszczymy.
Serb już kuśtykał do drzwi klatki schodowej gdy usłyszał głos Harlowa.
- Nie jesteś tylko mechanikiem Nikołaj, dlaczego Benz wziął cię na wyprawę?
Odwrócił się, Collin też był częściowo odwrócony tyłem, musiał się zdecydować na zadanie pytania jak już wracał do samochodu.
- By ktoś dbał o radio i by mieć kogoś pewnego. Obaj mieliśmy złe przeczucia a wiedział, że na mnie może polegać. Jak widać czasem warto ufać intuicji. Do tego Wills nalegał by wziął kogoś kto zna się na broni, zasugerował LeBlanca. Rodger się jednak do niego nie ograniczył.
- Tak myślałem, słusznie zrobił - ruszył w kierunku auta - 2 godziny, Tower Bridge.
- Trzymaj się.

Collin kiwnął tylko głową i wsiadł do samochodu.

***

Winda na całe szczęście działała, inaczej by go szlag trafił podczas wchodzenia po schodach. Radović chyba w końcu zrozumiał czemu ci pokręceni angole mieszkali w domkach szeregowych. Jakby pokręcony francuz i amerykański patryjota w jednym postrzelił ich z włoskiego pistoletu.
Mieszkał w małej kawalerce w której panował bałagan charakterystyczny dla samotnie mieszkającego mężczyzny. Ciuchy niekoniecznie leżały na swoim miejscu, brudne naczynia zwykle pozostawały brudne dopóki czyste się nie skończyły... Co tu dużo mówić, Radović nie przywiązywał uwagi do porządku.
Pierwsze co zrobił to uchylił okno, w domu nie był od trzech dni, panował tutaj zaduch. Potem pokuśtykał do kanapy i klnąc spróbował usiąść nie zginając nogi. Częściowo mu się udało, prawie nie bolało. Prawie... Do spodu łóżka były przyklejone cztery koperty, odkleił wszystkie. Ciężko usiadł na kanapie, miał w końcu dużo odpoczywać.
W każdej kopercie były zawinięte w folię pieniądze. Jego oszczędności, jakoś nie ufał bankom. W trzech pierwszych po tysiąc funtów w czwartej trzysta. Radović był naprawdę dobrym mechanikiem do tego kawalerem, kasy miał sporo. Zbierał na nowy samochód. Teraz priorytety miał inne.
Niechętnie wstał z łóżka opierając się o kulę. Miał mało czasu a dużo do roboty. Przed wyjściem musiał jeszcze coś spisać.

***

Miejsce spotkania z Erminem, nie było daleko. Zrobił zakupy w pobliskim Tesco i zamówił taksówkę. Postrzał w nogę cholernie utrudniał życie. Dwa skrzyżowania dalej między blokami było boisko. Zwykłe boisko na jakim dzieciaki kopią piłkę. Kopały i teraz, przekrzykiwały się i śmiały. Ermin siedział sam na ławce i patrzył się na grających. Nie zwracał uwagi na przechodniów. Radović wiedział dlaczego, po prostu o bezpieczeństwo dbali inni. Obok niego stały dwie reklamówki z jakiegoś marketu i torba podróżna.
Na przykład tamtych trzech wyrostków palących w bramie szlugi. Albo tamten student siedzący na innej ławce, zupełnie jakby pilnował grającego młodszego brata. Radović by się nie zdziwił jakby obstawą okazał się też taksiarz siedzący w samochodzie czy obściskująca się parka. Pewnie paru kolejnych mafiosów było gdzieś ukrytych, tak, że Nikołaj ich nie widział.
Generalnie było tu takie zagęszczenie klamek, że tylko cały oddział SAS mógłby spróbować dokonać aresztowania a i to wynik mógłby być różny.
Erwin był starszy o niego o jakieś dziesięć lat, Nikołaj oceniał go na jakieś czterdzieści pięć lat. Życie mieli podobne tylko, że mafioso uciekł z Bałkan dopiero gdy zaczęło mu się palić pod dupą. O dziwo poznali się dopiero w Londynie, obaj podczas załatwiania formalności co do pobytu. Kontakt udało im się zachować przez te wszystkie lata, Ermin ciągle przekonywał Nikołaja do wstąpienia do rodziny. Radović zawsze odmawiał nigdy nawet nie pytając jaką rodzinę Ermin reprezentuje.
Serb usiadł na ławce obok swego rodaka uważając by nie urazić rannej nogi. Odezwał się po serbsku.
- Widzę, że poważnie wziąłeś moje ostrzeżenie.
Mafioso spojrzał na niego, skrzywił się na widok rannej nogi.
- I coś mi mówi, że nie zrobiłem błędu. Kto to Ci zrobił?
- Pojebany francuz uważający się za amerykańca. Zresztą z nim wiąże się moja prośba. Ale najpierw mały prezent.

