Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2010, 21:55   #130
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nawet nie wiedział, kiedy zasnął...
Nigdy jeszcze mu się nie śniło, że był podpalaczem. Na szczęście, zanim dach płonącej stodoły zwalił mu się na głowę, obudziły go słowa Lamii.
Otworzył oczy. Dziewczyna nie spała. W dodatku wyglądała na wypoczętą i w pełni sił. A może i była głodna, o czym świadczyła wzmianka o jedzeniu.
- Za moment będzie śniadanie - odparł Irial. - Powiedz mi najpierw, jak się czujesz?
- Dobrze
- odparła bez emocji. - Tylko... - zamyśliła się. - Z Theronem jest bardzo źle, prawda? - dodała z wyraźnym smutkiem.
Przez moment zastanawiał się, skąd Lamia wie o Theronie i skąd, na bogów, wie, co mu się przed chwilą śniło, ale postanowił odłożyć wypytywanie na inną okazję.
- Theron wyjdzie z tego - zapewnił dziewczynę. - Nieprędko, ale wyjdzie. A w ogóle to nic nie można było zrobić - dodał. - Nikt nie zdążył go powstrzymać.
- Wyjdzie z tego
- powtórzyła za nim cicho. - I mówisz to wiedząc, że nie potrzebuję, byś mnie pocieszał? Nie jestem już dzieckiem.
- Nie pocieszam cię
- odparł Irial - tylko stwierdzam zwykły fakt. Tak samo bym ci powiedział, że zostanie kaleką albo wkrótce umrze. Medyk zapewnił, że tak się nie stanie.
- Zobaczymy
- odparła beznamiętnie.
- Możesz ruszyć dzisiaj w drogę - spytał, zmieniając nieco temat - czy chcesz trochę odpocząć?
- Tak, możemy dziś ruszać w drogę. Nie czuję się źle, jak zawsze zresztą.
- Dobrze wiesz, że końcowy efekt może być różny
- odparł Irial. - Nie zawsze budziłaś się kwitnąca i pełna życia. Poza tym zawsze może być ten najgorszy raz
- Ale to było dawno
- odparła pyszałkowato. - Wtedy byłam o wiele słabsza.
- Strong woman
- usta Iriala wygięły się w lekkim, kpiącym uśmieszku, ledwo dostrzegalnym nawet dla Lamii.
- Oj przestań - zaperzyła się. - Nie widzisz, że coraz lepiej mi idzie?
- Pod pewnymi względami tak.
- Irial skinął głową. - Ale pewne krytyczne uwagi i tak bym miał. Jeszcze nie jesteś chodzącą doskonałością.
- Jak to nie?
- zaśmiała się. - Nikt mi wcześniej nie zarzucał niedoskonałości.
- Czyżbyś nie pamiętała, iloma uwagami zarzucali cię rodzice?
- Irial obrzucił Lamię kpiącym wzrokiem. - Niektóre nieco odbiegały od pochwał.
- E tam, rodzice się nie znają
- odparła wciąż się śmiejąc.
- Bez wątpienia... - Irial pokiwał głową. - Rodzice nigdy i na niczym się nie znają. I w najmniejszym stopniu nie potrafią zrozumieć swoich dzieci.
- Chcesz śniadanie do łóżka, czy też przyodziejesz się i zejdziesz na dół?
- spytał.
- Czuję się przecież dobrze. Mogę zejść i zjeść śniadanie ze wszystkimi.
- Świetnie...
- odparł Irial. - Ponieważ nie potrzebujesz pokojówki, zatem zostawię cię na moment, żebyś się mogła ubrać. Jak skończysz, to mnie zawołaj.
Ruszył w stronę drzwi.
Po chwili Lamia wyszła z pokoju, ubrana w swój zwykły podróżny strój, dzięki czemu mogła nie wyróżniać się niczym z szarego tłumu licznych, zwykłych mieszkańców. Razem zeszli na śniadanie.

Ledwo zdążyli zjeść do ich stołu podeszła Ruth. Nie wiedzieć czemu, chciała z każdym z nich rozmawiać z osobna. Być może ze względu na charakter przekazanych informacji, nie do końca związanych z podróżą.

- Miałem przed chwilką ciekawą rozmowę - powiedział Irial po zakończeniu rozmowy. Usiadł ponownie obok Lamii.
- To zupełnie tak jak ja - odparła Lamia bez emocji. - A czego dotyczyła ta "twoja" ciekawa rozmowa, bo mam wrażenie, że chcesz mi o tym opowiedzieć - dodała bez specjalnego zainteresowania w głosie.
- Pewnie ten sam problem - stwierdził Irial. - I nie wiem, czy się cieszyć, że teraz będzie rozsądniejsza, czy też wprost przeciwnie. Nie wiem tylko, co z tym wszystkim wspólnego ma Samuel.
- Być może Ruth w swej naiwności sądzi, że to on jest ojcem dziecka, a nie...
- rzuciła Lamia beznamiętnie. Zrobiła chwilową pauzę, jakby zastanawiała się nad doborem właściwego słowa - jakiś jego poprzednik. Nie wiem, nie mnie w to wnikać.
- Ojcem? Chyba przybranym...
- powiedział Irial. - Będzie jeszcze ciekawiej, niż było.
- Ruth wydaje się być pewna, że to Samuel jest ojcem. Jak już mówiłam nie mnie w to wnikać
- powiedziała Lamia wzruszając ramionami. - Ale dlaczego właściwie ze mną o tym rozmawiasz?
- Ponieważ wszelkie relacje międzyludzkie mają również taki czy inny wpływ na nas
- powiedział Irial - zaś niektóre kobiety w ciąży niekiedy zaczynają zachowywać się inaczej, niż zwykle. Warto o tym pamiętać.
- Mógłbyś mówić wprost?
- zaproponowała lekko zniecierpliwiona dziewczyna. - Bo dalej nie rozumiem o co ci chodzi.
- Oznacza to po prostu
- odparł spokojnie Irial - że od czasu do czasu Ruth może się zachowywać nieco irracjonalnie i powinnaś wziąć to pod uwagę w niektórych przypadkach. I może reagować z pewnym rozbawieniem, przynajmniej w duchu.
- Dobrze, postaram się.

