Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2010, 15:36   #128
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik obudził się nad rankiem , przeciągnął obolałe od spania w skórzanym pancerzu wywerny kości po czym szybko rozejrzał się po pokoju panicza w poszukiwaniu źródła smrodu. Spał przy sekretnym przejściu blokując sobą niezauważone wkradnięcie się do komnaty panicza, i chyba tylko to uratowało go przed rzygowinami Malcolma, jakie ten uroczo wkoło łoża porozrzucał w nocy. Tupik cicho odsunął zasuwę po czym wyszedł z śmierdzącego pokoju panicza tajemnym przejściem. Powrócił do swojej komnaty z której wyszedł upewniając się czy kuchcikowie wciąż pilnują jego pokoju. Jeden pilnował drugi spał - co przyjął ze zrozumieniem, wiedząc, że żadni z nich więksi wojacy... ale chodziło przecież głównie o stworzenie pozorów i jako takie zabezpieczenie.
"Byle do ranka" - przemknęło mu przez głowę, ale jak się chwile później okazało tego typu myśli były zupełnie niepożyteczne. Kressa wciąż nie było, strażnicy patrzyli na niego wilkiem - co jedynie upewniło go, że z połowa z nich to pewnie zdradzieckie szumowiny, z miasta nie było ani wieści ani posiłków - jednym słowem klapa - i już chyba wolał gdyby przez noc wydarzył się atak, przynajmniej miałby to już z głowy...
Pewnym pocieszeniem był fakt, że przynajmniej zdecydował się pójść spać, co prawda późno - co ukazywały jego podkrążone oczy, ale lepsze to niż całonocne daremne czuwanie... "A może list do mistrza nas uratował... ciekawe czy ten wysłał odpowiedź pocztą" - postanowił sprawdzić, lecz wpierw wiedział , że musi porozmawiać z Richelieu... Skoro nawet zamkowej straży nie mógł zaufać, pozostawało wesprzeć się na przybyszach tym bardziej, że ten stary lis nie czyniłby tylu zabiegów z ożenkiem gdyby faktycznie nie chciał do niego doprowadzić... a przynajmniej pozostało mu oprzeć się na tej szansie.

Najpierw jednak wziął kąpiel, "Być może ostatnią" - pomyślał w porannym wisielczym humorze. Podczas kąpieli szykował listę zadań i o dziwo przygotowywanie śniadania było na tej liście ostatnią pozycją choć zazwyczaj głowił się nad tym najpierw. "Co komu po śniadaniu jeśli będzie martwy..." - jego myśli nie nastrajały pozytywnie. Strażnicy zamkowi zachowywali się tak jakby za chwilę mieli dopuścić się wewnętrznego przewrotu, Kress wyraźnie już przesadzał z nieobecnością i brakiem odpowiedzi, jedynie Zygfryd wykonywał swe obowiązki, ale nie potrafiąc właściwie gospodarować własnymi siłami... tak naprawdę Tupik był sam, sam na sam z paniczem na karku któremu wydawało się , że pożarł już wszystkie rozumy świata.

Kuchcików odesłał do porannych zajęć, pozwalając im później przespać się do południa, tymczasem sam zmienił własną straż przyboczną.

- Waldemarze, jak dobrze znasz się na wojaczce? - zapytał retorycznie, - mała zmiana planów, tajemne przejścia zostawiamy na później , wyciągnąłem cie z pierdla a jak się ten cały bajzel skończy to dopomogę w twoim uniewinnieniu i nie obchodzi mnie czyś faktycznie winny czy też nie.
"Nie z takimi bandziorami współpracowałem" - przemknęło mu przez myśl, choć trafną uwagę zachował dla siebie. Masz mnie pilnować , ochraniać, nie będziesz zresztą sam a obstawa zniechęci skrytobójców. Skryte zabójstwo nie będzie już tak skryte ze świadkami i obrońcami...

