Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2010, 22:55   #44
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Aleksander miał nadzieję, że powrót będzie trochę szczęśliwszy niż sama wyprawa. Jednak gdy powrócili do cienia Gerarda spadły na nich nowe nieszczęśliwe informacje. Zwłaszcza poraziły one młodego żołnierza. Jego ojciec zniknął. Nie spodziewał się, że jest to możliwe. Oczywiście gdyby Benedykt chciał opuścić Amber mógłby zrobić to po kryjomu, jak wiele lat wcześniej, gdy Corwin odnalazł go w pewnej wersji Avalonu.

Jednak jego ojciec był odpowiedzialny. Nie wziąłby na siebie ciężaru władzy, żeby potem zniknąć bez słowo. Coś poszło nie tak. Intryga się zagęszczała. W tym momencie Aleksander nie wiedział komu może zaufać. Jedynym pewnym wrogiem była Lamashtu, reszta ... reszta pozostawała zagadką, a to czego nie wiesz może cię zabić. Może jego ojciec popełnił błąd, a może ktoś przy pomocy jakiś magicznych sztuczek postanowił usunąć go z tronu? Ciężko było powiedzieć, w każdym razie w tym momencie pozostał sam i musiał działać. Wiedział, że nie odpuści. Dopóki jego ojciec się nie odnajdzie, albo nie dowie się o jego losie ... dopóty będzie szukał, będzie pytał i biada temu, kto był za to odpowiedzialny ....

Aleksander odsunął się od grupy i zaczął przeglądać swoje atuty. Chociaż długo wpatrywał się portret swojego ojca, ten nie ożył. Pozostawał zimnym kawałkiem magicznej karty, w tym momencie był dla Aleksandra równie dużo warty jak Fokker dr. I na nowoczesnym polu walki. Nie poddał się jednak, to nie leżało w jego naturze. Był wojownikiem, należało przeć do przodu. Przeglądając kartę natknął się na wizerunek innej osoby ... Julian, ich relacja była skomplikowana. Zresztą ten wuj miała podobną relację ze wszystkimi krewnymi. Był wyniosły, niedostępny ... czasami jakby bez uczuciowy, działał jednak dla dobra Amberu. Mając jakikolwiek wybór Aleksander w tym momencie zaufałby właśnie jemu. Po chwili patrzenia portret ożył.

Syn Benedykta zaczął mówić bez ogródek. Bez żadnych wstępów, czy kwiecistych mów. Robił tak w momencie gdy zaczynała się bitwa. Rozkazy należało wydawać szybko. W tym momencie zależało mu na czasie. Wiedział, że Fiona powinna zrobić co w jej mocy, aby odnaleźć Benedykta. Wydawało się, że zależy jej na tym. Tą sprawę można było jej pozostawić. Przynajmniej na razie. Czuł, że ojciec chciałby jednak, aby zatroszczył się o obronę Amberu.
-Julianie, dzieje się wiele niedobrych rzeczy, nasz przeciwniki ma współpracowników, nie wiem kim są, ale odnajdę ich ... odnajdę swojego ojca. Chcę być uczciwy, jak zawsze zresztą .. mam nadzieję, że wiesz, że zawsze działałem i będę działał dla dobra Amberu ... rozmumiesz to prawda? - tutaj Aleksander zamilkł na chwilę -Dlatego to co mam powiedzieć jest takie trudne, jak dowiem się kto zdradził, jeżeli ktoś skrzywdził mojego ojca ... będę działał ... -

- Rozumiem cię Aleksandrze i popieram całkowicie - odpowiedź Juliana była prosta, praktycznie bez żadnych emocji. Po chwili ciszy dodał jednak pewną ważną informację -Przypuszczam, że może stać za tym sam Random -

Była to możliwość, której z początku Aleksander nie wziął pod uwagę. Jeżeli ich Król odzyskał przynajmniej częściową sprawność mentalną, mógł zacząć działać. W końcu zdarzało się, że żołnierze dotknięci stresem pourazowym krzywdzili niewinnych ludzi uznając ich za wrogów. Random mógł go zaskoczyć i przy pomocy wzorca doprowadzić do zniknięcia cienia. Nie miałby szans w starciu na miecze, ale użycie magi plus efekt zaskoczenia? Było to możliwe ... będzie trzeba to później zbadać, jeżeli reszta rodziny do niczego nie dojdzie.