Radović podał dla towarzysza reklamówkę z Tesco, Ermin wyjął zawartość. Whisky, jedna z droższych. Nikołaj jakoś nigdy nie lubił tego alkoholu ale jego rodak po wyrwaniu się z biedy lubił otaczać się wszystkim co drogie. Starszy z Serbów obejrzał butelkę, uśmiechnął się, widać Radović dobrze trafił w gust towarzysza.
- Dzięki ale widzę, że nie czas na przyjacielskie rozmowy. W co wdepnąłeś.
- Słyszałeś o wyprawie do jaskiń pod Londynem?
- Słyszałem.
- Brałem w niej udział, okazało się, że wdepnąłem w niezłe rządowe gówno.

Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki kopertę.
- Tu masz zeznania szefa tej wyprawy, dalej masz to co ja się dowiedziałem.
Mafioso obrócił w palcach kopertę widać, że tego się nie spodziewał. Nie otworzył jej jednak.
- Jak rozumiem ma to być gwarancja bezpieczeństwa dla Ciebie.
- Tak.

Chwilę milczeli obserwując grających.
- Prosiłeś mnie o coś jeszcze. I nie sprecyzowałeś co potrzebujesz. Miałem ciężki wybór.
- Możemy tu o tym rozmawiać?
- Jedno z nie wielu nie monitorowanych w Londynie miejsc.
- Co masz?
- Modelami nie będę Ciebie zanudzać. Chciałeś coś o dużym kalibrze, mam obrzyna z strzelby.

Ermin szturchnął nogą torbę.
- Ale nie wiem czy przyda Ci się w Twoim stanie.
- Też tak sądzę.
- Mam colta 1911 jakbyś tamtego stracił. 11,43 mm, solidna armata.
- Mów dalej.
- Ale głośna. Mam też browninga HP z tłumikiem, wcześniej używanego przez wojsko Angielskie.
- Interesujące. Jaki kaliber?
- 9mm. Trzynaście naboi w magazynku.

Radović skrzywił się.
- Jeden francuz myślał, że dziewiątka wystarczy. Mylił się.
- Miałeś szczęście.
- Nie chcę by moim wrogom pomogło nawet ono.
- A co powiesz na tetetke? Rodzimą wersje M57, ciężko było ją przemycić.
- Tłumik?
- Co najwyżej z butelki.

Serb chwilę milczał, zastanawiał się.
- Dobra. Wezmę tetetke i browninga. Do każdego zapasowy magazynek a do browninga tłumik. Potrzebowałbym jeszcze czegoś kieszonkowego.
- Chcesz brzęczeć przy każdym kroku? Mam .38
- To daj jeszcze ją z kompletem naboi. Ile ze mnie zedrzesz?
- Zedrzeć? Dla Ciebie jak dla brata... Dobra, powiedz ile masz kasy.
- Trzy koła.
- Dwa osiemset.

Radović wyjął z wewnętrznej kieszeni trzy pliki banknotów, z ostatniego odjął dwie setki.
- Coś jeszcze?
- Nawet dużo. Ale zapłacę później, może być?
- Zależy za co. Czołgu ci nie załatwię.
- Potrzebuję by jutro o 12 bok jednego z wagoników London Eye był pomalowany na zielono. Nie mocno, tak by był zaznaczony. I potrzebuję obstawy, jutro 12, London Eye.

Ermin chwilę milczał.
- Kasę będę potrzebował jeszcze dziś. To nie problem. Wymień cenę.
Kwota padła. Nie mała.
- Zapłaci mój znajomy.
- Skoro tak to...
- Ermin, chodzi o mój tyłek. Więc może cena niech zostanie ta sama. Ja się zastanowię za to czy po wszystkim nie wspomóc Twojej rodziny.
- Za zastanowienie się zniżki nie mogę Ci dać. Zrozum, moi szefowie mają cyngli...
- A cyngli z doświadczeniem? Takich jak Ty? Wątpię. Cena jak dla brata, ok.?
- Cena jak dla brata. Ech... Podrzucić Ciebie gdzieś.
- London Bridge.
- Wsiądź do taksówki, nie policzy Ci za kurs.
- Dzięki za wszystko. Uważaj na siebie.
- Ty też i pamiętaj w tym cholernym kraju nawet w muzeum sprawdzają czy nie masz broni.
- Pamiętam.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 15-11-2010, 17:29   #88
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Tower Bridge


- 23 funty. - Wycedził taksiarz przez wyszczerzone zęby. Uśmiechał się. Chytrze. Nie weźmie za kurs, tak?


Tower Bridge dzisiaj, jak zresztą codziennie, zatłoczony był co nie miara. Jakaś karetka, kilka taksówek, pędzący przed siebie ludzie. Do pracy. Do domu. Na randkę. Może po prostu na spacer. 9 rano jest porą dobrą na wszystko. Temizę przecinały barki i pomniejsze łódki. Gdzieś na horyzoncie ukazał się właśnie wilki kontenerowiec. Ludzie szurają podeszfami, rozmawiają, krzyczą. Odgłosy klaksonów, silników samochodów przyśpieszających by zaraz zahamować i hamujących by zaraz przyśpieszyć. Życie tętniące pełną gębą.
Tylko ta woda płynie jakby ospale, jakby kończąc wędrówkę.

