Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2010, 00:05   #32
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
C'eville wziął sakiewkę niemalże odruchowo, w głowie układał sobie wstępne plany działania. Pergaminy mogły mu ułatwić życie, ale tylko trochę. Gdyby znajdowało się na nich coś naprawdę istotnego, to straż dałaby sobie pewnie radę sama. Mogły tam być jednak wskazówki, gdzie skupić uwagę.
Abe nie zajmował kapitanowi więcej czasu, nie było takiej potrzeby. Skoro miał pracować sam to nie miał specjalnie czasu do marnowania- będzie potrzebował go bowiem całe mnóstwo, aby ułożyć jakąś strategię. Na początek wypadało wrócić do karczmy i zapoznać się z tym, co już wpadło mu w kieszeń. "Swoją drogą, ciekawe ilu mam konkurentów do wypłaty? Jednego, dwóch, pięciu? I czy cokolwiek potrafią, czy też będą się pętać pod nogami?" Czas miał pokazać.


Już w swoim pokoju Threepwood rozwinął oba pergaminy i ułożył je na stoliku. A ponieważ przeklęte karty zaraz same się zwijały, obciążył ich rogi monetami- miał ich pod dostatkiem, a szlachetne kruszce na szczęście trochę ważą.
Ach, mapa. A na niej trasy patroli. Gdyby był złodziejem i znał jeszcze godziny patroli, byłby w siódmym niebie. Ale nie był, więc plan miasta przedstawiał mu tylko ogromną ilość miejsc, w której strażnicy mogli oberwać w łeb. Na obecną chwilę więc, ta informacja niewiele pomagała. Ale może drugi zwój okaże się ciekawszy?

Cóż, marginalnie. Albo straż się naprawdę obijała, albo zwyczajnie nie ufała najemnikowi z ulicy na tyle, by odsłonić przed nim wszystkie karty. Abe naprawdę miał nadzieję, że w grę wchodziła ta druga opcja.
Schemat napadów był podobno zawsze taki sam. W trakcie patrolu na strażników napadało kilku przeciwników i skupiało atak na jednym strażniku, resztą praktycznie się nie przejmując. Żadnego z napastników nie udało się jak dotąd schwytać, chyba żeby liczyć zwłoki...
"Zwłoki"- do głowy mężczyzny wpełzła intrygująca myśl.-"Szkoda tylko, że to cholernie drogie rozwiązanie."
Pomysł został odłożony na później, a w tej chwili C'eville kontynuował przeglądanie wręczonych mu zapisków. Straż wykluczała istnienie szpiega w ich szeregach, a jak na razie Abe nie musiał podważać ich informacji.
Dopiero dwie ostatnie informacje wydały się ciekawe: po pierwsze każdy z zabitych strażników był w jakiś sposób związany z portem. Z drugiej strony... to w końcu portowe miasto, nie dziwne że strażnikom przypada czasem patrolowanie doków i okolic. Po drugie: nazwisko. Prawdopodobnie całkiem niezłe źródło informacji. Ale na to przyjdzie czas później. W tej chwili wypadałoby samemu ruszyć głową i coś wywnioskować.

O, na przykład to, że większość napaści skupiała się w dwóch obszarach miasta. Gdyby tak rozłożyć się brzuchem do góry w okolicy i po prostu czekać... to byłoby się kompletnym idiotą. Nie, trzeba było zrobić coś innego. Czegoś się dowiedzieć. A Zoth'illam miał swoje sposoby zdobywania informacji. Kłopot w tym, że dowiedzenie się czegoś ciekawego na temat napaści mogło się okazać... trudne. Prawdopodobnie w zasięgu jego możliwości, ale tak komfortowo jakby chciał. Innymi słowy- potrzebował pomocy. Na wykwalifikowaną pomoc nie miał co liczyć- raz, że było bardzo trudno taką zdobyć, a dwa, że takowa kazała sobie płacić. A po co płacić, kiedy można skorzystać z półśrodków?

Naturalnie znalezienie kogoś do pomocy wymagało odrobiny poszukiwań i opuszczenia karczmy. Ale z tego akurat Abe się cieszył, bowiem karczma i tak nie spełniała jego wysokich oczekiwań. Kiedy jednak zszedł na dół, zauważył jedną osóbkę, która przykuła jego wzrok.
Młoda dziewczyna, którą chyba już widział wcześniej. Myła właśnie karczemną ladę, co w oczywisty sposób sytuowało ją w roli służącej. Dość niska, w nadzwyczaj prostej sukience. Całą jej twarzyczkę pokrywały piegi, które z niewiadomych przyczyn starała się przykryć zaczesanymi w przód rudymi włosami.