-Julianie, mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie, ale nie wiem, co miałbym teraz zrobić ... jeżeli to ktoś z obecnych z armią w Amberze ... zrobię wszystko ... rozumiesz mnie? -

- Masz rację... ja też mam wątpliwości co do bliźniaków. Nie podobał mi się pomysł Benedykta, by sprowadzali oni swoja armię pod mury Amberu. Teraz jednak okazuje się, że są chyba jedynymi jego obrońcami. Zanim ja zbiorę jakąś armie minie trochę czasu, a poza tym nigdy nie wyszkolę ich tak szybko. Masz we mnie przyjaciela i sojusznika Aleksandrze. Zrobię wszystko, by odnaleźć twego ojca -

Aleksander skinął głową -Ja mógłbym to zrobić i jeżeli będzie trzeba zrobię to ... jeżeli będę musiał wedrę się na mury Amberu i przysięgam, że wykonam lepszą robotę niż Corwin i Bleys kiedyś ... dziękuję ci Julianie ... muszę jeszcze porozmawiać z paroma osobami, uważaj na siebie ... wydaje się, że żyjemy w naprawdę niebezpiecznych czasach -

- Odkąd pamiętam czasy są ciągle niebezpieczne. Uważaj na siebie Aleksandrze i nie podejmuj decyzji zbyt pochopnie. -

Ta rozmowa była zakończona, ale poprawiła trochę humor synowi Benedykta. Każdy dowódca chciał mieć jakiś sojuszników. Na razie postanowił ufać Julianowi, przyszłość pokaże czy podjął w tym momencie słuszną decyzję. Przerzucił jeszcze parę kart, aż pojawiła się na nich ciotka Fiona. Połączenie nastąpiła bardzo szybko.

-Witaj, czy możesz powiedzieć mi coś więcej o zniknięciu mojego ojca?-

- A dokładniej o co chciałeś zapytać. Sama nie wiem nic więcej niż ci powiedział Julian. W tej chwili nadal szukamy -

-Jak można wymazać cień? kto miałby na tyle zdolności, żeby to zrobić? -

-Raczej chodzi o to, że go ukrył. Tak przynajmniej mi się w tej chwili wydaje. Julian sam ukrył Cień i tylko on i Benedykt znał sposób jak do niego wejść -

Aleksander chwilę milczał. Rozmyślał intensywnie nad tym co usłyszał. Wydawało się, że jakiekolwiek osobne poszukiwania nie miałyby sensu. Mógłby oczywiście pomóc Fionie, ale czy w tym momencie tego potrzebowała? Wątpił w to ...

-Cóż dziękuję, gdybyś potrzebowała mojej pomocy, to skontaktuj się w każdym momencie, prosiłbym cię, abyś poinformowała mnie też, jak tylko dowiesz się czegoś nowego - I po tym ta rozmowa skończyła się. Nie było sensu dłużej jej ciągnąć. Wyglądało na to, że przynajmniej na jakiś czas ich grupa rozdzieli się.

-Przepraszam was, ale sytuacja jest zła ... mam sporo rzeczy do zrobienia, Corwin poradzi sobie z tym oblężeniem. - pożegnanie było krótkie, ale nigdy nie lubił takich momentów. Wolał powrotu, poza tym wiedział, że jeszcze nie raz się zobaczą, nie było sensu tego przedłużać. Jedynie Monique, która wyglądała na wstrząśniętą tymi informacjami poprosiła go, żeby mogła mu towarzyszyć. Przez chwilę Aleksander pomyślał, że ta dziewczyna faktycznie się w nim zakochała. Ale zaraz odrzucił od siebie wszelkie te myśli. W tym momencie miał inne rzeczy na głowie, żeby myśleć o następstwach takiego stanu rzeczy. Zgodził się, bo potrzebował kogoś, z kim swobodnie będzie mógł porozmawiać o tych Amberyckich sprawach.