Radović, załatwiłeś co miałeś załatwić. Generalnie poszło jak spłatka. Tylko szczuplejszy jesteś o trzy kafle. Trudno, ważne, że teraz możesz na wojnę wyruszyć. Prywatną wojnę.

Colin, Ty też nie próżnowałeś. Wszystko wskazywało, że dowiedziałeś się co miałeś się dowiedzieć. Morse był w SASie. Ty byłeś w SASie. Zatem wszystko jest do zweryfikowania. Swoje info masz. Książki też zdążyłeś przejrzeć. Idąc Tower Bridge przystanąłeś w połowie podziwiając Temizę. Radović gdy tylko Cię dojrzał, dokuśtykał do Ciebie.

Gdzieś jakieś 3 godziny od Londynu


Michael, szedłeś do holu. Za Tobą szło trzech funkcjonariuszy. Nie chcących gadać i odzywających się tylko i wyłącznie wtedy gdy sami uznali to za stosowne. Chłód jaki powiał od przyciemnionego korytarza zdawał się wiać prosto z najdalszych czeluści Arktyki. Ręce miałeś skute z przodu, toteż mogłeś nimi spokojnie ruszać. Najwyraźniej nie spodziewali się kłopotów z Twojej strony.
Po prawej stronie rząd cel. Wszystkie wyposażone w jedno pryczę umywalkę i drzwi - najpewniej do kibla. Po lewej dwoje drzwi. Szybka z kratą u góry, a drewno w kolorze mahoniu. Ciebie zamknęli w trzeciej celi. Wszystkich doliczyłeś się chyba z pięć. Ale nie to miałeś w głowie teraz. Chciałeś żeby się to wszystko skończyło. Szaleństwo. Po prostu szaleństwo.

Jeden z funkcjonariuszy spojrzeli na Ciebie, gdy wszedłeś do środka i rzucił głośne "Zamknąć!". Po czym zaskoczył elektryczny zamek w drzwiach i było po wszystkim. Siedziałeś brachu.

Usłyszałeś jeszcze jeden elektryczny zamek i kroki ucichły. Wychodzi na to, że strażnicy wyszli. W korytarzu rozległ się złowrogi śmiech. Obłąkańczy wręcz. Śmiech to słabł to wzmagał się. Dochodził z prawej lewej strony celi. Natomiast z prawej usłyszałeś,syknięcie. Ciche, na tyle nikłe, że ledwo doszło do Twoich uszu.

- Psst, Michael... Michael, to Ty?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 20-11-2010, 20:35   #89
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Nazywał się Tony Harewood, choć w dawnych czasach nazywano go raczej Cyngiel lub Spust, nie bez powodu zresztą, ten człowiek chwytał za broń szybciej i strzelał celniej niż sam John Wayne. W jednostce SAS był dzięki temu szanowanym specjalistą, a to, że nim zaczynał strzelać, potrafił pomyśleć i nie rzucał się niczym szaleniec do walki, również dobrze o nim świadczyło. Jego kariera pewnie zakończyła by się inaczej, gdyby nie odniesione podczas jednej z misji rany, przez które wbrew swojej woli został zesłany do pracy w archiwum, gdzie znajdowała się większość ważnych akt. Otrzymał stopień porucznika, jednak w tym wypadku nie był to wcale powód do radości ani dumy. Wciąż można co prawda usłyszeć o nim wiele dobrego, jednak większość akcji, w których brał udział, była tajna, to też wiedza o nich jest dość znikoma.

Tony służył w tym samym oddziale co Harlow, szybko stali się bliskimi przyjaciółmi, jednak ich kontakt urwał się kiedy Colin opuścił szeregi jednostki i ruszył w podróż po świecie. Podczas ich ostatniej wspólnej akcji alpinista uratował życie Harewooda, więc ten wciąż ma u niego niespłacony dług wdzięczności. Kiedy z jednej z budek telefonicznych zadzwonił na jego prywatny numer i po krótce przedstawiła czego mu potrzeba, Cyngiel nie dopytywał o szczegóły tylko obiecał, że postara się zrobić co w jego mocy.

W tym czasie Harlow wyciągnął z banku jakieś dwa tysiące funtów w razie, gdyby szybko potrzebował gotówki. Zakupił również dwa telefony, zgodnie z planem Nikołaja. Niedługo później pojechał na spotkanie z Tonym.

***

Rok 2005, gdzieś w Iraku, godz. 1:13

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=OcxQfCZ_9V8[/MEDIA]

- Zabił mnie, ten skurwiel mnie zabił...

Harlow nawet się nie odezwał, mógłby mu teraz powiedzieć, żeby się zamknął, że wciąż żyje, jednak za bardzo zaabsorbowany był robieniem prowizorycznych opatrunków, które miały utrzymać Cyngla przy życiu do czasu przybycia wsparcia.