Następnie przeszedł się do kuźni , nie zważając na sroga minę kowala wbijającego wzrok w halflinga, tak jakby prócz wzroku chciał mu wbić coś jeszcze...choćby młot trzymany w dłoni. Pierwsze skrzypce jednak już prowadził Grim i trzeba mu było przyznać walił młotem jakby się z nim urodził...

- Panie Grimie , zmiana planów , okoliczności do nich zmuszają. Proszę za mną i z uzbrojeniem - zawód kowala pozostawimy póki co na spokojniejsze czasy.

Zamkowy kowal zrobił pyszną minę jak gdyby wygrał właśnie zamek na loterii, a przynajmniej kuźnie. Jego wzrok zdawał się mówić " a widzisz knyplu? I po co ci to było? Malcolm pewnie przetrzebił już ci skórę, no wynocha i nie zadzieraj więcej..." Halfling nie rozumiał tego zarozumiałego spojrzenia... wydawało mu się, że kowal zwyczajnie się ucieszy z odzyskania kuźni i pozycji , nie omieszkał jednak zapamiętać owej miny a swoistą reakcję przeprowadzić w bardziej odpowiednim czasie... gdy już zrozumie skąd ona się wzięła.

Halfling wiedział, że nie może ufać nikomu z zamku, a nawet najprzebieglejszy Mistrz gildii złodziej nie obmyślił by planu aby wsadzać do więzienia swoich ludzi, by tym sposobem wprowadzić ich na zamek. Być może, gdyby wiedział , że ktoś ich stamtąd wyciągnie... ale Tupik nawet tego nie planował, jakoś tak wyszło... i cieszył się obecnie z dwójki ochroniarzy , których w każdej chwili mógł odesłać do więzienia cofając poręczenie. Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo w chwili obecnej cały czas ktoś mógł dybać na jego życie... szczególnie od kiedy wysłał podpisany list do Mistrza . " A może nie powinienem go podpisywać? ... chmmm a co tam , tu już i tak bajzel będzie totalny... teraz trzeba zabezpieczyć tyły"

Wiedząc, widząc, czując że zamkowa straż zmierza do przewrotu, nie pozostało mu nic innego jak pogadać z Richelieu w końcu i jemu winno zależeć by Malcolm przeżył przynajmniej do ślubu...

Osobiści strażnicy Richelieu nie chcieli Tupika wpuścić do pokoju pana " Pięknie, już się rządzą..." zmuszony był więc umówić się z nim w bibliotece, Richelieu powodowany ciekawością, zaradnością, własnymi planami czy też logiką nakazującą odpowiedzieć na zaproszenie majordomusa przybył na spotkanie - a strażników jego i Tupika odprawiono za drzwi biblioteki.