Irial skinął głową.
- Masz jakieś plany na przedpołudnie? - spytał. - Jakieś zakupy, zanim wyruszymy w drogę?
- Nie, raczej nie
- powiedziała po chwili namysłu. - Zresztą, obawiam się, że mógłbyś nie znaleźć chętnego do towarzyszenia mi podczas spaceru - zaśmiała się.
- Jestem pewien, że się mylisz - odparł Irial. - Poza tym na moje towarzystwo możesz zawsze liczyć. Ale skoro niczego nie planujesz, to możemy się przygotować do dalszej drogi i ruszyć, jak tylko pojawią sie wszyscy. Nie ma sensu siedzieć w Eslov, skoro przed nami droga daleka.
- Jeszcze jedna sprawa...
- W zadumie spojrzał na Lamię. - Chcesz jechać w spódnicy, czy też wolisz męski strój?
Lamia zamyśliła się.
W tak zwanych wyższych sferach było nie do pomyślenia, by kobieta ubrała spodnie, a co gorsza - pokzała się w nich publicznie. Natomiast na szlaku, w górach w szczególności... Kto by się tym przejmował. Poza tym nikt jej nie zna i nikogo znajomego nie spotka.
- Zgoda - powiedziała. - Pod jednym warunkiem.
Nie czekając na pytanie Iriala mówiła dalej:
- To musi być strój dopasowany. Innymi słowy - kupiony specjalnie dla mnie, na oją miarę. Nic w stylu 'twoje spodnie, koszula Samulela'.
- Nawet bym nie pomyslał o takiej kombinacji
- zapewnił Irial.
- Jeśli chcesz - mówił dalej - to zjedz coś jeszcze, a ja w tym czasie napiszę krótki list. Potem pójdziemy do miasta na zakupy.

Napisanie pisma składającego się z paru zdań nie zajęło Irialowi zbyt dużo czasu. Podobnie jak załatwienie spraw w mieście - znalezienie posłańca i zrobienie zakupów. W gruncie rzeczy najdłużej trwało znalezienie ubrania, które Lamii przypadłoby do gustu. Inne zakupy, takie jak kołczan bełtów, kociołek czy pokaźnych rozmiarów płachta z namiotowego płótna, dało się załatwić dużo szybciej. Z transportem tego całego bagażu kłopotów nie było, bowiem Irial zabierał konia, na którym poprzednio jechał Theron. Zapasowy wierzchowiec zawsze mógł się przydać, nie tylko do noszenia takich czy innych pakunków. A przynajmniej Erwin nie będzie musiał płacić rachunku za stajnię.

Po powrocie do gospody Lamia poszła do pokoju, zaś Irial poświęcił kilka chwil na rozmowę z karczmarzem.
Nie zajęła ona zbyt wiele czasu, ale owoców przyniosła troszkę. Jak powiadał karczmarz, a z pewnością swoją wiedzę miał, luksusy podróżowania kończyły się po przekroczeniu północnej bramy miasta. Podróż - w zależności od szczęścia, umiejętności i samozaparcia podróżnych - trwać mogła od tygodnia do góra dwóch.
- Karczmy, po drodze do Przełęczy Czarnego Szlaku spotkać można jeszcze przez dwa dni - mówił karczmarz, równocześnie wydając duspozycje związane z przygotowanie prowiantu zamawianego przez Iriala. - Jedna to "U Olafa". Czemu tak się zwie, to trudno powiedzieć, bo nikt nie pamięta, by jakikolwiek Olaf był jej właścicielem. Ale karmią ponoć dość dobrze. Dalej jest "Tuczone cielę", "Stary Młyn" i "Rozdroże". Ostatnią gospodą, zanim zaczną się lasy, bagna i góry, jest zajazd "Pod Wisielcem".
- Ponoć, tak przynajmniej powiadają, tamtejszy właściciel w ostatniej chwili uniknął stryczka, gdy znalazł się dowód jego niewinności. Ale czy to prawda, czy tylko ludzkie bajanie, tego nie wiem
- opowiadał dalej karczmarz. - Powiadają też inni, że niedaleko rosło drzewo zwane Drzewem Wisielców, gdzie gardło dawali złapani na rozbojach. Ale to bzdura być musi, bo komu by się chciało wozić skazańców taki szmat drogi. Na stryk szli od razu i do piachu. Kto by się tam patyczkował.

Gdy Irial wrócił do pokoju Lamia była już spakowana i siedziała przy stole, wymieniając uwagi z Villainem i częstując go kawałkami chleba i sera.
- Spotkamy się za bramą - Irial spojrzał na kruka - czy mam cię schować do torby i przemycić?
- Torrrba? Brrrutal!
- Spojrzenie Villaina było pełne oburzenia. - Brrrama... - dodał.
Irial otworzył okno a kruk, rzuciwszy mu jeszcze ponure spojrzenie, opuścił pokój. Dziesięć minut później Irial i Lamia zrobili to samo, tyle tylko, że bardziej tradycyjną drogą.
Teraz pozostawało tylko czekać na pozostałych.
 
Kerm jest offline