- Widziałeś jego gnata? - spytał cicho Tony, po twarzy wciąż spływała mu jeszcze krew - Był chyba większy niż on sam... Jezu!

Colin jedynie przytaknął, minęło dopiero kilkanaście sekund od chwili, kiedy zaszedł przeciwników od flanki i wystrzelał ich nim wykończyli Harewooda. Jeden z nich rzeczywiście ledwo utrzymywał w dłoniach swoją broń, jednak zdążył oddać kilka strzałów, które powaliły Cyngla na ziemię. Nie wyglądało to dobrze, pociski trafiły go w prawą nogę na wysokości uda, w brzuch, jedna musnęła jego policzek, ale najgorzej wyglądała lewa dłoń. Kule trafiły tak fatalnie, iż odstrzeliły mu dwa palce, teraz nawet nie było po co ich szukać. Z drugiej strony zanim go dorwali padło chyba z pięciu, nie sprzedał tanio swojej skóry.

- Barnes nie żyje - stwierdził sucho dzielnie znosząc ból - Widziałem jak obrywał. Spieprzyliśmy to. Ten skurwiel wciąż żyje.

Tutaj Harewood również miał rację, byli tu już od dłuższego czasu, podczas gdy cała akcja miała zająć góra 50 minut. W dodatku nie wypełnili zadania, zamiast idealnej współpracy zakończonej bezpiecznym opuszczeniem terenu, zrobili tutaj masakrę, stracili jednego ze swoich i drugi był poważnie ranny.

- Spokojnie Cyngiel, najpierw zajmiemy się tobą, potem zadaniem - powiedział - Jak się...

- Kurwa Harlow!
- wrzasnął nagle Tony.

Colin odwrócił się błyskawicznie, zdążył złapać szarżującego na niego z nożem napastnika za rękę blokując cios. Razem opadli na ziemię kawałek dalej od Harewooda, przeciwnik wciąż napierał, jednak nie mógł dać sobie rady z Harlowem. Tymczasem Tony próbował dostać się do karabinu, który leżał trochę dalej, jednak czołganie się do niej sprawiało mu ogromny ból, czuł, że lada moment może po prostu stracić przytomność, jednak nie ustępował.

Colin dalej szarpał się z napastnikiem, wpatrywał się w oczy swego rywala - widział w nich ogromne przerażenie, chłopak mógł mieć może z siedemnaście lat, sytuacja go przerosła, popełnił największy błąd w swoim życiu. Wolną ręką Harlow posłał mu silny coś w szczękę, a następnie kilka kolejnych, które doskonale pamiętał ze szkolenia. Chłopak był jednak nad wyraz wytrzymały, stracił jednak dość z swej koncentracji by żołnierz zdążył chwycić za Glocka. Jeden strzał wystarczył by nie dożył już swoich osiemnastych urodzin.

***

Spotkali się w jednym z ciemnych zaułków jakich pełno w Londynie, wokół znajdowały się praktycznie sama magazyny, odwiedzane najwyżej raz w miesiącu, więc nie ryzykowali, iż zjawi się ktoś nieoczekiwany. Harewood trochę się przez ten czas postarzał, widać było, iż służba w archiwum mu nie służyła, poza tym jego mina również nie wskazywała nic dobrego, znał ją doskonale i błyskawicznie jego dłoń powędrowała w kierunku Glocka. Tony pokręcił jednak delikatnie głową, widząc co ma zamiar zrobić jego przyjaciel.


- Harlow nie radzę - usłyszał nagle głos za sobą - Mam cie na muszce.

- Wybacz, dorwał mnie kiedy wyciągałem akta - wytłumaczył się Tony - Nie miałem wyjścia.

- Pamiętam ten głos
- powiedział Colin podnosząc ręce do góry i powoli się odwracając - Kapitanie.

Marcus Fanning twardy gość, który w dawnych latach był przywódcą ich oddziału, bezkompromisowy, twardy Szkot. Kiedy otrzymał jakiś rozkaz robił wszystko by go wykonać, nieważne jaka cena by się za tym niosła. Był dobrym żołnierzem, ale teraz kiedy lufa jego rewolweru była wycelowana w tors Harlowa, cała sympatia z niego uleciała.

- Wyobraź sobie Harlow jakie było moje zaskoczenie, kiedy przypadkowo natknąłem się na mojego byłego podkomendnego, który właśnie wykrada tajne dane. Dla kogo? Dla kolejnego byłego podkomendnego, nie mogłem tego tak po prostu zostawić, sam rozumiesz.

- Czego chcesz?

- Czego? Chce wiedzieć czemu nagle facet, który rzucił służbę, wraca do nas i szuka informacji o jednym z naszych najlepszych fachowców.

- To moja sprawa.