- Panie Richelieu, pogadajmy zanim Pana i moje plany szlag trafi . Podejrzewałem nocny atak , w końcu dziwnym trafem wasza obecność na zamku styka się ze śmiercią Lorda Berengera... o ile faktycznie zginął - dodał wnikliwie obserwując reakcję rozmówcy. - I dziwnym trafem proponujecie ożenek młodemu paniczowi, właśnie teraz... Wygląda to tak jakbyście wiedzieli co ma się zdarzyć z Lordem i nie czekali ni chwili by wykorzystać ową nadarzająca się okazję. Rozmawiamy bez świadków a me słowo przeciwko słowu szlachcica nic nie znaczy, więc gdybyś chciał mnie panie o coś oskarżyć to i tak możesz, pozwól więc , że będę mówił otwarcie.
Dziw, że Malcolm dożył ranka, jeszcze większy będzie dziw, jeśli dożyje końca tego tygodnia a w takim czasie ,małżeństwa zaaranżować i przypieczętować nie sposób. Strażnicy szykują się z przewrotem a i miasto wypadło spod kontroli, dowódca zamku zapewne tez zdradził, jeśli więc cokolwiek zostanie do przejęcia przez szlachetny ród jaki reprezentujesz, będzie to chaos i zgliszcza. O ile zdążycie zaaranżować małżeństwo bo po obietnicy która złożył już panicz to nic nikomu nie przyjdzie... tym bardziej, że malec, wciąż nie ma zgody swoich opiekunów, na których Lord Berenger w swej mądrości wyznaczył między innymi mnie. Może i ma postać jest mało znacząca, ale brak zgody Bractwa - powołanej zgodnie z wola i ostatnim życzeniem Lorda, opisanym w testamencie, będzie wam zawsze sola w oku. Ja z tym nie zrobię nic, ale jeśli ktoś będzie chciał podważyć legalność zawartego małżeństwa - będzie mógł się powołać na brak zgody opiekunów... Zbyt wielkie i bogate są włości D'Arvilów by je ryzykować odebraniem z powodu braku kilku podpisów...
Wiesz Panie, że jeśli chce się kogoś uderzyć to pretekst zawsze się znajdzie, po cóż więc dostarczać komu konkretnych pretekstów , które by - z powodów prawnych nawet przed księciem wysłuchane być mogły.
No ale do ożenku wciąż jeszcze daleko, a było by przykro gdyby i pan młody tego czasu nie dożył... tym bardziej że przeciwników ma nie lada, ot choćby Mistrz Cecile który jest władny w każdej chwili zamach na zamku przeprowadzić i mam dowody, że się do tego szykuje. Zastanawiałem się czy zrobi to waszymi rękami, ale... jeśli tak to i od waszmości oczekuję nieco otwartości, rozmowa i tak pozostanie między nami a ja panicza będę pilnował przed każdym. On jeszcze nie dorósł do tego by wino kosztować a co dopiero życia i włości bronić. Mniemam że i waszmości bardziej przydam się żywy niźli martwy , nawet jeśliś nie jest tym za kogo się podajesz jeno wysłannikiem Mistrza Cecilla - co ma nabyta podejrzliwość także każe mi rozważać. Jam halfling , dostosuję się do każdej okoliczności , ale muszę wiedzieć z kim mam do czynienia i jakie są wasze zamiary Panie, mogę im pomóc lub nieświadomie zaszkodzić. Beze mnie kierowanie zamkiem czy włościami nie będzie wcale łatwiejsze , zbyt wiele wpływów przydatnych i znajomości tu mam by tak po prostu z tego zrezygnować, do tego dochodzi sam Malcolm , który żyje właściwie jeszcze tylko dzięki temu że ja tak chcę. Dość ma wrogów, że gdyby tylko na chwilę czujność osłabić, byliby go ubili a martwy... nie na wiele się komukolwiek przyda. Nawet dla wrogów cenniejszy byłby jako więzień którego od biedy w przyszłości można by użyć niż trup... wie Pan, trupy śmierdzą, smród ściąga sępy i hieny - a czasem także rodzinę zmarłego... która często nie różni się niczym od zwierząt jakie wymieniłem. Jednie dobra nie śmierdzą , wiem coś o tym bo praktycznie sam zapewniam im stały przepływ na zamek.
Mogę być ze wszech miar przydatny na zamku, o wiele bardziej niż ktokolwiek tu inny, a z martwego halflinga to więcej kłopotu niż pożytku, z bogatego i szczodrze obdarowanego więcej zaś korzyści niż strapień - o czym wie każdy komu do tej pory służyłem. Czekam więc na pana karty, obiecując, że talię zachowam dla siebie, niezależnie od wieści jakie mi powierzysz...Panie.

Przyszedł czas by zagrać nieco va bank, lokalni strażnicy i tak go do tego zmuszali, zastanawiał się czy przybyli żołnierze nie okażą się jedynym wsparciem i ochroną Malcolma, z drugiej strony jeśli przybyli tu go zabić ... to taki plan musiał mieć swe dalsze konsekwencje w których rola Tupika mogła być niepomierna. halfling wiedział, że czekać mogą już tylko skazani na śmierć, a póki człowiek żyw póty wszystko jeszcze odmienić może.
 
Eliasz jest offline