Ruszyli w cień. Zmieniały się kolejne szczegóły. Podróż z pewnością nie była tak szybka jak w przypadku Connleya, ale Aleksander sporo podróżował i miał pewne doświadczenie. Szukał pewnego miejsca ... nie był tam jeszcze, ale w jego głowie wykrystalizował się już plan. Ich zdolności zaś czyniły możliwym wszystko. Po pewnym czasie klimat zaczął się ochładzać, aż w pewnym momencie Aleksander zatrzymał się. Znajdowali się w zielonej dolinie. Poranek był chłodny, a na szczytach gór, widać było śnieg. Wysocy, dobrze zbudowani i uzbrojeni blondyni przyglądali się im. Kilku szeptało między sobą, o nagłym pojawieniu się dwójki przybyszów. Ładne, zgrabne kobiety zabierały dzieci do chat. Ten świat nazywał się Midgard. Syn Benedykta wiedział, że znalazł to co chciał. Świat przypominający nordyckie legendy z Cienia - Ziemi. Spokojnym krokiem ruszył w stronę zamku, należącego z całą pewnością do możnowładcy. Grupka tubylców ruszyła za nim. Przed wejściem do zamku stała czwórka strażników, która postanowiła wykonać swój obowiązek i zatrzymać przybysza.

Wojownik nawet nie zwolnił. Jego miecz ciął powietrze ze świstem. Ciosy były zbyt szybkie dla oka śmiertelnika. Strażnicy znaleźli się bez broni, ale byli żywi. Widząc ten pokaz ich towarzysze odsuwali się od niego z trwogą. W ten sposób, niezatrzymywany dotarł do komnaty, w której zasiadał władca tych ziem, w towarzystwie grupki kapłanów. Aleksander omiótł ich wzrokiem. Czuł się, źle za to co miał właśnie zrobić, ale nie zbierał wcześniej armii, a z opowieści, znał tylko ten sposób.

-Jestem Aleksander syn Benedykta i jestem waszym bogiem wojny - oświadczył bez ogródek, czym wywołał niemałe zamieszanie. Kapłani zaczęli żywo dyskutować między sobą. Urwane, trwożne rozmowy. Uwierzyli mu, z pewnością ten pokaz na dole okazał się pomocny

-Czy ... czy to koniec świata?- zapytał siwy, brodaty kapłan

-Przybyłem tutaj aby wyszkolić wojowników, którzy gdy czas nadejdzie staną u mego boku i pomaszerują w niebiosa, aby tam pokonać wroga i dostąpić wielkiej chwały. Potrzebuję nowych einherjar -

Władca kiwnął z powagą głową. - To ty panie będziesz szkolił armię? - kapłani, zaczęli szeptać coś do ucha władcy. Widać było, że obawiali się swojego boga o wiele bardziej niż władca.

-Wybiorę odpowiednich ludzi i ich wyszkolę, oni przeszkolą ludzi gdy ja odejdę ... musicie trenować, nie ważne ile czasu to zajmie, dni, lata, powrócę tutaj - po tych słowach Aleksander spojrzał na kapłanów -Czego się obawiacie?-

Kapłani pokłonili się nisko. Jeden z nich wyszedł na przód. Amberyta zauważył, że była to ta sama osoba, która jako pierwsza zadała mu pytanie, po wejściu do sali tronowej. Istniały dwie możliwości, był to ktoś ważny, być może najważniejszy, albo po prostu został wybrany przez innych, żeby robić za spikera grupy. Może obawiali się bożego gniewu?

- Panie jesteśmy ci winni posłuszeństwo i wielki to dla nas zaszczyt, że nawiedziłeś nas. Ciężkie jednak czasy nastały, jedzenia mało, kobiety mało mężczyzn rodzą, a wrogów wielu. Każdy wojownik jest na wagę złota - wiele się wyjaśniło, kapłan właśnie w grzeczny sposób próbował odmówić prośby boga. Starał się go przekonać, że nie jest to dobry moment na zabieranie wojowników. Strach w takim momencie był uzasadniony, nie mógł wiedzieć jak zareaguje Aleksander. Ten jednak zmierzył tego człowiek wzrokiem i powiedział władczym tonem.