Zoth'illam uśmiechnął się w duchu. "A może jednak nie będę musiał się stąd ruszać?"
Sprężystym krokiem podszedł do lady i rozsiadł się na jednym z ustawionych tam stołków. Karczmarza nie było widać, może krzątał się na zapleczu, może chodził po stolarzach zamawiając nowe stoły i krzesła i ławy, aby uzupełnić to, co stracił w burdzie? A kogo to obchodzi? Kota nie ma, myszy harcują. Polowanie czas było zacząć.
Najpierw uśmiech. Ludzie tak często zapominają o sile, jaką ma w sobie ten najprostszy z grymasów. Zwykły, naturalny uśmiech potrafi w mig rozproszyć wiele podejrzeń. A Zoth'illam ćwiczył swoje uśmiechy przez całe lata.
Potem kontakt wzrokowy. Po co od razu ładować się do konwersacji. Mowa ciała przekazywała całą masę informacji, po co topić je w szumie rozmów? Ciało mężczyzny praktycznie krzyczało- odsłonięte, wyrzeźbione mięśnie, wyprostowana postawa, przystojne rysy, wszystko to dawało oczywisty sygnał: jestem atrakcyjny, jestem pewny siebie. Zwykło się uważać, że to mężczyźni oceniają kobiety po wyglądzie: rozmiarze biustu, długości nóg. Z kobietami wcale nie było tak znowu inaczej. Człowiek to w końcu człowiek.
Dziewczyna... wysyłała zupełnie inne sygnały. Spojrzenie utkwione w blacie i brudnej ścierze, zgarbione ramiona, zasłonięta twarz. Nieśmiałość, niepewność, może kompleksy? A zresztą, każda kobieta ma kompleksy. Większość zupełnie bezpodstawnie. Kiedy dziewczyna w końcu zorientowała się, że jest obserwowana uniosła spojrzenie. Ach, na Sune! Jakie ona miała piękne, wielkie oczy. A te karminowe usta, były wprost stworzone by je całować. "Czemu więc dziewczę wzrokiem uciekasz? Udajesz, że wcale mnie nie widzisz?" Zoth'illam się nie spieszył, dawał służącej czas by choć trochę się oswoiła z sytuacją. W końcu nie będzie przez pół godziny udawać, że on nie uśmiecha się właśnie do niej.
-Czy... czy coś panu podać?- wydukała wreszcie.
-Nie, nie kłopocz się. Jestem najedzony i wcale nie spragniony- odpowiedział spokojnym tonem.
-Pan wynajmuje u nas pokój prawda? Mam...mam coś sprzątnąć?- dziewczyna doszukiwała się powodu zainteresowania mężczyzny jej osóbką.
-Nie, nie. Wszystko jest czyste jak należy- zapewnił od razu, ani na chwilę nie rezygnując z uśmiechu.
-Więc w ...w czym mogę panu pomóc?- spytała wreszcie wprost.
-Zanim odpowiem na to pytanie, pozwól że cię o coś spytam. Widziałaś kiedyś czary?- Abe musiał ją trochę odprężyć, bo biedaczka gotowa zająkać się na śmierć.
-Hmmm... r-raz. Na...na miejskim rynku czarodziej prezentował swoją magię. Czemu... czemu pan py- C'evill nie dał dziewczynie dokończyć, przykładając palec do swych ust w uciszającym geście.
Wyciągnął obie dłonie do przodu, najpierw wierzchem, potem spodem, aby pokazać, że niczego w nich nie ukrywa. Potem pstryknął palcami, a zza lady dobiegły ciche, ptasie trele. Zdziwiona służąca odwróciła się na moment, rozproszona na tyle, że mężczyzna mógł bez kłopotu musnąć jej piękne włosy. Oczywiście dziewczę spłoszyło się momentalnie i odsunęło głowę, ale to też był element przedstawienia. W wyciągniętej przez Zoth'illama dłoni pojawiła się bowiem miedziana moneta.
-No proszę. Ciekawe czy w tych włosach kryją się jeszcze jakieś monety- zastanowił się na głos mężczyzna i wyciągnął drugą dłoń. Służka dalej była zawstydzona, ale tym razem nie unikała dotyku. Zresztą C'eville starał się, by jego dłoń ledwie otarła się o kosmyk... wydobywając kolejną monetę. Miał więc już dwie.


-Naprawdę cudowne włosy. Ale myślę, że są warte co najmniej złota, a nie prostej miedzi- wkradł w przedstawienie drobny komplement. Nieliczni o tej godzinie goście zdążyli się już zainteresować drobnym pokazem, ale Abe miał to gdzieś. Jego docelowa widownia była jednoosobowa i chyba wreszcie zaczynała się uśmiechać.
Mężczyzna zacisnął dłonie, a kiedy je rozwarł, leżało na nich nie co innego, jak złote monety.


-Co tam jednak po błyskotkach, kiedy największe piękno tkwi przecież w naturze- stwierdził, składając dłonie razem.-A teraz mi troszkę pomożesz, zgoda?- służąca skinęła głową.
-Chuchnij na moje dłonie- poprosił. Dziewczyna wahała się przez moment, ale ostatecznie zbliżyła twarzyczkę do złożonych dłoni C'eville i dmuchnęła delikatnie. A kiedy Abe rozłożył swoje ręce, spomiędzy nich w kierunku sufitu poleciał piękny motyl.