- Jeszcze was nie wydałem, na prawdę chcesz żebym to zrobił? Mi nie uratowałeś tyłka, nie mam powodu by latać na twoje posyłki, więc lepiej mów o co chodzi.


Harlow spojrzał w kierunku Tonyego, który nieznacznie kiwnął głową, dając do zrozumienia, że powinien zaufać kapitanowi, pomysł ten nie podobał się Colinowi, lecz jeśli miałaby z tego wyjść afera w wyniku, której obaj mogliby trafić do więzienia, a sprawa z Benzem nie zostałaby rozwiązana - właściwie nie miał wyboru. Mimo wszystko postanowił zaryzykować.

- Musisz mi zaufać, przez wzgląd na dawne czasy.

- Harlow ja nic nie muszę
- szybko uciął Farring.

- Morse zabił jednego z moich przyjaciół - odrzekł nie do końca zgodnie z prawdą - Drugiego próbował...

- Morse? Człowiek, który w SAS zrobił więcej niż wy razem wzięci? To żart?

- Kiedyś cie okłamałem Farring? Ten człowiek to morderca, pionek w jakieś cholernej grze, muszę go znaleźć nim on zechce znaleźć mnie. Nie próbował bym znaleźć tych akt, gdyby nie były mi potrzebne.


- Harlow nie kłamie - wtrącił tym razem Tony - Zrobiłem wywiad na temat Morse, wszyscy go szanują, ale boją się go. Powiedziałbym, że to taki trochę fanatyk, sam dorwał Kallaya, a jak miał okazje to rozwalał wszystko jak leci w Iraku, ten koleś nie ma zahamowań.

- Powiedzmy, że wam wierze
- kapitan opuścił broń - Dlaczego miałby to robić?

- Tego właśnie chce się dowiedzieć, Morse tylko wykonuje rozkazy, a ja chcę je poznać, nim on dobierze mi się do skóry.


- Harlow, może popełniam teraz największy błąd w swoim życiu, ale puszczę cię. Jeśli jeszcze raz odwalisz taki numer nie zawaham się donieść. - Nie czekał aż cokolwiek powiedzą, tylko od razu schował broń i ruszył w przeciwnym kierunku.

Poczekali aż Farring zniknie im z pola widzenia, widać było, że Tonyemu wreszcie spadł ciężar z serca. Colin dobrze wiedział, że gdyby Harewood na prawdę nie został czymś przyciśnięty to by nie powiedział ani słowa o tym dla kogo te akta są. Oczywiście nie miał zamiaru dopytywać go jak dokładnie poszło i jak go zmuszono.

Omawiali sprawę, przypominali sobie dawne dzieje. Dopiero teraz Colin zauważył jak jego towarzysz lekko kuleje, wredny pocisk, który go trafił wtedy w 2005, zrobił swoje. Nic dziwnego, że nie było mowy o powrocie do czynnej służby. Zresztą zaważyło nie tylko to, brak dwóch palców Cynglowi już nie przeszkadzał, był dość zręczny by poradzić sobie z większością zadań, zapewne czuł się tym bardziej sfrustrowany, ale na to Harlow nie potrafił nic poradzić.

Dowiedział się za to sporo na temat poszukiwanego żołnierza, Harewood wykonał kawał dobrej roboty. Jak się okazało Alex Edward Morse był kawalerem lat 32, który miał już stopień kapitana. Rodzice Parsifal i Betty. Brał udział w Operacji Pewna Śmierć w Sierra Leone, a także Iraku, Afganistanie, Suwałkach i Górach Sowich. Te ostatnie od razu skojarzyły mu się z notkami w książkach Benza, to nie mógł być przypadek. Harewood dowiedział się również, iż korzysta on z broni takich jak H&K Socom i C7, zawsze jest również ogolony na żołnierza. Twardy i nieustępliwy gość, ale nikt właściwie nie znał go z tej bardziej prywatnej strony. Te informacje plus kserokopia paszportu oraz prawa jazdy kategorii A, B i C musiały mu na razie wystarczać.

Podziękował przyjacielowi i odjechał, przed oczyma wciąż jednak miał kapitana Farringa, ten człowiek był ważnych ogniwem w oddziałach SAS i miał nadzieję, że rzeczywiście zachowa wszystko dla siebie. Z drugiej strony pamiętał dokładnie dlaczego do dziś Harewood kuleje, gdyby wcześniej trafił pod opiekę lekarzy byłaby szansa, ale ktoś zdecydował inaczej.

***

2005, gdzieś w Iraku, godz. 23:56

- Tutaj, tutaj i tutaj - mówił ubrany w mundur mężczyzna wskaźnikiem pokazując kolejne cele na mapce - Wiecie co macie robić. Jesteście doświadczonymi żołnierzami, zadanie nie powinno sprawić wam problemu, mam nadzieję...

Żołnierz przerwał, kiedy zdał sobie sprawę, iż obok niego pojawił się Farring, z pokerową jak zwykle twarzą wpatrywał się w swój oddział. Żaden z jego podopiecznych nawet nie drgnął, widać było, że cieszy się na prawdę dużym szacunkiem.