-Ilu macie wrogów?-

- Plemię Ygrad na zachodzi, plemiona Ungar i Hjelgard na wschodzie, a od południa wielki ród Hollstrom. Wojna ciągle trwa, a Ty panie żądasz od nas wielkiej daniny. Czy uraziliśmy cię w swojej służbie czy uchybiliśmy w ofiarach?
Miej litość dla nas -

-Zjednoczą się pod jedną koroną - odpowiedział na błagania kapłana z pewnością w głosie Amberyta. Żaden dowódca w tym cieniu nie mógł równać się z nim. Nie wielu było takich, których mogło się równać z nim. Gdyby miał czas podbił by ich wszystkich. Jednak zależało mu na szybkości. -Wezmę te oddziały, które będą mi potrzebne aby zakończyć tą wojnę - to był dobry wybór, po kompanii wojennej wybierze sobie oddział najlepszych wojowników, którzy ruszą z nimi w cień. Będzie mógł ich tam nadal szkolić i podnieść umiejętności. Swoista gwardia. Zawsze wychodził z założenia, że lepsza jest mała grupa, zmotywowanych i świetnie wyszkolonych wojowników, niż pełno mięsa armatniego.

Władca krainy spoglądał na Aleksandra, a jego oczy wyrażały radość, zdumienie i nadzieję. Młody Amberyta poznawał ten ambitny wzrok. A gdy człowiek odezwał się, był już pewien, że jego prośby będą spełnione - Będę królem wszystkich plemion?

-Tak, dopóki ty czy twoi następcy dadzą mi wojowników w chwili potrzeby ... - miał nadzieję, że jego głos brzmiał bardzo

Kapłani ponownie zaczęli szeptać do ucha władcy. Ten odezwał się po chwili - Kapłani mówią Panie, że twoja szczodrość jest wielka ale rzadko nas odwiedzasz i nasza ofiara może być zmarnowana -

Aleksander skinął głową -Rozumiem, ale nie martwcie się ... gdy wrócę tutaj, wszystko będzie jasne -

Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia. Za nim godnym krokiem ruszyła Monique. Nie odzywała się podczas całego spotkania, ale uważnie wszystko obserwowała. Aleksander zastanawiał się jakie wnioski wyciągnie z tego dziewczyna? Do jego uszu dobiegły jeszcze słowa władcy.

- Zapiszcie zatem w kronikach - rzekł władca - Ósmego dnia miesiąca Olstrun odwiedził nas nasz bóg Aleksander, syn wielkiego Benedykta. Obiecał nam władzę nad wszystkimi plemionami. Mamy gotować się na wielki dzień, na wielką bitwę. Należy wybrać rody, które będą szkolić wojowników na wojnę bogów -

Nie wyszedł jeszcze jednak. Jego wzrok spoczął na grupce oficerów. Wszędzie by takich poznał. Podszedł do nich. A ci pokłonili mu się nisko. -Potrzebuję armii, aby podbić plemię Ygrad - wymienili szybkie spojrzenia, ale zaraz jeden z nich, najmłodszy odezwał się

-Panie jestem Sven Odważny, moich tysiąc wojowników, jest na twoje usługi - po tych słowach opuścił pomieszczenie razem z Amberytami. Aleksander dokonał szybkiej inspekcji oddziałów. Nie były zachwycające, ale ich poziom nie był tragiczny. Nie dał wojownikom czasu na zastanowienie, wydał szybkie rozkazy i rozpoczęto marsz na zachód. Gdy oddział dotarł do granicy, podzielony został na wiele małych grupek. Każdym z nich dowodził wybijający się oficer. Na szczęście mieli dobre informacje o strażnicach nadgranicznych. Małe grupki zaatakowały w różnych częściach granicy. Nie dawali czasu na wysłanie posłańców z alarmem. Po zniszczeniu strażnic, łączyli się w większe grupy i maszerowali na kolejne forty. W ciągu krótkiego czasu, armia była ponownie połączona, a system fortyfikacji granicznych wroga zniszczony albo zdobyty. Pomaszerowali dalej, w stronę stolicy wroga.