Rudowłosa śledziła go wzrokiem, aż wytwór prostej iluzji zniknął pod powałą. I tak. Nareszcie się uśmiechała.

-To jedynie kilka prostych, kuglarskich trików- skromnie stwierdził Zoth'illam.-Ale muszę odprawić bardziej złożony i skomplikowany rytuał i potrzebuję w nim pomocy. Nie chciałabyś rzucić choć jednego czaru?- myśliwy podszedł ofiarę, rzucił przynętę i zostało mu tylko czekać na to, czy ofiara wpadnie w zastawione sidła.
-Oczywiście, że bym chciała- odpowiedziała służka. A potem przypomniała sobie o nieśmiałości.-A...ale ja nie potrafię czarować.
-Nonsens- zapewnił mężczyzna.-Czarowanie to nic trudnego. Więc? Zechcesz poświęcić chwilę swojego czasu i mi pomóc?
-Ale tylko chwilę. Kiedy wróci gospodarz, to nie będzie zadowolony, że nie sprzątam.
-Nie zorientuje się. A nawet jeśli, to całą odpowiedzialność biorę na siebie.
-No... dobrze- rudowłosa była bardzo zaintrygowana przy jakich to czarach miała pomagać.
-W takim razie pozwól ze mną, do mojego pokoju. Nie będę przecież odprawiał rytuałów w sali jadalnej.
I dziewczę musiało odbyć kolejną wewnętrzną walkę. Z mężczyzną, sama, do pokoju? Zoth'illam w żadnej mierze nie był biegły w odgadywaniu ludzkich myśli, ale w służce można było czytać jak w otwartej księdze. Ale przecież nie zrobiłby jej niczego w karczmie, w której się zatrzymywał. I ona najwyraźniej doszła do takiego samego wniosku. Do pokoju dała się więc zaprowadzić bez protestów i nawet bez strachu w tym swoich cudownych oczach.

Mając już do dyspozycji swoją niewykwalifikowaną pomoc, Zoth'illam mógł rozpocząć przygotowania do rzucenia rytuału. Ze swojej sakiewki wyjął fiolkę zawierającą świecący proszek i jego odrobinkę wysypał na dłoń.
-To magiczny proszek, niezbędny do odprawiania magicznych formuł- wyjaśnił dziewczynie.- Za jego pomocą wykreśla się magiczne symbole, kręgi i różne inne rzeczy. Ja akurat poprzestanę na symbolach.
Z tymi słowami, nabierając szczyptę proszku na palce Abe zaczął kreślić na podłodze skomplikowane symbole, tworzące ostatecznie dość spory okrąg o średnicy około czterdziestu centymetrów.
-I tutaj właśnie potrzebna mi jest twoja pomoc- zaczął tłumaczyć.- Chcę, byś dokładnie co sto sekund obsypywała wyrysowane przeze mnie symbole odrobinką proszku. Liczysz do stu, nabierasz parę ziarenek i obsypujesz jeden symbol. Potem liczysz jeszcze raz do stu, nabierasz parę ziarenek i posypujesz symbol na prawo od poprzedniego. I tak dookoła, wszystkie symbole. Dasz radę?
Rudowłosa spojrzała na wyrysowane na podłodze znaki, których było osiemnaście. Potem na szczyptę proszku, która została w dłoni C'evilla.
-To zajmie dużo czasu, a ja powinnam przecież sprzątać- dziewczyna zaczynała mieć wątpliwości.
-Obiecałem ci, że wszelką odpowiedzialność przyjmę na siebie. Obiecuję ci też, że za pomoc, którą mi wyświadczysz nie spotka cię żadna nieprzyjemność. Pomożesz mi?
-Hmm... wystarczy, że będę liczyła do stu i posypywała symbole?
-Tak, prawda że magia jest łatwa?
-Zgoda, pomogę panu- zdecydowała po chwili.
-Dziękuję. I nie jestem żadnym panem, mów mi Abe- poprosił z uśmiechem mężczyzna.

A potem rozpoczęła się magia. Threepwood uklęknął pośrodku kręgu, wziął głęboki wdech i zaczął wypowiadać pod nosem formułę zaklęcia. Oczywiście Zoth dziewczynę okłamał- magia jest bardzo skomplikowana i wbrew pozorom monotonna. Ale prosta pomoc służki ułatwi odrobinę rytuał, a i ona będzie miała w przyszłości o czym wnukom opowiadać.
Na początku wszystko szło dobrze. Dziewczyna przesuwała się wokół kręgu wykonując wcześniejsze polecenie. Słowa rytuału były silnie wyryte w pamięci Zoth'illama, spływały pewnie z jego ust w kółko i w kółko, powtarzane jak mantra, którą praktycznie były. Aż w końcu wszystko zaczęło działać, a w uszach mężczyzny zabrzmiały pierwsze, niepewne szepty. Teraz zaczęła się najtrudniejsza część rytuału Szukania Plotek. Trzeba było spośród tych wszystkich szeptów wyłowić istotne informacje.
 
Zapatashura jest offline