- Koniec lizania się po jajach - zaczął - Klepać po pleckach będziemy jak to załatwimy. Wpadamy, załatwiamy kogo musimy, wzywamy śmigłowiec i znikamy. Nie chce wpadek, głupoty, brawury, macie robić to co wam każe i tyle. Zapamiętajcie jeszcze jedno, nigdy was tu nie było.

Godz. 1:29

- Gdzie byłeś Harlow? - niemal krzyknął Farring, kiedy ujrzał jak Colin podtrzymując rannego Tonyego trzymając się blisko osłon idzie w jego kierunku - Raport sytuacyjny.

Obaj żołnierze usiedli tuż obok niego, chroniąc się za niewielkim murkiem, nigdzie nie było widać żadnych napastników, więc chwilowo mogli czuć się bezpiecznie.

- Barnes nie żyje, Cyngiel ranny w rękę, brzuch i nogę, musimy jak najszybciej wezwać śmigłowiec, długo nie wytrzyma - odparł Harlow - Co z celem?

- Wyeliminowany -
rzekł krótko Farring - W porządku, ruszaj po Barnesa, będę cię osłaniał.

- Co? Musimy poczekać na wsparcie, wezwij je, niech zabiorą Tonyego, wtedy poszukamy ciała.

- Nie będzie wsparcia, misja wykonana - powiedział stanowczo - Nie wezwę nikogo póki nie będę wiedział, że mamy Barnesa tutaj. Nigdy nas tu nie było, rozumiesz? Oni nie dorwą tego ciała.

- Nie mamy czasu! Nie wiem, gdzie jest Barnes, Harewood tyle nie wytrzymała.


- TO GO ZNAJDŹ! Zajmę się Cynglem.

Harlow przeklął pod nosem i ruszył z powrotem, nie musiał się już praktycznie nikogo obawiać, większość albo uciekła albo została wybita. Farring już się tym zajął, jednak znalezienie ciała Barnesa w tej rzeźni nie mogło być łatwym zadaniem.

***

Podczas rozmowy z Nikołajem ustalili plan działania i omówili informacje, które obaj zdobyli. Na koniec Harlow podwiózł towarzysza do wskazanego przez niego hotelu i w drodze powrotnej miał zamiar zadzwonić do Michaela i dopytać się jak sobie radzi. Oczywiście w grę wchodziła tylko budka telefoniczna.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 21-11-2010, 11:23   #90
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
- 23 funty.
Radović spojrzał na taksiarza, wzrok miał ciężki.
- Twoi szefowie powiedzieli, że podwózka jest gratisem do innej transakcji. Chyba nie kwestionujesz ich decyzji?
Kierowca się zaśmiał. Pakistańczyk, Ermin musiał pracować dla jakiejś międzynarodowej organizacji.
- Zawsze warto było spróbować.
Spotkał się z kamienną twarzą serba a potem śmiechem.
- Poradzisz sobie w życiu. Powodzenia.
Wysiadł trochę przed Towerg Bridge i zaczął kuśtykać w kierunku miejsca spotkania.
Dużo osób tędy spacerowało. To dobrze, w tłumie trudniej wyłapać rozmowy i śledzić. Paradoksalnie łatwiej zabić. Radović coś o tym wiedział.

***

Enes Muftic. Człowiek, który wsypał plany ich oddziału. Miał dosyć wojny i okrucieństwa na tle rasowym. Nikołaj czasem go rozumiał, odczłowieczający proces rekrutacji serbskich nacjonalistów nie budził miłości do swojej armii. Wielu młodych chłopaków chciało coś z tym zrobić. Chciało ale zbyt się bało. Przywódcy bojówek mieli nad nimi władzę prawie absolutną. Enes się wyłamał, uciekł i wsypał ich. Przez niego zginął oddział Radovica, 20 serbów z którymi młodzieniec nie raz stawał do boju. W większości z rekrutowanych wbrew woli, wszyscy byli jego braćmi broni. Razem chowali się po lasach i razem strzelali. Razem się upijali i pilnowali sobie tyłków. Przeżył tylko Nikołaj. Teraz przyszedł czas na zemstę.
Belgrad mocno odczuł wojnę domową i kolejny ingerencje państw zachodu. Najpierw Austro-Węgry, potem naziści a teraz... W zasadzie wszyscy: Polacy, Francuzi, Rosjanie, Angole... Jak zwykle wiedzący lepiej jak powinna wyglądać sytuacja na Bałkanach. Jakie państwo powinno istnieć i w jakich granicach. Jak zwykle...
Enes czuł się tu bezpiecznie. Mylnie. Tłum utrudniał podsłuchiwanie ale ułatwiał morderstwo. Kapuś potrącił kogoś, nie przeprosił.
- Enest!
Obrócił się. Prosto by wpaść w ramiona i nadziać się na nóż.
- Bracie! Jak się cieszę, że Ciebie spotkałem.
Ludzie mijali ich. Lekko podchmielony młodzieniec witał się z jakimś znajomym. Poklepywał go przyjaźnie po plecach. Nikt nie zwracał uwagi na kapiącą na chodnik krew i sterczącą rękojeść noża, zasłoniętą kurtką.
- Już myślałem, że ta wojna nas rozdzieli...

***

Zostawił wtedy ciało Enesta w jakimś zaułku. Ludzie nie zwracali uwagi na objętych pijacko młodzieńców. Nie miał wyrzutów sumienia. Proces rekrutacji jaki przeszedł skutecznie pozwalał się ich pozbyć.
Collin już na niego czekał, nie witali się.
- Dowiedziałem się co niego o Morsie - rzucił Harlow - Wygląda na to, że trafiła nam się gruba ryba.
- Prawa ręka Willsa do zadań specjalnych.
Radović dal znać, że sam wiedział co nieco.
- Kapitan Alex Edward Morse. Służył w Iraku, Afganistanie i w Polsce, Suwałki i Góry Sowie, ale najciekawsza i tak jest Operacja Pewna Śmierć... Podobno sam złapał Fodaya Kallaya.
- Kogo?
- Lider West Side Boys, w czasie wojny domowej w Sierra Leone napsuł ludziom sporo krwi, ale wystarczy jeśli zapamiętasz, że to był wredny skurwiel.

Radović się roześmiał.
- Trafił swój na swego. Może się przejdziemy? Będziemy zwracać mniej uwagi, bo mamy chyba dużo do obgadania. Tak właściwie to trzymaj torbę, zamówione śniadanie.
- Dzięki - Harllow ruszył powoli jednocześnie kontynuując - Zamieszkały w Mouton Crescent 17, Brentwood. Zresztą sam zobacz
Podał mu teczkę z informacjami, Serb zaczął ją przeglądać wolną ręką. Nagle parsknął śmiechem.
- Parsifal...
Szybko przebiegł wzrokiem wszystkie informacje.
- Dobra. Już nie pamiętam, mówiłem Ci o LeBlancu?
- Nie wspominałeś.
- Według niego pod koniec drugiej wojny Niemcy próbowały podkopać się pod Anglie. Teraz grzebią tam rządy wszystkich mocarstw. Wszystkich. USA, UK, Niemcy... Ale mi coś nie gra, tam chyba były jakieś dziwne urządzenia. Po co by one im były? Bomby atomowej jeszcze nie mieli. Raczej prowadzili tam badania. LeBlanc miał nas wziąć pod broń i odeskortować jakbyśmy za dużo odkryli. Zobaczył kable i podjął decyzje. Morse, jego przełożony miał nas śledzić na wolności. Zabiłem go psując aparature. W nocy odwiedził mnie sama naczelna komando foka. Powiedział, że upozorują moje samobójstwo, oskarżą o zabójstwo LeBlanca a jako powód podadzą załamanie psychiczne. Jakoby wyrzuty sumienia po Bałkanach. Na całe szczęście weszła pielęgniarka, Morse zdzielił mnie w łeb i zwiał. Dalej już znasz.

- Nie możemy tego udowodnić, twoje słowo przeciw jemu nic nie znaczy. Musimy zamienić się z nim rolami, zapolujemy na niego.
Nikołaj spojrzał na Collina, twarz miał jak z kamienia, spojrzenie twarde.
- Dasz radę? To inna gra niż to co robiłeś do tej pory. Bezlitosna i brutalna.
- Byłem w SAS, wiem co to znaczy
- odparł szybko - To, że nie lubię wykorzystywać moich zdolności, nie znaczy, iż o nich zapomniałem.
Nikołaj już otwierał usta by się spytać czy wyrywał komuś paznokcie albo torturował nożem. Powstrzymał się.
- Czas zacząć polowanie. Załatwiłem nam ludzi. Można Willsa ściągnąć w jakieś ustronne miejsce. Bo w London Eye on nam nic nie zrobi ale i my mu.
- Masz coś na myśli?
- Miejsca konkretnego nie znam. Trzeba będzie poszukać odpowiednie. Tam wybić jego obstawę i dorwać go żywcem.
- Niech twoja banda ich uszkodzi, zabija w ostateczności. Taka śmierć ściągnęła by uwagę. Tego chyba nie chcemy.
- A postrzał w nogę nie? Nie zostawimy ich przecież żywcem.
- Wtedy będą mieli pretekst by rzucić na nas wszystko co mają, pretekst uzasadniony.
- A jak postrzelimy ich w nogę lub damy po głowie to co zrobią? Zignorują? Zresztą to będą zawodowcy, może sam Morse. Oni nie będą się bawić w postrzały, będą strzelać by zabić lub uśpić. Zależnie od tego co mają zrobić.