Wieść o ich sukcesie niczym błyskawica rozniosła się po kraju. Rozpoczęto zbierać armię. Było już jednak za późno. Zbierające się oddziały były niszczone przez grupki wysyłane przez Aleksandra. Marsz był szybki, a wróg nie mógł skupić swoich sił. W końcu chcąc zatrzymać marsz armii Aleksandra wydali mu bitwę.

Była ona dla nich przegrana od początku. Myśleli, że mają przewagę. Wysunięte oddziały Aleksandra zostały zaatakowane przez przeważające siły. Trzymali się. Chcieli to zrobić dla swojego boga. A gdy wróg znalazł się blisko ...manewr oskrzydlenia zakończył się. Na polu bitwy pozostało wiele ciał, ale przynajmniej część wrogich wojowników postanowiła zmienić obóz.

Tym razem nic nie zatrzymało marszu na stolicę. Wieczorem, w dniu przed jej zdobyciem wszedł do swojego namiotu, gdzie Monique piła wino, zaczytując się w jakąś książkę. Uśmiechnął się do niej. Miała swój namiot, ale wolała siedzieć tutaj. Wiedział też, że gra przed jego podwładnymi rolę, żony boga, ale nie przeszkadzało mu to.

Siadając naprzeciwko niej uśmiechnął się szeroko -Dziękuje ... za to, że jesteś tutaj ... obecność kogoś z krwią Oberona ... to znaczy wiele, zwłaszcza teraz, gdy wszystko wydaje się nie pewne -

- Aleksandrze zrobię wszystko co w mojej mocy by ci pomóc. Benedykt zawsze był dla nas bardzo dobry. Cenię go i podziwiam. Możesz liczyć na moją pomoc -

Rozmawiali jeszcze długo. A gdy nastał ranek Aleksander wydał rozkaz do ataku. Generał prowadził główny najsilniejszy atak. Gdy sam Amberyta z wybranym oddziałem dostał się tylną bramą do miasta. Wybuchła panika, a jego oddział otworzył drogę pozostałym. Stolica padła u jego stóp. I tym samym konflikt zakończył się. Gdy powrócił do pierwszego władcy, miał już wybranych 40 ludzi. Król był szczęśliwy, w krótkim czasie jego władztwo podwoiło się. Miał też dobrze wyszkolonych oficerów, jeżeli wykorzysta to rozsądnie, powinien w końcu rządzić wszystkimi.

Przed wyruszeniem w cień poprosił Monique, aby ta udała się na ziemie i poczekała na niego w Miami. Jego oddziały pomaszerowały za nim. Wytłumaczył 40 najlepszym wojownikom "mitologię" Amberu. Wierzyli, że wspinają się po metaforycznym Ygdrassilu drzewie istnienia łączącym wszystkie światy. Gdy wmaszerowali do Lasu Ardeńskiego byli zmęczeni, ale szczęśliwy. Tam czekał już na nich Julian. Razem z Aleksander wybrali ustronne miejsce, które zapewniało jego gwardii, dobre utrzymanie i dobre warunki bytowe, jednocześnie pozwalając na pozostanie niezauważonym i ciągłe podnoszenie swoich umiejętności. Opuścił ich ... wierzących, że znaleźli się w krainie bogów.

Monique odnalazł w polecanym hotelu. Ubrany był w skórzaną kurtkę - bombardierkę, ze złotymi skrzydłami pilota. Wojskowe spodnie i buty, a za pazuchą kurtki schowany miał pistolet. Jego oczy zakrywały okulary przeciwsłoneczne, a u pasa wisiał duży nóż typu Jim Bowie. Uśmiechnął się do niej

-Zapraszam do mojego domu, mam tam basen ... muszę załatwić parę spraw, ale odpoczniesz tam lepiej niż w hotelu - zabrał ją do miejsca gdzie pozostawił swojego Harleya i z rykiem silnika ruszył do lepszej części Miami. Dzień był ciepły i słoneczny ... jak zwykle zresztą w tym miejscu. Dom Aleksandra nie należał do największych, znajdował się jednak w lepszej części Miami i miał basen. Pozwolił się Monique rozgościć w pokoju gościnnym, sam zaś poszedł umówić się na kilka spotkań ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline