>>>No proszę, druid<<< - pomyślał Derrick. - >>>Bez wielkich problemów odnaleźliśmy druida. Niezbyt zachwyconego faktem odnalezienia... Ale to można było jakoś przeżyć.<<<
-
Derrick Talbitt - przedstawił się. -
Medyk - dodał tytułem wyjaśnienia. -
Chciałbym spotkać się z elfką, Lionorą Aelbedh - Derrick przeszedł od razu do konkretów. -
Słyszałem, że przebywa w tych okolicach. Opowiadał mi o niej pewien druid. Zwał się Borsu.
Wspomnienie nazwiska druida, którego medyk przelotnie poznał w Aldersbergu chyba było właściwym zagraniem, bowiem mężczyzna spojrzał na przybysza przyjaźniejszym wzrokiem... Mniej więcej tak, jak kopnięcie w dupę jest bardziej przyjacielskie niż ugodzenie mieczem.
-
Borsu? Znad Pontaru?
Derrick rozłożył bezradnie ręce.
-
Gdy się przedstawiał nie powiedział, skąd przybywa - odparł -
a ja nie wypytywałem.
- I wraz z całą swoją kompaniją, szukacie Lionory Aelbedh? - coś w tonie mężczyzny brzmiało niepokojąco.
Derrick skinął głową.
-
Zgadza się. - Poparł gest słowami. -
Borsu mówił, że spotkał się z nią jakieś dziesięć lat temu, w okolicach gór Mahakamu. Opowiedział o leczeniu, jakiego podjęła się kapłanka, w przypadku ofiary gwałtu. I w tej właśnie sprawie potrzebujemy jej pomocy.
- Opowiedz więc szerzej o tej pomocy, której oczekujecie - druid chyba próbował czegoś dociec.
-
W Adelsbergu, podczas zamieszek, czy wprost buntu ludności, hrabianka Antoinette poniosła szwank na ciele, a potem na umyśle - Derrick streścił znane pozostałym wydarzenia. -
Odcięła się od świata i wszelkich bodźców zewnętrznych i wpadła w pewien rodzaj katatonii. Ponoć, tak przynajmniej mówił Borsu, Lionora Aelbedh miała do czynienia z takim przypadkiem.
- Hrabianka, tak? A hrabia pewnie wyznaczył nagrodę za pomoc? - pytanie wcale nie brzmiało jak pytanie.
-
A owszem, wyznaczył - odparł Derrick. Nie zamierzał ukrywać faktów. Choćby dlatego, że cała historia mogła być znana nawet w tym lesie. -
Czy to stanowi jakiÅ› problem? Albo przeszkodÄ™?
- Nie, to stanowi odpowiedź na pewną zagadkę - odparł tajemniczo druid.
Derrick spojrzał na niego zaskoczony.
-
Czy mógłbyś się dla odmiany ty wyrażać bez zagadek? - spytał.
-
Nie. Ale to nie ja jestem intruzem w tym świętym gaju i nie ja szukam pomocy - zauważył mężczyzna.
A rusałka jakby nigdy nic położyła się w strumyku i wpatrywała się w swoje odbicie w lusterku.
Nie, to nie, pomyślał Derrick. Miej sobie swoje tajemnice.
-
Faktycznie - skinął głową, chociaż słowo 'intruz' nie przypadło mu do gustu. -
Przepraszam. Czy mógłbyś zatem umożliwić mi spotkanie z kapłanką Lionorą? - spytał.
-
Nie. Nie ma jej już w naszym gaju. A teraz, gdy wiem, że jej poszukiwania spowodowane są rządzą pieniędzy, to nie wyjawimy gdzie wyruszyła jak poprzednim razem.
- Innymi słowy, gdybym skłamał - uśmiech Derricka zawierał nieco goryczy -
to byś powiedział? Zawsze uważałem mówienie prawdy za zły nawyk i oto ponownie się sprawdziło. Możesz chociaż zdradzić, komu udzieliłeś owej informacji?
- Nie jestem zobowiązany do żadnej tajemnicy w tym względzie. Rudowłosej nieznajomej, potworzycy zresztą. A teraz jest to oczywiste, że był to błąd, którego nasz krąg już nie powtórzy.
>>> Cholerna wampirzyca nas wyprzedziła<<< - pomyślał. Na twarzach pozostałych członków wyprawy poszukiwawczej odmalowało się to samo mniej więcej uczucie.
-
Tej może? - Derrick wyciągnął sfatygowany list gończy.
Mężczyzna podszedł bliżej, by móc przyjrzeć się wizerunkowi Francesci.
-
Ha, a mówiłem flaminice, że nie warto było jej nawet słuchać. Trzeba było rozerwać ją na strzępy i zakopać.
>>> Cholerni druidzi. Byle komu kłapną pyskiem, a jak człowiek potrzebuje pomocy, to się do niego odwracają plecami.<<< Ale błagać nie miał zamiaru.
-
Cóż, stało się. - Derrick rozłożył ręce. Banda kretynów, dodał w myślach.
-
Panno z Jeziora - zwrócił się do rusałki.
- Zechcesz nam towarzyszyć w drodze powrotnej, czy też zostajesz tutaj?
- Miło było spotkać - zwrócił się do druida. Skłamał zresztą.
-
I to wszystko? - nie opanowała się Liliel. -
Przeleźliśmy przez ten przeklęty las, strzelano do nas, napadły nas kikimory, przeprawialiśmy się przez góry i teraz mamy dać się spławić zwykłym "nie"? - półelfka najwyraźniej miała pretensje do Derricka, bo właśnie na nim wyładowywała frustrację.
-
A cóż ja na to poradzę? - spytał Derrick. -
Widać nie mam talentu dyplomatycznego wampirzycy, zaś szczerość i prawdomówność nie są tutaj w cenie.
>>> A jak wyjdziemy z lasu, to będziesz mogła wszem i wobec opowiadać o głupocie druidów<<< - dodał w myślach. Wolał nie mówić zbyt wiele prawdy komuś, kto był - jakby nie było - na swoim terenie.
Liliel chyba nie miała zamiaru się poddawać. A ponieważ opieprzanie Talbitta nie przynosiło żadnych skutków, dziewczyna postanowiła opieprzyć druida.
-
Wyśpiewaliście wampirowi takie informacje, ale nam to już nie? Co wam w zamian zaoferowała? A może się jej po prostu baliście? - Drunin próbował półelfkę uciszyć, ale ta była na to o wiele za bardzo uparta. -
Chcemy odnaleźć Lionorę i poprosić ją o pomoc. A może nawet ostrzec o wpadce, którą to wy odstawiliście. Ale oczywiście lepiej wsadzić sobie głowę w rzyć i udawać, że nic się nie stało!
- Widać są druidzi i druidzi - próbował ją uspokoić Derrick. -
Borsu powiedział nam, gdzie szukać Lionorę, chociaż o nagrodzie wiedział. Skoro tutaj mają na ten temat inne zdanie, to nic nie poradzisz. Widocznie wolą trwać przy swoim, niż naprawiać błędy, choćby nieumyślne.
Z próby uspokojenia wyszła mała szpila, wsadzona druidowi.
Druid wyglądał, jakby mu strzelono w twarz. I w pewnym sensie tak właśnie było.
Gurd już chyba oswajał się z myślą, że zaraz przemienią go w wiewiórkę, albo inne leśne stworzonko, bo minę miał nietęgą.
Ale druid w końcu wyrzucił ręce ku niebu i z wyraźną niechęcią w głosie oznajmił.
-
No niech będzie, dobrze. Poinformuję flaminikę o waszym przybyciu. Niech ona decyduje. Ale jak coś was zeżre w międzyczasie, to nie moja wina.
Nikt nie zamierzał uciekać - widać każdy miał w sobie coś z ryzykanta. Albo po prostu wierzyli w rusałkę. W każdym razie rozsiedli się wygodnie na zielonym kobiercu mchu, by zaczekać na powrót druida i flaminiki.