- Chcesz ich zaatakować?
- Taaak. Chce zrobić zasadzkę. Wybić obstawę i dorwać Willsa jeżeli sam stawi się jako wabik, jeśli nie to oficera koordynującego akcją. Podłączyć mu akumulator do jaj i zadać parę pytań. Sam zaproponowałeś polowanie.

- Polowanie, nie ludobójstwo.
Serb spojrzał na byłego SASa. Jakoś wątpił by ten sobie poradził w krytycznym momencie. Strzelić owszem strzeli, może i tak by zabić ale o terrorze w jego wykonaniu można było zapomnieć.
- Collin, mamy dwie opcje. Spotkać się z Willsem w London Eye i się ugadać. Spróbować wykupić wolność w zamian za milczenie. Drugie to proponowane przez Ciebie polowanie, wydanie im wojny. Szybkiej. Zadanie dotkliwych strat, uwolnienie Benza i ucieczkę. Gdzieś daleko.
- Chciałem zapolować na Morsa, nie na całą obstawę Willsa, jeśli tylko takie mamy wyjścia to wolę London Eye.
- Źle się zrozumieliśmy. Czekaj, nie obruszaj się. To też da się zrobić. Kuszące.

Radović chwilę milczał
- Dobra, ja to widzę tak. Dogadujemy się z Willsem, kupujemy sobie i reszcie trochę czasu. Morse wtedy przycichnie. A my na spokojnie planujemy jego wypadek. Tylko jego. To miałeś na myśli?
- Trafiłeś w samo sedno.

- Czyli na razie plan bez zmian? Musimy tylko przeżyć do spotkania z Willsem. W sumie już w pierwszym telefonie możesz dać mu do zrozumienia, że mamy haka na niego.
- Tak, zostajemy przy tym. Zobaczymy jak zareaguje na to Wills.
- Dekujemy się gdzieś na ten czas czy zachowujemy się względnie normalnie?
- Ja bez zmian, póki co nikt mnie jeszcze nie próbował zaczepiać, dla ciebie lepiej byłoby gdybyś na się gdzieś przyczaił.

- Wynajmę pokój w hotelu i nie będę się z niego ruszał. W zamkniętym pomieszczeniu powinienem dać sobie radę. Kupiłeś telefony?
- Tak, bierz.

Podał mu starą czarno białą nokie. Przynajmniej nie będzie żal wyrzucić.
- Dzięki. Napisze Ci smsa ile i gdzie kasy masz zapłacić za obstawę. Podrzucisz mnie pod hotel?
- Jasne.


***

Trzeci sektor, kawałek od centrum. I dobrze. Nim dojechali pod jakiś motelik Serb poprosił o zatrzymanie się w paru miejscach, musiał zrobić zakupy. W ten sposób wszedł w posiadanie dwóch napoi energetycznych, butelki z wodą, chleba, wędliny, dwóch ryb z podwójną porcją frytek a także nożyka introligatorskiego, szpuli drutu i taśmy izolacyjnej. Za pomocą nożyka stał się właścicielem dwóch plakatów naklejonych na kawałek dykty. Zapakowali to wszystko do samochodu. Ruszyli.
- To, żeby nie wrzucili mi znowu granatu przez okno.
W motelu zarejestrował się na prawdziwe nazwisko, przy odrobinie szczęścia Morse go wyśledzi. Jak nie po rejestracji to po włączonym telefonie. Z pomocą Collina wniósł zakupy do pokoju. Pożegnał się.
- Trzymaj się i nie daj się zabić. Pamiętaj, że w tym cholernym mieście wszystko jest monitorowane, nawet budki.
Collin skinął głową i wyszedł a Nikołaj przystąpił do dzieła.
Przywiązał za pomocą drutu klamkę od drzwi do kaloryfera, tak by nie szło ich otworzyć, nawet wytrychem. Okna zakleił dyktą i taśmą klejącą, granat powinien się odbić. Szparę od drzwi uszczelnił mokrym ręcznikiem, na wypadek ataku gazem. Na stoliku przy łóżku położył zakupy i odbezpieczoną tetetkę. 7,62 powinno przebić się przez liche drzwi. Sam usiadł na łóżku tak by ostrzał przez drzwi nic mu nie zrobił i dokręcił tłumik do browninga. Teraz mógł w końcu zjeść i odpocząć. A przy okazji pomyśleć.
Czemu Wills nie zabił ich gdy mógł? Bo nie miał takich rozkazów, LeBlanc mówił, że to tylko pionek. Wypuścił i popełnił błąd. Niezbyt mógł popełnić tyle morderstw na raz, zaraz ktoś by coś zwąchał. Ale Serbowi mogło coś przecież odwalić, mógł zabić francuza-żołnierza w zemście za stare czasy a potem popełnić samobójstwo. Plan nie wyszedł, Morse schrzanił robotę bo musiał pogadać. Dalej... Rodger zwąchał coś i musieli go uciszyć, polaczek wrócił do siebie a oni... A oni podjęli grę. Tak to chyba wyglądało. Chyba...
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172